Strony

poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Więzienie za poronienie. Dlaczego nawet katolik nie powinien podpisać projektu ustawy antyaborcyjnej.


Nowa ustawa antyaborcyjna od kilku tygodni jest na ustach mediów i ulicy. Zwolennicy podkreślają, że zapewni ona ochronę życia każdemu dziecku, ponieważ każde dziecko nawet t poczęte w wyniku gwałtu i płód niezdolny do życia poza macicą ma przyrodzona godność. Dziecko z gwałtu nie jest winne zbrodni ojca, a ma ponieś karę śmierci. Poza tym aborcja po gwałcie to żadna pomoc dla kobiety, a dodatkowa trauma- kobieta musi żyć z tym, że zabiła swoje dziecko. Przytoczona opinia obrońców życia szokuje. Czyta się tego typu teksty z wypiekami złoci na twarzy. Czytanie takich lektur nie należy do przyjemności, ale pozwala linię myślową drugiej strony, co jest niezwykle ważne w kontekście walki o prawa kobiet i dzieci. Cały problem z radykałami katolickimi polega na odmiennej perspektywie oglądu. Ortodoksyjni katolicy patrzą na sprawę aborcji z perspektywy płodu - bronią jego praw, gdyż uważają, że to jest najmniejsza istota i bezbronna,której oni chcą bronić wbrew wszelkiej logice. Do tej pory media mówiły o zagrożeniu dla wolności kobiet, kryminalizacji aborcji. Trochę za mało mówi się o sadyzmie ustawy wobec płodu i kobiet, który poroniły. Trzeba to w końcu jasno powiedzieć, a wręcz wykrzyczeć, aby dotarło także wierzących i praktykujących katolików- ustawa antyaborcyjna, pod którą tak chętnie podpisują się ZAGRAŻA ŻYCIU PŁODÓW I RODZINIE, GODZI W FUNDAMENT KATOLICKIEJ RODZINY- TRWAŁOŚĆ MAŁŻEŃSTWA. Napisana wielkimi literami opinia może zdziwić wiele osób, ponieważ ustawa nie mówi nic o trwałości małżeństwa. Ustawodawcy przewidują, że za nieumyślne spowodowanie śmierci dziecka poczętego grozi kara do 3 lat pozbawienia wolności. Oznacza to, że kobieta za poronienie, nieostrożne zachowanie w ciąży PÓJDZIE DO WIĘZIENIA NA 3 LATA. Autorzy ustawy uważają, że takie tłumaczenie to nadinterpretacja i manipulacja zwolenników zabijania "niepełnosprawnych dzieci poczętych". Usiłują przekonać, że kobieta, która poroniła nie będzie karana. Ich zapewnienia w świetle zapisu ustawy są niewiele warte- to raczej rozpaczliwa próba obrony barbarzyńskiego projektu. Kobieta rozpaczająca po poronieniu będzie wzywana do prokuratury i będzie musiała udowadniać, że nic nie zrobiła, że nie wiedziała, np; o zakażeniu. To jest chore i okrutne wobec kobiet, które cierpią po utracie dziecka. Czy ona będzie skazana, czy nie to sprawa drugorzędna. Kobieta, w momencie, kiedy potrzebuje wsparcia, pomocy w poradzeniu sobie z bólem, czasem poczuciem winy, będzie z góry podejrzana o zamach na życie dziecka. Takiego okrucieństwa wobec nie można wytłumaczyć ochroną życia. Jeżeli prokurator uzna, że kobieta roniąc popełniła przestępstwo wniesie sprawę do sądu, a to grozi rozbiciem rodziny. Poronić może każda kobieta- bez względu na wyznawaną religię i dlatego nawet praktykujący katolicy, opowiadający się za tradycyjną rodziną i ochroną życia,nie powinni podpisywać tej ustawy. Nie chcą chyba, aby kobieta, która poroniła szła do więzienia. USTAWA STANOWI ZAGROŻENIE DLA ŻYCIA PŁODU- ten zapis o nieumyślnym spowodowaniu śmierci płodu sprawia, że w Polsce kończy się diagnostyka i leczenie prenatalne. Istnieje niewielkie ryzyko(1%) poronienia w trakcie badań prenatalnych. Dla lekarza oznacza to 3 lata więzienia, dla dzieci - śmierć w okresie prenatalnym lub zaraz po porodzie z powodu schorzeń, które dzisiaj z powodzeniem leczy się dzięki medycynie prenatalnej. Co więcej lekarz będzie musiał czekać do stanu bezpośredniego zagrożenia życia matki, aby ją ratować. Oznacza to bezpośrednie zagrożenie dla życia ciężarnych, ryzyko, że żyjące dzieci ciężarnej stracą mamę i nienarodzone rodzeństwo. To cios w opiekę okołoporodową i to cios pod pretekstem ochrony najsłabszych. Ruchy pro-life wraz z biskupami od lat walczą z diagnostyką prenatalną widząc w niej hitlerowską eugenikę, wyrok śmierci na płody z zespołem Downa. Już w pierwszym projekcie zakazującym aborcji z 2011 r. wykreślili badania prenatalne. Teraz mamy powrót do tej praktyki. Celem tej ustawy jest większa śmiertelność płodów, noworodków i matek oraz zemsta na ginekologach, którzy dokonywali aborcji zgodnie z ustawą oraz mieli odwagę badać płody i je leczyć. Czy zaniechanie leczenia prenatalnego, większa śmiertelność płodów i noworodków jest obroną życia? To raczej zbrodnia dokonana na "dzieciach poczętych i rodzinach", czyli na grupie, którą ustawa miała chronić. Drogi katoliku, zanim podpiszesz zastanów się, czy chcesz narazić swoje "przyszłe dziecko poczęte" na śmierć z powodu chorób, które dzisiaj leczy medycyna prenatalna? Zastanów się, czy chcesz stracić żonę i dziecko, bo lekarz będzie uważał, że nie może podjąć działań ratujących ich życie, póki stan Twojej żony/córki/siostry, kuzynki, koleżanki nie jest tragiczny? Jeżeli naprawdę chcesz bronić życia płodu i kobiet nie podpisuj tego szmatławca- ustawy antyaborcyjnej. Ustawa nie uchroni od aborcji,nie sprawi, że nie będzie aborcji, a narazi na śmierć kobiety i dzieci. Do więzienia pójdzie lekarz, który próbował ratować kobietę i dziecko, jeżeli płód nie przeżyje. Obrońcy życia chcą pozbawić dzieci matki i rozbić Twoją rodzinę wsadzając kobietę do więzienia za poronienie. Wszystkie kobiety, które poroniły będą podejrzane o zabójstwo prenatalne. Nawet biskupi sprzeciwiają się karaniu kobiet za aborcję i poronienie. Wasze żony, matki, córki, siostry, koleżanki w myśl tej ustawy staną przestępczyniami, bo poronią lub przerwą ciążę z gwałtu, czy wykonają badania prenatalne i podejmą próbę ratowania dziecka.Szczegółowo tłumaczy zagadnienie prof. Dębski http://polska.newsweek.pl/pis-i-kosciol-chca-zaostrzenia-prawa-aborcyjnego-beda-karac-lekarzy-,film,384412.html#fp=nw Nie wyobrażam sobie, aby państwo polskie karało zgwałconą nastolatkę, która przerywa ciążę. Czymś nie wyobrażalnym jest zwiększenie śmiertelności noworodków i ciąganie do prokuratury kobiet po poronieniach. To barbarzyństwo, a nie ochrona życia. POWTÓRZĘ USTAWA ZAGRAŻA GINEKOLOGII, MEDYCYNIE PRENATALNEJ, LEKARZOM, KOBIETOM , RODZINIE I PŁODOM. JEST NIEBEZPIECZNA DLA TYCH, KTÓRYCH MIAŁA CHRONIĆ.

wtorek, 5 kwietnia 2016

ŚWIAT OBROŃCÓW ŻYCIA


Każdego roku, gdy tylko słoneczko przygrzeje na ulicach polskich miast pojawiają się „obrończy życia” i zbierają podpisy pod projektami ustawy zakazującymi aborcji lub edukacji seksualnej. Obrońcy życia to grupa ponad 150 organizacji, których celem jest „ochrona życia od poczęcia do naturalnej śmierci”. Są to grupy skupione wokół kościoła, choć nie są kościelnymi formami prawnymi. Teoretycznie pod względem prawnym są to grupy świeckie – zakładane przez osoby niebędące w stanie duchownym. Kolejnymi obszarami zainteresowania tych jest moralność społeczna. Ich działania zmierzają do unifikacji w duchu katolickim zasad moralności społecznej – całkowitego zakazu aborcji, ograniczenia badań prenatalnych i dostępności antykoncepcji, wprowadzenia prawnej ochrony małżeństwa jako związku mężczyzny i kobiety. Największą grupą jest Fundacja Pro -Prawo do Życia, która ma ponad 40 oddziałów terenowych i kilka tysięcy wyszkolonych wolontariuszy. Organizuje co roku akcję zbierania podpisów pod projektem zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej – dąży do całkowitego zakazu aborcji. Oprócz zbierania podpisów zajmuje się ustawianiem wystaw antyaborcyjnych w centach miast (okropne plakaty z płodami zestawianymi z Hitlerem, dzieckiem z Zespołem Downa, politykami, wielorybem, małpą, monetą. Przekaz jest jeden: świat za złe uważa np.: zabijanie wielorybów, czy testy na zwierzętach, a za dobre „zabijanie poczętych dzieci”. Długo zastanawiałam się, czy dołączyć do artykułu jeden z takich plakatów. Mój dylemat spowodowany był drastycznością przekazu i manipulatorskim charakterem twórczości obrońców życia. Od razu zaznaczę, że używam określenia „obrońcy życia”, ponieważ w ten sposób określa siebie ta specyficzna grupa ludzi. Ich działania i poglądy nie mają nic wspólnego z obroną życia. Zdecydowałam się pokazać plakat, ponieważ nadszedł czas na rozprawienie się z mitami, które zafundowali społeczeństwo ortodoksyjni katolicy. Dziecko na plakacie to nie ofiara aborcji, tylko scenka z pierwszych chwil po cesarskim cięciu, zanim położna wytrze maluszka z krwi i mazi. Przedstawiciele Fundacji mówią, że chodzi im o pokazanie prawdy o aborcji i o wyrażenie niezgody na to, że polscy politycy popierają prawo aborcyjne, zwłaszcza, jeżeli są katolikami. Ich zdaniem mamy prawo aborcyjne, a nie zakaz aborcji, poza trzema wyjątkami. Ich poglądy mają charakter obsesji – mówią o holocauście nienarodzonych w Polsce, o dyskryminacji niepełnosprawnych „zabijanych w aborcji”, o hitlerowskich praktykach eugenicznych – tak nazywają in vitro, antykoncepcję i aborcję. Oczywiście wszystkie „okropne praktyki” są winą feministek , homolobby i lewackich środowisk, które chcą walczyć z katolicką Polską i katolickim kościołem. Fundacja jeździ po różnych miejscowościach i okłamuje społeczeństwo, podburza do nienawiści wobec posłów i lekarzy. W szczególności atakuje posłów popierających kompromis aborcyjny (obecną ustawę), byłego prezydenta, pana Komorowskiego i panią prezydent Warszawy. Ofiarami nagonki padają szpitale, w których przeprowadzane są aborcje i prowadzone są najbardziej skomplikowane, najtrudniejsze ciąże, np.: szpital Bielański w Warszawie, czy Szpital Miejski w Rudzie Śląskiej. Posłowie oczerniani są w miejscu zamieszkania – w języku obrońców życia nazywa się to „uświadomieniem mieszkańcom, że dany poseł, choć deklaruje się jako katolik, opowiada się za zabijaniem dzieci z Zespołem Downa”. Opis takiej pikiety jest zawsze taki sam – dzielni wolontariusze rozstawili plakaty w miejscu zamieszkania posła i rozmawiali z mieszkańcami o haniebnym głosowaniu posła. Zawsze spotykają się z uznaniem społecznym, a społeczeństwo nagminnie wyraża swoje oburzenie okrucieństwem aborcji. Czasami zdarza się przeciwnik, ale najczęściej tylko pokrzyczy i nie ma argumentów, aby rozmawiać z obrońcami życia. Z resztą przeciwnik to lewak, prenatalna zabójczyni lub podżegać do prenatalnego zabójstwa, będący przedstawicielem cywilizacji śmierci i Szatana. Wiem, że brzmi to humorystycznie, ale wesołe nie jest. Zagrożenie, że we wrześniu będziemy mieli całkowity zakaz aborcji jest realne. PiS, część Kukiz 15 i parę posłów z PO bez zastanowienia naciśnie przycisk na "tak" podczas głosowania. Rzadko zdarza się, że oburzeni mieszkańcy zadzwonią na policję, a władza porządkowa przyjedzie spisze wolontariuszy i zabierze plakaty. Fanatycy nie widzą nic złego w tym, że na oglądanie tych zmanipulowanych obrazków narażone są dzieci. Zdaniem ich psychologa zetknięcie się dzieci z tak brutalnym przekazem nie ma wpływu na ich rozwój. Jakakolwiek próba dyskutowania z nimi, czy spisanie ich przez policję to zamach na wolność słowa, lęk przed prawdą o aborcji, obraza ich uczuć. Słusznie zauważyła pracownica jednego ze szpitali, że rozmowa z tym ludźmi nie ma najmniejszego sensu, gdyż nie widzą oni prawdziwego problemu aborcji (podziemia), są wyuczeni na specjalnych kursach, co mają mówić, pozbawieni oglądu rzeczywistości i przesiąknięci biskupią retoryką. Nie są w stanie merytorycznie odpowiedzieć na żadne argumenty. Co więcej nie dopuszczają do siebie żadnych badań naukowych, poza badaniami opublikowanym na amerykańskiej stronie obrońców życia i poza badaniami, które w ich odczuciu potwierdzają ogłoszone przez nich tezy. Są głęboko przekonani, że dzięki wychowaniu do życia w rodzinie w Polsce nie ma aborcji wśród nastolatek i młode dziewczyny nie chorują wenerycznie. Jednym z chętnie przedstawianych przez nich badań (niestety bez podania linku, a co za tym idzie możliwości weryfikacji) jest badanie stwierdzające, że dla ofiary gwałtu znacznie lepsze jest urodzenie dziecka, a 70% kobiet, które urodziły dziecko z gwałtu nie żałuje decyzji. Według tych badań każda ofiara gwałtu, która usunęła ciążę żałuje tego kroku. Tłumaczenie im, że jeżeli takie badania faktycznie miały miejsce, to ich wyniki są możliwe tylko dzięki temu, że kobiety miały wybór, a nie zostały zmuszone do rodzenia lub aborcji, spotyka się z ostrą krytyką i zarzucaniem popierania „zabójstwa prenatalnego z powodu niewłaściwego pochodzenia”. Każda osoba, która spróbuje rozmawiać z nimi, musi liczyć się z zarzutami zabijania dzieci. Otóż w ich języku nawet rozmowa o innym rozwiązaniu niż ustawowy zakaz aborcji jest równoznaczna z popieraniem „zabijania najsłabszych”. Uwaga, w języku anti-choice. „mordowaniem nienarodzonych” jest nie tylko aborcja, ale także in vitro i antykoncepcja awaryjna. Zbrodnią na dzieciach jest edukacja seksualna. Grupy anti-choice nie mają nic przeciwko przemocy wobec dzieci- bicia dzieci w rodzinach. Takie zachowanie jest ich zdaniem prawem rodziców do wychowania swojego dziecka zgodnie z religią. Próżno na ich stronach szukać sprzeciwu wobec bicia dzieci, czy przemocy w rodzinie. Nigdy nie wystąpili w obronie katowanych dzieci, nawet niemowląt. Po narodzinach dziecko staje się własnością rodziców, którzy mogą stosować wobec niego kary cielesne, co jest zgodne z ich wizją katolicyzmu. Anti-choice uwielbiają epatować opisami aborcji i obrazkami. Komentarze w stylu „rozrywanie na kawałki, obcinanie głowy płodu- to codzienna pisanina. Nie pomagają, że takie metody stosowane w USA, Chinach, Rosji są nadużyciem i nie mają zastosowania do sytuacji w Polsce. Opinie polskich lekarzy o tym, że aborcja z powodu uszkodzenia płodu to zwyczajne wywołanie porodu nie jest przez nich brana pod uwagę. Mają swoje autorytety- sygnatariuszy „Deklaracji wiary”. Dyskutując z nimi nie wolno popełniać kilku błędów: mylić okresów rozwoju prenatalnego. Pomylenie zarodka z płodem dyskwalifikuje dyskutanta i daje im przewagę metodyczną – uważają, że mają większą wiedzę i utwierdzają się w przekonaniu, że „bycie za aborcją” spowodowane jest brakiem wiedzy i współpracą z biznesem aborcyjnym. Hasła typu „zlepek komórek”, „pasożyt” zakręcają jedynie spiralę złości i agresji. Rozmowa powinna być merytoryczna, to znaczy nie wchodzimy na rejon ideologii i wykazujemy się przygotowaniem dotyczącym rozwoju prenatalnego. „Obrońcy życia” nie mają żadnej wiedzy o uszkodzeniach płodu. Uważają, że każdy, nawet płód bez mózgu i serca ma prawo do życia. Koszt zdrowia i psychiki matki nie mają żadnego znaczenia. Jedno trzeba im przyznać - udało się im zastraszyć polską ginekologię - szpitale boją się dokonywać aborcji ze względu na okupowanie terenu szpitala przez grupki fanatyków z tej fundacji i szykanowanie dobrego imienia placówek i pracowników. Tylko szpital Pro Familia postawił się tej organizacji i wystąpił z pozwem do sądu. Szpital wygrał sprawę, co media katolickie okrzyknęły jako kneblowanie ust, niedopuszczanie przez lewactwo PRAWDY o aborcji. Na stronie Fundacji są jedynie agresywne plakaty, informacje o pikietach i zbieraniu kasy na Fundację. Czytelnik nie znajdzie tam informacji przydanych dla rodziców, którzy dowiadują się, że ich nienarodzone dziecko ma wadę genetyczną: nie ma adresów hospicjum prenatalnego, psychologa, nie ma nawet informacji o zespole Downa, który według ich jest najczęstszą przyczyną aborcji. Nie znajdziemy oferty pomocy dla rodziców w trudnej sytuacji materialnej, dla kobiet,które potrzebują wsparcia w sytuacji, kiedy partner żąda aborcji. O co chodzi Fundacji: o szokowanie i polityczną awanturę, na pewno nie o ochronę ludzkiego życia. Jest to organizacja katolicka, więc ma wsparcie kościoła i prawicy. Nie ma problemu z zebraniem nawet 600 tys. podpisów i robieniu na tej postawie propagandy, że 90% społeczeństwa popiera zakaz aborcji. Prawda jest taka, że za obecnymi przesłankami aborcyjnymi opowiada się ponad 70% społeczeństwa. W tym roku również mamy postulat całkowitej ochrony życia. Fanatycy z Fundacji Pro -Prawo do Życia przeciwni są także badaniom prenatalnym – chcą praktycznie uniemożliwić ich wykonywanie. Ich zdaniem badania prenatalne to wstęp do aborcji- selekcja eugeniczna, wyrok śmierci na poczętym dziecku. Ich zdaniem rodziców należy pozbawić prawa do wiedzy o stanie zdrowia dziecka przed narodzeniem, prawa do leczenia takiego dziecka, a w skrajnej sytuacji prawa do wyboru. . Przestępstwem jest jedynie sytuacja, kiedy matka zaprowadzi nastolatkę do ginekologa- to jest ułatwianie współżycia. Podanie zgwałconej dziewczynie tabletki po to zbrodnia przeciw ludzkości. W Polsce, co prawda panuje pogląd, że z fanatykami nie rozmawia się, ale nie można w nieskończoność pozwalać, by tacy ludzie obrażali osoby bezpłodne, dzieci poczęte dzięki in vitro, kobiety stosujące antykoncepcję, ofiary gwałtów, lekarzy, posłów opowiadających się za kompromisem aborcyjnym. Trzeba ich powstrzymać, bo inaczej obudzimy się w rzeczywistości w której panuje zakaz antykoncepcji awaryjnej,badań prenatalnych, aborcji z przyczyn medycznych i in vitro. Cofniemy się o kilkadziesiąt lat, zwiększy się śmiertelność noworodków. Kochani czytelnicy, możecie ten post udostępniać wszędzie gdzie chcecie i powtarzać, że każdy podpis pod ustawą zakazującą aborcji oznacza śmierć chorych dzieci, które można było uratować w okresie prenatalnym lub zaraz po urodzeniu. Argument o większej śmiertelności noworodków zrobi wrażenie nawet na przeciwnikach aborcji z ustawy, bo nikt nie chce, aby umierały maluszki, którym można było pomóc. Fanatycy nie widzą zależności. Rozmawiając z ludźmi, którzy wyrażą chęć podpisania projektu pamiętajcie, że dla nich argument o całkowitej ochronie życia może być bliski i nie ma w tym złej woli - jest inna wrażliwość. Trzeba pokazać, że propozycja Fundacji Pro nie chroni życia,jest zagrożeniem nawet dla poczętych dzieci. Zapis o całkowitej ochronie życia pozbawia szans na potomstwo bezpłodne pary,jest ingerencją religii w medycynę, pozbawieniem prawa do skutecznego leczenia niepłodności, a nawet do stosowania leków hormonalnych. W ujęciu obrońców życia cieńsze endometrium jest równoznaczne z aborcją. Dobrym orężem w walce z „obrońcami życia” jest zapis nowego projektu o karalności nieumyślnego spowodowania śmierci płodu, to znaczy poronienia. Każda kobieta bez względu na wyznanie i poglądy może poronić, co będzie oznaczało tłumaczenie się przed prokuratorem, a nawet więzienie. Kara więzienia oznacza rozbicie rodziny, której fanatyczni obrońcy płodów chcą bronić. Kwestia obrońcy życia a antykoncepcja to temat na kolejny, dłuższy artykuł.

piątek, 1 kwietnia 2016

Dialog z Małgorzatą Terlikowską.


Na mój list do Ministra Zdrowia odpisała na portalu Fronda.pl Małgorzata Terlikowska. Pani Małgosiu, dziękuję za zainteresowanie moim listem, które okazała Pani w ramach zwalczania wszelkich informacji o antykoncepcji awaryjnej, które nie są po myśli strony prawicowej. Każdy głos w dyskusji jest cenny, zwłaszcza, kiedy daje możliwość pokazania na czym polega konflikt między obrońcami prawa do antykoncepcji a pro-life. Problemem jest płaszczyzna komunikacji językowej i punkt ciężkości, który bierzemy pod uwagę. Zwolennicy antykoncepcji awaryjnej mówią o zapobieganiu ciąży w nagłych, często dramatycznych sytuacjach jak: gwałt, wykorzystanie seksualne nieświadomej osoby pod wpływem pigułki gwałtu, trudna sytuacja rodzinna kobiety. Mówimy o potencjalnym zapłodnieniu. Zwracamy uwagę na to, że bierze pigułkę po, po to, aby uniknąć ciąży- nie wie, czy już doszło do zapłodnienia. Z punktu widzenia kobiety absolutnie nie można mówić o chęci usunięcia, ponieważ ma ona nadzieję, że zdążyła przed zapłodnieniem. Strona obrońców życia używa wobec nas okropnych wyzwisk - morderczynie, rozpustnice. Uznajecie, że stosując antykoncepcję awaryjną dokonujemy wręcz masowych mordów, co oczywiście jest bzdurą. Wasze rozważania koncentrują się na potencjalnym życiu, a nie na sytuacji kobiety, która podjęła decyzję o stosowaniu antykoncepcji awaryjnej. Chcecie narzucić swoje stanowisko całemu społeczeństwo, nie uznajecie prawa innego człowieka do własnego zdania, do kształtowania swojego życia zgodnie z prywatną moralnością. Przy tym kłamiecie, że stoicie po stronie kobiet, bo połknięcie tabletki po to największy dramat życiowy. Minister Zdrowia, ignorując petycję środowiska zwolenników antykoncepcji pokazał, że stoi po stronie kościoła, złamał zasadę bezstronności państwa w kwestiach światopoglądowych. Minister Zdrowia jest zwolennikiem klauzuli sumienia, która jest uderzeniem w prawa reprodukcyjne i ma na celu utrudnienie korzystania z opieki ginekologicznej kobietom. W innych dziedzinach medycyny nie jest stosowana. Wspomniała Pani, że w charakterystyce produktu leczniczego EllaOne znajduje się wzmianka, że preparatu nie wolno stosować w czasie ciąży. Jest to oczywiste, ponieważ w czasie ciąży tabletka nie zadziała, gdyż nie usuwa zagnieżdżonego zarodka/płodu. Charakterystyka produktu EllaOne zawiera wyraźną informację, że lek nie powoduje przerwania istniejącej ciąży. Sugerowanie przez Panią działania wczesnoporonnego jest nieuzasadnione. Cytowanie lekarza, który podpisał "Deklarację wiary w przedmiocie płciowości ludzkiej" nie jest w moim odczuciu wiarygodne, ponieważ cytowany lekarz nie zachowuje obiektywizmu. Charakterystyka leku EllaOne zawiera informację, że tabletka jest stosowana u kobiet w wieku rozrodczym, w tym u młodocianych. W przypadku młodocianych ma taką samą skuteczność i bezpieczeństwo, jak u kobiet dorosłych. Zarzut większej szkodliwości u nastolatek jest wyssany z palca. Każdy lek ma przeciwwskazania i EllaOne nie jest żadnym wyjątkiem- producenci w charakterystyce i ulotce informują o chorobach nerek, astmie i ciężkich schorzeniach wątroby jako przeciwwskazania do stosowania preparatu. Popularne środki przeciwbólowe, odchudzające, nasercowe, na schorzenia wątroby, czy pęcherza też mają całą listę przeciwwskazań i są dostępne bez recepty. Jakoś środowiska katolickie nie protestują przeciwko ich dystrybucji bez konsultacji lekarskiej. Ofiarą nagonki pada antykoncepcja. Antykoncepcja awaryjna jest stosowana sporadycznie i na pewno nie powoduje tak dużych szkód jak nadużywanie środków przeciwbólowych, czy nasercowych. W kwestii działania wczesnoporonnego- producent w charakterystyce produktu zaprzecza Pani rewelacjom. "Tabletki ellaOne hamują lub opóźniają owulację (patrz punkt 5.1). W przypadku gdy wystąpiła już owulacja produkt ellaOne nie jest skuteczny. Nie ma możliwości przewidzenia czasu owulacji i z tego względu tabletka ellaOne powinna zostać przyjęta niezwłocznie po odbyciu stosunku płciowego bez zabezpieczenia". W ulotce i w charakterystyce produktu w kilku miejscach znajduje się informacja, że przypadku podejrzenia ciąży- wystąpienia charakterystycznych objawów, należy poradzić się lekarza i nie wolno zażywać tabletki EllaOne. Wymienione są także grupy leków, które mogą obniżać skuteczność antykoncepcji awaryjnej. Nikt nie podważa faktu, że początkiem życia jest zapłodnienie. Zapłodniona komórka jajowa to jeszcze nie zarodek- jedynie zbiór genów. Pierwszy podział i mieszanie się owych genów następuje po 36 godzinach. Następnie następuje dalszy podział - etap bruzdowania, w wyniku czego powstaje wielokomórkowy zarodek. "zapłodniona komórka (zygota) to jeszcze nie początek nowego życia. Teraz przez parę dni wędruje przez jajowód, nieustannie dzieląc się, przy czym jednocześnie nie zwiększa swojego rozmiaru. To etap bruzdkowania, którego efektem jest wielokomórkowy zarodek. Przesuwany jest ruchami rzęsek pokrywających nabłonek jajowodów i skurczami mięśniówki jajowodów. Wydzielina produkowana przez nabłonek ułatwia poślizg komórki. W ostatnim stadium bruzdkowania powstaje blastocysta, czyli jajo płodowe - pęcherzyk składający się z dwóch warstw. Trofoblast pełni funkcje ochronne i odżywcze, z embrioblastu powstaje ciało zarodka. Przez kilka dni pobytu w macicy zarodek odżywia się tzw. mleczkiem macicznym - substancją wydzielaną przez śluzówkę. Jednocześnie enzymy wydzielane przez jajo powodują nadtrawienie błony śluzowej macicy. Zarodek zagnieżdża się w wytrawionym zagłębieniu, endometrium je obrasta. Proces ten zwany implantacją lub zagnieżdżeniem rozpoczyna się mniej więcej po 6 dniach od owulacji, ale w zależności od tego, jak długo zarodek znajdował się w jajowodach, rozpocząć się może od 4 do nawet 12 dni od jajeczkowania. Jajo płodowe usadawia się zazwyczaj w ścianie macicy niedaleko od ujścia jajowodów" http://www.sonomedico.pl/index.php/nieplodnosc-11361/zaplodnienie.html Używa Pani skrótów myślowych, których pełne są informacje o zapłodnieniu dostępne na portalach kobiecych. W tym miejscu wypada nadmienić, że w Polsce dostępne są dwa rodzaje antykoncepcji awaryjnej: zawierająca lewonorgestrel Escapelle - dostępna na receptę i tańsza oraz EllaOne, zawierająca octan uliprystalu -droższa, dostępna bez recepty. Lewonorgestrel chroni ciążę. Mało kto wie, że badania nad powyższym hormonem, zastosowanym we wkładkach domacicznych wykazały, że "działanie ochronne wiąże się ze zmniejszeniem ryzyka zachorowania na raka endometrium aż o 50% względem średniego ryzyka populacyjnego. W mniejszym stopniu zmniejsza ona ryzyko zachorowania na raka gruczołowego i płaskonabłonkowego szyjki macicy, raka jajnika, trzustki oraz oskrzela" http://www.ginekologiapolska.pl/Wplyw-systemu-wewnatrzmacicznego-nuwalniajacego-lewonorgestrel-mirena-bayer-nna-prewencje-i-leczenie-raka-gruczolowego-nblony-sluzowej-macicy-oraz-na-inne-nnowotwory-zlosliwe-u-kobiet,2078,0,1.html ". Przy coraz częstszym rozpoznawaniu insulinooporności i otyłości w ostatnich dekadach oraz coraz wcześniejszym występowaniu nowotworów hormonozależnych szersze stosowanie systemów wewnątrzmacicznych uwalniających lewonorgestrel może się okazać bardzo istotnym elementem profilaktyki pierwotnej nowotworów złośliwych u kobiet. Dla przykładu, osoby z nadwagą i otyłością wydają się być predystynowane do stosowania takiej interwencji hormonalnej.". (tamże) Pani Małgorzato, proszę nie manipulować badaniami i nie wmawiać czytelniczkom jakiś strasznych zagrożeń. Kwestia raka a antykoncepcji wymaga wyjaśnień. Antykoncepcja z całą pewnością zapobiega rakowi jajnika, endometrium i okrężnicy. Hormonalne środki antykoncepcyjne -(zawierające głównie estrogeny) jeśli w ogóle mają jakiś związek z rakiem piersi to być może działają jako czynnik ułatwiający i przyspieszający rozwój choroby, która już wystąpiła, niż jako czynnik powodujący mutacje genetyczne i wywołujący chorobę. Uważa się, że tabletki składające się tylko z progesteronu, i tzw. "minipigułki" nie zwiększają ryzyka wystąpienie raka piersi. Tabletki mogą nieznacznie zwiększać ryzyko choroby u kobiet genetycznie obciążonych, lub u kobiet stosujących doustne środki antykoncepcyjne stosowały przez co najmniej 8 lat do zajścia w pierwszą ciążę. Uważa się, że preparaty zawierające jedynie progesteron nie wpływają na ryzyko wystąpienia raka piersi natomiast preparaty zawierające zarówno progesteron jak i estrogeny mogą mieć wpływ na powstanie tego nowotworu. Rak u tych kobiet jest mniej zaawansowany i rzadziej powoduje przerzuty. Zapewniam Panią, że takie informacje są dostępne na każdej ulotce. Nikt przed kobietami nie ukrywa możliwego zagrożenia. Ulotka zawiera także informacje o ryzyku zakrzepicy- szacowane średnio na 1:6500. Ryzyko zakrzepicy jest znacznie większe w ciąży, o czym Pani raczyła zapomnieć. Ulotka zawiera wszystkie informacje na ten temat, łącznie z opisem objawów. Poza tym antykoncepcja nie wywołuje zakrzepicy, a jedynie zwiększa jej ryzyko, w zależności od hormonu, który jest w jej składzie. Działanie ochronne antykoncepcji przed niektórymi nowotworami narządów rodnych jest bardzo dobrze opisane i nie podlega wątpliwości. Więcej przypadków śmiertelnych jest po zażyciu środków przeciwbólowych, ale na tym środowiska katolickie nie ubolewają. To właśnie niestosowanie antykoncepcji zwiększa ryzyko raka narządów rodnych - nowotworom sprzyjają: cykle menstruacyjne i wczesna miesiączka. Blokowanie cyklu ma właściwości zapobiegawcze, jeżeli chodzi o nowotwory oraz lecznicze- leczy torbiele jajnika. Ponadto kobiety zażywające pigułki antykoncepcyjne są mniej narażone na zgon z powodu raka lub choroby serca niż panie, które ich nie zażywają - wynika z badań brytyjskich, które publikuje "British Medical Journal". Naukowcy z Uniwersytetu w Aberdeen doszli do takich wniosków po przeanalizowaniu danych zbieranych przez niemal 40 lat w grupie 46 tys. kobiet. Ze wcześniejszych obserwacji wynikało, że pigułki mogą zwiększać ryzyko niektórych schorzeń, jak rak piersi czy zakrzepowe zapalenie żył, a przez to skracać życie. "Nigdy nie było jednak wiadomo, jakie są długotrwałe skutki ich stosowania" - tłumaczy prowadzący badania prof. Philip Hannaford. Po niemal 40 latach obserwowania stanu zdrowia kobiet zażywających te środki okazało się, że nie są one bardziej narażone na zgon niż panie, które ich nie stosowały. Ich ryzyko zgonu było wręcz o 12 proc. niższe. Kobiety te były mniej narażone na śmierć z powodu raka, choroby serca czy udaru mózgu. Na koniec rozważań o tabletkach antykoncepcyjnych przytoczę wypowiedź pani prof. Violetty Skrzypulec "Ci, którzy uważają stosowanie środków antykoncepcyjnych za zło samo w sobie, nie wiedzą o czym mówią. Najbardziej popularna pigułka antykoncepcyjna jest dwuskładnikową tabletką zawierającą w swoim składzie hormony: estrogen i progestagen. Blokuje proces jajeczkowania i wytwarzanie śluzu szyjkowego [..]Dla lekarzy tabletka antykoncepcyjna jest lekiem, przy pomocy którego nie szkodzimy, ale pomagamy. Antykoncepcję stosujemy np. w przypadku nawracających torbieli czy zdiagnozowanych nienowotworowych cyst jajnika, ponieważ jest to jedyna możliwość uratowania jajnika. Przy takim postępowaniu można zablokować pracę tego narządu np. na 3 lata i zapobiec pojawianiu się kolejnych zmian chorobowych. Tabletkę antykoncepcyjną stosujemy w obfitych krwawieniach, nieregularnych cyklach i oczywiście po zabiegach operacyjnych, np. w przypadkach ciąży pozamacicznej. Na całym świecie zaleca się również podawanie takiej tabletki u kobiet z grupy ryzyka raka jajnika. To nieoceniona terapia antykoncepcyjna z efektem dodanym. Kiedy jajnik nie pracuje, spada możliwość pojawienia się w nim nowotworu. W przypadkach zaburzeń hormonalnych, pigułka antykoncepcyjna jest lekiem pierwszego rzutu. My, endokrynolodzy, stosujemy pigułkę antykoncepcyjną przy nadmiernym owłosieniu, trądziku. Także jako element regulacji cyklu miesiączkowania u dziewcząt, które nierozważnie się odchudzały.". Jak widać nie ma Pani racji - antykoncepcja jest środkiem leczniczym i zapobiegającym nowotworom (oczywiście nie wszystkim). Ma skutki uboczne, ale bilans jej stosowania jest zdecydowanie korzystny. Zauważyłam, że prawie za każdym razem odwołuje się Pani do tych samych źródeł. Kraje, które zdecydowały się na refundowanie antykoncepcji i antykoncepcji awaryjnej : Litwa, Łotwa, Hiszpania, Niemcy, Holandia, Belgia, częściowo Szwecja, obserwują stały spadek liczby aborcji. Działania pro-life w Polsce (Fundacja Pro-Prawo do Życia) polegają w dużej mierze na nagonce na polityków, pokazywaniu zmanipulowanych wystaw, oszukiwaniu społeczeństwa i domaganiu się ciągłych zakazów (aborcji, edukacji seksualnej, in vitro, a nawet badań prenatalnych). Nie interesują się aborcją w podziemiu, udają, że jej nie ma. Nie mogą na niej zrobić medialnego szumu, więc stoją pod szpitalami i obrażają personel. Na ich stronach nie znajdzie Pani żadnej informacji na temat zespołu Downa, czy adresów ośrodków pomagających rodzicom po trudnej diagnozie prenatalnej. Polscy obrońcy życia nie dostrzegają faktycznego problemu aborcji, usiłują narzucić swój światopogląd. W Polsce nie jest problemem 1800 legalnych aborcji, ale ponad 150 tys. nielegalnych. Problem w tym, że zakaz aborcji i utrudnianie dostępu do antykoncepcji awaryjnej nie spowoduje zmniejszenia liczby aborcji, ale jej zwiększenie. Na Słowację,do Austrii, czy do Niemiec jest blisko. Polskie podziemie nadal będzie rozwijało się. Nawet duchowa adopcja dziecka poczętego nie pomoże w walce z tym zjawiskiem. Aby skutecznie walczyć z aborcją, to należy promować antykoncepcję. Pani poglądy nie wytrzymują konfrontacji z rzeczywistością. Można przyznawać rację obrońcom życia, kościołowi i udawać, że aborcja na żądanie w Polsce nie istnieje albo, że jest to wyłączenie problem policji i sądów, ale można też zapobiegać temu zjawisku poprzez ułatwianie dostępu do antykoncepcji oraz zmiany w prawie ułatwiające wychowanie i opiekę nad dziećmi. Antykoncepcja awaryjna bez recepty jest jednym z najlepszych sposobów zapobiegania aborcjom. Napisała Pani, że połowa nieplanowanych ciąż jest wynikiem błędu w stosowaniu antykoncepcji. Gdyby antykoncepcji nie było tych ciąż byłoby jeszcze więcej. Antykoncepcja awaryjna pozwala na naprawę błędów w stosowaniu antykoncepcji bez krzywdzenia siebie i rozwijającego się w macicy dziecka. Na szczęście obecnie dostępne są środki, które zmniejszają ryzyko błędu: tabletki na 28 dni, wkładki, zastrzyki, pierścienie, plastry. Niezbędna jest też edukacja seksualna, której środowiska prawicowe są przeciwne. Tylko wiedza i zdrowy rozsądek ludzi może zmniejszyć liczbę aborcji. Dlatego też apel o refundację wszystkich środków antykoncepcyjnych jest jak najbardziej słuszny i odpowiadający postulatowi ochrony życia. Kobieta, która pragnie dziecka raczej nie usunie ciąży. Zgodzimy się co do tego, że dzieci powinny rodzić się z miłości, a nie pod przymusem. Dlatego najlepsze, co minister może zrobić, jeżeli chce naprawdę walczyć z aborcją, to zostawić antykoncepcję awaryjną w spokoju. To kobiety, ewentualnie wraz z partnerami powinny decydować, czy w danym momencie chcą zajść w ciążę. Ciągłe mylenie antykoncepcji i środków wczesnopronnych doprowadza do dramatów i aborcji. Środowiska pro-life w sposób celowy wprowadzają społeczeństwo w błąd - dążą do przejęcia kontroli nad kobietami i planowaniem rodziny. Mamy zatem do czynienia z terrorem ideologii katolickiej w społeczeństwie. Kościół już nie ukrywa swoich intencji - zmuszenie społeczeństwa do akceptacji jego nauczania. Społeczeństwo stawia coraz większy opór, toteż rękami obrońców życia i uległych polityków, kościół wprowadza siłą swoje nauczanie. Trudno mówić o "terrorze ideologii lewackiej" skoro strona lewicowa nie dysponuje obecnie miejscami w Parlamencie, a jej siła medialna jest znacznie mniejsza niż obrońców życia. Strona lewicowa nie dysponuje szwadronem wyszkolonych ludzi do zbierania podpisów, nie organizuje kilka razy w miesiącu pikiet w centrach miast i pod szpitalami,nie ma za sobą tysięcy ambon. Nasz głos jest ledwo słyszalny. Nie ma żadnego potężnego homolobby. Organizacje feministyczne są stosunkowo nieliczne.Mają poparcie w WHO i niektórych instytucjach europejskich, co nie przekłada się na zdolność do zmiany prawa.