Blog o tematyce kobiecej i społecznej. Moda, antykoncepcja, dieta, prawa kobiet, dzieci i zwierząt, wychowanie. Blog dla wszystkich, którzy chcą rozmawiać bez obaw o obrazę uczuć. Blog dla reklamodawców - dziennie nawet 200 wyświetleń.
Strony
▼
środa, 20 listopada 2013
Mądrości z katolickiego sympozjum „Dylematy dotyczące ludzkiej płodności”
Powoli staje się normą, że ultrakatolicy organizują sobie spotkania, na których rozważają kwestie niewiązane z wiarą. Mają oczywiście pełne prawo do swoich spotkań i opowiadania na ich głupot. Ludzie rozsądni mają obowiązek prostowania niedorzeczności opowiadanych przez hierarchów i zaangażowanych religijnie lekarzy, czy psychologów. Prawda bez religijnego bełkotu musi przedostawać się do opinii publicznej. Oczywiście zebrani na sympozjum „Dylematy dotyczące ludzkiej płodności”, które odbyło się 16 listopada 2013 r. na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie usłyszeli jak straszne gender i jak to niszczy rodzinę. Szczerze mówiąc zdążyłam się przyzwyczaić do tego, że arcybiskup Hoser nie grzeszy wiedzą na temat ludzkiej płciowości, chociaż posiada drugi zawód i jest to, o zgrozo LEKARZ. Tym razem nie uraczył zebranych swoją obecnością, a jego przemówienie odczytała inna osoba.Zdaniem pana biskupa, kiedyś płodność była wartością cenioną i pozytywną - ludzie mieli dużo dzieci. Zauważył, że kiedyś przeżywalność dzieci była znacznie mniejsza, a rodzina wielodzietna zapewniała dostatek i pozycję społeczną. Dalej szanowny hierarcha, raczy słuchaczy stwierdzeniem, że " Obecnie doszło do odarcia płodności z należnego jej szacunku. Wpłynęło na to nie tylko ograniczenie śmiertelności i wydłużenie życia ludzkiego, lecz także rewolucja seksualna i wynalezienie pigułki antykoncepcyjnej, co hierarcha uznał za jedną z największych tragedii ludzkości."
Powyższy fragment mnie zaszokował - zdaniem tego człowieka ograniczenie śmiertelności dzieci i wydłużenie życia ludzkiego jest złe, bo zmniejsza zainteresowanie prokreacją. Przecież jako ksiądz katolicki nie przysłużył się społeczeństwo daniem życia, nie ma dzieci. Rewolucja seksualna i pigułka antykoncepcyjna nie odarły płodności z należnego jej szacunku, wręcz przeciwnie, sprawiły, że ludzkość nauczyła się rozsądnie korzystać z funkcji płodności i wydaje na świat, tyle potomstwa ile jest w stanie wychować. Nie każdy ma ochotę urządzać pogrzeby swoim dzieciom, bo umierają z głodu i braku podstawowych warunków higienicznych, jak ma to miejsce w Afryce. Mamy mniej potomstwa, ale za to stać nas na kształcenie i zapewnienie godnego dzieciństwa. Nasze dzieci nie muszą paść gęsi, czy pracować w fabrykach, aby pomóc rodzicom w utrzymaniu licznego przychówku. W krajach, gdzie płodność nadal jest wysoka dzieci zmuszane są do ciężkiej pracy, nie mają zapewnionej edukacji i w gruncie rzeczy dziedziczą nędzę po rodzicach. Dalej jest jeszcze lepiej , coś w duchu zwalania winy na innych. Dowiadujemy się, że " Ruchy feministyczne uznały, że płodność kobiety jest powodem jej upośledzenia politycznego, ekonomicznego i społecznego. Że jest przeszkodą i zagrożeniem dla równości płci, że generuje ubóstwo i katastrofę ekologiczną – Dziś płodność podporządkowuje się wymogom kultury hedonistycznej, co nie sprzyja budowaniu trwałych relacji i podejmowaniu decyzji o prokreacji. określił seksualność współczesnych ludzi jako egocentryczną, czego konsekwencją jest wzrost zaburzeń orientacji seksualnej, depresja demograficzna, wzrost niepłodności nabytej i dehumanizacja płodności, która staje się produkcją i hodowlą."
Znów błąd - to nie płodność jest powodem upośledzenia politycznego, społecznego i ekonomicznego kobiet, ale kultura i religia, które rolę kobiety podporządkowały płodności. Kobieta stała się niewolnicą płodności, nie mogła nad tym zapanować, musiała być posłuszna, oddawać się mężowi i rodzić dzieci, z których tylko niewielka część przeżywała. Mężczyźni też są płodni, ale jakoś ta cecha nie wpływa na ich pozycję. Dzięki antykoncepcji i feminizacji można kontrolować płodność, na czym zyskuje rodzina i każdy jej członek. Im większe bezpieczeństwo ekonomiczne, tym mniej dramatów związanych z ubóstwem i brakiem życiowych perspektyw. Liczne potomstwo trzeba przede wszystkim utrzymać, a nie da się tego zrobić z jednej pensji, przy obecnych cenach czynszu, prądu, gazu i podstawowych artykułów. Biskupowi dobrze mówi się, ponieważ to nie on utrzymuje dzieci, a sam opływa w bogactwach. Seksualność współczesnych ludzi jest świadoma, a nie podporządkowana zachowaniu gatunku, opiera się na przyjemności, nie ogranicza się do obowiązku płodzenia dzieci. Małżeństwo nie jest wyrokiem i w razie przemocy w rodzinie, czyt zdrady może je zerwać. Związki opierają się na poszanowaniu drugiej strony, zrozumieniu i miłości. Przyrost naturalny jest mniejszy, ale przyczyną tego zjawiska nie jest edukacja seksualna, czy rewolucja seksualna, tylko brak warunków do wychowania dzieci - zbyt duże ceny mieszkań, wygórowane ceny czynszu, umowy śmieciowe, brak stabilizacji zatrudnienia i niepłodność. In vitro to nie produkcja, ale metoda leczenia.
Z kolei pani Teresa Król uraczyła słuchaczy opowieściami o WdŻ. Lekcje WdŻ wspierają rodzinę i integralność ludzkiej seksualności. Uczą prawdy o antykoncepcji, to znaczy przedstawiają jej szkodliwość i promują npr (naturalne planowanie rodziny). Pani Król przypominała postawę dzielnego ministra Handkego, którego zespół nie poddał się naciskom środowisk lewicowych i wprowadził obecny program WdŻ, w ramach ,którego "dzieci i młodzież korzystają z edukacji seksualnej typu A, a więc z tzw. wychowania do czystości." Znaczy to tyle, że dowiadują się, że seks przed ślubem niszczy płciowość i jest zły. Integralność ludzkiej seksualności polega na powiązaniu jej z jakimś bożym planem i stosowaniem npr. Pani ekspertka (autorka podręczników do wychowania do życia w rodzinie) przytoczyła dane Eurostatu z 2010 r, według których. to właśnie Polska ma najniższy odsetek aborcji, ciąż i osób zarażonych chorobami przenoszonymi drogą płciową wśród nastolatków. Nie zauważyła tylko, że w Polsce nie ma statystyk o prawdziwej liczbie ciąż wśród nastolatek, a część tych ciąż jest usuwana w podziemiu aborcyjnym i nigdy nie znajduje miejsca w karcie ginekologicznej pacjentki. Młode Polki nie mają pojęcia czym są choroby weneryczne i nie zgłaszają się na badania , stąd niska liczba chorób wenerycznych wśród nastolatków. Nastoletnie Polki nie mogą same korzystać z usług ginekologa, muszą być w towarzystwie dorosłego opiekuna, więc nie zgłaszają takich problemów. Dane Eurostatu są niewiarygodne, jeżeli chodzi o polskie nastolatki i świadczą jedynie o tym jak szkodliwy jest WdŻ, który zostawia młodzież w niewiedzy dotyczącej zdrowia reprodukcyjnego.
Warte odnotowania jest to, że druga część sympozjum została poświęcona antykoncepcji. Referat wygłosił prof. Chazan, ginekolog-katolik, przeciwnik in vitro i antykoncepcji. Jak można się domyślać nie było o obiektywnym spojrzeniu na antykoncepcję, jedynie straszenie. Mam wrażenie, że stan wiedzy przeciwników antykoncepcji zatrzymał się na poziomie z lat 80-tych. Nie dostrzegli, że przez 30 lat antykoncepcja rozwinęła. Zdaniem profesora? "Antykoncepcja szkodzi kobiecie i dziecku, dlatego angażowanie autorytetu lekarza do promowania jej uwłacza etyce – powiedział ginekolog. – Jednak producenci środków antykoncepcyjnych uzależniają lekarzy od siebie poprzez fundowanie zagranicznych wyjazdów, organizowanie konferencji naukowych czy wpływanie na redaktorów pism medycznych. Czynią to przeznaczając znaczne środki finansowe na promocję specyfików, które niczego nie leczą, a wręcz niszczą zdrowie kobiet.
Zatrzymam się na chwilę. Nie bardzo rozumiem w jaki sposób antykoncepcja szkodzi dziecku, skoro nie dopuszcza do jego powstania? Używając wyłącznie argumentów logicznych trzeba stwierdzić, że skoro nie ma dziecka, to nie może dziecku zaszkodzić. No, chyba, że szkodliwością dla dziecka jest to, że nie dopuszcza się do zapłodnienia!!!!! Pan profesor posuwa się do oczerniania całego środowiska ginekologów, oskarża ich o korupcję. Nawet jeżeli firma farmaceutyczna organizuje konferencje naukowe to cóż w tym złego? Pan profesor zapomina, że nie koncernów, które produkują wyłącznie antykoncepcję. Koncerny wytwarzają szeroki asortyment leków i jak każdy podmiot gospodarczy mają prawo promować swoje produkty. Lekarz -ginekolog opowiadający, że antykoncepcja niczego nie leczy to skandal. Środki antykoncepcyjne są lekami używanymi w ginekologii. Fanatyzm religijny tego pana, chęć przypodobania się klerowi sprawiły, że stracił wiarygodność. Pan profesor w swoim zastraszaniu kobiet posuwa się kłamstwa i twierdzi wbrew wynikom badań, że antykoncepcja powoduje raka jajnika. Rozśmieszył mnie jeden fragment " zażywanie antykoncepcji hormonalnej wpływa negatywnie na zdrowie całej populacji. Wydzielane z moczem kobiet estrogeny przedostają się do wód gruntowych i powodują wzrost zachorowań na raka piersi, jajnika i prostaty wśród wszystkich osób mieszkających na danym obszarze". Estrogeny to jeden z kobiecych hormonów. Kiedyś czytałam, że antykoncepcja truje ryby. Powyższy cytat należy zaliczyć do tego typu plotek.
Z kolei pracownica Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego stwierdziła w swoim referacie, że to mężczyzna zmusza kobietę do stosowania antykoncepcji, a ona przez to czuje się niekochana. Zdaniem prelegentki kobieta ma poczucie niesprawiedliwości, bo to ona skutki antykoncepcji i jest dla męża przedmiotem użycia. Mąż szybko nudzi się seksem na każde zawołanie, co skutkuje brakiem satysfakcji seksualnej u obojga.
Bzdury tego typu są codziennością w mediach katolickich. Kobieta, która zapewne nigdy nie stosowała antykoncepcji powtarza brednie wyczytane w pismach biskupów i encyklikach papieskich. Po pierwsze to kobieta decyduje o antykoncepcji i nie ma poczucia niesprawiedliwości, ani tego, że jest przedmiotem użycia. Jest partnerką, która korzysta z prawa do realizacji potrzeb seksualnych w związku, może się kochać, kiedy ona i partner mają na to ochotę. Ich seks jest uzależniony od potrzeby bycia razem, okazania miłości, nawet, jeżeli jest to spontaniczne, a nie od temperatury w pochwie i gęstości śluzu.
Czytając relacje z katolickich konferencji nie sposób nie zauważyć, że przedstawiciele Kościoła cały czas stwarzają sobie wrogów po to, aby utrzymywać posłuszeństwo wiernych i wytwarzać ciągłe poczucie zagrożenia. W XXI wieku tymi wrogami są; gender, ginekolodzy wypisujący antykoncepcję, środki zapobiegania ciąży, edukacja seksualna, ateiści, osoby homoseksualne, lewica.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz