Strony

niedziela, 27 października 2013

Zakaz handlu w niedzielę - spektakularna przegrana kościelnej prawicy


Pomysł z zakazem handlu w niedzielę nie jest nowy, wraca co jakiś czas. Jest szczególnie modny w okresie, kiedy jakiejś partii pali się grunt pod nogami, gdyż do opinii publicznej przedostało się zbyt wiele kontrowersyjnych wypowiedzi prominentnych członków. Skompromitowane partie próbują odwrócić uwagę społeczeństwa od kryzysu gospodarczego i wybryków swoich posłów. Jak zwykle w takich sytuacjach orężem walki staje się obrona uciskanej przez liberalizm gospodarczy i moralny rodziny. Na szczęście tym razem zwolennikom odbierania praw obywatelski, to znaczy prawicy i kościołowi nie udało się zebrać 100 tysięcy podpisów pod obywatelskim projektem ustawy. Kościół i jego polityczni sojusznicy po raz pierwszy przegrali sprawę, mimo napomnień z ambon. Jest to dowód na to, że bardzo powoli w społeczeństwie rodzi się bunt przeciwko narzucaniu nauczania Kościoła i ograniczaniu praw obywatelskich. Argumenty zwolenników Wśród zwolenników pomysłu są: Prawo i Sprawiedliwość, Solidarna Polska, Polskie Stronnictwo Ludowe, niewielka grupa konserwatywnych posłów Platformy Obywatelskiej, duchowieństwo katolickie, Solidarność, media konserwatywne, stowarzyszenia typu „Wolna niedziela”. Zwolennicy tłumaczą, że zakaz pracy w niedzielę jest postulatem historycznym, który był głoszony już za czasów strajków sierpniowych w 1980 roku. Według pomysłodawców „Niedziela w polskiej tradycji jest dniem świętym i rodzinnym. Trudno uznać, że funkcjonowanie wszystkich placówek handlowych w niedzielę jest uzasadnione koniecznością zaspokajania codziennych potrzeb ludności.” Uważają oni, że zakaz handlu w niedzielę spowoduje wzmocnienie więzi rodzinnych, zintegruje rodzinę, pozwoli rodzinie pobyć ze sobą, uczestniczyć w życiu kulturalnym i religijnym. Zakaz handlu w niedziele nie spowoduje pogłębiania się ubóstwa, bowiem zyskają na nim właściciele małych sklepików, straganów z pamiątkami, muzea, kina i restauracje. Ich zdaniem zakaz handlu w niedzielę spowoduje lepszą jakość życia wszystkich rodzin, zapędzonych „w szaleńczą sieć robienia zakupów w niedzielę niekoniecznie z potrzeby, bez szacunku dla pracowników hipermarketów”. Przedstawiciele Solidarności tłumaczą, że wolna niedziela jest potrzebna kasjerkom z supermarketu, bo wykorzystywane i nie mają czasu na odpoczynek i spędzanie czasu z rodziną. Słychać głosy, że w Niemczech, Austrii i Hiszpanii niedziela jest dniem wolnym od handlu w hipermarketach i świat nie zawalił się od tego nie zawalił. Uważają, że zakupy można zrobić w każdym innym dniu. Wnioskodawcy uważają, że zakaz handlu w niedzielę to przejaw patriotyzmu gospodarczego, ponieważ ludzie z wielkich hipermarketów przejdą na deptaki, które pełne są małych sklepów i kawiarni. Czy na pewno skorzysta rodzina? Od kilku miesięcy prawa strona sceny politycznej przy wsparciu duchowieństwa ogłasza swoje wizje dotyczące rodziny. Mamy więc pomysły zakazu in vitro, narzucania jednego, słusznego, bo zgodnego z tak zwanym „prawem naturalnym” modelu rodziny, nauki dotyczące roli kobiety i wieku, w którym należy rodzić dzieci i zalecenia dotyczące liczby potomstwa, czy wykaz zabawek, których nie mamy prawa dzieciom kupować, bo są grożą opętaniem przez mitycznego Szatana. Rodzina stała się hasłem politycznym, na którym buduje się poparcie społeczne, wykorzystując przywiązanie Polaków do wartości rodzinnych. Wszystkie pomysły ograniczania wolności człowieka, praw obywatelskich mają rzekomo poprawić dzietność, ułatwić wychowanie dzieci i scalić tradycyjną rodzinę. Problem w tym, że uzyskujemy dokładnie odwrotny efekt. Zakaz handlu w niedzielę nie pomoże rodzinie. Cóż z tego, że rodzina zje razem niedzielny obiad, uda do kościoła i na spacer, jeżeli straci źródło utrzymania. Czy uboga rodzina, stojąca po pomoc w MOPS-ie, nie mająca za co kupić dzieciom podręczników i ubrań jest ostoją wartości rodzinnych? Szczerzę wątpię. Nie od dziś wiadomo, że więzi rodzinne , bardziej niż praca w niedzielę osłabia brak zatrudnienia. Bezrobocie jest jedną z przyczyn konfliktów w związku, wzajemnych pretensji, społecznego wstydu odczuwanego zwłaszcza przez dzieci. Bezrobocie pogarsza samoocenę, doprowadza do agresji i przemocy w rodzinie. To rzeczywiście scali rodzinę. Ciekawe tylko za co rodzina kupi składniki potrzebne na niedzielny obiad, skoro dotknie ją problem bezrobocia. Zasiłki w Polsce są na bardzo niskim poziomie. Według ekonomistów, rządu i przeciwników pomysłu, po wprowadzeniu zakazu pracy w handlu w niedziele, zatrudnienie może stracić 50-70 tys. osób, a wydatki na zasiłki dla bezrobotnych wzrosłyby o 420-590 mln zł. Wpływy budżetu z tytułu podatków i składek na ubezpieczenia ulegną zmniejszeniu o 545-764 mln zł. Ekonomiści i rozsądna część klasy politycznej pytają: czy Polska w swoim stanie finansowym, ze spowolnieniem gospodarczym jest gotowa na uszczuplenie budżetu o ponad miliard złotych? . Do tego dochodzi 70 tysięcy osób bez pracy, czyli całkiem spore miasteczko w którym z dnia na dzień bezrobocie sięga 100 procent. Pracę w wyniku tego zakazu straciłyby, głównie kobiety po 40 -tce, które w wielu przypadkach nie znają języków obcych, nie posiadają wysokich kwalifikacji. W tym miejscu pojawia się kolejny problemem, który umknął uwadze mediów – zakaz pracy w niedzielę jest kolejnym krokiem do dyskryminacji kobiet na rynku pracy. To kobiety stanowią większość personelu hipermarketów. Spowoduje to zubożenie rodzin. Organizacje prawicowe ubolewają nad spadkiem przyrostu naturalnego, uważają, że jedną z jego przyczyn jest zmiana mentalna w życiu rodziny i zawodowe realizowanie się kobiet. W zakazie pracy w niedzielę może chodzić o to, aby kobiety traciły pracę i będąc w domu, zajmując się rodziną, rodziły kolejne dzieci. Nie zauważają, że najwięcej dzieci nie rodzi się w krajach o kulturze patriarchalnej, jak Polska, ale w krajach, które ułatwiają kobietom i mężczyznom opiekę nad dziećmi, jak: Francja, W. Brytania, czy kraje skandynawskie. Prawica domaga się zakazu handlu w niedzielę, ale jednocześnie argumentuje, że zakaz handlu pomoże małym sklepom, restauracjom, instytucjom kultury, bo ludzie zamiast do dużego sklepu udadzą się do muzeum i na elegancki obiad do restauracji.. Prawicy nie chodzi o całkowity zakaz handlu, a jedynie o zaszkodzenie hipermarketom i galeriom handlowym. Już tłumaczenie, że wolna od hipermarketów niedziela spowoduje wzrost zysków małych sklepów i restauracji pokazuje, że prawicy nie chodzi o integrację domowego ogniska niedzielnych pracowników. Czyż kustosz w muzeum, kelner w restauracji, barman w barze, biletowy w kinie, czy właściciele sklepów nie mają rodzin, nie chcieliby spędzać z najbliższymi więcej czasu? Chodzi o wywołanie sporu ideologicznego i siłowego narzucenia poprzez zakaz nauki kościoła, o ingerowanie w prywatne życie obywateli. Jak widać nie wystarczy im znieważanie rodziców mających dzieci z in vitro, osób o innej orientacji seksualnej, czy ostatnio ofiar gwałtu. Teraz samozwańczo prawica udzieliła sobie prawa do ustalania za rodzinę sposobu spędzania wolnego czasu i gospodarowania swoją pracą. Ciekawe jest to, że właściciele małych sklepów nie popierają zakazu handlu w niedzielę- uważają, że w tym dniu nie będą mieli zbyt dużego utargu, bo ludzie i tak najczęściej robią zakupy w sobotę. Prawo obywatela do prywatności. Argumentem przeciwko zakazowi handlu w niedzielę jest przede wszystkim wolność obywatelska i podstawowe prawo człowieka do prywatności oraz życia zgodnie ze swoimi zasadami. Nikt, żaden duchowny, czy polityk nie ma prawa mówić obywatelom, co mają robić w niedzielę. Rację ma Tomasz Lis, który w swoim blogu na portalu naTemat.pl napisał „Podzielam, ale przy okazji przychodzi mi do głowy myśl szersza. Otóż projekt ten, jak wiele innych, służy zapisaniu w prawie przestrzegania różnych przykazań i kościelnych zakazów oraz nakazów, których przestrzegania Kościół po dobroci w żaden sposób wyegzekwować nie jest w stanie”1 Coraz częściej mam wrażenie, że żyję w państwie wyznaniowym, w którym hierarchia kościelna przy pomocy partii mających w zapisane w statusie wierność nauce Kościoła i parlamentarnych grup popularyzujących ową naukę, narzuca całemu społeczeństwu jedynie słuszny punkt widzenia, uzasadniając to dobrem moralnym, korzeniami chrześcijańskim, tradycją narodową i oczywiście dobrem rodziny. Polemizować można ze wszystkimi tezami wymienionymi w pierwszym podrozdziale. Pomysłodawcy niedzieli bez sklepów chcą nas na siłę uszczęśliwić niedzielnym letargiem. Jeżeli zakaz handlu w niedzielę miałby wejść w życie to zamknięte powinny być także małe sklepy, stacje benzynowe ( w końcu paliwo też można wlać w sobotę), restaurację, stragany na imprezach plenerowych, apteki. Nie pracować w niedzielę powinni także policjanci, lekarze, strażacy i księża- w końcu też mają prawo do odpoczynku. Brzmi jak kiepski dowcip. Oznaczałoby to paraliż całego społecznego życia. Warto przypomnieć politykom, że w znienawidzonych przez nich galeriach handlowych są także restauracje, sale zabaw dla dzieci, promocje regionalnych produktów, festyny rodzinne, kina, siłownie, księgarnie i wiele innych atrakcji. Zamknięcie galerii handlowych oznaczałoby brak alternatywy spędzania wolnego czasu, co przyczyniłoby się do wzrostu poczucia beznadziei i nudy. Co to oznacza dla społeczeństwa? Znudzoną, pijąca, a często agresywną młodzież na osiedlu. Czy naprawdę tego pomysłodawcy zakazu? Na to pytanie powinni odpowiedzieć adresaci. Skoro politykom nie odpowiada pracowanie w niedzielę to dlaczego pojawiają się tego dnia w programach telewizyjnych, organizują spotkania z wyborcami, kongresy swoich partii? Przecież wyborcy i członkowie partii w niedzielę chcą być wyłącznie z rodziną. Rozumiem chęć odpoczynku kasjerek, ale nie można z tego robić sprawy politycznej i wojenki światopoglądowej. Panie kasjerki nie bardzo są uszczęśliwione postulatem zakazu pracy w niedzielę, obawiają się o swoje zatrudnienie. W Polsce mamy dziwny kult zakazów, pouczania społeczeństwa, co jest dla nich dobre, a nawet próby decydowania za obywateli. Zamiast zakazu handlu lepiej byłoby posłowie zajęli się ochroną miejsc pracy, utrudnili zwalnianie pracownika, uelastycznili czas pracy i wprowadzili górny limit godzin, jakie pracownik może spędzić w pracy oraz poważnie rozważyli likwidację umów o dzieło. Nie wszystkie związki zawodowe popierają absurdalny pomysł. OPZZ uważa, że zakaz handlu w hipermarketach w niedzielę doprowadzi do zwolnień pracowników lub ich zastraszania. Żyjemy w świecie szybkim, kupujemy i sprzedajemy więcej niż kilka lat temu, nie możemy na cały dzień przestać żyć, zamknąć się w czterech ścianach domu. Klasa polityczna powinna zrozumieć, że tylko wolne społeczeństwo jest szczęśliwe i ma szansę rozwijać się, a ograniczanie praw obywatelskich pod dyktando ideologii wywołuje powszechny gniew i sprzeciw. Polacy nie lubią ograniczania swobód obywatelskich, nie zgodzą się na zamknięcie sklepów. Poza tym zamknięcie sklepów wielkopowierzchniowych narusza zasadę wolności gospodarczej. Pamiętajmy, że galerie handlowe to tak naprawdę mini centra miast, skupione w jednym budynku. Wolny wybór Zakupy w niedzielę to wolny wybór, nie obowiązek. Denerwujące jest wchodzenie w sumienia Polaków przez grupę posłów ideologów, którzy dla uzyskania poparcia Kościoła w przyszłorocznych wyborach samorządowych, chcą zmusić naród do akceptacji absurdalnych, godzących w swobodę rozwiązań. Czasy, kiedy władza decydowała za obywatela, co ma robić, a nawet, kiedy ma odpoczywać minęły w 1989 roku. W każdym razie, tak wtedy myśleliśmy. Po 24 latach okazuje się nowa elita polityczna chce wchodzić z butami w życie społeczne, uzasadniając to troską o rodziny. Szczyt hipokryzji. Opinie Polaków Przez kilka dni uważnie słuchałam wypowiedzi polityków, obywateli w sondach ulicznych i w programach informacyjnych nastawionych na kontakt telefoniczny i internetowy z widzami. Oczywiście opinie były podzielone, jednakże przeważało oburzenie propozycją. Polacy nie rozumieją dlaczego politycy należący do katolickich klubów parlamentarnych chcą decydować za nich, gdzie, kiedy i na co mają wydawać zarobione pieniądze. Sprzeciwiają się temu, aby to politycy i duchowieństwo dyktowali im co mają kupować i jakie mają odczuwać potrzeby. Osoby dzwoniące do telewizji podkreślają, że to jest ich sprawa, czy w niedzielę pójdą do galerii handlowej po zakupy odzieżowe, sportowe, żywieniowe, czy po materiały budowlane. Polacy uważają, że skoro hierarchowie kościelni grzmią z ambon o zakazie handlu w niedzielę, to w tym dniu nie powinny być otwarte przykościelne kioski z prasą katolicką, czy sklepik z dewocjonaliami i pamiątkami z miejsc pielgrzymkowych, typu: Częstochowa i Licheń. Inaczej zakaz handlu w ustach osób, które zarabiają na handlu w niedzielę brzmi jak hipokryzja. Nie można namawiać do zaprzestania handlu w hipermarketach i samemu prowadzić działalności handlowej, wykorzystując pracę ludzi, którzy niedzielę, zgodnie z nauczaniem hierarchów powinni spędzać z rodziną. Co zagraża rodzinie? Rodzina nie jest w Polsce zagrożona i nie potrzebuje moralnego stróża, który będzie jej mówił kiedy może robić zakupy, gdzie ma pracować, jak leczyć niepłodność, jakie związki tworzyć. Rodzinie nie zagrażają zakupy w niedzielę, ale brak pracy, tanich mieszkań, żłobków, przedszkoli, trudny dostęp do opieki zdrowotnej, niepewność pracy, przemoc. I tutaj jest pole do popisu dla prawicy, jeżeli naprawdę chce pomóc rodzinie. Ograniczenie wolności obywatelskich nie pomaga rodzinie. Kraje, które mają największy przyrost naturalny dają społeczeństwu pełnię praw obywatelskich.

czwartek, 24 października 2013

6 latek w szkole


Uważam, że referendum powinno odbyć się, a wraz z pytaniami o 6latki i gimnazjum powinny pojawić się zagadnienia wychowania seksualnego i wyprowadzenia religii ze szkół. Obniżenie wieku rozpoczęcia nauki w szkole jest jednym z najważniejszych punktów reformy systemu edukacyjnego. Według pomysłodawców ma to zwiększyć dostępność do edukacji i wyrównać szanse edukacyjne. Jak w kalejdoskopie zmieniał się czas wprowadzenia tych zmian w życie. Najpierw ostateczną datą posłania 6-latków do szkoły był wrzesień 2012, Ministerstwo edukacji zmieniło jednak zdanie i o 2 lata odsunęło obowiązek edukacji szkolnej 6 latka. Do września 2014 roku to rodzice będą decydowali, czy dziecko rozpocznie o rok wcześniej naukę w szkole podstawowej. Zmiana nastąpiła po protestach rodziców, widzących w pomyśle ministerialnym skrócenie beztroskiego dzieciństwa, argumentujących, że szkoły nie są przygotowane na przyjęcie 6-latków, program jest przeładowany, dziecko narażone jest na większe ryzyko niepowodzeń szkolnych. Zdaniem rodzica Rodzice zwracają uwagę na różnice w rozwoju 6 i 7 latka, niedostosowanie podręczników do potrzeb młodszego ucznia. Najpoważniejszym zarzutem wobec reformy jest kwestia nieprzygotowania szkół, w których brakuje mebli dostosowanych do wzrostu 6-latków, kącików do zabaw i czasu na odrobinę relaksu wśród zabawek. Dziecko nie wytrzymuje 45 minut, ma nieustanną, naturalną potrzebę ruchu, czego zdaniem rodziców nie otrzymuje w szkole podstawowej. W przedszkolu nauka połączona jest z zabawą, dominuje bawienie się, zabawy edukacyjne i ruchowe. Istotnym czynnikiem, który powoduje sprzeciw rodziców wobec obowiązku szkolnego 6-latków jest narażenie dziecka na duży stres. Dziecko 6 -letnie zazwyczaj pracuje wolniej niż siedmiolatek, przez co denerwuje się – inne dzieci skończyły zadanie, ono nadal je rozwiązuje. W Polsce i na świecie Obawy rodziców częściowo potwierdzają się. Pomysł, aby szkoła podstawowa rozpoczynała się od 6 roku życia, nie jest najgorszy w założeniach. W Unii Europejskiej dzieci rozpoczynają edukację szkolną między 5 a 6 rokiem życia. Na problem należy spojrzeć z innej perspektywy. Problemy 6 latków w szkole biorą się z faktu, że w okresie przejściowym (czas, kiedy to rodzice decydują o tym, czy sześciolatek pójdzie do szkoły, czy zostaje w przedszkolu), wynika z włączenia 6 -latków do grupy dzieci o rok starszych i wymagania od nich tych samych treści nauczania. Rzeczą naturalną jest to, że rok młodsze dziecko pracuje wolniej, ma słabiej wyćwiczone mięśnie ręki, potrzebuje więcej ruchu. Nauczyciel nie ma wyboru – musi wymagać od wszystkich tego samego. Wielka jest rola rodziców, którzy w sposób przypominający zabawę powinni pomóc dziecku. Ćwiczenie mięśni ręki nie wymaga dużych nakładów finansowych, wystarczy poprosić dziecko, aby pomagało w ugniataniu ciasta, kupić plastelinę, czy zabawki do zginania lub ugniatania lub samemu zrobić masę solną. Dobrym rozwiązaniem, zwłaszcza dla dziewczynki jest komplet kolorowych sznurków, które dziecko może splatać i tworzyć z nich łańcuszki, ozdoby dla siebie i lalek. Świetnie sprawdzają się grube, drewniane kredki, wyrabiające nawyk właściwego trzymania ołówka. Najważniejsze jest czytanie dziecku i opowiadanie razem z dzieckiem o przeczytanej książce, dzięki temu wzbogacamy słownictwo, uczymy koncentracji uwagi i ćwiczymy pamięć słuchową. A może warto zapisać dziecko do szkoły? W momencie, kiedy edukacja 6-latków będzie obowiązkowa i w oddziale klasowym będą same 6-latki nie będzie problemu wynikającego z różnic w wieku, odpadnie kłopot z zbyt wolnym tempem pracy małego ucznia i podręcznikami. Dzieci 6-letnie mają w sobie naturalną ciekawość świata, pytają, oczekują jasnych i konkretnych odpowiedzi, jest, więc podstawa do wprowadzenia w świat nauki. Wychowanie dziecka Dziecko musi być właściwie prowadzone, aby nie zmarnować okresu największej pasji poznawczej. Szósty rok to odpowiedni czas na odkrywanie talentów ucznia i zapisywanie go na odpowiednie zajęcia. Reforma ma swoje wady i zalety. Dziecko ciekawskie, które chętnie rysuje, słucha opowiadań, zadaje pytania, potrafi odpowiadać na pytania warto zapisać do szkoły. W przedszkolu też może się rozwijać, ponieważ programy nauczania są podobne. Za przedszkolem przemawia: znane dziecku środowisko, przewaga zabawy i dostosowanie pomieszczeń do potrzeb małego dziecka. Dal wielu rodziców argumentem, aby w wieku 6 lat, szkoła podstawowa stała się elementem życia dziecka jest darmowa nauka języka obcego i bezpłatne zajęcia z gimnastyki korekcyjnej, za które w przedszkolu trzeba było płacić oraz możliwość zapisania dziecka na dodatkowe zajęcia artystyczne lub sportowe. Rodzice zapisują 6-latka do szkoły ze względu na odległość szkoły od domu – szkoła często jest bliżej. Warto liczyć się ze zdaniem pociechy, – jeżeli woli chodzić do przedszkola, to niech chodzi. Puszczenie dziecka w wir systemu edukacji rok wcześniej, wbrew jego woli przyniesie więcej szkody niż pożytku. Program wychowawczy szkoły Każda szkoła podstawowa ma swój program wychowawczy, określający misję szkoły cele wychowawcze, powinności nauczyciela i zadania wychowawców klas, zasady współpracy wychowawczej z rodzicami, formy pomocy dla uczniów w sytuacjach trudnych, program przeciwstawiania się złu, opis rytuału uroczystości szkolnych, regulamin samorządu uczniowskiego. W szkołach cele programu wychowawczego mogą być sformułowane inaczej, generalnie chodzi oto, aby rodzice wiedzieli, jakie cele w wychowaniu stawia sobie szkoła i w jaki sposób mogą ze szkołą współpracować. Misją szkoły jest bycie instytucją, w której zawsze będzie miejsce dla tolerancji, nauki, kultury, wzajemnego szacunku i dążenia do sukcesu. Szkoła ma obowiązek pomagać uczniom we wszechstronnym rozwoju, łączyć życzliwość ze stanowczością wymagań, zapewnić sprawiedliwość i równość szans, wspierać partnerstwo przygotowywać do samodzielności i aktywności, uczyć kreatywnego myślenia, zapewnić bezpieczeństwo, przyjaźń i radość uczenia się. Zadanie szkoły podstawowej Szkoła podstawowa dąży do tego, aby absolwent był człowiekiem mającym poczucie własnej godności, który potrafi zastosować wiedzę i umiejętności w praktyce. Szkoła kładzie nacisk, aby uczeń był człowiekiem asertywnym, umiał odróżniać dobro od zła w oparciu o uniwersalne wartości, szanował dziedzictwo kulturowe, otwartym na innych, tolerancyjny, szczery i życzliwy. Szkoła podstawowa dąży do tego, aby uczeń, który po 6 latach edukacji opuści mury szkoły dbał o zdrowie swoje i otoczenia, charakteryzował się sprawiedliwością i odpowiedzialnością i był ciekawy świata, Dojrzałość szkolna 6-latka Szkoła podstawowa wymaga osiągnięcia pewnego rodzaju dojrzałości, zwanej dojrzałością szkolną. Najogólniej mówiąc, dojrzałość szkolna – to zespół umiejętności, wiedzy i norm zachowania, które niezbędne są do podjęcia nauki w szkole. Dyskusja nad obniżeniem wieku, w jakim uczeń ma rozpocząć obowiązek szkolny, sprowadza się do pytanie, czy 6-latek jest gotowy na to, aby zostać uczniem? Na postawione powyżej pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Wszystko zależy od indywidualnych predyspozycji danego dziecka. Co powinien wiedzieć maluch? Maluch powinien; znać dni tygodnia, nazwy miesięcy, pór roku, podzielić wyrazy na sylaby, powiedzieć, na jaką literę zaczyna się lub kończy wyraz, policzyć do 10, znaleźć różnice na obrazku, posegregować elementy na obrazku od najmniejszego do największego, opisać obrazek, odpowiedzieć na proste pytania do tekstu czytanego przez dorosłą osobę, znaleźć na obrazku elementy, które wskaże dorosły, połączyć elementy w pary, rysować po śladzie, rysować szlaczki, pisać literki po śladzie. Wszystkie powyższe umiejętności dziecko nabywa w przedszkolu, można je ćwiczyć w domu, przy pomocy różnych zbiorów zadań dla 5 i 6 latków. Istotne jest również, czy dziecko wymawia wszystkie głoski. Proste ćwiczenia logopedyczne zaleci logopeda, który wcześniej zdiagnozuje problemy z wymową. Do logopedy należy zgłosić dziecko 4-letnie, które nie wypowiada prostych zdań lub dziecko 5-letnie, niewymawiający „l”, b, p, t, d, j’ i sylab ‚lo.Le, la, ja, je, ja” Przedstawiłam kwestię dojrzałości pod względem wiedzy i umiejętności, osobną sprawą jest zachowanie. Zachowanie w szkole Szkoła podstawowa wymaga właściwego zachowania. Problemy ze sprawowaniem to największy kłopot dla 6-latka i rodzica. Dziecko 6-letnie nie jest w stanie wysiedzieć 45 minut i skupić przez ten czas uwagę, większość nauczyciele bierze ten fakt pod uwagę i organizuje prowadzenie zajęć według rytmu dzieci, a nie dzwonka – robi przerwy dzieciom na wyjście do toalety, czy krótkie zabawy ruchowe. Decydując się na posłanie 6 latka do szkoły trzeba zdawać sobie z tego, że dziecko będzie chodziło po klasie, marudziło, że będzie zaczepiane przez starsze dzieci, a na zaczepki będzie reagowało płaczem lub agresją. Jakie mogą powstać problemy? Ważnym problemem w zachowaniu dziecka 6-letniego w szkole jest przesadne przeżywanie porażek – bywa, że mały uczeń płacze, bo pani nie zapytała jego, tylko kolegę, popada w histerię, bo nie chce wykonać danego ćwiczenia. Reakcje nauczycieli, często nieprzygotowanych na takie sytuacje są różne -od ciągłego upominania, stawiania do kąta, do uwag, choć są nauczyciele, którzy starają się uspokoić dziecko, zachęcić do pracy, przytulają. Szkolny pedagog pomaga dziecku, rozmawia z nim, rozwiązuje uspokajające ćwiczenia. Najważniejszy w takiej sytuacji jest spokój rodzica, który musi być dla pociechy wsparciem, powinien spokojnie rozmawiać z dzieckiem i w razie sytuacji niepokojących interweniować u wychowawcy. Dobrze jest ćwiczyć w domu koncentrację – tutaj pomaga nieodłączana przyjaciółka rodziców książka, puzzle, klocki. Dobrym pomysłem jest zagwarantowanie dziecku jak największej ilości ruchu i ograniczenie oglądania bajek i grania na komputerze. Wady reformy z 6 -latkami w tle Założenia reformy idą w dobrym kierunku. Dzisiejsze 6-latki potrafią dużo więcej niż ich rówieśnicy 20 lat temu.  Są świetnie zorientowane w komputerach, mają dostęp do lepszej, jakości materiałów szkolnych. Niestety, założenia nie idą w parze z rzeczywistością. Największe wady reformy Dużą wadą reformy jest to, że sukces dziecka w szkole zależy od rodzaju podręczników i nauczyciela. Jeżeli nauczyciel wybierze podręcznik, który pogodzi interesy całej grupy i nie obniżając wymagań pomoże dziecku, pochwali za każde dobrze wykonane ćwiczenie lub wysiłek, który uczeń włożył w wykonanie zadania, doda wiary w siebie, to dziecko będzie osiągało zadowalające efekty. Niestety często nauczyciele i rodzice stawiają swoje ambicje ponad dobro dziecka i wymagają rzeczy nierealnych, co powoduje dodatkowe obciążenie psychiczne, stres i uniemożliwia sukces w szkole. Zdarza się, że rodzice ulegają presji otoczenia i posyłają do szkoły dziecko niedojrzałe, które nie potrafi rysować prostych kształtów, czy znaleźć różnic na obrazku, o pisaniu po śladzie, czy wymienieniu dni tygodnia nie wspominając. Różnice między dziećmi Różnice między takim dzieckiem a klasą powiększają się, dziecko nie radzi sobie z nauką i reakcjami reszty klasy, a w konsekwencji mały uczeń nie otrzymuje promocji następnej klasy, co bardzo niekorzystnie wpływa na samoocenę i psychikę dziecka. Warunki panujące w szkołach są różne. Problemem są nawet drobiazgi, jak zbyt wysoko zamocowany haczyk na kurtki, za wysokie toalety, zbyt małe powierzchniowo klasy.

poniedziałek, 21 października 2013

Podwójna krzywda


Oglądałam dzisiaj wywiad z panią, która w dzieciństwie padła ofiarą pedofila, dziś przewodniczy inicjatywie Stop przedawnieniu, która ma na celu doprowadzenie do tego, aby pedofilia była przestępstwem, które nie przedawnia się. Popieram- pedofilia nie powinna przedawniać się, ponieważ do mówienia o tym trzeba dojrzeć, a pedofil zawsze jest niebezpieczny. Pani odważyła się mówić po 30 latach,nie może liczyć na ukaranie sprawcy, bo przestępstwo przedawnia się po 15 latach. Oznacza to, że potwór, który skrzywdził dziecko jest bezkarny. Ofiara odniosła się również do wypowiedzi pana arcybiskupa Michalaka - uważa, że to dla ofiar podwójna krzywda, a biskup nie ma pojęcia o czym mówi. Hierarcha usprawiedliwia sprawców, niszcząc ofiary. Czuła się potwornie skrzywdzona. Słowa o szkodliwości i poczuciu wstydu uznała za całkowity brak wiedzy. Jej zdaniem edukacja może pomóc w walce z pedofilią , bo uczy dziecko, że są zachowania niebezpieczne, na które nie może pozwolić dorosłym. Przyznaje, że problemem ofiar pedofilii i gwałcicieli jest właśnie wstyd, którego tak broni arcybiskup. To wstyd powoduje , że dziecko boi się opowiedzieć o swoim dramacie. krzywda ofiar jest podwójna - nie dość, że zostało zniszczone ich dzieciństwo, to jeszcze biskup, który nie ma żadnej wiedzy obraża ofiary, zarzuca im i ich rodzinom współudział. Jakoś trudno uwierzyć, że dla Kościoła pedofilia jest grzechem i złem, skoro główny hierarcha obwinia o pedofilię wszystkich poza sprawcami, Kościół wykręcając się tajemnicą spowiedzi nie ma zamiaru informować organów ścigania o swoich podejrzeniach. Wstyd to najbardziej szkodliwa kategoria, gdyż sprawia, że ofiara czuje się zagubiona, wstydzi się tego, że została skrzywdzona. To nie ofiara powinna mieć poczucie wstydu, ale sprawca. Nie należy wychowywać dzieci w poczuciu wstydu, bo jest to zamach na ich godność i cielesność. Daje możliwość przestępcom do manipulowania naszymi dziećmi. Nie mogę zrozumieć, jak można bronić pedofilii i biskupa, który zamiast walczyć ze zjawiskiem obwinia dzieci za to, że kuszą księży. Bycie katolikiem w dzisiejszych czasach to powodu do wstydu, bo jest czymś złym bycie w instytucji, która krzywdzi dzieci i odpowiedzialność zrzuca na otoczenie.

niedziela, 20 października 2013

Miałam nie wyśmiewać


Po skandalicznych słowach pana Michalika, piastującego stanowisko arcybiskupa, o tym, że przyczyną pedofilii są rozwody rodziców i to, że poszkodowane dzieci szukają pocieszenia u księży, postanowiłam, że będę naśmiewała się z tego człowieka, bo musi być głęboko nieszczęśliwy. Skandale pedofilskie, które przez lata zamiatał pod dywan, wyłażą, a pan biskup zachowuje się niczym dziecko, które przyłapano na podjadaniu słodyczy. Tłumaczy się i szuka winnych wszędzie, ale nie u faktycznych sprawców. Kolejne wypowiedzi pana Michalika nie zasługują na nic innego jak tylko na wyśmianie. Powiem tak, edukacja seksualna w pierwszej kolejności przydałaby się panu Michalikowi i jego współpracownikom. Przypomnimy "inteligentne" wypowiedzi pana arcybiskupa z ostatnich dni, aby na zawsze pozostały w świadomości wiernych 1) "Jednak nikt nie zwraca uwagi na przyczyny tych zachowań: pornografia i fałszywa miłość w niej pokazywana, brak miłości rozwodzących się rodziców i promocja ideologii gender" {..} winne molestowaniem przez księży są również feministki, które walczą o możliwość dokonywania aborcji, jednopłciowe związki i prawo do adopcji. - To one walczą o to, żeby w szkołach i przedszkolach wygaszać w dzieciach poczucie wstydu, a nawet o to, żeby mogły decydować o zmianie swojej płci" Już w pierwszym cytacie doskonale widać, jaką taktykę obrony przyjął hierarcha - szukanie winnych wszędzie, poza środowiskiem Kościoła. Można zgodzić się, że seks pokazywany w pornografii niewiele ma wspólnego z miłością i rzeczywistością, że pornografię coraz częściej oglądają dzieci i wyrabiają sobie niewłaściwe spojrzenie na ludzką seksualność. Arcybiskup nie zauważa, że "dar celibatu" powoduje zagubienie się seksualności dorosłych mężczyzn, którzy również sięgają po pornografię i widzą nieodpowiedni obraz, który nie ma nic wspólnego z głoszonymi przez nich tezami o czystości przedmałżeńskiej i wierności. Oglądając to pobudzają swoje potrzeby seksualne. Do tego mają problemy z nawiązaniem relacji z kobietami, toteż znajdują najłatwiejsze ofiary - dzieci. Arcybiskup argumentem o pornografii strzelił sobie w kolano. Chciał zaatakować rodziców, gejów i młodzież, a niechcący pokazał, że problem mają przede wszystkim duchowni pozbawieni głupim, średniowiecznym zakazem możliwości prowadzenia normalnego życia erotycznego. Rozwód rodziców nie oznacza, że przestają kochać dziecko. Pociecha przeżywa rozwód, czasem obwinia siebie, nieraz jest kartą przetargową między rodzicami, ma problemy psychiczne, ponieważ świat dziecka ulega rozbiciu. Dziecko szuka wsparcia, co jednak nie usprawiedliwia wykorzystywania seksualnego pokrzywdzonego dziecka, bez względu na zawód sprawcy. To,że dziecko chce przytulić się, wymaga wytarcia łez, chce się wypłakać nie oznacza, że ktokolwiek ma prawo wsadzić dziecku łapę do majtek, czy pod bluzkę. I znów pan biskup chcąc oskarżyć rodziców, pogrążył sprawców. Prawdą jest, że w zapobieganiu pedofilii najważniejsze jest to, aby dziecko było kochane, miało komfort psychiczny, aby nie było pozostawione samemu sobie - przed komputerem i na ulicy. Kochać i zapewnić bezpieczeństwo powinna rodzina, nawet, jeżeli nie jest biologiczna. Ideologia gender, a w zasadzie nurt w badaniach humanistycznych zajmujący się problem płci, ma się ni jak do pedofilii. Nauka i równość społeczna, drodzy biskupi, nie fotografują nagich dzieci i nie gwałcą bezbronnych!!!!!!
Edukacja seksualna to broń w walce z pedofilią. Małe dziecko musi mieć świadomość, że nie wszystkie zachowania dorosłych są dobre, musi wiedzieć, co to jest zły dotyk i jak ma reagować, kiedy ktoś robi z nim coś niewłaściwego. Edukacja seksualna jest groźna dla Kościoła, bowiem uświadamia dzieciom, że mają prawo powiedzieć, że nie chcą być dotykane, że mają prawo do własnego ciała i nikomu nie wolno naruszać cielesności, nie wolno bić, dotykać narządów rodnych, całować jeżeli dziecko nie ma ochoty. W bardzo tradycyjnej wersji rodziny - w domu rządził ojciec, a matka miała niewiele dopowiedzenia, dziecko nie miało żadnych praw. Autorytetem był ksiądz, na którego nie można było nic powiedzieć. W tradycyjnej rodzinie panuje przekonanie, że seksualność zaczyna się w noc poślubną, a dziecko jest pozbawione seksualności. Skutkiem takiego przekonania jest nie tylko pedofilia, ale także problemy seksualne nastolatków i nadużycia typu: umieszczanie rozbieranych zdjęć w sieci, gwałty w tej grupie wiekowej. W tradycyjnej rodzinie dziecko jest chowane, karane cieleśnie, nie ma zasady tłumaczenia świata, odpowiadania na pytania, wysłuchania, panuje pogląd, że są ustalone reguły, których obojętnie, czy rozumiesz czy nie, musisz przestrzegać. Księża i inni przedstawiciele innych zawodów uwikłani w pedofilię doskonale wiedzą, że dzięki edukacji seksualnej, dzieci mają świadomość tego, czym jest zły dotyk i mówią o swoich przeżyciach. Nie milczą w pokorze przed autorytetem "wujka" lub księdza, ale opowiadają o niecnych czynach.
2) To jest sytuacja niezawiniona przez rodziców. Dziecko ma prawo do miłości czystej, pięknej, niespaczonej. Rośnie liczba dzieci pokrzywdzonych. - Niejednokrotnie człowiek zagubiony wykorzysta to dziecko, ale to jest problem dorosłych, byśmy nie patrzyli obojętnie na takie sytuacje Dziecko ma prawo do miłości i opieki rodziców, a dzisiaj próbuje się je pozbawić wstydu przez niewłaściwe wychowanie - mówił. I znów mamy żałosne tłumaczenie, że biedny ksiądz wykorzystał skrzywdzone przez rodziców dziecko - to znaczy, że skrzywdził je po raz drugi, zachował się nie jak przyjaciel, ale jak bydle. Wykorzystywania pokrzywdzonego dziecka nic nie usprawiedliwia. Pozbawienie wstydu? Cóż to za kategoria? To nie dziecko ma wstydzić się, że zostało wykorzystane, ale sprawdza. Fakt, że wiele ofiar przemocy wstydzi się tego, co je spotkało , obwinia siebie o całą sytuację i dzięki temu sprawca może działać dalej. Kategoria wstydu, sztucznie wymyślona przez Kościół rzeczywiście chroni sprawców i pozwala na ich dalsze działanie. Dziecko, które mimo upokorzenia i gróźb powie prawdę, to znaczy przełamie wstyd, nawet po wielu latach, jest groźne dla pedofila. Kościołowi chodzi o kategorię wstydu w rozumieniu seksualnym. Jest ona podstawą wizji, że seks jest brudny, zły, uświęcony zostaje jedynie w małżeństwie. Ciało ,zwłaszcza kobiety, kusi czystego mężczyznę i zachęca do współżycia. Kategoria wstydu została wymyślona po to, aby uwiarygodnić postulat czystości przedmałżeńskiej i demonizować seksualność kobiet. Wstyd przyczynił się i w dalszym ciągu jest powodem dramatów tysięcy kobiet, szczególnie zgwałconych i tych, które zaszły w ciążę przed ślubem. Kategorię wstydu należy jak najszybciej wyeliminować ze społecznego myślenia. 3)" Każde dziecko wie, jak jest zbudowana koleżanka czy kolega, i nie musi tego przy świadkach dochodzić - zaznaczył abp Michalik. Podkreślił, że do wychowania dziecka mają prawo ojciec i matka, a szkoła czy państwo ma ich jedynie wspierać". Ten cytat nie pozostawia żadnych wątpliwości - biskupi chcą pozbawić dzieci wiedzy o świecie, ciele, po to, aby były łatwiejszym łupem. Wykorzystują w tym celu rodziców, których oszukują, że edukacja seksualna demoralizuje dzieci. 4) "Kościół jest atakowany, bo musi być niewygodny, jeśli przypomina, że życia trzeba bronić, a nie zabijać - powiedział arcybiskup. Przypomniał, że aborcję, homoseksualizm i seks przedmałżeński Kościół uważa za grzechy. - Ale Kościół nie potępia grzesznika, tylko zachęca do nawrócenia" Biedny Kościół taki nieszczęśliwy atakowany, bo broni wartości. Koń by się uśmiał. Kościół bez wątpienia broni życia poczętego, ale ignoruje i działa na niekorzyść dzieci narodzonych. Ukrywa pedofilię i jak widać po wypowiedziach hierarchy zwala winę na otoczenie, zamiast brać się za sprawców. Niewiarygodne jest tłumaczenie Kościoła "zero tolerancji dla pedofilii", jeżeli szuka się winnych wszędzie, ale nie we własnym kręgu. Przypomnimy, że to właśnie pan Michalik kazał się modlić mieszkańcom Tylawy, którzy od lat byli gnębieni przez księdza pedofila. W swoim piśmie że solidaryzował się z ewidentnym pedofilem i jako "pasterz" wzywał wiernych i współfratrów do solidarności, do okazania wsparcia facetowi, którego sąd skazał. Nie prawdą jest, że pedofilia jest problemem marginalnym - nie ma miesiąca, aby media nie donosiły o kolejnym wykorzystanym seksualnie przez księdza dziecku. Prawdą jest, że biskupi nie dostrzegają problemu i boją się, że edukacja seksualna doprowadzi do ujawniania kolejnych przypadków. Mają świadomość tego, że kończą się beztroskie czasy, kiedy największym złem było oskarżenie księdza o jakikolwiek zły czyn.
5) Stwierdził, że w wielu sprawach wierzący "są winni, jeśli na to pozwalają, jeśli ulegają tym zafałszowanym modom". - Na dzisiejsze czasy trzeba odpowiedzieć naszym większym zaangażowaniem. Nie przemogą Kościoła wrogowie, my sami będziemy go wzmacniać albo osłabiać" No, proszę, mamy kolejnych winnych wierzących. Pozostawię bez komentarza. Warto odnotować, że księża, moderatorzy stowarzyszeń, wspólnot i duszpasterstw archidiecezji przemyskiej stają w obronie abp Michalika i wystosowali list, w którym solidaryzują się hierarchą, a winą z pedofilię obwiniają gender, in vitro i adopcję dzieci przez pary homoseksualne. Jak to nie śmiać się? Czytajcie "Z całym przekonaniem solidaryzujemy się ze słowami naszego Arcypasterza o potrzebie zwrócenia uwagi na wieloaspektowość zagrożeń dla życia moralnego w naszym kraju, o wielorakich zagrożeniach, które dla życia rodziny stanowi ideologia gender, promocja praktyki in vitro i żądania możliwości adopcji dzieci przez pary homoseksualne." (cyt. za portalem Fronda). Co ma in vitro, gender i adopcja dzieci przez pary homoseksualne do niszczenia rodziny i pedofilii doprawdy nie wiem i nie próbuję zgadywać. W Polsce nie możliwa jest adopcja dzieci przez pary homoseksualne. In vitro nie gwałci dzieci, nie niszczy rodziny, ale ją wzmacnia. W Kościele mamy w dalszym ciągu front obrony pedofilów i naprawdę nie łudźmy się, że poza gadaniem o konieczności walki, Kościół pójdzie krok dalej. Nie mają zamiaru informować prokuratury. Możemy liczyć na odkrywanie przyczyn pedofilii, to znaczy na obwinianie wszystkich poza sprawcami w koloratkach.

sobota, 19 października 2013

Miłość i szacunek dla bliźniego w wydaniu obrońców życia


Obrońcy życia poczętego to dość szczególna grupa ludzi - osoby, które nawinie wierzą, że zapłodniona komórka jajowa to dzidziuś. W ostatnich latach zasłynęli kilkoma propozycjami w zmianie polskiej ustawy antyaborcyjnej. W 2011 roku chcieli całkowicie zakazać aborcji, badań prenatalnych i wszelkiej aktywności edukatorów seksualnych. Zebrali 600 tysięcy podpisów. Rok temu uprzedziła ich Solidarna Polska i przedstawiła w Sejmie projekt ustawy likwidujący możliwość aborcji z powodu uszkodzenia płodu. Na szczęście idiotyczne plany zmiany ustawy przepadały w Sejmie. Tym razem organizacja Stopaborcji.pl postanowiła zafundować Polakom kolejną wojenkę aborcyjną - zebrali 400 podpisów pod ustawą znoszącą aborcję z powodu uszkodzenia płodu. W Sejmie po żenującym występie Kai Godek przegrali głosowanie i zaczęli urządzać nagonkę na posłów, którzy ośmieli się mieć inne zdanie niż obrońcy życia poczętego. Do tej pory jedynie zachęcali ludzi do tego, aby dzwonili do posłów i przypominali, że obowiązkiem posła -katolika jest głosowanie zgodne z wytycznymi episkopatu. Pro-life znani są szerszej publiczności z wystaw przedstawiających poronione płody w sąsiedztwie profesorów ginekologii, wielorybów, Hitlera, małpy w laboratorium i zakłócania pracy jednego z warszawskich szpitali, w którym dokonywane są terminacje ciąż uszkodzonych. Tym razem wściekłość obrońców życia, ich fanatyzm i nienawiść do ludzi zdrowych, już urodzonych sięgnęła zenitu. Nie tylko stworzyli listę hańby - tak zwaną listę eugeników, ale odważyli się urządzać nagonkę na posłów w miejscu i zamieszkania. Ofiarami padają posłowie, którzy głosowali przeciwko pomysłowi szaleńczych katolików i opowiedzieli się za obecną ustawą. Pod parafiami i w miejscach uczęszczanych przez okolicznych mieszkańców faszyści i obrońcy życia rozwieszają wielkie plakaty z wizerunkiem posła w sąsiedztwie poronionego płodu. Plakat opatrzony jest informacją, że osoba wymieniona z imienia i nazwiska "głosowała za zabijaniem dzieci z zespołem Downa". Do akcji pro-life włączyły się wszelkiej maści organizacje narodowców. Jeden z liderów Ruchu Narodowego, pan Artur Zawisza w wywiadzie dla portalu Fronda tak tłumaczy udział Ruchu w tej akcji; "Sprzeciw wobec aborcji eugenicznej wynika z prawa naturalnego, lecz szczególnie oczywisty powinien być dla ludzi wierzących na czele z katolikami. Nauczanie kościelne zakorzenione w teologii moralnej jest jednoznaczne, zaś osobiste świadectwo ostatnich papieży z Janem Pawłem II ma czele znane całemu światu. Tymczasem mamy posłów przyznających się do wiary i praktykujących, a głuchych na stanowisko Kościoła. Dość więc tolerancji dla tej zawinionej głuchoty i coniedzielnej maskarady. Mówiąc przekornie, skoro niektórzy posłowie byli na tyle hardzi, że wbrew Kościołowi, papieżowi, biskupowi i proboszczowi zagłosowali za dopuszczalnością zabijania chorych dzieci, to niech zdadzą z tego sprawę swoim parafianom i objaśnią swoje prywatne nauczanie moralne. To i tak najbardziej łagodna reakcja, bo dyrektor Radia Maryja proponował niegdyś golenie głów na znak hańby. Ruch Narodowy działa dzisiaj perswazyjnie, ukazując gorzkie paradoksy i skłaniając ku pogłębionej refleksji moralnej i społecznej." Cóż można powiedzieć po przeczytaniu czegoś takiego? Nawet mi, polonistce brakuje w takich momentach słów, cisną się na usta jedynie niecenzuralne wyrazy. Pan Zawisza uważa, że sprzeciw wobec aborcji eugenicznej wynika z prawa naturalnego. Otóż, człowieku, który nie ma pojęcia o prawach natury - w przyrodzie młode, które nie jest w stanie przetrwać ginie, czasami zabija go matka. Po drugie przez wieki w różnych ludzkich społecznościach dziwnie wyglądające niemowlęta były wyrzucane. Posłowie są reprezentantami społeczeństwa, a ich wzorcem postępowania powinna być Konstytucja, a nie nakazy biskupów. Poza tym posłowie nie głosowali za zabijaniem chorych dzieci. Nikt nie zabija dziecka cierpiącego na cukrzycę, choroby serca, nowotwory, schorzenia układu pokarmowego. Posłowie głosowali za dopuszczalnością, a więc wolnym wyborem rodziców , w przypadku, kiedy u ich poczętego dziecka wykryto wady, nieraz śmiertelne, a w najlepszym wypadku skazujące na kalectwo. Kościół nie ma prawa narzucać ludziom zasad moralnych, ponieważ sam ma spore kłopoty z moralnością, a nawet przyzwoitością i przestrzeganiem prawa. Wolny człowiek ma swoje prywatne sumienie, nie potrzebuje, żeby starszy człowiek w sukience narzucał mu co ma robić. Ruch Narodowy wzywa do nienawiści. Kilka osób już jest poszkodowanych. Akcja ma na celu podkopanie dobrego imienia danej osoby, sprawienia, że społeczność będzie tego posła obdarzała nienawiścią. Jest to sprzeczne z moralnością katolicką, która nakazuje wybaczyć bliźniemu, pomagać. O co chodzi w akcji? Tłumaczy na Frondzie pan Dzierżawski " Polacy popierają prawo do życia dla wszystkich dzieci, większość posłów zagłosowała za prawem do zabijania dzieci z Zespołem Downa przed narodzeniem. Widać, że spraw zasadniczych nie można zostawić posłom, bo ich poziom moralny jest znacznie niższy niż poziom obywateli.". Wypada przypomnieć, że obrońcom życia nie chodzi o ochronę dzieci przed aborcją - jedynym celem jest zmuszenie kobiet do rodzenia dzieci z zespołem Downa. Tylko o ochronę tych płodów chodzi, o innych wadach obrońcy zygot nie mają zielonego pojęcia. Ich zdaniem aborcja z powodu genetycznego uszkodzenia płodu dotyczy, jedynie płodów z zespołem Downa, choć jak przyznała pod swojego popisu w Sejmie pani Godek nie wiedzą, ile przypadków terminacji dotyczy płodów z tą chorobą. Obrońcom życia wydaje się, że społeczeństwo jest przeciwne aborcji. Jakoś nie widzą 200 tysięcy aborcji w podziemiu. Aborcje dzieci zdrowych, dokonywane z głupich, prymitywnych powodów , np: niechęci do dzieci, kariery, porzucenia przez ojca, brak wiedzy o tym kto jest ojcem,zdrady, ich nie interesują. Nie można na nich zrobić spektaklu nienawiści, paraliżować pracy szpitali. Lekarze twierdzą, że liczba aborcji legalnych podawana oficjalnie jest zaniżona, ponieważ szpitale nie chcąc mieć wycieczek rozmodlonych staruszek i krzyków pod szpitalem utajniają dane i zamiast aborcji wpisują poronienie lub martwe urodzenie.
Obrońcy życia twierdzą, że nie robią nic złego drukując takie ulotki i plakaty. Uważają, że nie naruszają dóbr osobistych. Wypada im przypomnieć historię procesów jakie wytaczała A. Tysiąc katolickim mediom i uzasadnienia wyroków - wolno nazywać aborcję morderstwem, ale nie można nazywać mordercą konkretnych osób, zwłaszcza, jeżeli popierają jedynie ustawę, a nie mają na swoim koncie aborcji. Mam nadzieję, że posłowie, którzy zostali oczernieni w ten sposób będą domagali się sprawiedliwości w sądzie, a odszkodowania sprawią, że obrońcy życia stracą fundusze na działalność.

niedziela, 13 października 2013

Zaskakująca postawa Kościoła.


Przeglądając doniesienia medialne o stosunku Kościoła do pedofilii, a konkretniej do księży, którzy dopuścili się gwałtów pedofilskich, mam wrażenie, że instytucja wspięła się na wyżyny hipokryzji i obłudy. Z jednej strony politykę ukrywania sprawców, oskarżania dzieci o to, że prowokują dorosłych mężczyzn do molestowania, a z drugiej strony mamy postawę wyparcia się sprawców ze wspólnoty w sytuacji domagania się odszkodowań. Kościół nie zapłaci, bo nie jest winny - przecież jako instytucja nie dokonuje gwałtów. Drodzy biskupi - albo bronicie sprawców albo z nimi walczycie, a walka oznacza także przyznanie się do tuszowania afer, do usprawiedliwiania zboczeńców. Etapem oczyszczania jest wypłata odszkodowań. Księża są pracownikami Kościoła, podlegają swoim biskupom, więc to na Kościele spoczywa obowiązek wypłaty odszkodowań.
Zaskakuje front obrony księży pedofilów. Oto mówienie o pedofilii w Kościele jest atakiem na Kościół i wiarę. Przypadki wykorzystywania dzieci to incydenty, a Kościół jest święty. Tak to najwyżsi rangą przedstawiciele duchowieństwa komentują aferę. Odpowiadam biskupom i kardynałom - Kościół nie jest święty, wycieranie się słowami Chrystusa nie jest świętością. Kościół dawno zrobił z Ewangelii użytek dla swoich celów: nieustannego bogacenia się, władzy i unikania odpowiedzialności. Kościół, który uważa się za autorytet moralny jest także moralnie i prawnie odpowiedzialny za czynny swoich pracowników. Największym zagrożeniem dla dzieci i rodziny nie jest filozofia gender, ale bezkarność Kościoła i jego nauka. Nie chcemy, aby nasze pociechy były narażone na ataki pedofilii. Edukacja seksualna nie zagraża dzieciom, bo uczy, jak reagować na zagrożenia. Gorszy jest brak edukacji seksualnej, bo to on ułatwia działanie pedofilom niezależnie od wykonywanego zawodu. Kościół nie jest wyjęty spod prawa, choć duchowieństwu wydaje się, że zasługują na nadzwyczajne przywileje. Dopóki z budżetu państwa idą pieniądze na katechezę, kler w szpitalach, księży w służbach mundurowych, dopóki księża nie płacą podatku od prowadzonej działalności gospodarczej, a nieruchomości dostają za 1% wartości, to MY SPOŁECZEŃSTWO mamy prawo krytykować Kościół i nie uznajemy tej instytucji za świętą krowę. Kościół nie jest żadnym autorytetem. Zgadzam się z opiniami, że to raczej nowotwór, który niszczy państwo i społeczeństwo. Idąc drogą analogii z nowotworem można dodać Polakom otuchy - nowotwory są uleczalne, więc i z zamiłowania do Kościoła uda się społeczeństwu wyleczyć. Trzeba przyznać, że takimi wypowiedziami biskupi aplikują społeczeństwu lekarstwo - ludzie otwierają oczy i dochodzą do wniosku, że nie mogą słuchać gadaniny o miłości bliźniego, ochronie życia, a jednocześnie odbierać informację, że kolejny ksiądz wkładał rękę w majtki dziecka i dostał wyrok w zawieszeniu. To nie media i ateiści niszczą Kościół. Instytucję osłabiają biskupi i katolickie media swoimi durnymi, pełnymi nienawiści wypowiedziami odnośnie osób myślących inaczej, wyzwiskami, obroną seksualnych dewiantów gwałcących dzieci. Nie jest istotne, czy problem dotyczy 1% kleru, czy 20%. W każdym takim wypadku cierpi dziecko, urodzone, najczęściej zdrowe - mały człowiek, który odczuwa fizyczny i psychiczny ból, ma swoje emocje i jest zagubiony, a czasem obwinia się o to, co go spotkało ze strony dorosłego. W każdym takim przypadku niszczony jest świat bezbronnego dziecka. I choćby dla tego należy skupić się nie na obronie duchownych, ale dzieci, które przeżyły dramat. Nie możemy litować się nad biednym "wykorzystywanym przez 8latka" księdzem, ale musimy pochylić się nad dramatem małego człowieka. Obowiązkiem dorosłego było trzymanie popędu seksualnego na wodzy. Przytulenie się nie oznacza, że można dziecko zgwałcić, czy pokazywać nieletniemu swoje genitalia. Nie obchodzi mnie dobro Kościoła, ale ofiary. Rodzice powinni trzymać dziecko z daleka od Kościoła, nie zgadzać się asystowanie do mszy, wypisywać z religii.

Kto jest ofiarą?


O upokarzających aktach pedofilii w Kościele słyszeliśmy nieustannie przez ostatnie trzy tygodnie. Przypadki ujawnione przez media to tylko wierzchołek góry lodowej. Większość przypadków nie jest ujawniana, a zastraszone ofiary często boją się mówić. Wyroki za pedofilię duchownych są skandalicznie niskie, nawet w zawieszeniu. Aby walka z pedofilią miała sens to należałoby zacząć od dożywotniego zakazu pracy z dziećmi, zakazów wydawania wyroków za pedofilię w zawieszeniu i zwiększyć najniższy wymiar kary do 10 lat. Dobrym wyjściem byłaby faktyczna kastracja pedofilii, a nie tylko chemiczna. Mówienie o prawach człowieka , w tym przypadku nie ma racji bytu , bowiem bydlak, bez względu na zawód, który zgwałcił dziecko, nie zasługuje na miano człowieka, więc prawa człowieka nie odnoszą się do tej istoty. Kościół zamiast ukorzyć się, stworzyć fundusz pomocowy dla ofiar, zgłaszać przypadki pedofilii do prokuratury, ustami swoich hierarchów obwinia o pedofilię dzieci rozwodzących się rodziców. Jeden z biskupów i wtórujący mu księżulo w starszym wieku uważają, że dzieci z rozbitych rodzin lgną do księży, potrzebują miłości i kuszą biednych duchownych. Nawet jeżeli przestraszone dziecko przychodzi do księdza, chce mu się zwierzyć ze swoich problemów, przytuli się licząc na ukojenie swoich emocji, nie oznacza to, że ksiądz ma prawo wsadzać łapska do majtek dziecka, pokazywać swoje przyrodzenie i masturbować się przy dziecku. Chorego, dewiacyjnego zachowania dorosłego nic nie usprawiedliwia. Przeprosiny arcybiskupa, mętne tłumaczenia, że to przejęzyczenie brzmią niewiarygodnie. Hierarcha przeprosił, bo zorientował się, że słowa mogą go dużo kosztować. To nie była nielogiczna wypowiedź, coś w rodzaju bełkotu pijanego, ale spójna, logiczna konstrukcja zdaniowa. Co przeraża? Po pierwsze to, że z chęci zamiatania wszystkiego pod dywan biskupi gotowi są do największych świństw - do zrzucenia winy na ofiary, do zastraszania i szczucia społeczeństwa pod pretekstem obrony swoich interesów. Okazało się, że pedofilia w kościele do problem marginalny, rozdmuchany przez media nieprzyjazne Kościołowi i polską lewicę, aby walczyć z ostoją polskości i moralności. To atak homoloby, aborcjonistów, zboczeńców wszelkiej maci na przedstawicieli Chrystusa. Kościół oczywiście nie poczuwa się do odpowiedzialności. Czyny pedofilskie to problem pojedynczych księży i tylko oni zobowiązani są do zadośćuczynienia ofiarom, a nie instytucja Kościoła. Zdaniem jednego z hierarchów Kościół nie ma obowiązku powiadamiania organów ścigania o podejrzeniach pedofilii, w końcu stoi ponad prawem. Hierarchowie ruszyli swoje spasione brzuchy i ustalili, że będą pomagać ofiarom duchowo i psychologicznie, czyli jak zwykle umywają ręce.
Ofiary, drodzy panowie w koloratkach , mają gdzieś Wasze modły i wyrazy ubolewania - domagają się zamknięcia sprawców na długie lata i wypłaty odszkodowań. Poza marnymi ustaleniami i nielicznymi słowami przeprosin,Kościół w Polsce nadal nie ma zamiaru walczyć z pedofilią. Słowa są niczym wiatr- rzucane bezwładnie giną w niebycie. Za słowami nie pójdą przecież żadne działania - skoro kościół nie ma zamiaru zawiadamiać prokuratury i wypłacać odszkodowań. Bulwersuje również to, że polscy hierarchowie za nic mają wyroki niezależnego sądu - osoby skazane nadal są proboszczami, mają do posługi ministrantów, odprawiają msze, spowiadają, udzielają komunii. Powstaje pytanie, czy sakramenty udzielane przez te osoby - zboczeńców, skazańców są ważne? Jak może udzielać komunii, ktoś kto skrzywdził najbardziej niewinną istotę - dziecko? Jako ateistkę te kwestie mnie nie interesują. Nie wierzę, że w kawałku opłatka jest ciało Chrystusa, a facet, który siedzi w konfesjonale ma moc odpuszczania grzechów. Spowiedź uważam za jedno z największych upokorzeń. Chodzi o poczucie przyzwoitości - osoba, która dokonała największej zbrodni - zgwałciła dziecko, poucza innych o miłości, moralności, zakazie seksu przed ślubem, bredzi coś o czystości małżeńskiej. To po prostu żałosne. Działania Kościoła ograniczają się do przesunięcia księdza pedofila na inną parafię - gdzie nikt go nie zna i zboczeniec zagraża kolejnym dzieciom. Dla niego to nie jest kara, ale nagroda, bo znów może dać upust swoim bestialskim skłonnościom. Pocieszające jest to, że młodsze pokolenie księży domaga się ustąpienia skompromitowanych biskupów, którzy zamiast rozwiązywać problem zwalają winny na ofiarę i domagają się szacunku wobec Kościoła. Młode pokolenie ma dość odgrywania oblężonej twierdzy, atakowanej przez lewaków. Nawet red. Terlikowski, znany z bezkrytycznego podziwiania Kościoła odważył się na głos krytyki i domaga się zrobienia porządku z pedofilami, dostrzega, że kompromitujące słowa padły z ust biskupów, a nie spod pióra dziennikarzy.Z drugiej strony niepokoi sojusz prawicowych dziennikarzy powiązanych z PiS-em i wypowiedzi niektórych posłów, którzy nie widzą w zachowaniu hierarchii niczego złego , bo w końcu szlachetny pan biskup przeprosił, a w mówieniu o pedofilii w kościele widzą atak na kościół. Argumentują, że w każdym środowisku są pedofile, nawet reżyser Polański miał za sobą akt pedofilski, a Partia Zielonych w Niemczech pedofilami stoi.
Mamy przedziwną sytuację - rozpaczliwą próbę obrony przez umniejszanie własnych win. Reżyser Polański bez wątpienia powinien odpowiedzieć za swój czyn, tak samo przedstawiciele niemieckiej Partii Zielonych, co nie oznacza, że Kościół może czuć się bezkarny. Prawdą jest, że w każdym środowisku są pedofile, wśród adwokatów, trenerów, gwiazd filmowych i muzycznych, psychologów, pracowników produkcyjnych, bankowców, ale tylko w polskim Kościele pedofile wśród księży mogą liczyć na ochronę całej instytucji i na to, że ich szefowie będą obwiniać ofiary, zamiast sprawców. Tylko pedofile stanu duchownego dostają wyroki w zawiasach i dalej pracują z dziećmi. Poza tym Kościół rości sobie prawo do pouczania w kwestiach moralnych, do tworzenia nakazów i zakazów. Tylko Kościół torpeduje edukację seksualną, której jednym z celów jest wyrobienie przekonania w dzieciach, że nikt nie ma prawa pokazywać im swoich genitaliów i dotykać w intymne miejsca. Edukacja seksualna jest naprawdę groźną bronią w przeciwdziałaniu pedofilii - dziecko, które wie, jak reagować ucieknie po pierwszych niepokojących sygnałach i powiadomi dorosłych, a to znacznie utrudni działanie pedofilom i ukrywanie sprawców. Dopóki Kościół nie oczyści się z pedofilii i nie wypłaci ofiarom odszkodowań nie ma prawa pouczać o moralności, o szacunku do życia, o wychowaniu dzieci. Jest instytucją skompromitowaną i niewiarygodną. Na koniec - powiedzmy głośno - OFIARĄ PEDOFILII JEST DZIECKO, TO NIE NIELETNI KUSI, ALE DOROSŁY NIE POTRAFI POHAMOWAĆ SWOICH POPĘDÓW. WINNY PEDOFILII JEST SPRAWCA I CI GO UKRYWAJĄ LUB PRZENOSZĄ Z MIEJSCA NA MIEJSCE. KRÓTKO MÓWIĄC - WINNY PEDOFILII JEST PEDOFIL I UKRYWAJĄCY W PRZYPADKU KOŚCIOŁA, BISKUP i to właśnie dlatego obowiązkiem kościoła jest wypłacenie ofiarom odszkodowania.

poniedziałek, 7 października 2013

Antykoncepcja jako straszak


Wszystkie badania opinii publicznej wyraźnie wskazują, że coraz mniej osób ufa Kościołowi i stosuje się do jego zaleceń. Ponad połowa badanych katolików nie ma nic przeciwko współżyciu seksualnemu przed ślubem i antykoncepcji. Coraz więcej osób popiera in vitro i legalizację związków homoseksualnych. Wyniki są jednoznaczne - ciągłe ataki kościoła na moralność i na prawa reprodukcyjne nie robią na Polakach najmniejszego wrażenia. Do przyjęcia stanowiska kościoła zniechęca nachalna propaganda mająca na celu pokazanie szkodliwości antykoncepcji, seksu przedmałżeńskiego i in vitro, oparta w dużej mierze na pogardzie wobec lekarzy i osób żyjących niezgodnie z nakazami biskupów. Kościół zagląda ludziom do majtek, a to przestaje się społeczeństwu podobać. Promowanie czystości przedmałżeńskiej dalekie jest od pokazywanie innej drogi życiowej - to nachalna, godząca w prawo do prywatności i godność nagonka, której jedynym celem jest narzucenie kościelnej moralności. To próba zawłaszczenia najdelikatniejszej sfery życia pod płaszczykiem ochrony młodzieży, zdrowia kobiet i trwałości rodziny. Na ostatnią akcję w Warszawie mającą na celu ukazanie jak niebezpieczny jest seks po alkoholu i uświadamianie młodych ludzi w kwestii bezpiecznego współżycia, media katolickie zareagowały furią. "Oto jak wygląda sprawna akcja wychowawcza w klimatach gender i lewicy. Tylko czekać aż na drugiej akcji, lewicowcy i antywychowawcy zaproponują młodzieży jak szybko i przyjemnie usunąć ciążę. Trzeba naprawdę wyrzucić z ulic polskich miast edukatorów seksualnych, którzy są zagrożeniem dla naszej młodzieży." (za portalem Froda.pl) To, że katoliccy dziennikarze nie mają pojęcia, czym jest filozofią gender jest rzeczą bezsporną. Obrażenie ludzi lewicy to standard. Niepokoi coś innego - oto, zwolennicy jednej odmiany chrześcijaństwa uważają, że mają prawo układać innym życie, decydować o tym, jakie treści przekazywane są młodzieży, nakazywać sposób wychowania młodego pokolenia. Szczyt buty, hipokryzji i braku szacunku dla drugiego człowieka i jego dążeniu do zdobycia wiedzy pozbawionej kościelnej ideologii. Niedawno papież Franciszek mówi o tym, aby kościół pohamował swoje obsesje odnośnie antykoncepcji, aborcji i związków homoseksualnych, aby skupił się na nauczaniu Chrystusa, gdyż przez takie zachowania młodzież pokazuje Kościołowi środkowy palec. Jak widać katolickie media w Polsce nadal mają w nosie polecenia swojego szefa i zamiast dialogu atakują jadem.
Badania stosunku Polaków do sfery seksualnej wywołały popłoch w środowiskach katolickich. Panowie w koloratkach i ich medialni poplecznicy uświadomili sobie,że kościół traci rząd dusz, a pobożne i potulne do tej pory owieczki zaczynają buntować się. Jednym z ulubionych środków manipulacji wiernymi jest oczywiście straszenie. Od wieków ludzi straszy się piekłem, bożym gniewem, sądem ostatecznym i trzeba przyznać, że skutecznie. Zmianę nastawienia do seksualności media kościelne krytykują i wskazują na to, że jest złamanie szóstego przykazania. Lekceważenie szóstego przykazania prowadzi, zdaniem jednego z redaktorów Frondy do " do śmierci duchowej i okaleczenia duszy. Przekroczenie tego przykazania może powodować śmierć ciała lub trwałe jego okaleczenie." Na temat duszy i śmierci duchowej nie będę się wypowiadała, gdyż moim zdaniem coś takiego nie istnieje. Człowiek, jak każda istota żywa umiera fizycznie. Trwałe okaleczenie, na nawet śmierć powodują zdaniem redaktora Frondy....tabletki antykoncepcyjne. Chodzi o kilka przypadków zakrzepicy. Oczywiście redaktor nie bierze pod uwagę leczniczego działania antykoncepcji, poczucia pewności i kierowania swoim życiem w każdym jego aspekcie, jakie daje antykoncepcja hormonalna. Dla pana redaktora największym problemem przy stosowaniu antykoncepcji to bezpłodność. Katolickie rozumienie bezpłodności oznacza zupełnie coś innego niż medyczne rozumienie tego słowa. Dla katolików bezpłodnością jest nieprzechodzenie przez kobietę owulacji i niemożność jej zapłodnienia. Wiemy, że czasowe zatrzymanie owulacji nie jest niepłodnością, a nawet jest stanem pożądanym w wielu przypadkach. Ma właściwości lecznicze , chroni jajniki przed nowotworem i torbielami, eliminuje ból miesiączkowy i zmniejsza krwawienie (nie mamy do czynienia z naturalną miesiączką tylko z krwawieniem z odstawienia, które nie boli i jest skąpe). Według katolickiego dziennikarza w każdym małżeństwie dziecko przyjmowane jest z radością, przy antykoncepcji jest problemem. Jakoś ostatnie przypadki mordowania małych dzieci pokazują coś zupełnie innego. Według pana redaktora rozpoczęcie współżycia przed ślubem jest przyczyną samobójstw. Dotknął przy okazji ważnego problemu niechcianych ciąż nastolatek i reakcji rodziny- wyrzucenia z domu. Fakt jest niezaprzeczalny - młodzież współżyje, bo często jest szantażowana emocjonalnie groźbą odejścia drugiej strony. Zazwyczaj po seksie dochodzi do zerwania i obie strony cierpią, co faktycznie może przyczynić się do prób samobójczych. Za ciążę nastolatki winę w dużej mierze ponosi rodzina, która nie uświadamia potomstwa, traktuje seks jako temat tabu, a wręcz jako coś grzesznego, nieczystego, uważając ,że współżycie jest możliwe dopiero po ślubie. Często młody człowiek nie ma oparcia w domu, nie może powiedzieć bardzo wierzącym rodzicom, że podlega presji wśród rówieśników, czy o rozpoczęciu współżycia. Młodzi ludzie z rodzin wierzących w kościelną naukę o seksualność nie mają w domu żadnej możliwości rozmowy o antykoncepcji, bo znają stanowisko rodziców - antykoncepcja jest zła, bo oznacza rozpustę. Dochodzi do dramatu - ciąży nastolatki. I co robią wierzący rodzice - wyrzucają córkę z domu lub załatwiają skrobankę. Obawiają się reakcji społeczności, uważają, że córka okryła ich wstydem i hańbą. Mamy w tym przypadku do czynienia z podwójną moralnością - z jednej strony rodzice opowiadają o miłości Boga do człowieka, a z drugiej - wyrzucają z domu, jeżeli nastolatka zajdzie w ciążę. Piszę jedynie o sytuacjach skrajnych - w dużej części rodzin , nastolatki znajdują wsparcie i pomoc w okresie ciąży i po porodzie, dzięki czemu mogą skończyć szkołę. Troska redaktorów katolickich o młodzież i jej seksualność jest fałszywa. Kościół od lat torpeduje wszelkie próby wprowadzenia edukacji seksualnej, uważając ją demoralizację. Kościelna wizja edukacji seksualnej ma się nijak do rzeczywistości- nie chroni przed takimi zjawiskami: jak presja psychiczna na rozpoczęcie współżycia, przemoc seksualna, molestowanie, niechciane ciąże. Brak podstawowej wiedzy o antykoncepcji, bliskości, potrzebach seksualnych, zachowaniach dewiacyjnych, powoduje dramaty. Nie można chować głowy w piasek i opowiadać o zachowaniu cnoty do ślubu, nie można udawać, że seksualności nie ma w przestrzeni publicznej, a współżycie realizują jedynie małżeństwa. Straszenie antykoncepcją powoduje, że nastolatki skrobią się na potęgę, porzucają dzieci, są zmuszane do małżeństw.