VigLink

Witam i zapraszam

niedziela, 15 grudnia 2013

Edukacja seksualna. Redaktor Terlikowski znieważa rodziców.


Kilka dni temu nowa minister edukacji, pani Joanna Kluzik-Rostowska przedstawiła pomysły na edukację seksualną. Według jej propozycji rodzice mieliby wybór, czy posyłają swoje dzieci na zajęcia z WdŻ pełne ideologii Kościoła, mające niewiele wspólnego z wiedzą medyczną i psychologiczną, bądź na właściwą edukację seksualną, która przygotowuje dzieci to życia w związku i rodzinie, gdzie omawia się nie tylko kwestię małżeństwa, ale także przemocy seksualnej, złego dotyku, antykoncepcji, chorób wenerycznych, emocji w związku, orientacji seksualnej. Pani minister swoją decyzję tłumaczy chęcią uszanowania autonomii rodziny. O skutkach tej inicjatywy napiszę jeszcze w tym artykule. Informację skomentował przywódca prawicowo-kościelnych mediów, pan Tomasz Terlikowski. Jak na tego pana przystało nie mogło się obejść bez znieważania ludzi nieakceptujących nauki Kościoła i katolickiego podejścia do seksualności. Dowiedzieliśmy się, że zwolennicy edukacji seksualnej są: libertynami, którzy zachwycają się dewiacjami seksualnymi. Uwaga, w rozumieniu redaktora naczelnego portalu: Fronda.pl dewiacjami seksualnymi są wszystkie orientacje seksualne poza heteroseksualną. Oddajmy głos panu Terlikowskiemu/ "Niech więc rozmaici libertyni, których zachwycają rozmaite dewiacje seksualne, którzy marzą o tym, by ich dziecko było gejem (czytałem kiedyś takie wyznanie pewnej dziennikarki o znanym nazwisku), i którzy są przekonani, że guma na bananie uchroni ich dziecko przed przedwczesną ciążą, a hormony aplikowane nastolatkom nie zaszkodzą im – posyłają swoje dzieci na lekcje seks-edukacji. I niech tam one dowiadują się, jak cudownie jest nakładać na siebie gumowe stroje, jak fantastycznym doznaniem są homoseksualne igraszki, i jak to wszystkiego trzeba spróbować. A normalni rodzice niech mają realny wybór, i mogą posłać swoje dzieci na lekcje, na których – niezależnie od tego, jak im samym ułożyło się życie – wychowywanoby je do wierności, czystości i uczciwości, do świadomości, że homoseksualizm szkodzi zdrowiu, a akceptacja pseudo-małżeństw osób tej samej płci to najlepsza droga do destrukcji społeczeństwa. Ci zaś, którzy w ogóle nie chcą, by ich dzieci uczyły się o takich sprawach w szkole, i którzy wybrali seks-edukacyjny homeschooling, mogą zaś śmiało nie posyłać dzieci na żaden z wymienionych kursów. I ich wybór też będzie szanowany. Ta propozycja podoba mi się także dlatego, że ujmując rzecz najkrócej, jest to to najlepsza droga do wyrzucenia pontoniarzy i innych seks-edukatorów ze szkół. Niewielu znam bowiem rodziców, którzy chcą by ich dzieci uczyły się o zaletach aktów homoseksualnych czy ćwiczyły wciąganie gumy na banany. Polskie społeczeństwo jest jednak zdecydowanie bardziej normalne, niż się to wydaje rozmaitym laicyzatorom" (cytat za portalem Fronda.pl) Po pierwsze pan Terlikowski jak zwykle nie ma zielonego pojęcia o czym pisze. Edukacja seksualna kojarzy się mu jedynie zakładaniem prezerwatywy na banana. Do tego, że redaktorzy katoliccy wypowiadają się na tematy, o których nic nie wiedzą zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Naukę i wiedzę zastępują wiarą oraz słuchaniem biskupów. Problemem staje się język, jakim komunikują się ze społeczeństwem. Jest to język nienawiści, bardzo daleki od chrześcijańskiego miłosierdzia. Widać wyraźnie, że redaktor wartościuje ludzi, na tych, którzy popierają naukę Kościoła i na tych, którzy mają odmienny pogląd. Ci drudzy są zboczeni, nienormalni, głupi. Nie wiedzą, tego, o czym są przekonani "normalni katolicy, wcielający w życie naukę Kościoła", że edukacja seksualna prowadzi do deprawacji, nastoletnich ciąż i seksu homoseksualnego. "Normalni rodzice" zdaniem pana Terlikowskiego kreują nierealny świat czystości przedmałżeńskiej i mówią, że "homoseksualizm szkodzi zdrowiu" i jest destrukcją społeczną. Redaktor Terlikowski chce doprowadzić do aktów nienawiści, tworzenia stereotypów. Jak zwykle wykazuje się brakiem szacunku dla drugiego człowieka,narzuca kościelny wzorzec moralności całemu społeczeństwo, choć doskonale wie, że katolicy najczęściej dokonują aborcji. Katolicy stosują antykoncepcję i popierają in vitro. Jaki jest cel szczucia jednych na drugich? Nie podejmuję się odgadnąć, jakie zamiary ma pan redaktor. Myślę, że okazji warto przypomnieć jakie są cele edukacji seksualnej. Wersja konserwatywna nie jest nastawiona na potrzebę wiedzy, ale na ideologię i utrwalanie schematów. Przy okazji jest zakłamana. W wersji naukowej uważa się, że "1) Edukacja seksualna powinna być dostosowana do wieku, stopnia rozwoju młodych osób i zdolności rozumienia, a także do kultury, z jakiej się wywodzą, uwzględniając społeczno-kulturową tożsamość płci. Powinna też odnosić się do rzeczywistej sytuacji, w jakiej żyją młodzi ludzie. 2)Edukacja seksualna oparta jest na prawach człowieka (seksualnych i reprodukcyjnych)”1 Już pierwszy punkt przeczy tezom powtarzanym przez polskie środowisko konserwatywne i krajowe media, że edukacja seksualna odbiera rodzicom prawo do kształtowania światopoglądu dziecka zgodnie z ich zasadami moralnymi. Twórcy wytycznych wręcz nakazują uwzględnienie kultury i rzeczywistości, w jakiej żyją młodzi ludzie. Fakt, że edukacja seksualna musi być oparta na prawach człowieka i prawach reprodukcyjnych gwarantuje jej bezstronność światopoglądową i uniwersalność oraz nie ingerowanie w religijne kwestie dotyczące moralności. Czytając dalej wytyczne dowiemy się, że edukacja seksualna oparta jest na aktualnych/ sprawdzonych informacjach naukowych”2 oraz na równości płci, samostanowieniu i akceptacji różnorodności. Konserwatyści boją się równości płci, uważają, że doprowadzi ona do rozpadu rodzin. Jest to demagogia. Równość wzmacnia rodzinę - dorośli dzielą się obowiązkami w zależności od sytuacji życiowej. Dziećmi może opiekować się zarówno matka, jak i ojciec. Związki jednej płci nie są zagrożeniem dla rodziny, ale jej inną formą. Zagrożeniem dla rodziny są złe warunki socjalne, umowy śmieciowe, drogie mieszkania, coraz trudniejszy dostęp do służby zdrowia, a nie rodzaj rodziny. Ocenianie kogoś przez pryzmat seksualność, odmawianie z tego powodu praw obywatelskich jest łamaniem konstytucyjnej zasady równości wobec prawa, jest przykładem represji i społecznej niesprawiedliwości. Edukacja seksualna ma być oparta o sprawdzoną wiedzę naukową, a więc w żaden sposób nie narusza wolności religijnej rodziców. Trzeba jasno powiedzieć, że polska prawica i redaktorzy tacy, jak pan Tomasz Terlikowski traktują dzieci, jak własność rodziców i wyżej niż dobro dzieci cenią wolność przekonań religijnych. Dzieci są zakładnikami religii rodziców. Pod pozorem życia zgodnego z religią odmawia się młodym ludziom wiedzy o świecie. Nie wiem, czy pan redaktor na prawdę wierzy, że dziecko, które nie usłyszy w szkole o seksie, antykoncepcji, chorobach wenerycznych nie rozpocznie współżycia przed ślubem? To nie wiedza pcha dzieciaki w ręce seksu, ale presja społeczna, chęć bycia akceptowanym i brak wiedzy o skutkach współżycia. Model edukacji seksualnej, który katolickie media określają mianem modelu A jest szkodliwy społecznie. Dzieci są w grupie klasowej i ta część, która będzie uczęszczała na wersję konserwatywną i tak będzie dopytywała rówieśników chodzących na normalną edukację seksualną, będzie przedmiotem kpin, a nawet obrzydliwych żartów. Doprowadzi to jedynie do podziałów wśród dzieci. Myślę, że pora skończyć z terrorem wolności religijnej i jasno powiedzieć, że edukacja seksualna jest przedmiotem obowiązkowym i opiera się na tolerancji, realnym opisie rzeczywistości i medycynie. Dogmaty religijne powinno się realizować w Kościele, a nie w szkole. Edukacja seksualna ma na celu stworzenie społecznego klimatu tolerancji, otwartości i szacunku w odniesieniu do seksualności, różnych stylów życia, postaw i wartości. Nauczyciele mają przekazać ideę respektowania różnorodności seksualnych, różnorodności związanych z płcią i świadomości dotyczącej tożsamości seksualnej i ról przypisywanych płciom. Mówienie o rolach płciowych nie podoba się Kościołowi, który prosto podzielił świat: kobieta ma być posłuszna mężowi, rodzić dzieci i prowadzić dom. Mężczyzna ma być jej panem i zarabiać dom. Fakt, że ekonomia zmusza do przewartościowania świata, Kościoła nie obchodzi. Księża i biskupi żyją niczym pączki w maśle - są objęci celibatem i nie muszą martwić się za co kupią podręczniki dla dzieci, zapłacą czynsz, co ugotują na obiad. Dlatego bez odrobiny refleksji bredzą o otwartości na kolejne dzieci i o realizowaniu woli jakiegoś wydumanego Boga. Edukacja seksualna w rozumieniu konserwatystów ma opierać się na nauce największej instytucji religijnej, promować czystość przed ślubem i rodzinę opartą na małżeństwie kobiety i mężczyzny ze sporą gromadką dzieci. Wszelkie modyfikacje tej wizji , np: samotne rodzicielstwo, czy związek bez ślubu spotykają się z agresją, oskarżeniami o niszczenie rodziny. Dla tych środowisk postulat szacunku dla różnorodności, dla innych życiowych postaw jest niemożliwy do zaakceptowania. Żadna edukacja seksualna nie zmieni tego, że to kobieta zachodzi w ciążę i rodzi dzieci, ale ten fakt nie może być przyczyną, dla których odbiera się kobiecie prawo do własnego życia, pracy zawodowej, a nawet do ochrony godności. Kobieta może realizować się zarówno jako mama, jak i bardzo dobry pracownik, czy dyrektor firmy. Bycie mężczyzną nie oznacza braku udział w pielęgnacji dzieci. Autorzy wytycznych WHO wyraźnie wskazują , że " Edukacja seksualna służy w umacnianiu ludzi w dokonywaniu świadomych wyborów w oparciu o zrozumienie i szacunek w stosunku do siebie i partnera. Zapewnia wiedzę dotyczącą ludzkiego ciała. Zgodnie z prezentowanymi wytycznymi edukacja seksualna ma na celu nauczenie „ wyrażania uczuć i potrzeb, doświadczania w przyjemny sposób seksualności i rozwinięcia ról płciowych i tożsamości seksualnej. Umożliwia zdobycia odpowiednich informacji o fizycznych, kognitywnych, społecznych, emocjonalnych i kulturowych aspektach seksualności, antykoncepcji, zapobieganiu chorobom przenoszonym drogą płciową i HIV, a także wymuszeniach seksualnych” Ważnym aspektem edukacji seksualnej jest także „zapewnienie koniecznych umiejętności życiowych umożliwiających radzenie sobie z seksualnością i związkami. Umożliwienie budowania związków, w których istnieje obopólne zrozumienie, związków opartych na równości oraz szacunku dla potrzeb innych osób i wyznaczonych przez nie granic. To z kolei przyczynia się do zapobiegania wykorzystaniu seksualnemu i przemocy." Czytając zacytowany fragment dostrzegam naukę budowania związków na zasadzie poszanowania drugiej strony i wzajemnego szacunku. Radzenie sobie z seksualnością także może pomóc w dochowaniu czystości do ślubu. Panu redaktorowi proponuję dokładne przeczytanie wytycznych WHO, zanim znów napisze tekst szkalujący rodziców i edukację seksualną. Jak widać nie ma żadnych postaw, aby wierzyć w kłamstwa opowiadane przez kościół i media z nim powiązane. Edukacji seksualnej nie należy bać się. Nikt nie demoralizuje dzieci, ale podaje wiedzę przydatną, opartą na naukowych postawach. Z badań dotyczących seksualności Polaków prowadzonych przez prof. Izdebskiego, jasno wynika, że 78% młodzieży chce edukacji seksualnej, a nie konserwatywnego śmiecia, zwanego wychowaniem do życia w rodzinie. Szkoła powinna służyć dzieciom, nie może być zakładnikiem religii rodziców. Nie dopuszczalne jest to, aby rodzice ingerowali w program nauczania. Opiniują jedynie program wychowawczy szkoły. Nikt nie wyobraża sobie, aby rodzice decydowali, czego dziecko uczy się na geografii, języku polskim, angielski, historii, fizyce, czy chemii. Taka sama zasada powinna obowiązywać na edukacji seksualnej. Nie wolno dzielić treści. Rodzice ponarzekają i na tym skończy się afera. Najważniejsze są dzieci i ich prawo do zdobywania wiedzy zgodnej z nauką i rzeczywistością, w której przyszło im żyć. Jest naiwnością pogląd, że jeżeli dziecko nie dowie się o seksie, to potrzeby seksualne obudzą się dopiero w noc poślubną. Internet jest pełny stron erotycznych. Zastanówmy się, czy wolimy, aby dziecko czerpało wiedzę z internetu, gdzie seks przedstawiany jest w sposób pornograficzny, rozbierało się przed kamerkami, czy też chcemy normalnej edukacji, która pokaże, że rozbieranie się przed kamerkami i czerpanie z tego korzyści jest szkodliwe dla psychiki, a seksualność to nie tylko seks? Młodzież nie wie, jakie są stuki rozpoczęcia współżycia, za to wie, co oznacza powiedzenie "robienie loda". Odpowiedzialni rodzice wybiorą edukację seksualną, bo uznają, że lepiej przekazać pełną wiedzę niż tworzyć utopijny świat. Rodzice wyznający ideologię Kościoła, będą żyli w przeświadczeniu, że pociecha jest "czysta i nie ma potrzeb seksualnych". Od razu uprzedzę komentarze - dla mnie religia jest formą przemocy psychicznej i zamachem na wolną wolę człowieka. Nie uważam jej za cenną wartość, ale za utrapienie ludzkości. Jest rzeczą oczywistą, że nie zapisałabym dziecka na Wdż, bo nie chciałbym, aby nabrało przekonania, że kobieta jest winna gwałtom, a jej wartość określa błona. Propagowanie czystości przedmałżeńskiej to dramat, którego ofiarami pada miliony kobiet rocznie w różnych religiach.

Brak komentarzy: