
Mity krążące wokół edukacji seksualnej.
Przeciwnicy edukacji seksualnej uważają, że jej wprowadzenie obniży wiek inicjacji seksualnej i zdeprawuje młodzież. Jest to pogląd dalece nieprawdziwy. Badania w krajach Europy Zachodniej wyraźnie pokazują, że edukacja seksualna przyczynia się do opóźniania aktywności seksualnej młodzieży. Wiąże się to, z tym, że inicjacja często powodowana jest ciekawością i chęcią zaimponowania w środowisku. Na lekcjach uczniowie otrzymują wiedzę na temat seksualności, dowiadują się, jak radzić sobie z presją rówieśniczą, co pomaga uchronić się przed wymuszoną inicjacją. Wiedza o seksualności jest częścią integralnej wiedzy o człowieku – o jego biologii, psychice i zachowaniach, więc w żaden sposób nie może demoralizować. Robienie z powyższej dziedziny życia tematu tabu, zagadnienia zarezerwowanego dla małżonków wywołuje jedynie niepotrzebny strach. Niektórzy przeciwnicy edukacji seksualnej sprowadzają intymną sferę życia do czegoś złego, co staje się dobrem dopiero po zawarciu związku małżeńskiego. Skutkiem takiego myślenia są problemy w życiu seksualnym, frustracje i poczucie, że wchodzi się w sferę zakazaną. Osoby przeciwne edukacji seksualnej uważają, że jeżeli nie mówi się na ten temat, to młodzież „zachowa czystość” do ślubu. Badania amerykańskie wykazały, że promowanie abstynencji seksualnej wcale nie powoduje opóźnienia inicjacji, a jedynie wprowadza strach przed stosowaniem środków antykoncepcyjnych. Młodzież i tak współżyje, tyle, że decyduje się na ryzykowne zachowania seksualne, nie stosuje nawet prezerwatyw, co przyczynia do niechcianych ciąż i zakażeń chorobami wenerycznymi. Prawda jest taka, że świadomość ryzykownych zachowań seksualnych, jakie mogą one wywołać w życiu młodego człowieka sprawia, że nie decyduje się on na współżycie pod wpływem chwili. Najważniejsza jest świadomość, że zbyt wczesna inicjacja to nie tylko ryzyko związane z ciążą, zakażeniem HIV lub HPV, ale także zburzenie rozwoju psychicznego, wymuszenie zbyt szybkiej dojrzałości. Skutkiem zbyt wczesnej inicjacji jest poczucie krzywdy, często porzucenie przez partnera, co wiąże się z poczuciem wykorzystania. Ludzie sprzeciwiający się wprowadzeniu do szkół edukacji seksualnej uważają, że będzie ona narzędziem do promowania koncernów farmaceutycznych. Chodzi o kwestię antykoncepcji, która w nich odczuciu niszczy więź między mężczyzną i kobietą, i zachęca do przypadkowego seksu. Jest rzeczą oczywistą, że na wychowaniu seksualnym porusza się kwestię bezpiecznego seksu, a więc także antykoncepcji. Uczeń uzyskuje wiedzę o używaniu środków antykoncepcyjnych, ich zaletach i przeciwwskazaniach do stosowania. Dzięki obiektywnej wiedzy, pozbawionej ideologii, dokonuje wyboru, czy chce je stosować, czy też nie. Z punktu widzenia naukowego nie dopuszczalne jest przedstawianie jedynie wad środków zapobiegających ciąży, nie wspominając o ich zaletach i znaczeniu w profilaktyce i leczeniu wielu chorób kobiecych. Wiedza okrojona z ważnego punktu nosi znamiona manipulacji i odbiera młodemu człowiekowi możliwość wyboru.
W grupie przeciwników edukacji seksualnej panuje pogląd, że edukacja seksualna godzi w prawo rodziców do wychowania dzieci zgodnie ze swoim światopoglądem i przekonaniami religijnymi. Nic bardziej błędnego. Edukacja seksualna jest przedmiotem wiedzy związanym z biologią, psychologią i etyką. To właśnie „wychowanie do życia w rodzinie” godzi w neutralność światopoglądową rodziców, bo forsuje się na tych zajęciach światopogląd jednej instytucji. Poza tym Trybunał Praw Człowieka w 1976 roku orzekł, że państwo musi zagwarantować swoim obywatelom bezstronną edukację. W szkole wiedza na temat seksualności powinna być przekazywana w sposób obiektywny. W domu, prawem rodziców jest uzupełnianie wiedzy szkolnej o swoje przekonania. Prawo do seksualności i edukacji w tym zakresie jest zagwarantowane w Powszechnej Deklaracji Praw Seksualnych, o której pisałam w części pierwszej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz