VigLink

Witam i zapraszam

poniedziałek, 29 lutego 2016

Terlikowski nie zrozumiał papieża. Wielki biznes naturalnego planowania rodziny.


Pierwszy katolicki polski publicysta Tomasz Terlikowski skomentował słowa papieża o dopuszczeniu stosowania antykoncepcji w przypadku epidemii wirusa zika i gwałtu. Przypomnimy papież uznał, że antykoncepcja jest mniejszym złem i istnieją okoliczności, w których kościół dopuszcza stosowanie antykoncepcji. "Papież Franciszek: Aborcja to nie jest „mniejsze zło”. To zbrodnia. To zabić jedno, aby ocalić drugie. Tak samo postępuje mafia. To zbrodnia. To zło absolutne. Jeżeli chodzi o „mniejsze zło”, to wystrzeganie się ciąży stanowi przypadek konfliktu pomiędzy piątym a szóstym przykazaniem. Paweł VI, wielki, w trudnej sytuacji w Afryce zezwolił zakonnicom używać środków antykoncepcyjnych w przypadkach przemocy. Nie można mylić zła, jakim jest samo wystrzeganie się zajścia w ciążę, z aborcją. Aborcja to nie jest problem teologiczny. To problem ludzki. To problem medyczny. Zabija się jedną istotę ludzką, aby - w najlepszym przypadku - ocalić drugą, albo żeby dobrze sobie żyć dalej. To jest sprzeczne z Przysięgą Hipokratesa, jaką muszą składać lekarze. Jest to zło samo w sobie, ale nie jest to – zrazu - zło w znaczeniu religijnym. Nie! To jest zło ludzkie. I oczywiście, ponieważ jest to zło ludzkie - jak każde zabójstwo – jest potępione. Natomiast wystrzeganie się ciąży nie jest złem absolutnym i w niektórych przypadkach, jak w przypadku, o którym wspomniałem mówiąc o Błogosławionym Pawle VI, było jasne. Dodatkowo, chciałbym zaapelować do lekarzy, aby uczynili wszystko, by znaleźć szczepionki przeciwko tym dwóm rodzajom komarów, roznoszącym chorobę. Nad tym trzeba pracować..." Kwestii aborcji nie ma potrzeby komentować, jest to wyłożone w sposób jasny i pozostawiający wątpliwości interpretacyjnych. Inaczej jest w kwestii antykoncepcji. Papież przypomina, że autor encykliki "Humanae vitae", Paweł VI pozwolił na stosowanie antykoncepcji w przypadku, kiedy kobiety (w tym przypadku zakonnice) są narażone na gwałty. Punkt 15 wspomnianej encykliki zezwala na stosowanie antykoncepcji, jeżeli jest ona konieczna dla ratowania zdrowia kobiety. Franciszek jedynie rozszerza zakres, w którym możliwe jest stosowanie antykoncepcji o jedną okoliczność- zagrożenie wirusem powodującym wady wrodzone u płodu. Przestrzega przed zrównywaniem antykoncepcji z aborcją. Papież wyraźnie używa terminu "środki antykoncepcyjne". Wypowiedź redaktora Terlikowskiego sugerująca, że antykoncepcja w sposób absolutny jest złem, a papież mówiąc o "wystrzeganiu się zajścia w ciążę" miał na myśli naturalne planowanie rodziny nie znajduje potwierdzenia w słowach papieża. Szczerze rozbawiły mnie dywagacje redaktora Terlikowskiego na temat wirusa zika i współżycia. Redaktor uważa, że wirus zika nie unieważnia kościelnej nauki o antykoncepcji, bo nie odbiera on dzieciom z małogłowiem prawa do życia, nie zmienia tego, że akt małżeński ma być płodny (czytaj: kobieta ma być za każdym razem gotowa na ciążę bez względu na okoliczności). Zdaniem Terlikowskiego wirus zika " nie sprawia, że antykoncepcja przestaje niszczyć prawdę małżeństwa i seksualności. Nie sprawia on także, że akt małżeński z antykoncepcją zostaje rozbity u swoich podstaw. I wreszcie kwestia ostatnia wirus Zika nie sprawia, że antykoncepcja przestaje truć i zabijać same kobiet" (cytat za: Fronda.pl). Według Terlikowskiego antykoncepcja sprawia, że akt seksualny jest kłamstwem, gdyż jego cechą jest pełna otwartość na płodność i życie. Inaczej mówiąc: mamy się mnożyć niczym myszki. Przeciętny człowiek czytając te słowa zastanawia się, czy ich autor jest trzeźwy?. Zdaniem Terlikowskiego, nawet w obliczu zagrożenia życia płodu, jakim ponad wszelką wątpliwość jest wirus zika, nie można stosować antykoncepcji - odłożyć zajścia w ciążę, bo ważniejsze jest dochowanie wierności czegoś w rodzaju instytucji, prawdy objawionej, jakim jest Magisterium kościoła (zbiór tez, nauk, w które katolicy mają wierzyć i których przestrzegać bez względu na okoliczności. Nasuwa się pytanie, czy osoba, która uważa siebie za obrońcę życia może chcieć, aby rodziły się ciężko upośledzone dzieci, z których jedynie 5% dożywa pierwszych urodzin? Gdzie tutaj jest obrona życia? Chyba, że obrona życia dotyczy jedynie okresu prenatalnego? Jednakże w przypadku stosowania antykoncepcji, aby zapobiec wadzie rozwojowej nie może być mowy nawet o obronie życia w prenatalnym rozwoju, gdyż nie dochodzi do zapłodnienia. Widocznie papież uznał, że ważniejsze jest zdrowie dziecka niż nauki magisterium kościoła, a odpowiedzialnością nie jest zachodzenie w ciąże w sytuacji, kiedy życie dziecka może być zagrożone. Niby logiczne, a jednak dla redaktora Terlikowskiego zupełnie niezrozumiałe. Warto wiedzieć, że w kościele przyjął się termin "kultura śmierci", który rozszerzył pan Wojtyła w okresie swojego panowania w Watykanie i termin obejmuje: antykoncepcję, in vitro, związki partnerskie,aborcję, eutanazję. Zło antykoncepcji według kościoła polega na jej działaniu wczesnoporonnym (uwaga: antykoncepcja nie ma działania wczesnoporonnego- chodzi o zmniejszenie grubości błony śluzowej macicy, co ma charakter leczniczy w przypadku mięśniaków, zapobiega obfitym krwawieniom i rakowi endometrium), na zakłócaniu relacji między małżonkami i oddzieleniu seksu od prokreacji. Media katolickie od lat szaleją i opowiadają niestworzone bzdury na temat antykoncepcji. Jedną z nich jest opowiastka o złych koncernach farmaceutycznych, które bogacą się kosztem zdrowia kobiet. Nie ma wątpliwości, że każdy produkt, który jest wprowadzany na rynek, również antykoncepcja hormonalna ma przynieść zysk wytwórcy. Jest to podstawowe prawo ekonomii. Kościół katolicki zrobił niezły biznes na naturalnym planowaniu rodziny. Jak to możliwe, że sprzedał coś, co wymaga jedynie obserwacji cyklu? Na tym polega genialność kościelnej strategii- do biologii kobiety została dodana ideologia o obecności Jezusa w seksie małżeńskim, o grzechu aktu seksualnego oderwanego od prokreacji. Naturalne planowanie rodziny to wielki biznes- powstały instytuty naturalnego planowania rodziny, nowy zawód - instruktor npr, nawet komputery cyklu. Kościół sprzedaje specjalne książki z naklejkami, oferuje kursy npr - czyli czegoś, co ginekolog w przychodni nauczy pacjentkę w 10 minut i za darmo. Mając na względzie ogromny biznes jakim jest npr, trudno dziwić się publicystom katolickim, że podnoszą larum wobec słów papieża. Oto kończy się era zastraszania kobiet, wymuszania w nich poczucia winy, wyłudzania kasy od społeczeństwa. Warto zapamiętać, że papież zezwolił na stosowanie antykoncepcji w 3 przypadkach: - kiedy kobieta jest ofiarą przestępstwa lub w wyniku toczących się działań wojennych może być narażona na gwałt - sprawa zakonnic z Afryki z lat 60-tych. Nie ma specjalnego znaczenia, czy jest to fakt, czy głęboko zakorzeniony mit. - kiedy na danym terenie panuje epidemia wirusa mogącego wpływać na zdrowie płodu - sprawa zika -kiedy antykoncepcja ma zastosowanie lecznicze- punkt 15 Humanae vitae. Redaktor Terlikowski nie byłby sobą,gdyby nie wypisał kłamstw o szkodliwości antykoncepcji i zabijaniu przez antykoncepcję kobiet. Ryzyko zakrzepicy to 1:6500, znacznie większe ryzyko zakrzepicy jest w czasie ciąży, ale o tym redaktor Terlikowski nie wspomina, zataja przed swoimi czytelniczkami ów ważny fakt. Nauczanie kościoła o antykoncepcji jest oparte o jedną encyklikę, autorstwa papieskiego, a nie o prawdy wiary, więc kolejny papież, np: Franciszek może je zmienić. Jeden wywiad to dobry prognostyk, ale na pewno trzeba poczekać na zapis przytoczonych na początku artykułu słów w postaci dokumentu. Jeżeli będzie oficjalny dokument wtedy zmiana stanie się faktem. Mam nadzieję, że papież w końcu zacznie działać,a nie tylko zapowiadać działania.

czwartek, 18 lutego 2016

REWOLUCJA W KOŚCIELE KATOLICKIM - PAPIEŻ ZEZWALA NA ANTYKONCPECJĘ W PRZYPADKU EPIDEMII WIRUSA ZAGRAŻAJĄCEGO ZDROWIU PŁODU I GWAŁTU


Uruchomiłam dzisiaj internet i zaniemówiłam z wrażenia. Oto do historii przeszedł całkowity zakaz antykoncepcji w kościele katolickim. Papież Franciszek nazwał antykoncepcję "mniejszym złem", przyznał w końcu, że w niektórych przypadkach, np: wirus Zika, gwałt jest uzasadniona. Jest to znacznie lepsze rozwiązanie niż aborcja. Niby nic odkrywczego- zawsze lepiej zapobiegać ciąży niż narażać się na aborcję. "Unikanie ciąży nie jest absolutnym złem - powiedział papież podczas podróży powrotnej z Meksyku, zaznaczając, że obawa przed zarażeniem zika jest szczególnym przypadkiem, w którym antykoncepcja jest przez Kościół usprawiedliwiona. "Aborcja nie jest mniejszym złem, jest zbrodnią. To eliminacja jednego, by uratować kogoś innego. Tak postępuje mafia! To zbrodnia, zło absolutne. A jeśli chodzi o antykoncepcję, Paweł VI, Wielki, w sytuacji trudnej, w Afryce, pozwolił zakonnicom używać antykoncepcji w przypadkach gwałtu. Ale nie można mylić zła zapobiegania ciąży z aborcją! Aborcja nie jest problemem teologicznym. To problem ludzki, medyczny. Zabija się jedną osobę, by ocalić drugą, w najlepszym razie, albo aby sobie ułatwić życie? Jest to sprzeczne z przysięgą Hipokratesa, którą składają lekarze. Jest to zło samo w sobie, a nie zło religijne, w punkcie wyjścia. Jest to zło ludzkie. I oczywiście, jako zło zasługuje na potępienie. Natomiast zapobieganie ciąży nie jest złem absolutnym. W niektórych przypadkach, jak ten już wspomniany z Pawłem VI, było jasne. Ja także apeluję do lekarzy, aby zrobili wszystko, by znaleźć szczepionkę na tę chorobę przenoszoną przez te dwa komary. Nad tym trzeba pracować” Przy okazji warto wspomnieć, że już w "Humanae vitae" papież Paweł VI przewidział wyjątek dla stosowania antykoncepcji przez kobiety: gwałty i stosowanie antykoncepcji jako środka leczniczego "15. Kościół natomiast uważa za moralnie dopuszczalne stosowanie środków leczniczych, niezbędnych do leczenia chorób, choćby wynikać stąd miała przeszkoda, nawet przewidywana, dla prokreacji, byleby ta przeszkoda nie była z jakichś motywów bezpośrednio zamierzona". Wielka papieska rewolucja jest tak naprawdę przypomnieniem tego, co kościół mówi od ponad 40 lat, a czemu uparcie zaprzeczał Jan Paweł II całkowicie zakazując prezerwatyw, nawet dla ochrony przed HIV. O tym, że antykoncepcja ma właściwości lecznicze była już na blogu mowa wielokrotnie. Słowa papieża i tak są wielkim krokiem naprzód, w kierunku odpowiedzialnego rodzicielstwa i bezpieczeństwa dla rozwijającego się płodu. Nie ulega wątpliwości, że w momencie epidemii wirusa, który uszkadza płody rodzicielska odpowiedzialność nakazuje unikać ciąży. Polski kościół od lat oszukuje Polaków zakazując całkowicie antykoncepcji. Jak widać całkowicie bezzasadnie. Polskie społeczeństwo niestety nie ma świadomości faktu, że kościół zakazuje antykoncepcji, która ma celu uniknięcie ciąży, ale dopuszcza jej stosowanie w przypadku leczenia. Papież poszedł o krok dalej i dopuścił jej stosowanie w przypadku epidemii wirusów zagrażających zdrowiu potencjalnego płodu. Nie jest to dopuszczenie antykoncepcji w każdej sytuacji, w tym przypadku nadal obowiązuje katolików zakaz. Jak na razie media katolickie nie wspominają o słowach papieża dotyczących antykoncepcji. Jedynie w tygodniku "Niedziela" znalazła się wzmianka. Pozostaje czekać na komentarze twardogłowych publicystów katolickich i na teksty typu, że media źle zrozumiały słowa papieża. Papież wyraźnie zmienił kierunek w kwestii pedofilii - ostro zaatakował biskupów, którzy ukrywają pedofilię. Nazwał ich nieodpowiedzialnymi i wezwał do rezygnacji ze stanowiska biskupa, a księżach -pedofilach powiedział, że dokonują diabolicznego aktu i niszczą dziecko. Raczej wątpię, aby nasi biskupi złożyli rezygnację, nie mają aż tyle honoru i nie widzą w ukrywaniu pedofilii nic złego. Wolą zastraszać ofiary, a w najlepszym razie wmawiać im, że nic złego nie stało się, a gwałcący dzieci ksiądz to dobry pasterz pokazujący miłosierdzie Chrystusa. W Polsce dopiero media muszą nagłaśniać takie sprawy i wtedy biskupi łaskawie przeproszą za grzech nieczystości księży. Lekarze katoliccy, którzy w każdej sytuacji odmawiają kobietom antykoncepcji będą musieli zrewidować swoje stanowisko. To dobra wiadomość, bo ofiara gwałtu powołując się na stanowisko papieża, może wymagać od takiego lekarza wypisania antykoncepcji awaryjnej (jeżeli chce tańszy środek). Katolicki farmaceuta nie może już odmówić sprzedaży antykoncepcji awaryjnej dla ofiar gwałtu i antykoncepcji standardowej kobietom dla których antykoncepcja jest środkiem leczniczym.

Uwaga na naprotechnologiczny przekręt


Nie będę rozwodziła się nad tym, czy naprotechnologia jest w stanie wyleczyć niepłodność, jakim grupom pacjentów może pomóc, a jakim nie. Nie jestem lekarzem, ani katoliczką, więc nikomu nie dam, ani nie odbiorę nadziei, nikogo nie mam zamiaru przekonywać do swoich poglądów. Strona katolicka utrzymuje, że naprotechnologia to alternatywa dla in vitro, skuteczny sposób leczenia niepłodności. Strona zajmująca się leczeniem niepłodności twierdzi, że naprotechnologia korzysta z tych samych metod co oni z pominięciem technik wspomaganego i absolutnie przy wielu czynnikach niczego nie zdziała. O wadach i zaletach naprotechnologii od lat kłócą jej zwolennicy i przeciwnicy. Osobiście zaliczam się do przeciwników naprotechnologii, zarówno w aspekcie medycznym i etycznym. Swój wpis chciałabym poświęcić mechanizmom oszustwa, jakim jest naprotechnologia. Artykuł nie pretenduje do miana tekstu medycznego, więc nie obowiązuje mnie wymóg neutralności dziennikarskiej. W przypadku naprotechnologii trudno o zachowanie neutralności - można przez wzgląd na religię, popierać omawianą metodę lub ze względu na nieskuteczność i powszechną manipulację w mówieniu o niej nie mieć o naprotechnologii dobrego zdania. To nic innego jak zwyczajne naciąganie klientów pod czujnym okiem kościoła - ośrodki naprotechnologiczne reklamowane są przez kościół, a część z nich znajduje się przy najważniejszych polskich świątyniach. Na stronach internetowych owych ośrodków można znaleźć zaproszenie na mszę świętą. Jest to wymowny gest, dający do zrozumienia do kogo kierowana jest oferta - do ludzi akceptujących katolicki światopogląd. Wszyscy inni są wykluczeni z potencjalnego grona pacjentów. Oczywiście pacjentami mogą być wyłącznie małżeństwa. To, że środowiska katolickie w różnych dziedzinach życia dyskryminują innych jakoś nie dziwi. Za to bardzo niepokojące jest to, że para nie trafia od razu do lekarza, ale na spotkania z instruktorką, która ma ich nauczyć obserwować cykl i za każde spotkanie inkasuje od 100 do 280 zł ( w zależności od regionu)+cena materiałów- zeszytu, podręcznika i naklejek. Instruktorka najczęściej nie jest lekarzem, co więcej nie ma medycznego wykształcenia, jest to osoba po kursie naturalnego planowania rodziny. Taka osoba decyduje o tym, czy para może skorzystać z porady lekarza, interpretuje cykl pacjentki, choć nie ma uprawnień do wykonywania medycznych procedur i oceniania cyklu, bo nie jest lekarzem. Bez wizyt u instruktorki nie można skorzystać z porady lekarza - najpierw musi zarobić instruktorka. Cyrk z naklejkami i odpytywaniem z książki trwa od 2 do 8 miesięcy. Dopiero po takim czasie para trafia do lekarza, który uwaga, niekoniecznie jest ginekologiem. Może być internistą, dentystą, mieć jakąkolwiek inną specjalizację i ukończony kurs naprotechnologiczny. Tak więc leczeniem niepłodności zajmują się ludzie nie związani z ginekologią. Na stronach owych ośrodków są co prawda informacje, że pacjenci mogą skorzystać z porad dietetyka, dentysty,psychologa,duchownego. Ceny wizyty u lekarza są równie wysokie - ocena cyklu, to znaczy oglądanie zapisków pary 100,co wizytę, wizyta z usg 280 zł. Pracownicy ośrodków leczenia niepłodności nie akceptują przyniesionych przez parę wyników i karzą wszystko robić u nich w ośrodku, co naraża pacjenta na dodatkowe koszty. Już na wstępie para musi zapłacić 30 zł za jedną prezerwatywę z igłą do badania nasienia. Napro-cudaki nie uznają klasycznego badania nasienia. W prezerwatywie trzeba zrobić dziurkę, aby akt małżeński był zgodny z nauką kościoła, to znaczy część nasienia pozostała w pochwie, a jedynie niewielka część w prezerwatywie. Nasienie trzeba w ciągu godziny dostarczyć do ośrodka. Jaka jest wartość takiej próbki nie trzeba mówić - nikła, a wynik jest niemiarodajny. Mężczyzna otrzymuje wiadomość, że nasienie w porządku i jedynie co powinien robić to jeść więcej warzyw i nosić luźną bieliznę. Obiektem zainteresowania jest kobieta. O byle jakości usługi świadczy fakt, że nie ma badań potwierdzających skuteczność naportechnologii- nikt niezwiązany z naprotechnologią nie ma wstępu na spotkania, konferencje. W prasie naukowej ukazały się raptem 3 badania o skuteczność naprotechnologii i to z poważnymi błędami metodologicznymi. Po drugie, naprotechnologia nie jest właściwie żadną oryginalną metodą - poza obserwacjami cyklu za pomocą modelu Creightona wykorzystuje leczenie konwencjonalne: badania, podawanie hormonów, laparoskopię. To wszystko jest wykorzystywane w Polsce przy standardowym leczeniu niepłodności. Polskie Towarzystwo Ginekologiczne nie rekomenduje naprotechnologii, ponieważ nie znajduje ona potwierdzenia w kontrolowanych badaniach klinicznych. W standardach leczenia niepłodności autorzy uznali, że naprotechnologii nie można rekomendować jako metody leczenia niepłodności, gdyż nie jest w stanie pomóc kobietom z niewydolnością jajników, zaawansowaną endometriozą, niedrożnością lub ograniczeniem drożności jajowodów, oraz w męskim czynniku. Organizacje międzynarodowe, takie jak: ESHRE czy ASRM oraz Polskie Towarzystwo Medycyny Rozrodu i Embriologii nie rekomendują naprotechnologii. Warto wiedzieć, że naprotechnologia poza Polską i Irlandią nie jest metodą popularną. Pary po takim "leczeniu" najczęściej trafiają do profesjonalnych klinik zaskoczone faktem, że nawet po 3 latach leczenia metodą napro, mając prawidłowe zapiski i piękne wykresy nie są w stanie zajść w ciążę. Propagatorzy napro wmawiają ludziom, że są w stanie pomóc nawet przy endometriozie i niedrożności jajowodów - niestety rzeczywistość nie jest tak różowa. Naprotechnologia to nic nowego, normalne standardowe leczenie, które podejmuje ginekolog w rejonowej przychodni, tyle, że okraszone ideologią kościoła i opatrzone znakiem firmowym- ot, zwykła propaganda bazująca na ludzkim nieszczęściu. Lekarz-ginekolog ze zwykłej przychodni nie będzie kazał przez pół roku podziwiać cyklu, zrobi konkretne badania, wykona monitoring cyklu przy użyciu usg, zbada tarczycę, poziom hormonów i zaleci leczenie. Nie będzie naciągał pacjentki na wizyty u instruktorki nie mającej żadnego związku z medycyną. Od razu wypisze skierowanie na ewentualną operację, a jak wyczerpie katalog terapii poleci konsultacje w klinice leczenia niepłodności. Normalne postępowanie medyczne w grupie par, gdzie można przeprowadzić zachowawcze metody leczenia daje trzy razy więcej ciąż niż po naprocudach. Perfidne oszustwo polega na tym, że standardowe leczenie, które w znacznej części jest refundowane, w naprotechnologii jest przedstawiane jako super skuteczne, nowe i trzeba za nie sporo płacić. Nieetyczne jest wmawianie pacjentom, że nie mają szansy na swoje dziecko, jeżeli medycyna może im pomóc, proponując in vitro. Powstaje pytanie, czy lekarz celowo okłamujący pacjentów, po to, aby pozostać w zgodzie ze swoją religią, postępuje etycznie? Odpowiedź na to pytanie może jedynie negatywna- lekarz nie ma prawa oszukiwać pacjentów. Ludzie dają się omamić naprotechnologią, ponieważ nie mają wystarczającej wiedzy o leczeniu niepłodności, a propaganda jest nadzwyczaj agresywna i wszech obecna. Nieprawdą są twierdzenia zwolenników napro-cudów, że in vitro jest nachalnie promowane, a o naprotechnologii nie ma w mediach ani słowa. Na każdym portalu katolickim i prawicowym można znaleźć setki artykułów o cudownej metodzie leczenia niepłodności, polecają ją biskupi i politycy PiS. Kłamstwem jest, że naprotechnologia jest metodą tanią - rok leczenia to koszt od 8 tys, czyli prawie tyle, co zabieg in vitro. Niesmak, a nawet złość wzbudza stwierdzenie naprologów, że in vitro zmniejsza szansę na naturalne poczęcie- jak widać wszystkie kłamstwa są dozwolone, aby wyciągnąć od ludzi kasę. Mam wrażenie, że naprotechnolodzy doskonale wiedzą, że swoim zachowaniem pozbawiają pary szansy na dziecko, robią im wielką krzywdę. Niestety w powiązaniu naprotechnologii i kościoła, bezpłodne pary liczą się najmniej, najistotniejszy jest zysk. Podawane przez promotorów napro dane nie są wynikami leczenia - ilości urodzonych dzieci, ale wynikami trafności diagnozy, co wcale nie oznacza, że leczenie dało efekt w postaci słodziutkiego maluszka. Pary,które korzystają z tej metody mówią, że przekonały się do tego sposobu leczenia, ponieważ jest ona zgodna z nauką kościoła i etyczna. Kościół naprawdę zrobił wiele dla promowania metody: od opowiadania bredni o zabijaniu zarodków w in vitro do bezpośredniego reklamowania naprotechnologii w swoich odezwach do wiernych. Zastanawia mnie jedno: jak można uzależniać leczenie nie od skuteczności, korzystania z nowoczesnych terapii, ale od zdania kościoła? Warto wiedzieć, że naprotechnologia jest uprawiana w Polsce poza wszelką kontrolą - ośrodki nie są monitorowane, nie obowiązują tam żadne standardy medyczne. Niektóre ośrodki mają certyfikaty stowarzyszeń związanych z naturalnym planowaniem rodziny i kościołem, co jest dość marną rekomendacją. Po przeanalizowaniu wszelkich argumentów można stwierdzić, że naprotechnologia to propaganda, w którą ubrano i sprzedano leczenie niepłodności u par nie mających wskazań do in vitro. Zrobiono z tego cudowną metodę, która dba o dobro dziecka poczętego (o ile uda się zajść w ciążę). Jej etyczność polega jedynie na poczęciu w akcie małżeńskim. Według zwolenników naprotechnologii in vitro nie tylko zabija zarodki, ale także sprawia, że poczęcie dokonuje się bez miłości małżeńskiej. Znaczy to, że według ideologów napro-cudów, pary, które zaszły w ciążę dzięki in vitro nie kochają się i nie kochają swoich dzieci. Na komentowanie takich głosów pełnych jadu, nienawiści, zawiści nie warto tracić czasu. Napro-cuda mogą być skuteczne jedynie dla 40% par, więc mówienie, że jest to alternatywa dla in vitro jest manipulację i wprowadzaniem w błąd opinii publicznej.

sobota, 13 lutego 2016

Edukacja o antykoncepcji formą obrony przed fanatyzmem katolickim.


Prasa katolicka stosunkowo często raczy czytelnika wyssanymi z palca kłamstwami o antykoncepcji. Piszą je dziennikarze i lekarze, którzy podpisali deklarację wiary. Swoje trzy grosze wkładają biskupi uważający się za oświeconych łaską Ducha Świętego ludzi, którzy z racji owej łaski i jakiegoś bliżej nieokreślonego chrystusowego nadania (wierności prawu bożemu) mają prawo do ingerowania w życie innych. Katolickie media do czerwoności rozgrzała informacja, że Polki chcą, aby była refundowana antykoncepcja hormonalna. Wymagają od państwa, aby refundowało, a przynajmniej jasno określiło kwestię opłat za założenie wkładki hormonalnej. Zdaniem pani Terlikowskiej, żony słynnego dziennikarza, pierwszego katolika w kraju, Tomasza Terlikowskiego, antykoncepcja hormonalna nie jest lekiem. Jako argument tradycyjnie pada stwierdzenie, że ciąża nie jest chorobą. Oczywiście ciąża nie jest chorobą, a naturalnym stanem, co nie oznacza, że trzeba do niej zmuszać, a kobieta ma żyć w niewoli cyklu, w ciągłym strachu przed ciążą. Nieprawdą jest, że antykoncepcja hormonalna nie jest lekiem. Antykoncepcja hormonalna jest powszechnie stosowana w ginekologii do leczenia torbieli, zespołu policystycznych jajników, endometriozy, mięśniaków i do regulowania cyklu u kobiet dorosłych, po 20 roku życia. Jest kwestią dyskusyjną, czy powinna być stosowana do regulowania cyklu u nastolatek, które miesiączkują dłużej niż 3 lata. Zostawmy to specjalistom. Pewne jest, że zapobiega kilku rodzajom nowotworów: raka jajnika, endometrium, raka dolnego odcinka jelita grubego, raka trzonu macicy. Antykoncepcja hormonalna chroni przed utratą żelaza, zamienia bolesne miesiączki na bezbolesne i nieobfite krwawienia z odstawienia - jednym słowem poprawia jakość życia kobiety. Antykoncepcja zmniejsza ryzyko reumatoidalnego zapalenia stawów i zapalenia miednicy małej. Krótki przegląd zalet antykoncepcji jasno pokazuje, że stwierdzenia, że antykoncepcja to nie lek, pewna śmierć, zabójca kobiet i małżeńskiego życia są jedynie zastraszaniem i nie mają z rzeczywistością. Złość budzi fakt, że antykoncepcją straszą lekarze, którzy zobowiązani są do mówienia prawdy i do rozdzielania religii od medycyny. Pani Terlikowska w artykule: "Państwo ma płacić za zabijanie dzieci. To niedorzeczne" dostępnym na Frondzie powtarza wszystkie brednie o tym ,jak to kobiety nie są świadome zagrożeń wynikających z antykoncepcji, oszukiwane przez lekarzy, którym opłaca się wypisywanie antykoncepcji. Uważa, że kobiety oczekują, że lekarz wbrew swojemu sumieniu, dla zaspokojenia seksualnego komfortu pacjentki, wypisze jej antykoncepcję. Na poparcie swoich tez przytacza fragmenty wywiadu prof. Chazana; "Prawo do życia. Bez kompromisu". Człowiek, który w PRL-u dokonał 500 aborcji (do tylu przyznał się), a później nawrócił się, to znaczy uznał, że wygodnie będzie żył, kiedy będzie popierał naukę kościoła i stanie się bohaterem środowisk katolickich, jest dla pani Małgorzaty wybitnym autorytetem. Grozę budzi fakt, że ów człowiek cały czas ma kontakt z pacjentkami i ze studentami medycyny. Pan profesor raczy swoich czytelników/słuchaczy bredniami o wczesnoporonnym działaniu wkładki hormonalnej i całej antykoncepcji hormonalnej. Jak do tej pory nie udowodniono, aby wkładka, czy inne formy antykoncepcji hormonalnej uszkadzały zarodek i doprowadzały do poronienia. Pan profesor perfidnie kłamie, ponieważ badania udowodniły, że u kobiet stosujących wkładki hormonalne w ogóle nie dochodzi do zapłodnienia. Posługuje się stanem wiedzy sprzed lat, nie dokształca się albo świadomie oszukuje swoich słuchaczy i pacjentki działając na zlecenie kościoła. Fakt zmniejszania objętości wyściółki macicy ma charakter leczniczy - to dzięki niemu nie mamy obfitych okresów i jesteśmy chronione przed nowotworem trzonu macicy, mięśniakami i endometriozą. Antykoncepcja przede wszystkim blokuje owulację, a więc dojrzewanie komórki jajowej. Gdyby doszło do połączenia się plemnika z komórką jajową i do powstania zygoty (pierwszy etap procesu zapłodnienia),to antykoncepcja nie dopuszcza do wędrówki zapłodnionej komórki jajowej przez jajowód. Zapłodniona komórka jajowa to nie ciąża, ani dziecko. Według WHO początkiem ciąży jest koniec procesu zapłodnienia- to znaczy zagnieżdżenie się blastocysty w macicy. Kolejnym absurdalnym stwierdzeniem jest zdanie, że antykoncepcja ubezpładnia. Antykoncepcja nie powoduje bezpłodności-jedynie czasowo blokuje cykl, co jest jak najbardziej wskazane w przypadku wielu chorób ginekologicznych i ma działanie lecznicze. Pani prof. Violetta Skrzypulec, kierownik Zakładu Profilaktyki Chorób Kobiecych, Katedra Zdrowia Kobiety Śląskiej Akademii Medycznej, konsultant wojewódzki ds. seksuologii. w artykule z 2008 roku mówi wprost, że nikt nie zabija dziecka poczętego przez stosowanie antykoncepcji."Dla lekarzy tabletka antykoncepcyjna jest lekiem, przy pomocy którego nie szkodzimy, ale pomagamy. Antykoncepcję stosujemy np. w przypadku nawracających torbieli czy zdiagnozowanych nienowotworowych cyst jajnika, ponieważ jest to jedyna możliwość uratowania jajnika. Przy takim postępowaniu można zablokować pracę tego narządu np. na 3 lata i zapobiec pojawianiu się kolejnych zmian chorobowych. Tabletkę antykoncepcyjną stosujemy w obfitych krwawieniach, nieregularnych cyklach i oczywiście po zabiegach operacyjnych, np. w przypadkach ciąży pozamacicznej. Na całym świecie zaleca się również podawanie takiej tabletki u kobiet z grupy ryzyka raka jajnika. To nieoceniona terapia antykoncepcyjna z efektem dodanym. Kiedy jajnik nie pracuje, spada możliwość pojawienia się w nim nowotworu. W przypadkach zaburzeń hormonalnych, pigułka antykoncepcyjna jest lekiem pierwszego rzutu. My, endokrynolodzy, stosujemy pigułkę antykoncepcyjną przy nadmiernym owłosieniu, trądziku. Także jako element regulacji cyklu miesiączkowania u dziewcząt, które nierozważnie się odchudzały." Lekarze poważnie traktujący ginekologię, czyli tacy, którzy nie podpisali zdradzieckiej deklaracji wiary, mówią wprost, że polecanie naturalnego planowania rodziny to przyczynianie się do niechcianych ciąż i aborcji, działanie nieodpowiedzialne, działanie na szkodę pacjentki i jej rodziny. Już w 2003 roku Polskie Towarzystwo Ginekologiczne w składzie: Prof. Dr hab. Marian Szamatowicz, Prof. Dr hab. Marek Spaczyński, Prof. Dr hab. Romuald Dębski, Prof. Dr hab. Krzystof Drews, Prof. Dr hab. Grzegorz Jakiel, Dr n.med. Medard Lech, Dr hab. Tomasz Niemiec, Prof. Dr hab. Stanisław Radowicki, Prof. Dr hab. Tomasz Pertyński, Dr n.med. Grzegorz Południewski, Prof. Dr hab.Piotr Skałba, Prof. Dr hab. Alina Szymankiewicz- Warenik, uznało, że nowoczesna i skuteczna antykoncepcja jest jedynym, profilaktycznym przeciwdziałaniem ciążom niepożądanym i ich przerywaniu. Tylko właściwa edukacja o antykoncepcji może doprowadzić do zmiany myślenia o antykoncepcji i być środkiem obronnym przed religijnym fanatyzmem, który zastrasza kobiety i fałszuje rzeczywistość. Polki chcą mieć dostęp do antykoncepcji, również awaryjnej, co pokazuje zapotrzebowanie na ten środek - kobiety kupują na zapas w obawie przed decyzją Ministerstwa Zdrowia, którym włada człowiek ze środowiska kościelnego. Nie może być, że do mediów przedostają się jedynie negatywne informacje o antykoncepcji, a kobiety nawet w gabinetach lekarskich są narażone na zmaganie się z religijnymi dogmatami lekarzy.

środa, 10 lutego 2016

Czego nie rozumie fanatyczny katolik?


Tytuł posta jest wieloznaczny i nie naprowadza czytelnika na temat, raczej daje pole do domysłów. Fanatyczny katolik to dość specyficzna osoba, która choć wierzy w Boga, to nie do końca zna zasady wiary wywodzące się z Nowego Testamentu, a w swoim życiu kieruje się wytycznymi głoszonymi przez biskupów. Jest to osoba podatna na manipulację, która myśli schematami: kościół to wiara i polskość, kościół to dawca prawa moralnego, obrońca życia, rodziny, prawa naturalnego - bezwzględny drogowskaz, którego każdy, polski obywatel musi przestrzegać, ponieważ w przeciwnym razie przestaje być Polakiem. W tym momencie dochodzimy do sedna problemu - przekonania, że kościół jest wszechwiedzący we wszystkich sprawach dotyczących życia człowieka i ma prawo narzucać swoje zdanie także lekarzom. Wiara ma być na pierwszym miejscu, ponad zdrowym rozsądkiem, a nawet prawami obywatelskimi. Spodziewałam się, że po zmianie rządu, o zgrozo na rząd powiązany w kościołem, który nie kryje owych powiązań, ofiarą rządzących będą prawa reprodukcyjne. W cywilizowanych krajach, np w Szwecji, na Słowacji, czy w Wielkiej Brytanii kobiety mają zagwarantowany dostęp do bezpłatnej antykoncepcji i liczba aborcji rzeczywiście spada - spadek bywa niewielki, jak w Wielkiej Brytanii, ok 2-3% lub znaczny jak na Słowacji, czy w Hiszpanii. Władze szwedzkiego regionu Skania wprowadziły program refundacji antykoncepcji dla kobiet do 26 roku życia. Pomysł zgłosiła Partia Liberalna, ale poparły go zarówno ugrupowania lewicowe, jak i prawicowe, w tym Chrześcijańska Demokracja. Norrbotten (region na północy Szwecji) od 2012 roku finansuje antykoncepcję i w tym czasie liczba aborcji zmniejszyła się o połowę. Nawet działacze chrześcijańscy w Szwecji zrozumieli, że tylko refundacja antykoncepcji może zmniejszyć liczbę aborcji, a nie modły, czy opowiadanie bzdur o naturalnym planowaniu rodziny i czystości przedmałżeńskiej. Tymczasem w Polsce popularność zbiera petycja o zakazie sprzedaży antykoncepcji awaryjnej utworzona przez obrońców życia, a Ministerstwo Zdrowia chce ograniczyć dostęp do antykoncepcji awaryjnej uznając, że jest to demoralizacja młodzieży i jest kompletnie głuche na racjonalne argumenty i prawdę o antykoncepcji po stosunku. Przeraża fakt, że w Polsce mają prawo do wykonywania zawodu ginekologa lekarze, którzy straszą antykoncepcją, odmawiają badań prenatalnych, stawiają religię wyżej niż dobro pacjenta. Przykładem takich ludzi są absolwenci uczelni medycznych praktykujący medycynę, którzy podpisali deklarację wiary. O słynnej deklaracji była na blogu mowa już kilka razy. Jeden z nich, gwiazda mediów prawicowych, osoba uważająca siebie za męczennika klauzuli sumienia, prof. Chazan jeździ z prelekcjami po towarzystwach duszpasterskich i opowiada tego typu "rewelacje": "Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus - przywitał się ze zgromadzonymi prof. Chazan.(....) - Musimy z całą mocą stwierdzić, że dziecko to istota ludzka od momentu poczęcia. Trwają dyskusje, nie chcę wchodzić w ten temat - zapowiedział Chazan, po czym w temat wszedł: - Nie ulega wątpliwości, że pączek, na którym jest zwinięte ludzkie życie, ma gdzieś swój początek. To nie jest moment zagnieżdżenia zarodka w błonie śluzowej macicy, nie wtedy, kiedy wyczuwamy ruchy dziecka. Nie wtedy, kiedy zaczyna czuć i słyszeć. Nie! Życie ludzkie zaczyna się wtedy, kiedy dochodzi do połączenia komórki jajowej z plemnikiem. Od tego momentu dziecko ma, zdaniem profesora, prawo do życia. - To prawo nie jest odpowiednio chronione, aborcja jest celowym zamachem na życie. Każda kobieta powinna wiedzieć, że antykoncepcja hormonalna kończy się zaburzeniami zagnieżdżania zarodka w błonie śluzowej macicy. Kobieta stosująca antykoncepcję hormonalną, biorąca tabletki "po" lub używająca wkładki wewnątrzmacicznej dokonuje zamachu na życie swojego dziecka codziennie. Podobnie jak przy okazji zapłodnienia pozaustrojowego in vitro. Mamy do czynienia z wartościowaniem życia. W imię wolności czujemy się upoważnieni, żeby niszczyć życie dziecka zanim zobaczy ono twarz matki, zanim usłyszy jej głos, poczuje dotyk dłoni." Można sprzeczać się na gruncie naukowym, czy zapłodnienie jest jednorazowym aktem, czy procesem, który kończy się w momencie zagnieżdżenia się zapłodnionej komórki jajowej w macicy, ale opowiadanie, że kobieta stosująca antykoncepcję codziennie zabija swoje "dzieci" jest przekroczeniem wszelkich kanonów etycznych i w jawny sposób sprzeciwia się medycynie. Nikt nie niszczy ludzkiego życia, ponieważ trudno mówić o ludzkim życiu w kontekście antykoncepcji - nie można zniszczyć czegoś, czego nie ma. Uznanie zapłodnienia za proces to nie wymysł "ideologii śmierci, lewaków, homolobby i innych morderców dzieci poczętych, ale pogląd zgodny z nauką - dopóki działa cykl menstruacyjny nie może być mowy o ciąży. Łączenie ideologii katolickiej z medycyną jest szkodliwe. Niestety, w naszym kraju rozdział kościoła od państwa polega na tym, że biskupi nie zasiadają w Parlamencie i rządzie, a państwo nie ma prawa wglądu w działanie kościoła. Kościół oczywiście wtrąca się w politykę, dyktuje ustawy - współdziałając dla "dobra narodu". Skutkiem działań kościoła w kwestiach rozrodu jest rosnąca liczba aborcji w podziemiu, porzucane noworodki i jeden z najniższych wskaźników dzietności. Środowiska przykościelne znacznie częściej wypuszczają do mediów nieprawdziwe informacje o antykoncepcji. Dzieje się to przy całkowitym braku reakcji środowisk liberalnych i feministycznych. Udostępnianie na FB informacji o bzdurach opowiadanych przez hierarchów i katolickich dziennikarzy na temat antykoncepcji jest zbyt małym odzewem. Artykuły blogerów i lewicowych mediów {"Codziennik Feministyczny", czy "Wysokie Obcasy") niemal natychmiast spotykają się z odpowiedzią prawicy w duchu pogardy i przeinaczania faktów. Przy obecnej, przykościelnej władzy raczej nie można liczyć na edukację seksualną w szkołach, czy na refundację antykoncepcji. Cztery lata rządów PiS-u mogą spowodować utrudnienia w dostępie do antykoncepcji i powszechne stosowanie klauzuli sumienia. Nie oszukujmy się sprawa aborcji została przegrana w 1997 roku, kiedy to Trybunał Konstytucyjny orzekł, że poprawka o aborcji z powodów społecznych jest niezgodna z Konstytucją. Dlatego zamiast haseł o prawie do aborcji na Manifie, które jedynie irytują społeczeństwo, proponuję zająć się obroną antykoncepcji, in vitro, szczepień przeciwko HPV i badaniami prenatalnymi. Polska władza nie rozumie, że utrudniając kobietom dostęp do praw reprodukcyjnych nie poprawi dzietności. Największa dzietność nie jest tam, gdzie rządzi kościół katolicki, ale tam, gdzie jest zagwarantowane prawo do antykoncepcji. Oczywiście mówimy o krajach europejskich, jako o kręgu najbliższym geograficznie i kulturowo.

piątek, 5 lutego 2016

Frondowa homofobia posunięta do granic absurdu


Trudno nie zauważyć, że kościół katolicki w Polsce wiedzie prym w publicznym przekazie mowy nienawiści pod płaszczykiem ochrony naturalnej, katolickiej rodziny i praw rodziców do wychowania dzieci zgodnie ze swoją religią. Każdy to przeczyta kilka tekstów w prawicowych mediach, posłucha wypowiedzi biskupów lub "bioetyków" w koloratkach nie może mieć co do tego żadnej wątpliwości. Od lat kościół dostarcza gawiedzi żenujący festiwal nienawiści wobec osób homoseksualnych, związków partnerskich, samotnych matek, kobiet stosujących antykoncepcję, par w trakcie lub procedurze in vitro, czy wobec dzieci poczętych metodą in vitro. Za to nie ma nic przeciwko pedofilom wśród swoich pracowników (biskupi w sposób strukturalny chronią przestępców), gwałcicielom, rodzicom znęcającym się nad dziećmi (bicie dzieci jest uznawane za prawo rodziców zgodne z Biblią), prześladowaniu homoseksualistów i grup wymienionych powyżej. Dlatego niespecjalnie dziwi mnie reakcja Tomasza Terlikowskiego na szkolenia z zakresu zapobiegania homofobii skierowane do nauczycieli. Redaktor nazywa się promocją homoideologii, homopropagandą, ideologicznym praniem mózgów. Na dowód szatańskiego planu organizatorów wobec wartości chrześcijańskich, Terlikowski przytacza kilka tematów szkolenia. "rozwój wiedzy na temat orientacji seksualnej i sytuacji młodych osób LGB; ● zwiększenie umiejętności w zakresie zapewnienia bezpieczeństwa osobom LGB w szkole; ● nabycie umiejętności prowadzenia szkoleń dla kadry nauczycielskiej dotyczących przeciwdziałania dyskryminacji ze względu na orientację seksualną w środowisku szkolnym. ● zwiększenie świadomości potrzeby prowadzenia działań antydyskryminacyjnych w szkołach; ● rozwój wiedzy na temat orientacji seksualnej i funkcjonowania heteronormy; ● poszerzenie wiedzy dotyczącej tematyki dyskryminacji ze względu na orientację seksualną; ● rozwój umiejętności identyfikowania i reagowania na homofobię szkolną; ● zwiększenie motywacji i aktywności kadry szkolnej związanych z budowaniem bezpieczeństwa osób LGB (lesbijki, geje, osoby biseksualne) w środowisku szkolnym; ● rozwój kompetencji służących kształtowaniu bezpiecznego i przyjaznego osobom LGB środowiska szkolnego – profilaktyka; ● rozwój podstawowych umiejętności wsparcia osób LGB w szkole; ● zwiększenie umiejętności konstruowania programu szkolenia dotyczącego przeciwdziałania homofobii szkolnej;" Z przytoczonego zakresu tematycznego nie wynika, aby szkolenie miało na celu niszczenie tradycyjnych wartości, atakowania rodziny. Chodzi o uczulenie nauczycieli na problematykę dyskryminacji wobec uczniów o orientacji homoseksualnej, o naukę zapewniania bezpiecznego środowiska społecznego dla każdego ucznia. Czy wiedza na temat dyskryminacji osób homoseksualnych oznacza, że ktoś chce zniszczyć tradycyjny podział na mężczyzn i kobiety? Przeraża nie tylko głupota wywodu Terlikowskiego, ale przede wszystkim to, że w ramach obrony tradycyjnych wartości chce on zniszczyć godność drugiego człowieka, wprowadzać nienawiść do szkoły, wychowywać dzieci w atmosferze uprzedzeń tłumaczonych Ewangelią i naturalnym porządkiem (w języku katoprawicy prawem bożym"). Według pana Terlikowskiego wszyscy nie wpisujący się w katolicką wizję człowieka powinni być zmarginalizowani i pozbawieni praw obywatelskich, a nawet pozbawieni podstawowych praw człowieka, jakimi są: prawo do edukacji i bezpieczeństwa w szkole. A później media obiega informacja, że nastolatek powiesił się, ponieważ koledzy wyzywali go od "gejów". Widocznie panu Terlikowskiemu nie przeszkadza dyskryminacja, piętnowanie młodych ludzi, o ile odbywa się w duchu chrześcijańskiej moralności - moralności, która tak naprawdę jest usprawiedliwieniem dla nienawiści i zaszczucia człowieka. Nie widzę złamania tradycyjnej moralności w reagowaniu na przemoc szkolną spowodowaną nienawiścią do innych orientacji seksualnych. Uważam, że moralność polega także na obronie prześladowanych bez względu na to jaka jest przyczyna prześladowań. Artykuł pana Terlikowskiego potwierdza, że teza o tym, że uprzedzenia religijne są przyczyną przemocy, którą tak dobitnie sformułowała Konwencja o Przeciwdziałaniu Przemocy wobec Kobiet jest słuszna. Jako matka wolę szkołę otwartą, tolerancyjną, gdzie każde dziecko bez względu na z jakiej rodziny pochodzi, jaki ma światopogląd będzie szanowane i będzie miało poczucie bezpieczeństwa niż wmawianie dzieciom w szkole, że istnieje jeden wzór życia społecznego, a całą resztę trzeba bezlitośnie niszczyć. Frondowa homofobia sięga absurdu- oto, zdaniem redaktorów tego portalu, czymś dobrym jest uczenie dzieci nienawiści, dzielenia na ludzi lepszych i gorszych w imię wierności "tradycyjnym wartościom i narodowej religii". Już niedługo za powiedzenie, że homoseksualizm nie jest zboczeniem, ani chorobą, tylko orientacją, a homoseksualistów powinno traktować się tak samo jak osoby heteroseksualne (równe prawa, uznanie ich związków za legalne) będzie groziło więzienie w ramach obrazy uczuć religijnych (kościół uważa homoseksualizm za zboczenie i grzech). TAK DLA TOLERANCJI, WZAJEMNEGO SZACUNKU, NIE DLA PROMOWANIA JEDYNIE SŁUSZNEJ IDEOLOGI/RELIGII.