VigLink

Witam i zapraszam

sobota, 28 grudnia 2013

Światopoglądowa żenada roku 2013.


Zbliża się koniec roku. Na moim blogu również nie może zabraknąć podsumowań. Pominę politykę, sport i gospodarkę. Skupię się na światopoglądzie. Mijający rok obfitował w różnego rodzaju wypowiedzi, o których można by powiedzieć, że były nietrafione. Królami żenujących wypowiedzi byli niezawodni biskupi. W pamięci Polaków utkwiły ich dywagacje o edukacji seksualnej i gender. Szczytem braku empatii i niedouczenia było zwalanie winy za pedofilię na rodziny, ofiary, feministki oraz przekonaniu kilku purpuratów, że to dzieci kuszą księży i wchodzą im do łóżka. Wydarzeniem, które zasługuje na wyśmianie była nagonka obrońców życia na posłów, którzy głosowali przeciwko wykreśleniu z ustawy antyaborcyjnej przepisów pozwalających na aborcję z powodu ciężkiego, nieodwracalnego uszkodzenia płodu. O tych wydarzeniach pisałam wcześniej, teraz chcę skupić się na trzecim zajściu, który wstrząsnął opinią publiczną. Kilka dni temu znana feministka, pani Katarzyna B. pochwaliła się, że zamierza usunąć ciążę w Wigilię. Jej słowa w pełni zasługują na najniższy stopień podium w kategorii światopoglądowej żenady roku. W wywiadzie dla jednego z portali internetowych przyznała, że usunie ciążę w Wigilię, aby było weselej. Na szczęście okazało się, że pani Katarzyna urządziła gigantyczną prowokację. Na skutki owej prowokacji nie trzeba było długo czekać. Od razu w mediach konserwatywnych pojawiły się głosy, że edukacja seksualna doprowadza do aborcji, a antykoncepcja jest nieskuteczna. Znaną feministkę skrytykowały również dziennikarki, które trudno podejrzewać o sympatię pro-life oraz pani profesor Joanna Senyszyn. Trzeba przyznać, że nieodpowiedzialne zachowanie pani Kasi zniszczyło działania wielu organizacji kobiecych na rzecz edukacji seksualnej i odpowiedzialnego rodzicielstwa. Feministki od lat starają się przekonać opinię publiczną, że aborcja jest dla kobiety dramatem i jest ostatecznym wyjściem. Tymczasem pani Katarzyna radośnie obwieszcza, że aborcja byłaby dla przyjemnością. Lekceważy uczucia kobiet, które żałują aborcji i nie są zachwycone tym, co zrobiły. Pani Katarzyna urządziła z praw kobiet parodię, pokazała na czym zależy skrajnym feministkom - nie na prawie kobiet do samostanowienia (do zapobiegania ciąży, planowania macierzyństwa, realizowania się zarówno na gruncie zawodowym, jak i rodzinnym), ale na prawie do usuwania płodów. Zachowanie pani Katarzyny jest doprawdy żenujące. Próbowała tłumaczyć się, że to ciąża polityczna, że chodziło o to, aby zwrócić uwagę społeczeństwa, że zakaz aborcji nie powoduje, że aborcja nie jest wykonywana. Przy okazji, pod wpływem emocji przyznała, że pomagała przyjaciółkom w organizowaniu nielegalnych aborcji, za co powinna w świetle ustawy "O planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach przerywania ciąży" odpowiadać karnie. Warto przypomnieć zwolennikom myślenia pani Katarzyny, że 26 z 36 badań naukowych przeprowadzonych w różnym czasie i w różnych krajach, potwierdza, że aborcja zwiększa ryzyko raka piersi nawet o 60% Wynika z biologii kobiety "Jakkolwiek estradiol, czy też estrogeny zwiększają ryzyko wystąpienia raka piersi związane jest to ze wzrostem tkanki piersiowej. Estradiol, sprawia, że piersi rosną od czasu pokwitania do czasu dojrzałości płciowej i potem znowu powoduje ich wzrost w trakcie ciąży (najbardziej w I i II trymestrze). Komórki tkanki piersiowej wrażliwe na estradiol są komórkami niedojrzałymi i niezróżnicowanymi. Niektóre z nich w końcu różnicują się w kierunku komórek produkujących pokarm, które pod wpływem nieznanych jeszcze czynników nie mogą być pobudzane do dalszego rozwoju. To właśnie te komórki niezróżnicowane są najbardziej podatne na uszkadzanie przez czynniki rakotwórcze (promieniowanie, pewne chemikalia itp.). Komórki te mogą po pewnym czasie przekształcić się w komórki rakowe. Kiedy kobieta już po kilku tygodniach normalnie rozwijającej się ciąży usuwa ją, w jej gruczołach piersiowych pozostaje większa niż przed ciążą ilość tych niezróżnicowanych komórek. W dodatku nieprawidłowe, niskozróżnicowane, potencjalnie rakotwórcze komórki, które znajdują się w jej piersiach (które także są obecne do pewnego poziomu u każdego) zostały pobudzone do namnażania. Podsumowując, wszystko to prowadzi do zwiększonego ryzyka powstania nowotworu. W przeciwieństwie do aborcji, kiedy ciąży pozwoli się rozwinąć, a dziecku urodzić, komórki niezróżnicowane zamieniają się w tkankę piersiową produkującą mleko, co obniża poziom tych rakotwórczych komórek sprzed okresu ciąży. To znaczy, że w pełni donoszona ciąża obniża poziom ryzyka zachorowania na raka piersi" (na podstawie materiałów ze strony internetowej jednego z producentów tabletek wczesnoporonnych, które znalazłam w swoich zbiorach). Światowa Konferencja na rzecz Raka Piersi potwierdza związek pomiędzy aborcją a rakiem piersi... Pierwsza Światowa Konferencja na Rzecz Raka Piersi miała miejsce w lipcu 1997 roku w Kingston, Ontario, Kanada. Konferencja ta była współfundowana przez Organizację Środowiska I Rozwoju Kobiety. Zwolennicy aborcji, nadal twierdzicie, że aborcja nie zwiększa ryzyka raka piersi? Przeszliście totalne pranie mózgu, że nie widzicie oczywistego związku? Skoro na stronie poświęconej aborcji farmakologicznej znajduje się informacja o zagrożeniu rakiem i jest dokładnie wyjaśnione, oznacza to, że zagrożenie istnieje i jest bardzo duże. Feministki bagatelizując je narażają kobiety na niebezpieczeństwo utraty zdrowia i życia oraz łamią podstawowe prawo człowieka do medycznej informacji o konsekwencji swoich decyzji. Jestem pewna, że gdyby kobiety były informowane o zagrożeniu, połowa uciekłaby z gabinetu abortera i urodziła swoje dziecko. Poród zwiększa i karmienie piersią minimum pół roku zmniejszają ryzyko raka. OD RAZU PRZYPOMNĘ, ŻE POPIERAM OBECNĄ USTAWĘ ANTYABORCYJNĄ. Są sytuację, kiedy podjąć dramatyczną decyzję, np: w przypadku gwałtu, zagrożenia życia matki, ciężkiego uszkodzenia płodu, skazującego na potworne cierpienie i szybką śmierć po narodzinach. W innych przypadkach wynikających z gapiostwa, braku odpowiedzialności, zdrad, chęci zemsty na partnerze aborcja nie powinna być legalna. A już na pewno nie powinni płacić za nią podatnicy. Nie ma znaczenia legalność zabiegu. Rak piersi nie pyta, czy skrobała się Pani legalnie, czy nielegalnie? Oczywiście, istnieje kilkadziesiąt przyczyn raka piersi, jednakże aborcja jest jednym z największych czynników zwiększających zagrożenie. Aborcja na pewno nie jest zabiegiem gwarantującym zdrowie reprodukcyjne. Promowanie jej jako części praw kobiet jest niedorzeczne i sprzeczne z interesem naszej płci. Żyjemy w XXI wieku, mamy do dyspozycji szeroką gamę środków antykoncepcyjnych i nie musimy zabijać dzieci w okresie prenatalnym, aby realizować swoje prawo do wolności osobistej. Kobieta ciężarna w trudnej sytuacji osobistej lub finansowej powinna uzyskać właściwą pomoc, nie powinno się jej proponować zabicia płodu. Jako autorka bloga i kobieta mam prawo uznawać aborcję na żądanie za zabicie dziecka. Dziecko ma także ojca, ale to nie mężczyzna poddaje się aborcji, tylko kobieta, więc odpowiedzialność za aborcję ponosi kobieta (z wyjątkiem sytuacji, kiedy mężczyzna zmusza partnerkę do aborcji, co również jest karalne). Popieram prawo kobiet do decyzji o macierzyństwie, ale obejmuje ono antykoncepcję, a nie aborcję. Antykoncepcja hormonalna, ewentualnie wkładka domaciczna mają skuteczność bliską stu procent i tylko błędy użytkowniczki zmniejszają skuteczność środków antykoncepcyjnych. Jeżeli zdarzy się błąd, dobrze jest mieć w pogotowiu antykoncepcję awaryjną, którą można zamówić za pośrednictwem banerów na blogu lub dostosować się do zaleceń zapisanych w ulotce. Zauważyłam, że osoby popierające aborcję na żądanie (jak twierdzą prawo do aborcji) są pełne pogardy dla osób, które nie uznają aborcji za dobro i prawo kobiety. Uważają, że przeciwnicy aborcji na żądanie zniewalają kobiety, są skrajnymi katolikami. Co ciekawe nie mają żadnych sensowych argumentów poza sloganem "aborcja to wolny wybór i nikt nie będzie mi jej zabraniał". Przeważnie nie są w stanie podjąć merytorycznej dyskusji, wszystkie argumenty spłycają do chęci władzy nad kobietami i nieznajomości praw kobiet. Jestem ateistką, popieram prawa kobiet, związki partnerskie, in vitro, ale nigdy nie poprę prawa do aborcji na żądanie. Religia mnie nie interesuje. Argumentami przeciwko aborcji na żądanie są rozwój prenatalny człowieka i skutki aborcji dla zdrowia i psychiki kobiety. Nie wszystkie kobiety cierpią po aborcji, część odczuwa ulgę i uważa, że dobrze postąpiła. Oczywiście mają prawo do takich odczuć. Jednak jest ich ok 15-20% (statystki z różnych krajów). Pozostałe cierpią i żałują. Niepokojące jest to, że zwolennicy aborcji odmawiają im prawa do takich emocji, uważają, że negatywnymi wspomnieniami robią kobietom krzywdę. Na koniec warto przypomnieć, kto zarabia na aborcji: organizacje międzynarodowe, takie jak Women on Web, IPPF. Organizacje aborcyjne finansowane są przez rządy wielu państw: USA, Kanadę, Japonię, Holandię, Chiny, Serbię. Zyskują organizacje feministyczne otrzymujące środki finansowe od producentów sprzętu aborcyjnego (słynna sprawa Nejfled/Nowicka, w której sąd uznał, że pozwana była na liście płac przemysłu aborcyjnego). Na aborcji zarabiają także lekarze. Tracą kobiety. Aborcja na żądanie to nie prawo kobiet, ale dobrze prosperujący biznes, przynoszący olbrzymie dochody, którego przedstawiciele zmuszają instytucje międzynarodowe i poszczególne państwa do uznania aborcji na żądanie za prawo człowieka. Antykoncepcja promowana jest na mniejszą skalę - jest trudniejsza w stosowaniu niż tchórzliwa procedura aborcji. Pozbawić życia jest łatwiej niż zapobiegać ciąży, czy faktycznie pomóc kobiecie w trudnej sytuacji lub chociaż wysłuchać ją i oddać odwagi, powiedzieć, że przezwycięży trudności.

Brak komentarzy: