VigLink

Witam i zapraszam

niedziela, 27 października 2013

Zakaz handlu w niedzielę - spektakularna przegrana kościelnej prawicy


Pomysł z zakazem handlu w niedzielę nie jest nowy, wraca co jakiś czas. Jest szczególnie modny w okresie, kiedy jakiejś partii pali się grunt pod nogami, gdyż do opinii publicznej przedostało się zbyt wiele kontrowersyjnych wypowiedzi prominentnych członków. Skompromitowane partie próbują odwrócić uwagę społeczeństwa od kryzysu gospodarczego i wybryków swoich posłów. Jak zwykle w takich sytuacjach orężem walki staje się obrona uciskanej przez liberalizm gospodarczy i moralny rodziny. Na szczęście tym razem zwolennikom odbierania praw obywatelski, to znaczy prawicy i kościołowi nie udało się zebrać 100 tysięcy podpisów pod obywatelskim projektem ustawy. Kościół i jego polityczni sojusznicy po raz pierwszy przegrali sprawę, mimo napomnień z ambon. Jest to dowód na to, że bardzo powoli w społeczeństwie rodzi się bunt przeciwko narzucaniu nauczania Kościoła i ograniczaniu praw obywatelskich. Argumenty zwolenników Wśród zwolenników pomysłu są: Prawo i Sprawiedliwość, Solidarna Polska, Polskie Stronnictwo Ludowe, niewielka grupa konserwatywnych posłów Platformy Obywatelskiej, duchowieństwo katolickie, Solidarność, media konserwatywne, stowarzyszenia typu „Wolna niedziela”. Zwolennicy tłumaczą, że zakaz pracy w niedzielę jest postulatem historycznym, który był głoszony już za czasów strajków sierpniowych w 1980 roku. Według pomysłodawców „Niedziela w polskiej tradycji jest dniem świętym i rodzinnym. Trudno uznać, że funkcjonowanie wszystkich placówek handlowych w niedzielę jest uzasadnione koniecznością zaspokajania codziennych potrzeb ludności.” Uważają oni, że zakaz handlu w niedzielę spowoduje wzmocnienie więzi rodzinnych, zintegruje rodzinę, pozwoli rodzinie pobyć ze sobą, uczestniczyć w życiu kulturalnym i religijnym. Zakaz handlu w niedziele nie spowoduje pogłębiania się ubóstwa, bowiem zyskają na nim właściciele małych sklepików, straganów z pamiątkami, muzea, kina i restauracje. Ich zdaniem zakaz handlu w niedzielę spowoduje lepszą jakość życia wszystkich rodzin, zapędzonych „w szaleńczą sieć robienia zakupów w niedzielę niekoniecznie z potrzeby, bez szacunku dla pracowników hipermarketów”. Przedstawiciele Solidarności tłumaczą, że wolna niedziela jest potrzebna kasjerkom z supermarketu, bo wykorzystywane i nie mają czasu na odpoczynek i spędzanie czasu z rodziną. Słychać głosy, że w Niemczech, Austrii i Hiszpanii niedziela jest dniem wolnym od handlu w hipermarketach i świat nie zawalił się od tego nie zawalił. Uważają, że zakupy można zrobić w każdym innym dniu. Wnioskodawcy uważają, że zakaz handlu w niedzielę to przejaw patriotyzmu gospodarczego, ponieważ ludzie z wielkich hipermarketów przejdą na deptaki, które pełne są małych sklepów i kawiarni. Czy na pewno skorzysta rodzina? Od kilku miesięcy prawa strona sceny politycznej przy wsparciu duchowieństwa ogłasza swoje wizje dotyczące rodziny. Mamy więc pomysły zakazu in vitro, narzucania jednego, słusznego, bo zgodnego z tak zwanym „prawem naturalnym” modelu rodziny, nauki dotyczące roli kobiety i wieku, w którym należy rodzić dzieci i zalecenia dotyczące liczby potomstwa, czy wykaz zabawek, których nie mamy prawa dzieciom kupować, bo są grożą opętaniem przez mitycznego Szatana. Rodzina stała się hasłem politycznym, na którym buduje się poparcie społeczne, wykorzystując przywiązanie Polaków do wartości rodzinnych. Wszystkie pomysły ograniczania wolności człowieka, praw obywatelskich mają rzekomo poprawić dzietność, ułatwić wychowanie dzieci i scalić tradycyjną rodzinę. Problem w tym, że uzyskujemy dokładnie odwrotny efekt. Zakaz handlu w niedzielę nie pomoże rodzinie. Cóż z tego, że rodzina zje razem niedzielny obiad, uda do kościoła i na spacer, jeżeli straci źródło utrzymania. Czy uboga rodzina, stojąca po pomoc w MOPS-ie, nie mająca za co kupić dzieciom podręczników i ubrań jest ostoją wartości rodzinnych? Szczerzę wątpię. Nie od dziś wiadomo, że więzi rodzinne , bardziej niż praca w niedzielę osłabia brak zatrudnienia. Bezrobocie jest jedną z przyczyn konfliktów w związku, wzajemnych pretensji, społecznego wstydu odczuwanego zwłaszcza przez dzieci. Bezrobocie pogarsza samoocenę, doprowadza do agresji i przemocy w rodzinie. To rzeczywiście scali rodzinę. Ciekawe tylko za co rodzina kupi składniki potrzebne na niedzielny obiad, skoro dotknie ją problem bezrobocia. Zasiłki w Polsce są na bardzo niskim poziomie. Według ekonomistów, rządu i przeciwników pomysłu, po wprowadzeniu zakazu pracy w handlu w niedziele, zatrudnienie może stracić 50-70 tys. osób, a wydatki na zasiłki dla bezrobotnych wzrosłyby o 420-590 mln zł. Wpływy budżetu z tytułu podatków i składek na ubezpieczenia ulegną zmniejszeniu o 545-764 mln zł. Ekonomiści i rozsądna część klasy politycznej pytają: czy Polska w swoim stanie finansowym, ze spowolnieniem gospodarczym jest gotowa na uszczuplenie budżetu o ponad miliard złotych? . Do tego dochodzi 70 tysięcy osób bez pracy, czyli całkiem spore miasteczko w którym z dnia na dzień bezrobocie sięga 100 procent. Pracę w wyniku tego zakazu straciłyby, głównie kobiety po 40 -tce, które w wielu przypadkach nie znają języków obcych, nie posiadają wysokich kwalifikacji. W tym miejscu pojawia się kolejny problemem, który umknął uwadze mediów – zakaz pracy w niedzielę jest kolejnym krokiem do dyskryminacji kobiet na rynku pracy. To kobiety stanowią większość personelu hipermarketów. Spowoduje to zubożenie rodzin. Organizacje prawicowe ubolewają nad spadkiem przyrostu naturalnego, uważają, że jedną z jego przyczyn jest zmiana mentalna w życiu rodziny i zawodowe realizowanie się kobiet. W zakazie pracy w niedzielę może chodzić o to, aby kobiety traciły pracę i będąc w domu, zajmując się rodziną, rodziły kolejne dzieci. Nie zauważają, że najwięcej dzieci nie rodzi się w krajach o kulturze patriarchalnej, jak Polska, ale w krajach, które ułatwiają kobietom i mężczyznom opiekę nad dziećmi, jak: Francja, W. Brytania, czy kraje skandynawskie. Prawica domaga się zakazu handlu w niedzielę, ale jednocześnie argumentuje, że zakaz handlu pomoże małym sklepom, restauracjom, instytucjom kultury, bo ludzie zamiast do dużego sklepu udadzą się do muzeum i na elegancki obiad do restauracji.. Prawicy nie chodzi o całkowity zakaz handlu, a jedynie o zaszkodzenie hipermarketom i galeriom handlowym. Już tłumaczenie, że wolna od hipermarketów niedziela spowoduje wzrost zysków małych sklepów i restauracji pokazuje, że prawicy nie chodzi o integrację domowego ogniska niedzielnych pracowników. Czyż kustosz w muzeum, kelner w restauracji, barman w barze, biletowy w kinie, czy właściciele sklepów nie mają rodzin, nie chcieliby spędzać z najbliższymi więcej czasu? Chodzi o wywołanie sporu ideologicznego i siłowego narzucenia poprzez zakaz nauki kościoła, o ingerowanie w prywatne życie obywateli. Jak widać nie wystarczy im znieważanie rodziców mających dzieci z in vitro, osób o innej orientacji seksualnej, czy ostatnio ofiar gwałtu. Teraz samozwańczo prawica udzieliła sobie prawa do ustalania za rodzinę sposobu spędzania wolnego czasu i gospodarowania swoją pracą. Ciekawe jest to, że właściciele małych sklepów nie popierają zakazu handlu w niedzielę- uważają, że w tym dniu nie będą mieli zbyt dużego utargu, bo ludzie i tak najczęściej robią zakupy w sobotę. Prawo obywatela do prywatności. Argumentem przeciwko zakazowi handlu w niedzielę jest przede wszystkim wolność obywatelska i podstawowe prawo człowieka do prywatności oraz życia zgodnie ze swoimi zasadami. Nikt, żaden duchowny, czy polityk nie ma prawa mówić obywatelom, co mają robić w niedzielę. Rację ma Tomasz Lis, który w swoim blogu na portalu naTemat.pl napisał „Podzielam, ale przy okazji przychodzi mi do głowy myśl szersza. Otóż projekt ten, jak wiele innych, służy zapisaniu w prawie przestrzegania różnych przykazań i kościelnych zakazów oraz nakazów, których przestrzegania Kościół po dobroci w żaden sposób wyegzekwować nie jest w stanie”1 Coraz częściej mam wrażenie, że żyję w państwie wyznaniowym, w którym hierarchia kościelna przy pomocy partii mających w zapisane w statusie wierność nauce Kościoła i parlamentarnych grup popularyzujących ową naukę, narzuca całemu społeczeństwu jedynie słuszny punkt widzenia, uzasadniając to dobrem moralnym, korzeniami chrześcijańskim, tradycją narodową i oczywiście dobrem rodziny. Polemizować można ze wszystkimi tezami wymienionymi w pierwszym podrozdziale. Pomysłodawcy niedzieli bez sklepów chcą nas na siłę uszczęśliwić niedzielnym letargiem. Jeżeli zakaz handlu w niedzielę miałby wejść w życie to zamknięte powinny być także małe sklepy, stacje benzynowe ( w końcu paliwo też można wlać w sobotę), restaurację, stragany na imprezach plenerowych, apteki. Nie pracować w niedzielę powinni także policjanci, lekarze, strażacy i księża- w końcu też mają prawo do odpoczynku. Brzmi jak kiepski dowcip. Oznaczałoby to paraliż całego społecznego życia. Warto przypomnieć politykom, że w znienawidzonych przez nich galeriach handlowych są także restauracje, sale zabaw dla dzieci, promocje regionalnych produktów, festyny rodzinne, kina, siłownie, księgarnie i wiele innych atrakcji. Zamknięcie galerii handlowych oznaczałoby brak alternatywy spędzania wolnego czasu, co przyczyniłoby się do wzrostu poczucia beznadziei i nudy. Co to oznacza dla społeczeństwa? Znudzoną, pijąca, a często agresywną młodzież na osiedlu. Czy naprawdę tego pomysłodawcy zakazu? Na to pytanie powinni odpowiedzieć adresaci. Skoro politykom nie odpowiada pracowanie w niedzielę to dlaczego pojawiają się tego dnia w programach telewizyjnych, organizują spotkania z wyborcami, kongresy swoich partii? Przecież wyborcy i członkowie partii w niedzielę chcą być wyłącznie z rodziną. Rozumiem chęć odpoczynku kasjerek, ale nie można z tego robić sprawy politycznej i wojenki światopoglądowej. Panie kasjerki nie bardzo są uszczęśliwione postulatem zakazu pracy w niedzielę, obawiają się o swoje zatrudnienie. W Polsce mamy dziwny kult zakazów, pouczania społeczeństwa, co jest dla nich dobre, a nawet próby decydowania za obywateli. Zamiast zakazu handlu lepiej byłoby posłowie zajęli się ochroną miejsc pracy, utrudnili zwalnianie pracownika, uelastycznili czas pracy i wprowadzili górny limit godzin, jakie pracownik może spędzić w pracy oraz poważnie rozważyli likwidację umów o dzieło. Nie wszystkie związki zawodowe popierają absurdalny pomysł. OPZZ uważa, że zakaz handlu w hipermarketach w niedzielę doprowadzi do zwolnień pracowników lub ich zastraszania. Żyjemy w świecie szybkim, kupujemy i sprzedajemy więcej niż kilka lat temu, nie możemy na cały dzień przestać żyć, zamknąć się w czterech ścianach domu. Klasa polityczna powinna zrozumieć, że tylko wolne społeczeństwo jest szczęśliwe i ma szansę rozwijać się, a ograniczanie praw obywatelskich pod dyktando ideologii wywołuje powszechny gniew i sprzeciw. Polacy nie lubią ograniczania swobód obywatelskich, nie zgodzą się na zamknięcie sklepów. Poza tym zamknięcie sklepów wielkopowierzchniowych narusza zasadę wolności gospodarczej. Pamiętajmy, że galerie handlowe to tak naprawdę mini centra miast, skupione w jednym budynku. Wolny wybór Zakupy w niedzielę to wolny wybór, nie obowiązek. Denerwujące jest wchodzenie w sumienia Polaków przez grupę posłów ideologów, którzy dla uzyskania poparcia Kościoła w przyszłorocznych wyborach samorządowych, chcą zmusić naród do akceptacji absurdalnych, godzących w swobodę rozwiązań. Czasy, kiedy władza decydowała za obywatela, co ma robić, a nawet, kiedy ma odpoczywać minęły w 1989 roku. W każdym razie, tak wtedy myśleliśmy. Po 24 latach okazuje się nowa elita polityczna chce wchodzić z butami w życie społeczne, uzasadniając to troską o rodziny. Szczyt hipokryzji. Opinie Polaków Przez kilka dni uważnie słuchałam wypowiedzi polityków, obywateli w sondach ulicznych i w programach informacyjnych nastawionych na kontakt telefoniczny i internetowy z widzami. Oczywiście opinie były podzielone, jednakże przeważało oburzenie propozycją. Polacy nie rozumieją dlaczego politycy należący do katolickich klubów parlamentarnych chcą decydować za nich, gdzie, kiedy i na co mają wydawać zarobione pieniądze. Sprzeciwiają się temu, aby to politycy i duchowieństwo dyktowali im co mają kupować i jakie mają odczuwać potrzeby. Osoby dzwoniące do telewizji podkreślają, że to jest ich sprawa, czy w niedzielę pójdą do galerii handlowej po zakupy odzieżowe, sportowe, żywieniowe, czy po materiały budowlane. Polacy uważają, że skoro hierarchowie kościelni grzmią z ambon o zakazie handlu w niedzielę, to w tym dniu nie powinny być otwarte przykościelne kioski z prasą katolicką, czy sklepik z dewocjonaliami i pamiątkami z miejsc pielgrzymkowych, typu: Częstochowa i Licheń. Inaczej zakaz handlu w ustach osób, które zarabiają na handlu w niedzielę brzmi jak hipokryzja. Nie można namawiać do zaprzestania handlu w hipermarketach i samemu prowadzić działalności handlowej, wykorzystując pracę ludzi, którzy niedzielę, zgodnie z nauczaniem hierarchów powinni spędzać z rodziną. Co zagraża rodzinie? Rodzina nie jest w Polsce zagrożona i nie potrzebuje moralnego stróża, który będzie jej mówił kiedy może robić zakupy, gdzie ma pracować, jak leczyć niepłodność, jakie związki tworzyć. Rodzinie nie zagrażają zakupy w niedzielę, ale brak pracy, tanich mieszkań, żłobków, przedszkoli, trudny dostęp do opieki zdrowotnej, niepewność pracy, przemoc. I tutaj jest pole do popisu dla prawicy, jeżeli naprawdę chce pomóc rodzinie. Ograniczenie wolności obywatelskich nie pomaga rodzinie. Kraje, które mają największy przyrost naturalny dają społeczeństwu pełnię praw obywatelskich.

Brak komentarzy: