VigLink

Witam i zapraszam
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą npr. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą npr. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 22 sierpnia 2017

Katolickie wychowanie seksualne w nowej pisowskiej szkole.


Media ujawniają coraz więcej szczegółów odnośnie reformy oświaty. Są to informacje przerażające rodziców i dotyczącą podstaw programowych, czy podręczników. Autorką podstawy programowej wychowania do życia w rodzinie(czegoś co ma w założeniu pełnić funkcję edukacji seksualnej) została prof. Urszula Dudziak, pracownica KUL, która licencjat i habilitację pisała z teologii pastoralnej. Warto bliżej przyjrzeć się sylwetce zawodowej osoby, która ma kierować pracami nad programem wdż, znanej głównie ze sprzeciwu wobec antykoncepcji i in vitro. Wymieniam jedynie najważniejsze funkcje zawodowe pani Dudziak. Jest nauczycielem naturalnego planowania rodziny po kursie nauczycieli naturalnego planowania rodziny zakończonym egzaminami i uzyskaniem certyfikatu wydanego przez National Association of Natural Family Planning Teachers – 1989r oraz kursie instruktorów naturalnego planowania rodziny ukończony uzyskaniem wydanego przez Polskie Stowarzyszenie Nauczycieli Naturalnego Planowania Rodziny dyplomu upoważniającego do szkolenia nauczycieli NPR – 1992r. Oprócz wykładania na KUL jest wiceprezesem i członkiem Komisji Rewizyjnej Lubelskiego Oddziału Polskiego Stowarzyszenia Nauczycieli Naturalnego Planowania Rodziny - do 2009. (informacje za stroną internetową KUL http://www.kul.pl/dr-hab-urszula-dudziak-prof-kul,art_11878.htm) Wysłuchałam godzinnego wykładu tej osoby z konferencji mającej miejsce w Legnicy dwa lata temu. Spotkanie katolickich naukowców miało tytuł „Poznaj prawdę o antykoncepcji. Antykoncepcja czy naturalne planowanie rodziny" i na antykoncepcję wylano może pomyj i kłamstw. Cel był jeden przekonać słuchaczy, że jedynie słusznym wyborem jest naturalne planowanie rodziny. Prostowanie wszystkich przeinaczeń, bredni, które opowiada pani Dudziak zajęłoby cały numer „Tygodnika Faktycznie”, a i to obawiam się, że w jednym numerze zbrakłoby miejsca. Przytoczę kilka cytatów, które są obraźliwe dla kobiet stosujących antykoncepcję i ich partnerów, a więc rodziców uczniów, dla których podstawę programową ma napisać pani Dudziak. „Ci, którzy są zwolennikami zapłodnienia in vitro przekreślą miłość. Powiedzą, że tak bardzo pragną prokreacji, że chcą na wszelki sposób począć dziecko, nawet jeżeli są niepłodni. (...) i dziecko się pocznie w szklanych próbówkach i zamiast ciepła łona matek, ono napotka chłód zamrażarek , chłód lodówek, ono będzie zanurzane w płynie hodowlanym. A więc nie w miłości, w akcie seksualnym jednoczącym, nie w akcie, miłości małżonków, tylko gdzieś w szklanych próbówkach. (...) Tu jest przekreślenie miłości”- słuchając tych słów ogarnia człowieka złość- jakim prawem ta osoba mówi o uczuciach ludzi leczących się na niepłodność, odbiera dzieciom poczętym dzięki in vitro poczęcie w wyniku miłości rodziców? Aby przejść przez procedurę in vitro potrzebna jest miłość, o której pani Dudziak nie ma pojęcia. Dla niej poczęcie z miłości może nastąpić jedynie przez seks. Poza tym zarodek w owej ”zamrażarce” jest przez jakiś czas, potem jest przenoszony do macicy. Wyjątkowym brakiem ogłady towarzyskiej, etyki pracownika naukowego jest zarzucanie niepłodnym ludziom przekreślania miłości. Wypowiedzi wykładowczyni KUL o antykoncepcji zdumiewają nie tylko brakiem wiedzy, ale także niespotykanym poziomem prostactwa i agresji. „Antykoncepcja ,która ogranicza człowieka, parcjalizuje go, sprowadza go do jednego wymiaru, narusza godność osoby i praktycznie każdy z nas gdyby zdecydował się na stosowanie antykoncepcji decyduje się na umniejszenie własnej godności.” – to zdanie mówi wszystko o jego autorce. Pokazuje pogardę jaką żywi do drugiego człowieka, który nie popiera jej wizji seksualności. Obraża innych. Od kiedy godność ludzka zależy od rodzaju antykoncepcji? Przytoczone zdanie jest obraźliwe. Antykoncepcja jest wbrew twierdzeniom prelegentki, lekiem o szerokim zastosowaniu w ginekologii. Jeżeli już odnosić antykoncepcję to sfery moralność – to jest to wyraz troski o rodzinę, wyraz odpowiedzialności za zdrowie kobiety, ewentualnych dzieci (nie jest bezpieczne rodzenie dzieci rok po roku, porody nastolatek są obarczone większym ryzykiem). Warto wspomnieć, że istnieje dość wiele chorób, które mogą być zagrożeniem dla zdrowia ciężarnej i płodu. „Antykoncepcja umniejsza wzajemny dar małżonków , dowodzi niedojrzałości w wymiarze seksualnym i prokreacyjnym”- Świetnie, okazuje się, że osoby podejmujące odpowiedzialne decyzje odnośnie swojego życia i rodziny są niedojrzałe, bo zamiast podziwiać śluz i mierzyć temperaturę w pochwie wybierają antykoncepcję hormonalną lub prezerwatywę. Instruktorzy naturalnego planowania rodziny, tacy jak pani Dudziak najczęściej nie są lekarzami i przekręcają fakty. W zwykłej propagandzie naturalnego planowania rodziny nie podają, że ich metoda nie nadaje się dla kobiet pracujących na zmiany, dla często wyjeżdżających służbowo, dla matek karmiących piersią, dla kobiet chorujących przewlekle. Skuteczność npr jest dość mizerna, a i tak obniża ją wiele czynników: choroba , podwyższona temperatura, leki, przemęczenie, nieprzespana noc, alkohol, stres. W tej koncepcji kobieta jest niewolnicą swojego cyklu i nagrodą dla męża za cierpliwość. O współżyciu nie decyduje wola pary, ale temperatura w pochwie. „Jak określić propozycję –zastosuj taki czy inny środek ? Co ten człowiek mówi w podtekście proponowania środka współmałżonkowi?. chcę ciebie, ale nie chcę twojej płodności, a więc nie chcę ciebie w pełni, nie jesteś dla mnie pełnym darem, chcę zaburzać twoją płodność. I w jakiś sposób instrumentalizuje tego człowieka- dla mojej przyjemności, mojej wygody, jeśli chcesz być musisz zaburzyć swoją płodność, musisz wyeliminować płodność choćby na pewien okres czasu. A więc, czy nie urzeczawiam osoby, czy nie instrumentalizuję aktu seksualnego (..) Czy rzeczywiście buduję wtedy miłość, tworzę jedność, czy ja sprowadzam męża do instrumentu uciech seksualnych, czy jestem sprowadzana przez męża do instrumentu uciech seksualnych, czy jest to kontakt osobowy w współżyciu małżeńskim”.- Antykoncepcja to blokowanie płodności, a nie niszczenie. Najczęściej jest to świadoma decyzja pary, która decyduje, czy w danym czasie chce mieć dziecko. Powyższe słowa pani Dudziak trudno komentować, ponieważ idiotyzmy wyssane z palca nie są godne omówienia. Osoby, które stosują antykoncepcję uważają, że o, nie pocznie się dziecko, to mogą podejmować współżycie z innymi ludźmi, mogę zdradzać męża, bo nie pocznę się dziecko, mogę mieć innych partnerów”- zdanie jest zwyczajnie obraźliwe, ma na celu wytworzenie wrogiej atmosfery wokół antykoncepcji i osób ją stosujących. Antykoncepcja nie jest przyczyną zdrady. Kościół (pani dr hab. jest pracownicą KUL) musi mieć wrogów, wytwarzać w społeczeństwie strach pod pozorem ochrony rodziny. Antykoncepcja świetnie nadaje się na kozła ofiarnego. Wyborowi antykoncepcji sprzyja: hedonizm, brak kierowania popędem seksualnym, instrumentalne traktowanie drugiego-tylko do zaspokojenia własnych potrzeb, może mu towarzyszyć uzależnienie od doznań seksualnych, a to uzależnienie odbiera wolność, hamuje rozwój, zdolność do miłości i poświęcenia , hamuje realizowanie wyższych wartości. Zdrady i rozwody mogą być następstwem stosowania antykoncepcji(...). Przyczyna tkwi w wyłomie dokonanym między jednoczącym a prokreacyjnym wymiarem aktu seksualnego, czy wprost w nieosobowym traktowaniu siebie. Psychologicznym skutkiem antykoncepcji jest brak satysfakcji seksualnej, brak troski o jakość współżycia, ograniczenie więzi do płaszczyzny ciała, do korzystania z własnych usług”- Drodzy czytelnicy, to typowe dolegliwości w życiu seksualnym przy stosowaniu npr. Dla środowisk katolickich antykoncepcja jest źródłem wszelkiego zła. Nie ma nic złego w udanym życiu seksualnym, które daje ludziom szczęście i spełnienie ich związku. Seks korzystnie wpływa na organizm i psychikę. Pracownica KUL wielokrotnie w tym wykładzie przekracza granicę etyki naukowej, wykazuje się brakiem wiedzy, a cały jej wywód ma na celu narzucenie npr. Z resztą mówi o tym, że jedynym wyborem jest npr, a najwłaściwszym modelem wychowania seksualnego jest wzór chrześcijańsko-normatywny. Wychowanie do miłości. Podstawa programowa przygotowana przez zespół pani Dudziak jest realizacją wytycznych episkopatu, narzuceniem jedynie słusznej wizji, którą środowiska katolickie uważają za najlepszą i dającą gwarancję stworzenia szczęśliwej rodziny. Lansuje hasło/; wychowanie do miłości. Cel, trzeba przyznać, bardzo piękny, bo człowiek z natury chce kochać i być kochanym. Hasło „wychowanie do miłości” powinno przyświecać całemu procesowi wychowawczemu młodego pokolenia, ale nie oznacza to, że ma to być realizacja katolickiej wizji. Wychowanie do miłości powinno opierać się na tak uniwersalnych zasadach jak: miłość, szacunek, wierność, tworzenie trwałych związków, bezpieczeństwo, wolność od przemocy dla wszystkich domowników, wzajemna pomoc i wsparcie. Złamanie Konstytucji. Zatrudnienie osoby, która nie ukrywa swoich skrajnie katolickich poglądów do kierowania zespołem tworzącym podstawę programową wychowania do życia w rodzinie jest złamaniem Konstytucji i to w kilku punktach. Powierzenie zadania stworzenia podstawy programowej z wdż pani, które w swoich wykładach dyskryminuje sporą część społeczeństwa jest naruszeniem art. 32 Konstytucji, który o zakazie dyskryminacji w życiu społecznym z jakichkolwiek powodów. Obrażanie i znieważanie obywateli, podważanie ich godności z powodu stosowania antykoncepcji jest złamaniem art. 47 Konstytucji, w którym zapewnia się ochronę życia prywatnego, rodzinnego czci, dobrego imienia oraz prawo do decydowania o swoim życiu rodzinnym. Prawdopodobny katolicki charakter pracy jej zespołu naruszy art. 48 Konstytucji dający rodzicom prawo do wychowania dzieci zgodnie ze swoim systemem wartości. Jako rodzic powiem , że jestem daleka od pogardy wobec drugiego człowieka. Właśnie pogardę reprezentuje pani z KUL. Narzucanie religii dziecku i wartości katolicyzmu również jest sprzeczne z omawianym punktem Konstytucji. Jest niepodważalne, że uczynienie z profesorki KUL eksperta rządowego od edukacji seksualnej narusza wolność sumienia i religii. Wymaganie od dzieci, aby uczyły się wychowania seksualnego w wersji katolickiej jest złamaniem art. 53 Konstytucji, bowiem w punkcie 6 jest wyraźny zakaz zmuszania do uczestnictwa w praktykach religijnych. Poza tym wdż to nie katecheza, a w związku z tym nie stosuje się tutaj przepisu o religii jako o lekcji. Nie może być na nim omawiana katolicka wizja seksualności jako jedna, słuszna życiowa zasada. Narzucenie jednej wizji religijnej do neutralnego przedmiotu jest przestępstwem z art. 194 kk „Kto ogranicza człowieka w przysługujących mu prawach ze względu na jego przynależność wyznaniową albo bezwyznaniowość, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.”. Jest to przejaw dyskryminacji wyznaniowej. Warto wspomnieć, że na dyskryminację wyznaniową i podważanie godności uczniów i rodziców nie pozwala prawo oświatowe. „Oświata w Rzeczypospolitej Polskiej stanowi wspólne dobro całego społeczeństwa; kieruje się zasadami zawartymi w Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, a także wskazaniami zawartymi w Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka, Międzynarodowym Pakcie Praw Obywatelskich i Politycznych oraz Konwencji o Prawach Dziecka. Nauczanie i wychowanie - respektując chrześcijański system wartości - za podstawę przyjmuje uniwersalne zasady etyki.”, które za główny cel wychowania przyjmuje etykę o charakterze uniwersalnym, a normy chrześcijańskie jedynie dopuszcza. Zachęcam, aby wysyłać protesty do pani minister w sprawie autorstwa podstawy programowej wdż i wyrażać swój sprzeciw wobec niekonstytucyjnych działań pani Dudziak oraz domagać się zmiany w tym zespole przedmiotowym. Oczywiście, pani minister nie liczy się z opinią środowiska, ani rodziców, ale powinna odczuć, że społeczeństwo nie zgadza się na klerykalizację wychowania naszych dzieci. Jeżeli podstawa programowa przygotowana przez panią Dudziak weszłaby w życie, to jedynym wyjściem chroniącym dzieci przed wzmożoną indoktrynacją katolicką jest wypisanie pociechy z lekcji wychowanie do życia w rodzinie. Na szczęście nie jest to przedmiot obowiązkowy.

poniedziałek, 29 lutego 2016

Terlikowski nie zrozumiał papieża. Wielki biznes naturalnego planowania rodziny.


Pierwszy katolicki polski publicysta Tomasz Terlikowski skomentował słowa papieża o dopuszczeniu stosowania antykoncepcji w przypadku epidemii wirusa zika i gwałtu. Przypomnimy papież uznał, że antykoncepcja jest mniejszym złem i istnieją okoliczności, w których kościół dopuszcza stosowanie antykoncepcji. "Papież Franciszek: Aborcja to nie jest „mniejsze zło”. To zbrodnia. To zabić jedno, aby ocalić drugie. Tak samo postępuje mafia. To zbrodnia. To zło absolutne. Jeżeli chodzi o „mniejsze zło”, to wystrzeganie się ciąży stanowi przypadek konfliktu pomiędzy piątym a szóstym przykazaniem. Paweł VI, wielki, w trudnej sytuacji w Afryce zezwolił zakonnicom używać środków antykoncepcyjnych w przypadkach przemocy. Nie można mylić zła, jakim jest samo wystrzeganie się zajścia w ciążę, z aborcją. Aborcja to nie jest problem teologiczny. To problem ludzki. To problem medyczny. Zabija się jedną istotę ludzką, aby - w najlepszym przypadku - ocalić drugą, albo żeby dobrze sobie żyć dalej. To jest sprzeczne z Przysięgą Hipokratesa, jaką muszą składać lekarze. Jest to zło samo w sobie, ale nie jest to – zrazu - zło w znaczeniu religijnym. Nie! To jest zło ludzkie. I oczywiście, ponieważ jest to zło ludzkie - jak każde zabójstwo – jest potępione. Natomiast wystrzeganie się ciąży nie jest złem absolutnym i w niektórych przypadkach, jak w przypadku, o którym wspomniałem mówiąc o Błogosławionym Pawle VI, było jasne. Dodatkowo, chciałbym zaapelować do lekarzy, aby uczynili wszystko, by znaleźć szczepionki przeciwko tym dwóm rodzajom komarów, roznoszącym chorobę. Nad tym trzeba pracować..." Kwestii aborcji nie ma potrzeby komentować, jest to wyłożone w sposób jasny i pozostawiający wątpliwości interpretacyjnych. Inaczej jest w kwestii antykoncepcji. Papież przypomina, że autor encykliki "Humanae vitae", Paweł VI pozwolił na stosowanie antykoncepcji w przypadku, kiedy kobiety (w tym przypadku zakonnice) są narażone na gwałty. Punkt 15 wspomnianej encykliki zezwala na stosowanie antykoncepcji, jeżeli jest ona konieczna dla ratowania zdrowia kobiety. Franciszek jedynie rozszerza zakres, w którym możliwe jest stosowanie antykoncepcji o jedną okoliczność- zagrożenie wirusem powodującym wady wrodzone u płodu. Przestrzega przed zrównywaniem antykoncepcji z aborcją. Papież wyraźnie używa terminu "środki antykoncepcyjne". Wypowiedź redaktora Terlikowskiego sugerująca, że antykoncepcja w sposób absolutny jest złem, a papież mówiąc o "wystrzeganiu się zajścia w ciążę" miał na myśli naturalne planowanie rodziny nie znajduje potwierdzenia w słowach papieża. Szczerze rozbawiły mnie dywagacje redaktora Terlikowskiego na temat wirusa zika i współżycia. Redaktor uważa, że wirus zika nie unieważnia kościelnej nauki o antykoncepcji, bo nie odbiera on dzieciom z małogłowiem prawa do życia, nie zmienia tego, że akt małżeński ma być płodny (czytaj: kobieta ma być za każdym razem gotowa na ciążę bez względu na okoliczności). Zdaniem Terlikowskiego wirus zika " nie sprawia, że antykoncepcja przestaje niszczyć prawdę małżeństwa i seksualności. Nie sprawia on także, że akt małżeński z antykoncepcją zostaje rozbity u swoich podstaw. I wreszcie kwestia ostatnia wirus Zika nie sprawia, że antykoncepcja przestaje truć i zabijać same kobiet" (cytat za: Fronda.pl). Według Terlikowskiego antykoncepcja sprawia, że akt seksualny jest kłamstwem, gdyż jego cechą jest pełna otwartość na płodność i życie. Inaczej mówiąc: mamy się mnożyć niczym myszki. Przeciętny człowiek czytając te słowa zastanawia się, czy ich autor jest trzeźwy?. Zdaniem Terlikowskiego, nawet w obliczu zagrożenia życia płodu, jakim ponad wszelką wątpliwość jest wirus zika, nie można stosować antykoncepcji - odłożyć zajścia w ciążę, bo ważniejsze jest dochowanie wierności czegoś w rodzaju instytucji, prawdy objawionej, jakim jest Magisterium kościoła (zbiór tez, nauk, w które katolicy mają wierzyć i których przestrzegać bez względu na okoliczności. Nasuwa się pytanie, czy osoba, która uważa siebie za obrońcę życia może chcieć, aby rodziły się ciężko upośledzone dzieci, z których jedynie 5% dożywa pierwszych urodzin? Gdzie tutaj jest obrona życia? Chyba, że obrona życia dotyczy jedynie okresu prenatalnego? Jednakże w przypadku stosowania antykoncepcji, aby zapobiec wadzie rozwojowej nie może być mowy nawet o obronie życia w prenatalnym rozwoju, gdyż nie dochodzi do zapłodnienia. Widocznie papież uznał, że ważniejsze jest zdrowie dziecka niż nauki magisterium kościoła, a odpowiedzialnością nie jest zachodzenie w ciąże w sytuacji, kiedy życie dziecka może być zagrożone. Niby logiczne, a jednak dla redaktora Terlikowskiego zupełnie niezrozumiałe. Warto wiedzieć, że w kościele przyjął się termin "kultura śmierci", który rozszerzył pan Wojtyła w okresie swojego panowania w Watykanie i termin obejmuje: antykoncepcję, in vitro, związki partnerskie,aborcję, eutanazję. Zło antykoncepcji według kościoła polega na jej działaniu wczesnoporonnym (uwaga: antykoncepcja nie ma działania wczesnoporonnego- chodzi o zmniejszenie grubości błony śluzowej macicy, co ma charakter leczniczy w przypadku mięśniaków, zapobiega obfitym krwawieniom i rakowi endometrium), na zakłócaniu relacji między małżonkami i oddzieleniu seksu od prokreacji. Media katolickie od lat szaleją i opowiadają niestworzone bzdury na temat antykoncepcji. Jedną z nich jest opowiastka o złych koncernach farmaceutycznych, które bogacą się kosztem zdrowia kobiet. Nie ma wątpliwości, że każdy produkt, który jest wprowadzany na rynek, również antykoncepcja hormonalna ma przynieść zysk wytwórcy. Jest to podstawowe prawo ekonomii. Kościół katolicki zrobił niezły biznes na naturalnym planowaniu rodziny. Jak to możliwe, że sprzedał coś, co wymaga jedynie obserwacji cyklu? Na tym polega genialność kościelnej strategii- do biologii kobiety została dodana ideologia o obecności Jezusa w seksie małżeńskim, o grzechu aktu seksualnego oderwanego od prokreacji. Naturalne planowanie rodziny to wielki biznes- powstały instytuty naturalnego planowania rodziny, nowy zawód - instruktor npr, nawet komputery cyklu. Kościół sprzedaje specjalne książki z naklejkami, oferuje kursy npr - czyli czegoś, co ginekolog w przychodni nauczy pacjentkę w 10 minut i za darmo. Mając na względzie ogromny biznes jakim jest npr, trudno dziwić się publicystom katolickim, że podnoszą larum wobec słów papieża. Oto kończy się era zastraszania kobiet, wymuszania w nich poczucia winy, wyłudzania kasy od społeczeństwa. Warto zapamiętać, że papież zezwolił na stosowanie antykoncepcji w 3 przypadkach: - kiedy kobieta jest ofiarą przestępstwa lub w wyniku toczących się działań wojennych może być narażona na gwałt - sprawa zakonnic z Afryki z lat 60-tych. Nie ma specjalnego znaczenia, czy jest to fakt, czy głęboko zakorzeniony mit. - kiedy na danym terenie panuje epidemia wirusa mogącego wpływać na zdrowie płodu - sprawa zika -kiedy antykoncepcja ma zastosowanie lecznicze- punkt 15 Humanae vitae. Redaktor Terlikowski nie byłby sobą,gdyby nie wypisał kłamstw o szkodliwości antykoncepcji i zabijaniu przez antykoncepcję kobiet. Ryzyko zakrzepicy to 1:6500, znacznie większe ryzyko zakrzepicy jest w czasie ciąży, ale o tym redaktor Terlikowski nie wspomina, zataja przed swoimi czytelniczkami ów ważny fakt. Nauczanie kościoła o antykoncepcji jest oparte o jedną encyklikę, autorstwa papieskiego, a nie o prawdy wiary, więc kolejny papież, np: Franciszek może je zmienić. Jeden wywiad to dobry prognostyk, ale na pewno trzeba poczekać na zapis przytoczonych na początku artykułu słów w postaci dokumentu. Jeżeli będzie oficjalny dokument wtedy zmiana stanie się faktem. Mam nadzieję, że papież w końcu zacznie działać,a nie tylko zapowiadać działania.

niedziela, 31 sierpnia 2014

List pani Łucji o zgubnym wpływie npr na małżeństwo.


Kościół wychwala naturalne planowanie rodziny jako metody bezpieczne, pogłębiające więź małżonków, uczące wzajemnego szacunku, pozwalające żyć w pokoju i radości, uczące samoopanowania, odpowiedzialności, pracy nad sobą i wyzwalające z egoizmu, którego żaden człowiek nie jest przecież pozbawiony. To postępowanie według jakiegoś bożego planu, które ma zapewnić człowiekowi szczęście. Tyle mówi kościelna propaganda. Życie pokazuje coś zupełnie odmiennego. Do jednego z katolickich mediów napisała 22 letnia mężatka, z dwuletnim stażem, której naturalne planownie rodziny burzy małżeńskie szczęście. Zastanawia się dlaczego nie może razem z tymi metodami używać prezerwatywy?. Oddajmy głos młodej kobiecie. "Wiem, że takie pytania były zadawane milion razy, ale ja jednak bym chciała znów wrócić do tematu prezerwatyw i NMPR. Jesteśmy młodym małżeństwem (mamy po 22 lata) i od 2 lat jesteśmy małżeństwem, jednak cięzko stwierdzić ile to nasze małżeństwo potrwa właśnie przez NMPR. Mieszkamy razem z moimi teściami w 2 pokojowym mieszkaniu, ale zbieramy na własne mieszkanie, jednak biorąc pod uwage naszą sytuację finansową będziemy mogli je kupić (oczywiscie na kredyt) najprędzej za jakieś 3-4 lata. O wynajmie nie ma mowy, bo wtedy wydając na nie pieniądze nigdy nie doczekamy się własnego mieszkania. Niby mamy swój pokój, ale ciężko nam się skupić na "zajęciu się sobą" jak ciągle ktoś przechodzi obok, to do kuchni, to do łazienki a słychac wszytsko przez drzwi, nawet dorbny szmer. Najgorsze jest to, że teściowie prawie nigdy nie wychodzą, a nawet jak to się zdarzy to akurat mam dni płodne... Już zdarzylo się tak nie raz, w koncu sami, ale nie możemy się nawet dotknąć... Najgorsze bylo teraz na początku czerwca, jak pojechaliśmy na tydzień do Chorwacji (w ramach "spóźnionej podróży poślubnej"). Chcieliśmy jechac w innym terminie ale nie dało rady z urlopami. I musiliśmy pojechać jak miałam dni płodne... Prosze sobie tylko wyobrazić. Morze, plaża, chwila intymności spokoju, a nie mozemy sie nawet do siebie zbliżyć... Mąż sflustrwany rozwiazył wieczorami krzyżówki i nawet sie do mnie nie odzywał, a ja wyłam z rozpaczy w łazience. I tak było co noc. Jestem załamana. Mąż jest na granicy wytrzymania, ja zresztą tez. Dlaczego nie mozemy użyć prezerwatywy (która nie wpływa na organizm jak tabletki i ni jak nie wpływa na dziecko)? Czytalam tłumaczenia że NMPR wzmacniają miłość, że uczą panowania nad własnym ciałem itp. Ale póki co to sama sie czuje jak niewolnik własnego ciała. Bo jak nazwać sytuacje jak staram sie tak ułożyć wszytskie plany byle mieć dni niepłodne? Jak musze podporządkować WSZYTSKO swojemu cyklowi? Rozumiem, że to uczy czekania i szacunku. ALe nie wspóżycie wcale i w rezultacie tylko złość i rozczarowania na prawde pogłębia miłosć? Na dziecko nie mozemy sobie na razie pozwolić, bo nigdy nie wyprowadzimy się od teściów, a mnie za ciąże czeka zwolnienie z pracy. Oczywiście chcemy mieć dzieci, ale za jakieś 3-4 lata jak już będziemy na swoim. Ale nie wiem czy będziemy, bo nie wiem czy moje małżeństwo sie do tej pory nie rozpadnie. Jakbyśmy uzywali prezerwatyw to moglibyśmy w końcu cieszyć się sobą jak młode małeżstwo, a nie czekac na coś co i tak nie następuje, a jak już, to na szybko, byle nikt nie słyszał... Na tym polegają NMPR ? Na tym że ciało człowieka panuje nad nim samym? Bo własnie tak się czuje... I nie pogłębia to w żaden sposób naszej miłości. Wręcz przeciwnie zabiją ją, zabija bliskość. Bo wtedy kiedy OBOJE tego pragniemy nie mozemy się dotknąć, a jak już możemy to albo nie ma okazji albo robimy to "na siłe". Wiem ze prezerwatywy nie dają 100% pewności. Ale szansa ze zajde w ciąże to 2% a jak jak będę współzyć w dni płodne to niemal 100%. Jeśli nawet prezerwatywa zawiedzie to wtedy przyjemiemy dziecko z radością, ale jednak to co innego niż świadomo współżycie w dni płodne". Żenująca jest odpowiedź redaktora, który ma klapki na oczach i próbuje wymusić na dziewczynie urodzenie dziecka - widzi jedynie bezsensowyny zakaz antykoncecpji, nie rozumie dramatu młodej pary. " Wyjdę pewnie na kogoś, kto nie potrafi współczuć, ale wydaje mi się, że sedno problemu tkwi nie w tym, że nie możecie współżyć, ale w tym w tym, że odwlekacie poczęcie dziecka. To dlatego podporządkowujecie wszystko dniom płodnym i nieplodnym. Gdybyście byli otwarci na życie, problemu by nie było. Wiem, uważacie że nie macie warunków. To nie zmienia jednak sytuacji, że problemem nie jest nauczanie Kościoła który zakazuje antykoncepcji, ale wasze odkładanie momentu poczęcia. Warto chyba jeszcze raz skalkulować, czy naprawdę nie możecie. Wedle polskiego prawa ciąża nie może być powodem zwolnienia. Zresztą pracą, z układami z teściami można jakoś pokombinować.... Tak mi się wydaje..." Młode małżeństwo, jak większość ludzi w ich wieku mieszka z rodzicami, nie ma warunków na powiększenie rodziny, nie może się cieszyć swoją intymnością, a jednocześnie chce żyć zgodnie z nauką kościoła. Ich pożycie seksualne legło w gruzach. Dodatkowym problemem jest zniewolenie kobiety przez naturalne planowanie rodziny i całkowite uzależnienie od śluzu i temperatury w pochwie. Całe ich życie podporządkowane jest cyklowi, nawet planowanie podróży. Oboje na tym cierpią, czują, że te metody zabijają ich miłość i bliskość. Czują się oszukani - przeżywają rozczarowania i złość, nie odczuwają pogłębienioa miłości. Chcą stosować prezerwatywy, aby nie być zależnym od cyklu. Czują, że obecenie ich współżycie to seks na siłę w momencie , kiedy pozwalają na to wykresy. Co radzi mi redakcyjny ekspert od seksu i antykoncepcji-aby nie odkładali poczęcia dziecka. Wmawia ludziom, że to przez brak otwartości na życie mają problemy, bo gdyby nie przejmowali się tak dniami płodnymi to byliby szczęśliwi. Ekspert pisze jedną ważną rzecz - Kościoła nie obchodzą problemy ludzi młodych, ma swoją stałą doktrynę, w której antykoncecpja jest zła. To, co ludzie mają warunki nie jest istotne, ważna jest jakaś obsesja grzechu i utrudnianie małżeństwom życia - zniewalanie wiernych, uszczęśliwianie ich na siłę. List pani Łucji pokazuje, że npr -tak wychwalane przez kościół, niszczy związek, nie uczy szacunku, nie pogłębia miłości, a wręcz zabija to, co miłości najcenniejsze - spontaniczość, bliskość, zaufanie, wzajmne poszanowanie potrzeb seksualnych. Kościół zrobił tym ludziom ogromną krzywdę. Między bajki można włożyć zapewniania kościoła, że npr nie ma nic wspólnego z biznesem. NAawet w Polsce jest kilka stowarzyszeń promujących npr, trenerzy tych metod zarabiają na tym spore pieniądzy, a w największych miastach powstają przychodnie naturalnego planowania rodziny, w których wizyty darmowe nie są. Npr to rodzaj kościelnego lub przykościelnego biznesu. Nie ma to nic wspólnego z troską o ekologię i małżeństwo, czy poczęte życie. Organizacje związane z kościołem, nawet jeżeli prowadzone są przez osoby świeckie nie robią niczego w za darmo. Co można doradzić takim parom jak Łucja i jej mąż? Aby postępowali zgodnie ze swoimi planami, nie przejmowali się wymysłami kościoła i stosowali prezerwatywy. Szkoda niszczyć związek, aby stosować się do urojeń zawartych w papieskich encyklikach, które nie mają nic wspólnego z duchem wiary. Nie można pozwolić na to, aby kościelne ograniczenia, straszenie niszczą najpiękniejszą relację, jaką stworzył człowiek - miłość. Istotne wydaje się sformułowanie "otwartość na życie" - nie chodzi tutaj jedynie o przyjęcie dziecka do rodziny, o nie dokonywanie aborcji, ale o nieskuteczność metod naturalnego planowania rodziny. Kobieta i mężczyzna są całkowicie podporządkowanie jej cyklowi i wahaniom hormonalnym. Okoliczności, które zakłócają i tak mizerną skuteczność npr jest sporo: nieprzespana noc, praca na zmianę, choroba, wyjazd, nawet wypicie odrobiny alkoholu,leki,uprawianie sportu. Kobieta w tych metodach jest przedmiotem, rodzajem nagrody dla męża za cierpliwość - ma być dostępna w określone dni i zawsze gotowa na ciążę. Jej odczucia i plany, czy sytaucja rodzinna nie mają żadnego znaczenia. Oczywście znajdzie się wiele par zadowolonych z npr, wiele opinii pozytywnych , pisanych głównie przez zarabiających na tym trenerów.

sobota, 10 maja 2014

Antykoncepcja - porady duchownych


O tym, że są lekarze, którzy z powodów światopoglądowych odmawiają wypisania antykoncepcji pisałam wiele razy. Warto wiedzieć, że w myśl zapisów o klauzuli sumienia, wypisanie recepty na antykoncepcję nie podlega pod odmowę, bowiem nie równa braniu udziału w czynnościach nie zgodnych z wiarą medyka. W końcu to nie lekarz łyka tabletki, czy przykleja sobie plaster, tylko pacjentka. Przeglądając internetowe strony katolickie, np: wiara.pl można zaobserwować ciekawe zjawisko - osoby duchowne udzielają porad na temat planowania rodziny. Najczęściej odsyłają do spowiednika. Aby zobrazować sprawę przytoczę kilka cytatów w następującej kolejności - list czytelnika , a pod nim odpowiedź. 1) "Mam pytanie odnośnie spowiedzi i czy mogę przystąpić do spowiedzi tak żeby była ważna. Jesteśmy po ślubie, żona przyjmuje tabletki antykoncepcyjne. Cała sprawa jest jednak bardziej skomplikowana, żona jest chora i przyjmuje leki które mogły by uszkodzić płód, pani doktor podpowiedziała zabezpieczenie hormonalne. My zgodziliśmy się na ten typ antykoncepcji ponieważ wcześniej przez pewien czas żona (a wtedy dziewczyna) brała tabletki. Skończyła brać tabletki około rok przed ślubem ponieważ planowaliśmy dziecko, teraz z powodów zdrowotnych musieliśmy zmienić plany". Odpowiedź duchownego jest krótka - "Proszę zdać się na rozstrzygnięcie spowiednika." Już w tym krótkim pytaniu widać wyraźnie, ile krzywdy wyrządza ludziom kościelna nauka o seksualności i jak bardzo może zniszczyć życie. Zdrowie kobiety jest nieistotne, najważniejsze jest trzymanie się papieskich wytycznych. Od kiedy to spowiednik ma decydować o czyimś zdrowiu i pożyciu małżeńskim. Z teksu jednoznacznie wynika, że zdanie jakiegoś duchownego, który nie ma bladego pojęcia o zdrowiu kobiety ma być ważniejsze niż opinia ginekologa. 2)Bardzo wymowny przykład " Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. Mam ogromny problem z antykoncepcją w moim małżeństwie. Jestem katoliczką, wiem czym jest Msza święta i Najświętszy Sakrament więc dla mnie najważniejsze w życiu, całą moją istotą odrzucam grzechy ciężkie jak i powszednie z pomocą łaski Bożej. Kocham Boga i jest dla mnie najważniejszy dlatego też nie akceptuję antykoncepcji. Niestety mój mąż nie wierzy w naturalne metody planowania rodziny, pracuje sam, ledwo utrzymujemy już dwójkę małych dzieci, ja mam problemy zdrowotne po drugiej ciąży, czasami ciężko zająć się dziećmi już tymi które mam, cała rodzina jest przeciwko mojej "głupocie". Odmawiałam mężowi współżycia dopóki nie dowiedziałam się,że to też grzech i to może ciężki. Mój mąż akceptuje NMPR (ja je robię zgodnie z poradnią małżeńską przy kościele) ale pod warunkiem że w dniach niepłodnych użyjemy prezerwatywy. Gdybym była sama pragnęłabym nieść krzyż jaki Bóg mi da, ale żyję w małżeństwie, które przez to się rozpada. Przecież jeśli kocham Boga i pragnę mu służyć, to muszę kochać i służyć mojemu małżonkowi i dbać o moje małżeństwo. Jak mam to pogodzić? jak mam sama podjąć decyzję, jeśli już nie jestem sama, mam męża? Rozmawiałam o tym przy niejednej spowiedzi, ale każdy ksiądz ma na to inny pogląd. Proszę pomóc. Dziękuję." Odpowiedź: "Proszę porozmawiać ze spowiednikiem. Zasada jest taka, że antykoncepcji stosować nie należy." J. W przypadku zacytowanej czytelniczki mamy do czynienia ze skrajnym fanatyzmem religijnym, z osobą dla której wiara jest ważniejsza od własnego zdrowia i rodziny. Znów widzimy, jakie szkody czyni w małżeństwie naturalne planowanie rodziny, w sytuacji, kiedy rodzina nie żyje w dostatku, a kobieta ma problemy zdrowotne. Mąż chce zachować się rozsądnie i nie narażać ukochanej na niebezpieczeństwo, natomiast dla niej ważniejszy od małżeństwa jest Bóg. Rada duchownego eksperta - antykoncepcji nie można stosować i rozmowa ze spowiednikiem - takim kościelnym ekspertem od ginekologii i rodziny. Ciekawa jestem, czy któryś z tych ekspertów wziąłby na siebie odpowiedzialność za życie kobiety, która z racji swojego stanu zdrowia nie powinna zachodzić w ciążę? 3) Kolejny głos mówiący o tym - jak szkodliwa jest katolicka nauka o seksualności i npr dla pożycia seksualnego w małżeństwie. "Jak to rozeznać w przypadku gdy małżonek ma pracę w Norwegi przylatuje co około 2 lub trzy miesiące na trzy dni (jeśli mniej jest pracy w firmie więc nie może pracy dostosować do cyklu nie płodnego kobiety ) a ciąża w jej przypadku jest zagrożeniem życia .Czy więc winni nie podejmować współżycia ? Można powiedzieć , nie bo przez stosunek przerywany można zajść w ciążę przez prezerwatywę też ale przecież i NPR nie daje stuprocentowej pewności . Taką pewność daje tylko brak współżycia . Tylko , że często jedna ze stron nie godzi się na to . Mój staż małżeński to 17 lat . Po pierwszej ciąży mój organizm został tak uszkodzony że ciąża oznacza śmierć moją i dziecka . Mąż ma potrzeby seksualne i postawił sprawę jasno albo będzie współżycie albo szuka sobie innej . Tak więc przez 15 lat stosowaliśmy stosunek przerywany . Dwa lata temu podjęłam decyzję , że to nie może tak być . Jaka to spowiedź skoro wiem , że z tego grzechu nie wyjdę . Więc zaczęłam stosować NPR . Mąż nie uznaje stosunku przerywanego za grzech i się z tego nie spowiadał . Jednym słowem zmusiłam go do NPR aby już tak nie spowiadać się po każdym współżyciu . On mi tłumaczył , że rozumie , iż grzechem jest antykoncepcja która zabija zarodek ,ale wtedy kiedy nie zabija jak np. prezerwatywa a współżycie jest w małżeństwie to jest po "Bożemu ". Przez to naturalne planowanie rodziny odsunęliśmy się od siebie bo musimy spać oddzielnie aby się nie pobudzać . Skrzywdziłam siebie ponieważ teraz trzeba współżyć w czasie nie płodnym kiedy to kobieta ze względu na zmiany hormonalne nie jest w stanie się podniecić i wówczas stosunek jest na sucho bolesny i bez przyjemności . Mąż się stara robi to samo co zwykle sprawiało mi podniecenie ,ale ja już znam swój organizm , że w czasie nie płodnym nic nie jest w sanie mnie pobudzić . Żeby nie krzywdzić męża informuję go , że musimy teraz współżyć bo mam te kilka dni nie płodnych . Czuję się jednak jak automat czy taka lalka dmuchana bo w tym czasie to ja już podniecenia niestety nie mam a i dobrą aktorką nie jestem aby tak oszukać męża , że chcę współżyć czy mam jakąkolwiek z tego przyjemność . Natomiast w czasie płodnym jestem tak pobudzona , że bardzo często śnią mi się stosunki seksualne . Mam wrażenie ,że niszczę w ten sposób swoje małżeństwo i siebie . " Cóż na to redakcyjna mądrala " Czym różni się stosunek przerywany od npr... W pierwszym wypadku to próba uczynienia stosunku niepłodnym. W drugim to zdanie się na naturę. Kościół uważa więc stosunek przerywany za metodę antykoncepcji. Ale proszę porozmawiać na ten temat ze spowiednikiem.." Znów poleca rozmowę ze spowiednikiem. w Liście widzimy, jak kościelne pranie mózgu doprowadza do ruiny małżeństwo- ludzie nie mogą współżyć, kiedy mają ochotę, tylko w wyznaczone dni. Kobiecie nie daje to przyjemności i czuje się, jak materac. Wie, że nie może zaryzykować, bo ciąża oznacza śmierć dla niej lub ewentualnego dziecka. Mąż szantażuje kochanką i nalega na prezerwatywę, a ona jest wystraszona wizją śmiertelnego grzechu i ma pretensję do kościoła o bezsensowne i nieludzkie stanowisko, a jednocześnie boi się przeciwstawić kościołowi. Dla kościoła nie ma znaczenia jej stan zdrowia i relacje w małżeństwie - liczą się jedynie absurdalne wymysły papieża sprzed 43 lat!!!!! Ideologia, że seks jest grzeszny, że obowiązuje wzór czystości seksualnej w małżeństwie doprowadza do rozpadu związku. Niereligijny ekspert zaleciłby udanie się do ginekologa i stosowanie antykoncepcji , nienarażanie swojego zdrowia i życia intymnego. Warto przypomnieć, że kościelny sprzeciw wobec antykoncepcji nie ma nic wspólnego z Biblią, jest wyrazem chęci podporządkowania kobiet i rozrodu. 4) Kolejny dramatyczny list młodego małżonka Karola, na temat krzywdy jaką w jego związku wyrządza obowiązek stosowania npr. "Mam problem z moją żoną. A tym problem jest brak współżycia. Jesteśmy małżeństwem już prawie 2 lata i do tej pory nie było między nami żadnego kontaktu w tej kwestia, ponieważ moja żona panicznie boi się ciąży. Mam 25 lat, ona ma 22 lata i pracuje i studiuje i jak sama powiedziała dziecko chce mieć dopiero za ok 5-6 lat bo najpierw musi skończyć studia i zmienić pracę na lepszą. Chciała ze mną współżyć ale pod warunkiem że będziemy stosować antykoncepcję, tabletki razem z prezerwatywami. A ja nie chce się an to zgodzić, bo jedyną dopuszczalną metodą dla mnie są naturalne metody. Jednak moja żona absolutnie się na to nie zgadza, powiedziała ze ma nieregularne cykle (zdarza się ze nie ma okresu przez 2-3 miesiące a potem ma co 1,5 tygodnia) dodatkowo wymaga to mierzenia temperatur a ona pracuje na zmiany, ma zmienny tryb życia i jak sama mówiła nie da rady. Rozmawiałem z nią wielokrotnie, nie pomagają ani prośby, ani artykuły mówiące, ze nawet w tym przypadku można stosować NPR. Ona popiera antykoncepcję i nie widzi w niej nic złego (niestety "zapomniała" mi o tym powiedzieć przed ślubem, a moje stanowisko w tej kwestii znała). Nie wiem co mam robić. Myślałem, że tylko na początku tak mówi, jednak od prawie 2 lat jest nieugięta. I mówi wprost albo antykoncepcja, albo mam zakaz dotykania jej przez najbliższe co najmniej 5 lat. Co mam robić? Przecież siłą jej nie zmuszę, a ŻADNE argumenty do niej nie przemawiają. Mam tego dość, już praktycznie ze sobą nie rozmawiamy, ciągle się kłócimy. Czy dla dobra małżeństwa zgodzić się chociaż na same prezerwatywy?" Jaką odpowiedź daje duchowy ekspert? "Żona jest po prostu wobec Ciebie nieuczciwa... Nie chciałbym radzić w tej kwestii. Może tylko warto zauważyć, ze za 5-6 lat albo może już nie być małżeństwa, albo żona może nie móc zajść w ciąże... Moim zdaniem nie powinieneś się godzić na prezerwatywy. Bo to swoisty szantaż, zupełnie niezgodny z tym, co żona ślubowała..." W przysiędze małżeńskiej nie ma słów -przysięgam, że nie będziemy stosować prezerwatyw i tabletek antykoncepcyjnych. Na przykładzie tego listu widać, jak wielkie spustoszenie w życiu człowieka wywołuje zbytnia wiara w kościół i nauczanie. Małżeństwo nie współżyje, bo kobieta ma rozsądne podejście do życia i nie widzi nic złego w antykoncepcji- chce w sposób odpowiedzialny kierować swoim rodzicielstwem i nadaje oszukać się propagatorom npr twierdzącym, że nawet w przypadku nieregularnego cyklu i pracy zmianowej można stosować npr. Kobieta nie zgadza się na seks, bo nie chce ryzykować ciąży. Ma do tego prawo - do wyboru momentu rodzicielstwa i do stosowania antykoncepcji. Odpowiadający straszy czytelnika niepłodnością po stosowaniu antykoncepcji i kategorycznie zakazuje mu stosowania prezerwatyw. Żona owszem przysięgała współżycie, ale także mąż przysięgał szacunek dla niej i miłość. Trzymanie się doktryny katolickiej jest wbrew małżeńskiej miłości. Przykład Karola pokazuje do jakiś zniszczeń w małżeństwie prowadzi katolicka ideologia. Byliby szczęśliwym, kochającym się małżeństwem, gdyby nie jego upór o stosowanie npr. Fakt faktem, że sposób antykoncepcji i wizję rodzicielstwa powinni ustalić przed ślubem. Jednakże, zgodnie z kościelnym bajdurzeniem seksualność zaczyna się w noc poślubną i wszelkie rozmowy na ten temat przed ślubem są grzechem ciężkim. Kobieta ma obowiązek stosować npr i nie ma żadnej możliwości posiadania innego zdania. Powyższe przykłady w całej krasie uwidaczniają, że nieprawdziwe są informacje o zbawiennym wpływie npr na związek. Dowodzą tego, że nie należy mieszać wiary z życiem seksualnym i zdrowiem, bo jedyne, co zyskamy to rozpad małżeństwa lub stan zagrożenia dla życia. Lepiej nie traktować poważnie kościelnego nauczania, myśleć samodzielnie i swoje życie kształtować według rzeczywistych potrzeb. Bóg z pewnością nie pogniewa się za łykanie tabletek antykoncepcyjnych. Natomiast antykoncepcja potrafi rozwijać małżeństwa, zapewnić satysfakcję z życia seksualnego. Npr - to uzależnienie od cyklu, narażenie się na niechciane ciąże, niszczenie więzi małżeńskiej. Trudno być szczęśliwym, kiedy o współżyciu nie decyduje miłość i pragnienie bliskości, a rozciągliwość śluzu, czy temperatura w pochwie. Jak widać na podanych przykładach między bajki można włożyć kościelne zapewnienia, że wstrzemięźliwość ma dobry wpływ na związek. Drogie panie, po poradę dotyczącą antykoncepcji nie udajemy się do spowiednika, ale do ginekologa.