VigLink

Witam i zapraszam
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą małżeństwo. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą małżeństwo. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 16 listopada 2014

Zawłaszczanie pojęcia rodziny


Przeglądając katolickie media można wysunąć wniosek, że istnieje jakiś jeden właściwy model rodziny: kobieta i mężczyzna po katolickim ślubie [tak zwane małżeństwo sakramentalne} i gromadka dzieci. Celem owego małżeństwa jest otwarcie na życie /- czytaj: spłodzenie jak największej liczby dzieci.Owej idealnej rodzinie zagraża współczesny świat: antykoncepcja, in vitro, związki partnerskie, zakaz bicia dzieci,równość kobiet i mężczyzn, urlopy tacierzyńskie, ćwiczenie ortograficzne z diabełkiem, brak wartości chrześcijańskich w podręczniku dla pierwszaków. Kościół zawłaszczył wizję rodziny. Każda inna opcja: małżeństwo świeckie, związek bez ślubu, związek osób homoseksualnych, samotne rodzicielstwo to zboczenie,wyuzdanie, rozpusta,degradacja rodziny, zagrożenie. Kościół przetacza badania sugerujące, że związki bez ślubu kościelnego powodują depresję, samobójstwa. Z kolei wiara pomaga umocnić związek, bo wśród wierzących par jest więcej dzieci i mniej rozwodu. Osoby mające pięcioro dzieci raczej nie rozwiodą się ze względów finansowych{alimenty to za duży wydatek}. Nie oznacza to, że taka rodzina jest szczęśliwa, że nie ma tam przemocy i innych patologii. Religijne kobiety, zwłaszcza , jeżeli są na utrzymaniu męża i nie pracują, latami znoszą upokorzenia, bicie i milcząco przyzwalają na znęcanie się na dziećmi. W tych przypadkach w grę wchodzi nie tylko przemoc fizyczna , ale także uzależnienie ekonomiczne. Oczywiście jest wiele małżeństw dobrych bez przemocy. Sakrament nie gwarantuje trwałości małżeństwa, co widać po zwiększającej się liczbie do sądów biskupich o unieważnienie małżeństwa. Swoją drogą w kościele łatwiej unieważnić małżeństwo z powodu braku otwartości na życie{stosowania antykoncepcji} niż z powodu przemocy w rodzinie. Zastanawiam się kto dał kościołowi prawo do określania, co jest właściwym wzorcem rodziny i do wartościowania rodzin. Normalna rodzina to rodzina bez przemocy, w której panują miłość, szacunek i bezpieczeństwo. Sakrament nie ma żadnego znaczenia. Kościół niszczy rodzinę nie akceptując innych form niż sakramentalne małżeństwo. Więcej dzieci rodzi się w krajach, w których legalne są związki partnerskie, a kobiety mają szeroki dostęp do antykoncepcji. Aby rodzina rozwijała się musi mieć zapewnione bezpieczeństwo socjalne i dostęp do tanich mieszkań. Pomógłby zerowy VAT na artykuły dziecięce i podręczniki. Rozbawił mnie ostatnio tekst jednego z redaktorów Frondy, który ubolewał nad katastrofą rodziny w Szwecji. Owa katastrofa polega na tym, że ludzie nie czują związków z religią i na braku możliwości dania dziecku klapsa i pociągania za ucho. Dla autora rodziną patologiczną jest nowy związek po rozwodzie i związki homoseksualne. Dramatem Szwedów jest według katolickiego redaktora, dobrobyt /- wysokie pensje, niskie bezrobocie, wysoki stopień przedsiębiorczości. Oddajmy głos autorowi "Można więc z dużym prawdopodobieństwem obronić tezę, że to właśnie dobrobyt jest jedną z przyczyn upadku moralnego i społecznego w tym kraju. Ludzie opływający w dostatek, myśląc, że zawdzięczają go wyłącznie sobie (czy państwu), odwracają się od religii i giną w zaspokajaniu swoich egoistycznych zachcianek" Redaktor uważa Szwecję za moralny kraj trzeciego świata. W Polsce mamy za to religijność na bardzo wysokim poziomie i najniższe pensje w Unii Europejskiej. Mamy nędzę, ale duchowo jesteśmy bogaci- w końcu mamy na straży moralności kościół katolicki, który mówi Polakom , jak mają się kochać, jaką rodzinę zakładać. Pouczają, choć sami zobowiązani są do celibatu. Szwecja jest bogata, bo nie płaci haraczu kościołowi, nie finansuje religii w szkołach, a pieniądze , które miałaby przeznaczyć na kapelanów w szpitalach, woli przeznaczyć na zatrudnienie personelu medycznego. Jakoś Szwedzi nie emigrują do katolickiego raju , Polski , wolą swój bogaty kraj bez Boga i kleru. To w Szwecji rodzi się najwięcej dzieci i to pomimo"rozpadu rodzin" i zakazu bicia dzieci. Fronda śledzi wszystkie nowinki odnośnie promowania antykoncepcji i oczywiście wszelkie inicjatywy ułatwiające dostęp do antykoncepcji nazywa niszczeniem rodziny i"walką z ludzką seksualnością w takiej formie, w jakiej została ustanowiona przez Pana".. Nie wiem w jaki sposób antykoncepcja miała niszczyć rodzinę. Płodności też nie niszczy, a jedynie okresowo ją wstrzymuje. Kościół katolicki zawłaszczył pojęcie rodziny. Zauważmy, że ilekroć mówi się w mediach o rodzinie, to mamy do czynienia z wizją kościelną. Inne grupy światopoglądowe nie mówią o rodzinie, bo obawiają się oskarżeń o katolicyzm. Tymczasem rodzina to więzi, to ludzie, których łączy pokrewieństwo lub uczucia, ludzie będący ze sobą w związku, mający dzieci. Wiara nie ma żadnego znaczenia dla istnienia rodziny. Przydałoby się , aby przywrócić rodzinę w dyskusji społecznej nie tylko w odniesieniu do konserwatyzmu. Rodzina w ujęciu laickim jest wolna od religijności i terroru naturalnego planowania rodziny, opiera się na szacunku, miłości , zrozumieniu i partnerstwie. Nie ma hierarchii, głowy rodziny,modlitwy - panuje równość, wzajemne wsparcie, bezpieczeństwo, rozmowa, zrozumienie drugiej połówki i dzieci. Nie można ciągle pozwalać na fałszowanie obrazu rodziny, na upokarzanie małżeństw świeckich, par decydujących się na in vitro, związków partnerskich. Świat zmienia się - ludzie tworzą różne modele rodziny, które powinny mieć takie same prawa jak małżeństwa. Rodzina jest wspólnotą, podstawową komórką rodzinną, niezbędną dla wychowania potomstwa, co nie oznacza, że jedynym dopuszczalnym modelem rodziny jest katolickie małżeństwo. Wiara nie wychowa dzieci, nie nakarmi rodziny, nie zapewni podręczników, nie zapłaci czynszu. Mówienie, że podstawą rodziny jest wiara jest zwyczajnym kłamstwem. Podstawą rodziny są kochający się ludzie. Rodzina jest wartością uniwersalną i nie może być zawłaszczana przez jedną instytucję, która nie jest rodzinna w swoich założeniach. Celibat, popieranie bicia dzieci, liczne przypadki molestowania nieletnich, agresja wobec innowierców i niewierzących nie mają nic wspólnego z wartościami ewangelicznymi i rodzinnością.

niedziela, 31 sierpnia 2014

List pani Łucji o zgubnym wpływie npr na małżeństwo.


Kościół wychwala naturalne planowanie rodziny jako metody bezpieczne, pogłębiające więź małżonków, uczące wzajemnego szacunku, pozwalające żyć w pokoju i radości, uczące samoopanowania, odpowiedzialności, pracy nad sobą i wyzwalające z egoizmu, którego żaden człowiek nie jest przecież pozbawiony. To postępowanie według jakiegoś bożego planu, które ma zapewnić człowiekowi szczęście. Tyle mówi kościelna propaganda. Życie pokazuje coś zupełnie odmiennego. Do jednego z katolickich mediów napisała 22 letnia mężatka, z dwuletnim stażem, której naturalne planownie rodziny burzy małżeńskie szczęście. Zastanawia się dlaczego nie może razem z tymi metodami używać prezerwatywy?. Oddajmy głos młodej kobiecie. "Wiem, że takie pytania były zadawane milion razy, ale ja jednak bym chciała znów wrócić do tematu prezerwatyw i NMPR. Jesteśmy młodym małżeństwem (mamy po 22 lata) i od 2 lat jesteśmy małżeństwem, jednak cięzko stwierdzić ile to nasze małżeństwo potrwa właśnie przez NMPR. Mieszkamy razem z moimi teściami w 2 pokojowym mieszkaniu, ale zbieramy na własne mieszkanie, jednak biorąc pod uwage naszą sytuację finansową będziemy mogli je kupić (oczywiscie na kredyt) najprędzej za jakieś 3-4 lata. O wynajmie nie ma mowy, bo wtedy wydając na nie pieniądze nigdy nie doczekamy się własnego mieszkania. Niby mamy swój pokój, ale ciężko nam się skupić na "zajęciu się sobą" jak ciągle ktoś przechodzi obok, to do kuchni, to do łazienki a słychac wszytsko przez drzwi, nawet dorbny szmer. Najgorsze jest to, że teściowie prawie nigdy nie wychodzą, a nawet jak to się zdarzy to akurat mam dni płodne... Już zdarzylo się tak nie raz, w koncu sami, ale nie możemy się nawet dotknąć... Najgorsze bylo teraz na początku czerwca, jak pojechaliśmy na tydzień do Chorwacji (w ramach "spóźnionej podróży poślubnej"). Chcieliśmy jechac w innym terminie ale nie dało rady z urlopami. I musiliśmy pojechać jak miałam dni płodne... Prosze sobie tylko wyobrazić. Morze, plaża, chwila intymności spokoju, a nie mozemy sie nawet do siebie zbliżyć... Mąż sflustrwany rozwiazył wieczorami krzyżówki i nawet sie do mnie nie odzywał, a ja wyłam z rozpaczy w łazience. I tak było co noc. Jestem załamana. Mąż jest na granicy wytrzymania, ja zresztą tez. Dlaczego nie mozemy użyć prezerwatywy (która nie wpływa na organizm jak tabletki i ni jak nie wpływa na dziecko)? Czytalam tłumaczenia że NMPR wzmacniają miłość, że uczą panowania nad własnym ciałem itp. Ale póki co to sama sie czuje jak niewolnik własnego ciała. Bo jak nazwać sytuacje jak staram sie tak ułożyć wszytskie plany byle mieć dni niepłodne? Jak musze podporządkować WSZYTSKO swojemu cyklowi? Rozumiem, że to uczy czekania i szacunku. ALe nie wspóżycie wcale i w rezultacie tylko złość i rozczarowania na prawde pogłębia miłosć? Na dziecko nie mozemy sobie na razie pozwolić, bo nigdy nie wyprowadzimy się od teściów, a mnie za ciąże czeka zwolnienie z pracy. Oczywiście chcemy mieć dzieci, ale za jakieś 3-4 lata jak już będziemy na swoim. Ale nie wiem czy będziemy, bo nie wiem czy moje małżeństwo sie do tej pory nie rozpadnie. Jakbyśmy uzywali prezerwatyw to moglibyśmy w końcu cieszyć się sobą jak młode małeżstwo, a nie czekac na coś co i tak nie następuje, a jak już, to na szybko, byle nikt nie słyszał... Na tym polegają NMPR ? Na tym że ciało człowieka panuje nad nim samym? Bo własnie tak się czuje... I nie pogłębia to w żaden sposób naszej miłości. Wręcz przeciwnie zabiją ją, zabija bliskość. Bo wtedy kiedy OBOJE tego pragniemy nie mozemy się dotknąć, a jak już możemy to albo nie ma okazji albo robimy to "na siłe". Wiem ze prezerwatywy nie dają 100% pewności. Ale szansa ze zajde w ciąże to 2% a jak jak będę współzyć w dni płodne to niemal 100%. Jeśli nawet prezerwatywa zawiedzie to wtedy przyjemiemy dziecko z radością, ale jednak to co innego niż świadomo współżycie w dni płodne". Żenująca jest odpowiedź redaktora, który ma klapki na oczach i próbuje wymusić na dziewczynie urodzenie dziecka - widzi jedynie bezsensowyny zakaz antykoncecpji, nie rozumie dramatu młodej pary. " Wyjdę pewnie na kogoś, kto nie potrafi współczuć, ale wydaje mi się, że sedno problemu tkwi nie w tym, że nie możecie współżyć, ale w tym w tym, że odwlekacie poczęcie dziecka. To dlatego podporządkowujecie wszystko dniom płodnym i nieplodnym. Gdybyście byli otwarci na życie, problemu by nie było. Wiem, uważacie że nie macie warunków. To nie zmienia jednak sytuacji, że problemem nie jest nauczanie Kościoła który zakazuje antykoncepcji, ale wasze odkładanie momentu poczęcia. Warto chyba jeszcze raz skalkulować, czy naprawdę nie możecie. Wedle polskiego prawa ciąża nie może być powodem zwolnienia. Zresztą pracą, z układami z teściami można jakoś pokombinować.... Tak mi się wydaje..." Młode małżeństwo, jak większość ludzi w ich wieku mieszka z rodzicami, nie ma warunków na powiększenie rodziny, nie może się cieszyć swoją intymnością, a jednocześnie chce żyć zgodnie z nauką kościoła. Ich pożycie seksualne legło w gruzach. Dodatkowym problemem jest zniewolenie kobiety przez naturalne planowanie rodziny i całkowite uzależnienie od śluzu i temperatury w pochwie. Całe ich życie podporządkowane jest cyklowi, nawet planowanie podróży. Oboje na tym cierpią, czują, że te metody zabijają ich miłość i bliskość. Czują się oszukani - przeżywają rozczarowania i złość, nie odczuwają pogłębienioa miłości. Chcą stosować prezerwatywy, aby nie być zależnym od cyklu. Czują, że obecenie ich współżycie to seks na siłę w momencie , kiedy pozwalają na to wykresy. Co radzi mi redakcyjny ekspert od seksu i antykoncepcji-aby nie odkładali poczęcia dziecka. Wmawia ludziom, że to przez brak otwartości na życie mają problemy, bo gdyby nie przejmowali się tak dniami płodnymi to byliby szczęśliwi. Ekspert pisze jedną ważną rzecz - Kościoła nie obchodzą problemy ludzi młodych, ma swoją stałą doktrynę, w której antykoncecpja jest zła. To, co ludzie mają warunki nie jest istotne, ważna jest jakaś obsesja grzechu i utrudnianie małżeństwom życia - zniewalanie wiernych, uszczęśliwianie ich na siłę. List pani Łucji pokazuje, że npr -tak wychwalane przez kościół, niszczy związek, nie uczy szacunku, nie pogłębia miłości, a wręcz zabija to, co miłości najcenniejsze - spontaniczość, bliskość, zaufanie, wzajmne poszanowanie potrzeb seksualnych. Kościół zrobił tym ludziom ogromną krzywdę. Między bajki można włożyć zapewniania kościoła, że npr nie ma nic wspólnego z biznesem. NAawet w Polsce jest kilka stowarzyszeń promujących npr, trenerzy tych metod zarabiają na tym spore pieniądzy, a w największych miastach powstają przychodnie naturalnego planowania rodziny, w których wizyty darmowe nie są. Npr to rodzaj kościelnego lub przykościelnego biznesu. Nie ma to nic wspólnego z troską o ekologię i małżeństwo, czy poczęte życie. Organizacje związane z kościołem, nawet jeżeli prowadzone są przez osoby świeckie nie robią niczego w za darmo. Co można doradzić takim parom jak Łucja i jej mąż? Aby postępowali zgodnie ze swoimi planami, nie przejmowali się wymysłami kościoła i stosowali prezerwatywy. Szkoda niszczyć związek, aby stosować się do urojeń zawartych w papieskich encyklikach, które nie mają nic wspólnego z duchem wiary. Nie można pozwolić na to, aby kościelne ograniczenia, straszenie niszczą najpiękniejszą relację, jaką stworzył człowiek - miłość. Istotne wydaje się sformułowanie "otwartość na życie" - nie chodzi tutaj jedynie o przyjęcie dziecka do rodziny, o nie dokonywanie aborcji, ale o nieskuteczność metod naturalnego planowania rodziny. Kobieta i mężczyzna są całkowicie podporządkowanie jej cyklowi i wahaniom hormonalnym. Okoliczności, które zakłócają i tak mizerną skuteczność npr jest sporo: nieprzespana noc, praca na zmianę, choroba, wyjazd, nawet wypicie odrobiny alkoholu,leki,uprawianie sportu. Kobieta w tych metodach jest przedmiotem, rodzajem nagrody dla męża za cierpliwość - ma być dostępna w określone dni i zawsze gotowa na ciążę. Jej odczucia i plany, czy sytaucja rodzinna nie mają żadnego znaczenia. Oczywście znajdzie się wiele par zadowolonych z npr, wiele opinii pozytywnych , pisanych głównie przez zarabiających na tym trenerów.

poniedziałek, 19 maja 2014

Skandaliczna deklaracja wiary dla lekarzy


Czytając temat wpisu wielu z czytelników może zastanawiać się co wspólnego ma wiara z medycyną? Jak można mieszać naukę o ludzkim zdrowiu, organizmie z zabobonami religijnymi i z poglądami, które kłócą się z współczesnym poznaniem rzeczywistości i logiką? Wiemy, że w naszym kraju są lekarze, którzy z powodów światopoglądowych odmawiają wypisania antykoncepcji, skierowania na badania prenatalne, a nawet wykonania cytologii i zbadania ginekologicznego kobiety nie będącej mężatką, czy sprzeciwiają się in vitro. Rzekomo wszystko w trosce o zdrowie kobiety, jej zbawienie, cnotę, pożycie małżeńskie i rodzinę. Na kilka tygodni przed kanonizacją pana Wojtyły, jego przyjaciółka, doradczyni i lekarz psychiatra z wykształcenia zaapelowała do lekarzy, aby popisali "Deklarację Wiary" jako votum wdzięczności za kanonizację papieża i uznali, że w swoim zawodowym będą odwoływać się do Boga i nauk pana Wojtyły. Narzuca się proste pytanie - z jakiej racji Polacy mają być wdzięczni za to, że grupa watykańskich urzędników uznała Wojtyłę za świętego? Za co mamy padać na kolana? Watykańczycy skorzystali z okazji na podratowanie swoich finansów. Doskonale wiedzą, że Polacy i fani Jana Pawła II z innych krajów są naiwni, uwierzą w lipny cud uzdrowienia Kostorykanki i nie będą zadawać niepotrzebnych pytań, tylko kupować obrazki, relikwie i padać na kolana przed kawałkiem sułtany, zapewniając tym samym kościołowi spore zyski. Skandaliczny jest tekst deklaracji. "WIERZĘ w jednego Boga,Pana Wszechświata, który stworzył mężczyznę i niewiastę na obraz swój. 2.UZNAJĘ,iż ciało ludzkie i życie, będąc darem Boga,jest święte i nietykalne:-ciało podlega prawom natury, ale naturę stworzył Stwórca,-moment poczęcia człowieka i zejścia z tego świata zależy wyłącznie od decyzji Boga.Jeżeli decyzję taką podejmuje człowiek,to gwałci nie tylko podstawowe przykazania Dekalogu,popełniając czyny takie jak aborcja, antykoncepcja, sztuczne zapłodnienie, eutanazja, ale poprzez zapłodnienie in vitro odrzuca samego Stwórcę. 3.PRZYJMUJĘ prawdę, iż płeć człowieka dana przez Boga jest zdeterminowana biologicznie i jest sposobem istnienia osoby ludzkiej. Jest nobilitacją, przywilejem, bo człowiek został wyposażony w narządy, dzięki którym ludzie przez rodzicielstwo stają się „współpracownikami Boga Samego w dziele stworzenia” - powołanie do rodzicielstwa jest planem Bożym i tylko wybrani przez Boga i związani z Nim świętym sakramentem małżeństwa mają prawo używać tych organów, które stanowią sacrum w ciele ludzkim. 4. STWIERDZAM,że podstawą godności i wolności lekarza katolika jest wyłącznie jego sumienie oświecone Duchem Świętym i nauką Kościoła i ma on prawo działania zgodnie ze swoim sumieniem i etyką lekarską, która uwzględnia prawo sprzeciwu wobec działań niezgodnych z sumieniem. 5.UZNAJĘ pierwszeństwo prawa Bożego nad prawem ludzkim aktualną potrzebę przeciwstawiania się narzuconym antyhumanitarnym ideologiom współczesnej cywilizacji,potrzebę stałego pogłębiania nie tylko wiedzy zawodowej, ale także wiedzy o antropologii chrześcijańskiej i teologii ciała. 6.UWAŻAM,że nie narzucając nikomu swoich poglądów, przekonań lekarze katoliccy mają prawo oczekiwać i wymagać szacunku dla swoich poglądów i wolności w wykonywaniu czynności zawodowych zgodnie ze swoim sumieniem. " Autorką deklaracji jest pani Wanda Półtawska - znana jedynie z przyjaźni z Wojtyłą. Robi się z niej autorytet, chociaż jak widać po wielu wypowiedziach jest to osoba fanatyczna, zapatrzona w swojego nieżyjącego przyjaciela, która nie posiada własnego zdania i chce wszystkim narzucać urojenia papieża. Czytając Deklarację nie wierzyłam własnym oczom. Trudno było mi zrozumieć, że lekarz może zachęcać do przyznawania się do wiary, do uznania za prawdę, tez, które nauka dawno obaliła. Już pierwszy punkt zaprzecza nauce - Bóg nie stworzył ludzi - powstaliśmy w wyniku ewolucji. Nie jesteśmy podobni do Boga, bo nasze istnienie i cielesność jest faktem. W istnienie Boga można co najwyższej wierzyć. Życie ludzkie nie jest darem Boga - dzisiejsza ginekologia i genetyka potwierdzają, że do zapłodnienia żaden Bóg nie jest potrzebny - zapłodnienie jest połączeniem komórek rozrodczych, wynika z aktu seksualnego. Mówienie, że życie ludzkie pochodzi od Boga jest obrazą dla rozumu człowieka. To nie Bóg zapładnia kobietę, tylko jej seksualny partner. Ciało ludzkie jest nietykalne. Nie można stosować przemocy, zmuszać do współżycia, okaleczać. Moment poczęcia zależy wyłącznie od pary. Gdyby moment poczęcia i zejścia zależał od Boga, to po co byłaby potrzebna medycyna. Człowiek nauczył się leczyć choroby, wydłużać życie. Dziwię się, że lekarze mogli podpisać coś, co podważa sens ich zawodu. W żadnym przykazaniu nie ma zapisu, że nie można stosować antykoncepcji. Stosując in vitro człowiek spełnia swoje marzenia o rodzicielstwie. Nie ma czegoś takiego jak Stwórca, stwórcami życia są rodzice. Przez zapłodnienie in vitro nie odrzuca się stwórcy,a jest się nim - rodzicem, który kocha swoje dziecko. Jest oczywiste, że każdy ma płeć i istnieje jako mężczyzna lub kobieta. Nauka rozróżnia nie tylko płeć biologiczną, ale także płeć mózgu. Zmiana płci oznacza przemianę na mężczyznę lub kobietę, a nie totalny brak płci. Osoba, która poddała się temu nadal ma płeć, choć inną niż w momencie urodzenia. Skandaliczne są słowa o współpracy z Bogiem w dziele stworzenia i odbieranie prawa do posiadania dzieci osobom, które nie mają ślubu kościelnego. Lekarz, który z powodów religijnych odmawia ludziom prawa do potomstwa, bo nie spełniają oni jego religijnych kryteriów, powinien zostać pozbawiony prawa do wykonywania zawodu, gdyż dyskryminuje pacjentów. W polskim prawie każdy pacjent, niezależnie od swojej wiary ma prawo do opieki medycznej. Lekarz nie ma prawa wtrącać się w prywatne życie pacjenta, ewangelizować go. Himalajami absurdu jest stwierdzenie, że dla lekarza podstawą ma być sumienie, a nie przysięga lekarska i jakiś duch święty oraz nauka kościoła , a nie dobro pacjenta i wiedza medyczna. W jakim świecie żyjemy? Skoro dla lekarza ważniejsza od medycyny ma być nauka kościoła. Od kiedy to brednie wygłaszane przez duchownych są obiegową, naukową prawdą? Etyka lekarska zakłada działanie dla dobra pacjenta, a nie kościoła katolickiego i nieżyjącego od 9 lat Wojtyły. W cywilizowanym państwie obowiązuje prawo stanowione, a Konstytucja jest ważniejsza od urojeń biskupów i papieży. Nie ma czegoś takiego jak prawo boże, ponieważ nawet Biblia została przez wieki okrojona i zawiera manipulacje tłumaczeniowe. Nie istnieje coś takiego jak teologia ciała. Katolicy, którzy nie chcą wypisywać antykoncepcji i skierowań na badania prenatalne powinni zastanowić się nad zmianą zawodu i absolutnie nie mają prawa do narzucania swojej wiary innym. Klauzula sumienia powinna być ograniczona do aborcji i eutanazji. Katolickie sumienie służy do terroryzowania społeczeństwa. Niestety już ponad 3000 pracowników służby zdrowia podpisało ten głupkowaty dokument, wśród nich są lekarze ginekolodzy, pediatrzy, genetycy. Wstyd, że wśród ludzi wykształconych powołanych do ratowania życia są tacy, którzy chcieliby ograniczyć prawa pacjentów, dyskryminować ludzi. Ośmieszają się podpisując dokument i biorąc jego zapisy na poważnie. Pani Półtawska jest osobą starszą,bardzo religijną, nie odróżnia rzeczywistości od wierzeń, ale od lekarzy wymaga się, aby zachowali rozsądek. Lista lekarzy dostępna jest na stronie "Gościa niedzielnego". Odnośnik do listy znajduje się pod artykułem "Półtawska: Lekarzu przyznaj się do wiary!". Niepokojące jest to, że wśród podpisujących są także studenci medycyny - przyszli lekarze, osoby o zwiększonym zaufaniu publicznym. W normalnym kraju Minister Zdrowia zapowiedziałby zwolnienie każdego lekarza, który odmawia wykonania obowiązków. Niestety, u nas panuje terror kościoła katolickiego i katolickiego sumienia, które jak łatwo zauważyć ogranicza się do wtrącania się w seksualność i prokreację. Dlaczego mądre, katolickie głowy nie protestują przeciwko wydawaniu młodzieży leków bez recepty,których dzieciaki używają do narkotyzowania się? Lekarze katoliccy nie sprzeciwiają się sprzedaży leków bez recepty, które stosowane są przez pacjentów bez kontroli lekarza, mieszane i doprowadzają do śmierci 3000 osób rocznie. Przeszkadza im wyłącznie wolność kobiet w decydowaniu o momencie narodzin dziecka, wolność w tworzeniu związków. Chciałabym, aby mieszanie religii do pracy lekarza skutkowało brakiem dostępu na specjalizację. Ostatnio Wielka Brytania wprowadziła zapis, że lekarz, który nie chce wypisywać antykoncepcji nie ma prawa do wstępu na specjalizację ginekologiczną. Można jedynie zaapelować do lekarzy, aby nie poddawali się naciskom i nie podpisywali haniebnej deklaracji, wiarę zostawili dla siebie, nie ośmieszali się, nie niszczyli autorytetu swojego zawodu. W Polsce łatwo jest szantażować Wojtyłą, robić z niego nadzwyczajny autorytet. Wojtyła nie był nieomylny, nie jest Bogiem i trzeba podejść do jego myśli z dystansem. Powiem tak, mam gdzieś zbawienie. O to lekarze nie muszą się troszczyć, mają zapewnić pacjentowi opiekę zgodną z wiedzą medyczną i standardami opieki, a nie wymysłami biskupów.

sobota, 10 maja 2014

Antykoncepcja - porady duchownych


O tym, że są lekarze, którzy z powodów światopoglądowych odmawiają wypisania antykoncepcji pisałam wiele razy. Warto wiedzieć, że w myśl zapisów o klauzuli sumienia, wypisanie recepty na antykoncepcję nie podlega pod odmowę, bowiem nie równa braniu udziału w czynnościach nie zgodnych z wiarą medyka. W końcu to nie lekarz łyka tabletki, czy przykleja sobie plaster, tylko pacjentka. Przeglądając internetowe strony katolickie, np: wiara.pl można zaobserwować ciekawe zjawisko - osoby duchowne udzielają porad na temat planowania rodziny. Najczęściej odsyłają do spowiednika. Aby zobrazować sprawę przytoczę kilka cytatów w następującej kolejności - list czytelnika , a pod nim odpowiedź. 1) "Mam pytanie odnośnie spowiedzi i czy mogę przystąpić do spowiedzi tak żeby była ważna. Jesteśmy po ślubie, żona przyjmuje tabletki antykoncepcyjne. Cała sprawa jest jednak bardziej skomplikowana, żona jest chora i przyjmuje leki które mogły by uszkodzić płód, pani doktor podpowiedziała zabezpieczenie hormonalne. My zgodziliśmy się na ten typ antykoncepcji ponieważ wcześniej przez pewien czas żona (a wtedy dziewczyna) brała tabletki. Skończyła brać tabletki około rok przed ślubem ponieważ planowaliśmy dziecko, teraz z powodów zdrowotnych musieliśmy zmienić plany". Odpowiedź duchownego jest krótka - "Proszę zdać się na rozstrzygnięcie spowiednika." Już w tym krótkim pytaniu widać wyraźnie, ile krzywdy wyrządza ludziom kościelna nauka o seksualności i jak bardzo może zniszczyć życie. Zdrowie kobiety jest nieistotne, najważniejsze jest trzymanie się papieskich wytycznych. Od kiedy to spowiednik ma decydować o czyimś zdrowiu i pożyciu małżeńskim. Z teksu jednoznacznie wynika, że zdanie jakiegoś duchownego, który nie ma bladego pojęcia o zdrowiu kobiety ma być ważniejsze niż opinia ginekologa. 2)Bardzo wymowny przykład " Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. Mam ogromny problem z antykoncepcją w moim małżeństwie. Jestem katoliczką, wiem czym jest Msza święta i Najświętszy Sakrament więc dla mnie najważniejsze w życiu, całą moją istotą odrzucam grzechy ciężkie jak i powszednie z pomocą łaski Bożej. Kocham Boga i jest dla mnie najważniejszy dlatego też nie akceptuję antykoncepcji. Niestety mój mąż nie wierzy w naturalne metody planowania rodziny, pracuje sam, ledwo utrzymujemy już dwójkę małych dzieci, ja mam problemy zdrowotne po drugiej ciąży, czasami ciężko zająć się dziećmi już tymi które mam, cała rodzina jest przeciwko mojej "głupocie". Odmawiałam mężowi współżycia dopóki nie dowiedziałam się,że to też grzech i to może ciężki. Mój mąż akceptuje NMPR (ja je robię zgodnie z poradnią małżeńską przy kościele) ale pod warunkiem że w dniach niepłodnych użyjemy prezerwatywy. Gdybym była sama pragnęłabym nieść krzyż jaki Bóg mi da, ale żyję w małżeństwie, które przez to się rozpada. Przecież jeśli kocham Boga i pragnę mu służyć, to muszę kochać i służyć mojemu małżonkowi i dbać o moje małżeństwo. Jak mam to pogodzić? jak mam sama podjąć decyzję, jeśli już nie jestem sama, mam męża? Rozmawiałam o tym przy niejednej spowiedzi, ale każdy ksiądz ma na to inny pogląd. Proszę pomóc. Dziękuję." Odpowiedź: "Proszę porozmawiać ze spowiednikiem. Zasada jest taka, że antykoncepcji stosować nie należy." J. W przypadku zacytowanej czytelniczki mamy do czynienia ze skrajnym fanatyzmem religijnym, z osobą dla której wiara jest ważniejsza od własnego zdrowia i rodziny. Znów widzimy, jakie szkody czyni w małżeństwie naturalne planowanie rodziny, w sytuacji, kiedy rodzina nie żyje w dostatku, a kobieta ma problemy zdrowotne. Mąż chce zachować się rozsądnie i nie narażać ukochanej na niebezpieczeństwo, natomiast dla niej ważniejszy od małżeństwa jest Bóg. Rada duchownego eksperta - antykoncepcji nie można stosować i rozmowa ze spowiednikiem - takim kościelnym ekspertem od ginekologii i rodziny. Ciekawa jestem, czy któryś z tych ekspertów wziąłby na siebie odpowiedzialność za życie kobiety, która z racji swojego stanu zdrowia nie powinna zachodzić w ciążę? 3) Kolejny głos mówiący o tym - jak szkodliwa jest katolicka nauka o seksualności i npr dla pożycia seksualnego w małżeństwie. "Jak to rozeznać w przypadku gdy małżonek ma pracę w Norwegi przylatuje co około 2 lub trzy miesiące na trzy dni (jeśli mniej jest pracy w firmie więc nie może pracy dostosować do cyklu nie płodnego kobiety ) a ciąża w jej przypadku jest zagrożeniem życia .Czy więc winni nie podejmować współżycia ? Można powiedzieć , nie bo przez stosunek przerywany można zajść w ciążę przez prezerwatywę też ale przecież i NPR nie daje stuprocentowej pewności . Taką pewność daje tylko brak współżycia . Tylko , że często jedna ze stron nie godzi się na to . Mój staż małżeński to 17 lat . Po pierwszej ciąży mój organizm został tak uszkodzony że ciąża oznacza śmierć moją i dziecka . Mąż ma potrzeby seksualne i postawił sprawę jasno albo będzie współżycie albo szuka sobie innej . Tak więc przez 15 lat stosowaliśmy stosunek przerywany . Dwa lata temu podjęłam decyzję , że to nie może tak być . Jaka to spowiedź skoro wiem , że z tego grzechu nie wyjdę . Więc zaczęłam stosować NPR . Mąż nie uznaje stosunku przerywanego za grzech i się z tego nie spowiadał . Jednym słowem zmusiłam go do NPR aby już tak nie spowiadać się po każdym współżyciu . On mi tłumaczył , że rozumie , iż grzechem jest antykoncepcja która zabija zarodek ,ale wtedy kiedy nie zabija jak np. prezerwatywa a współżycie jest w małżeństwie to jest po "Bożemu ". Przez to naturalne planowanie rodziny odsunęliśmy się od siebie bo musimy spać oddzielnie aby się nie pobudzać . Skrzywdziłam siebie ponieważ teraz trzeba współżyć w czasie nie płodnym kiedy to kobieta ze względu na zmiany hormonalne nie jest w stanie się podniecić i wówczas stosunek jest na sucho bolesny i bez przyjemności . Mąż się stara robi to samo co zwykle sprawiało mi podniecenie ,ale ja już znam swój organizm , że w czasie nie płodnym nic nie jest w sanie mnie pobudzić . Żeby nie krzywdzić męża informuję go , że musimy teraz współżyć bo mam te kilka dni nie płodnych . Czuję się jednak jak automat czy taka lalka dmuchana bo w tym czasie to ja już podniecenia niestety nie mam a i dobrą aktorką nie jestem aby tak oszukać męża , że chcę współżyć czy mam jakąkolwiek z tego przyjemność . Natomiast w czasie płodnym jestem tak pobudzona , że bardzo często śnią mi się stosunki seksualne . Mam wrażenie ,że niszczę w ten sposób swoje małżeństwo i siebie . " Cóż na to redakcyjna mądrala " Czym różni się stosunek przerywany od npr... W pierwszym wypadku to próba uczynienia stosunku niepłodnym. W drugim to zdanie się na naturę. Kościół uważa więc stosunek przerywany za metodę antykoncepcji. Ale proszę porozmawiać na ten temat ze spowiednikiem.." Znów poleca rozmowę ze spowiednikiem. w Liście widzimy, jak kościelne pranie mózgu doprowadza do ruiny małżeństwo- ludzie nie mogą współżyć, kiedy mają ochotę, tylko w wyznaczone dni. Kobiecie nie daje to przyjemności i czuje się, jak materac. Wie, że nie może zaryzykować, bo ciąża oznacza śmierć dla niej lub ewentualnego dziecka. Mąż szantażuje kochanką i nalega na prezerwatywę, a ona jest wystraszona wizją śmiertelnego grzechu i ma pretensję do kościoła o bezsensowne i nieludzkie stanowisko, a jednocześnie boi się przeciwstawić kościołowi. Dla kościoła nie ma znaczenia jej stan zdrowia i relacje w małżeństwie - liczą się jedynie absurdalne wymysły papieża sprzed 43 lat!!!!! Ideologia, że seks jest grzeszny, że obowiązuje wzór czystości seksualnej w małżeństwie doprowadza do rozpadu związku. Niereligijny ekspert zaleciłby udanie się do ginekologa i stosowanie antykoncepcji , nienarażanie swojego zdrowia i życia intymnego. Warto przypomnieć, że kościelny sprzeciw wobec antykoncepcji nie ma nic wspólnego z Biblią, jest wyrazem chęci podporządkowania kobiet i rozrodu. 4) Kolejny dramatyczny list młodego małżonka Karola, na temat krzywdy jaką w jego związku wyrządza obowiązek stosowania npr. "Mam problem z moją żoną. A tym problem jest brak współżycia. Jesteśmy małżeństwem już prawie 2 lata i do tej pory nie było między nami żadnego kontaktu w tej kwestia, ponieważ moja żona panicznie boi się ciąży. Mam 25 lat, ona ma 22 lata i pracuje i studiuje i jak sama powiedziała dziecko chce mieć dopiero za ok 5-6 lat bo najpierw musi skończyć studia i zmienić pracę na lepszą. Chciała ze mną współżyć ale pod warunkiem że będziemy stosować antykoncepcję, tabletki razem z prezerwatywami. A ja nie chce się an to zgodzić, bo jedyną dopuszczalną metodą dla mnie są naturalne metody. Jednak moja żona absolutnie się na to nie zgadza, powiedziała ze ma nieregularne cykle (zdarza się ze nie ma okresu przez 2-3 miesiące a potem ma co 1,5 tygodnia) dodatkowo wymaga to mierzenia temperatur a ona pracuje na zmiany, ma zmienny tryb życia i jak sama mówiła nie da rady. Rozmawiałem z nią wielokrotnie, nie pomagają ani prośby, ani artykuły mówiące, ze nawet w tym przypadku można stosować NPR. Ona popiera antykoncepcję i nie widzi w niej nic złego (niestety "zapomniała" mi o tym powiedzieć przed ślubem, a moje stanowisko w tej kwestii znała). Nie wiem co mam robić. Myślałem, że tylko na początku tak mówi, jednak od prawie 2 lat jest nieugięta. I mówi wprost albo antykoncepcja, albo mam zakaz dotykania jej przez najbliższe co najmniej 5 lat. Co mam robić? Przecież siłą jej nie zmuszę, a ŻADNE argumenty do niej nie przemawiają. Mam tego dość, już praktycznie ze sobą nie rozmawiamy, ciągle się kłócimy. Czy dla dobra małżeństwa zgodzić się chociaż na same prezerwatywy?" Jaką odpowiedź daje duchowy ekspert? "Żona jest po prostu wobec Ciebie nieuczciwa... Nie chciałbym radzić w tej kwestii. Może tylko warto zauważyć, ze za 5-6 lat albo może już nie być małżeństwa, albo żona może nie móc zajść w ciąże... Moim zdaniem nie powinieneś się godzić na prezerwatywy. Bo to swoisty szantaż, zupełnie niezgodny z tym, co żona ślubowała..." W przysiędze małżeńskiej nie ma słów -przysięgam, że nie będziemy stosować prezerwatyw i tabletek antykoncepcyjnych. Na przykładzie tego listu widać, jak wielkie spustoszenie w życiu człowieka wywołuje zbytnia wiara w kościół i nauczanie. Małżeństwo nie współżyje, bo kobieta ma rozsądne podejście do życia i nie widzi nic złego w antykoncepcji- chce w sposób odpowiedzialny kierować swoim rodzicielstwem i nadaje oszukać się propagatorom npr twierdzącym, że nawet w przypadku nieregularnego cyklu i pracy zmianowej można stosować npr. Kobieta nie zgadza się na seks, bo nie chce ryzykować ciąży. Ma do tego prawo - do wyboru momentu rodzicielstwa i do stosowania antykoncepcji. Odpowiadający straszy czytelnika niepłodnością po stosowaniu antykoncepcji i kategorycznie zakazuje mu stosowania prezerwatyw. Żona owszem przysięgała współżycie, ale także mąż przysięgał szacunek dla niej i miłość. Trzymanie się doktryny katolickiej jest wbrew małżeńskiej miłości. Przykład Karola pokazuje do jakiś zniszczeń w małżeństwie prowadzi katolicka ideologia. Byliby szczęśliwym, kochającym się małżeństwem, gdyby nie jego upór o stosowanie npr. Fakt faktem, że sposób antykoncepcji i wizję rodzicielstwa powinni ustalić przed ślubem. Jednakże, zgodnie z kościelnym bajdurzeniem seksualność zaczyna się w noc poślubną i wszelkie rozmowy na ten temat przed ślubem są grzechem ciężkim. Kobieta ma obowiązek stosować npr i nie ma żadnej możliwości posiadania innego zdania. Powyższe przykłady w całej krasie uwidaczniają, że nieprawdziwe są informacje o zbawiennym wpływie npr na związek. Dowodzą tego, że nie należy mieszać wiary z życiem seksualnym i zdrowiem, bo jedyne, co zyskamy to rozpad małżeństwa lub stan zagrożenia dla życia. Lepiej nie traktować poważnie kościelnego nauczania, myśleć samodzielnie i swoje życie kształtować według rzeczywistych potrzeb. Bóg z pewnością nie pogniewa się za łykanie tabletek antykoncepcyjnych. Natomiast antykoncepcja potrafi rozwijać małżeństwa, zapewnić satysfakcję z życia seksualnego. Npr - to uzależnienie od cyklu, narażenie się na niechciane ciąże, niszczenie więzi małżeńskiej. Trudno być szczęśliwym, kiedy o współżyciu nie decyduje miłość i pragnienie bliskości, a rozciągliwość śluzu, czy temperatura w pochwie. Jak widać na podanych przykładach między bajki można włożyć kościelne zapewnienia, że wstrzemięźliwość ma dobry wpływ na związek. Drogie panie, po poradę dotyczącą antykoncepcji nie udajemy się do spowiednika, ale do ginekologa.

czwartek, 11 lipca 2013

Druga część bajki




Postawa przeciw życiu.
W pierwszej części pisałam, że konserwatywni przeciwnicy antykoncepcji hormonalnej uważają, że zapobieganie ciąży powoduje powstanie „mentalności antykoncepcyjnej”, przejawiającej się w postawie przeciwko życiu. Cechą charakterystyczną tej postawy ma być uznawanie płodności za swojego wroga i usuwanie ciąży, jeżeli kobieta wpadnie, pomimo zabezpieczenia się. W absurdalnych twierdzeniach można pójść dalej. Jeden z amerykańskich kardynałów stwierdził, że antykoncepcja sprzyja kulturze aborcyjnej, ponieważ „antykoncepcja narusza prokreacyjny aspekt seksualnego zjednoczenia mężczyzny i kobiety (...) sprzyja ona powstawaniu postaw przeciwnych życiu. Rozbicie jedności aktu małżeńskiego, jakim jest antykoncepcja, niszczy prawdę ludzkiej seksualności.
  • Prawdą jest także, że wiele z form antykoncepcji jest w rzeczywistości wczesnoporonna. One niszczą życie ludzkie u jego początków, więc nie można mówić o różnicy między antykoncepcją a aborcją – dodał kardynał Burke, prefekt Sygnatury Apostolskiej.”1
W rzeczywistości sprawa wygląda odmiennie. Antykoncepcja jest jednym z ważniejszych czynników ograniczających liczbę aborcji. Co prawda organizacje kobiece ,zwłaszcza w Polsce domagając się prawa do refundacji antykoncepcji i edukacji seksualnej , wplatają w te propozycje żądanie legalnej aborcji i osiągają efekt odwrotny od zamierzonego – każda przeforsowania nowelizacji ustawy o ochronie płodu ludzkiego kończy się na pierwszym sejmowym czytaniu i trafia do kosza, a kobiety pozostają ze swoim problemem, jaki jest utrudniony dostęp do nowoczesnych metod planowania rodziny. W Polsce każda próba legalizacji aborcji będzie skazana na niepowodzenie, ze względu na kilka czynników:
  1. popieranie przez znaczną część społeczeństwa i obecną koalicję kompromisu aborcyjnego (ustawa z 1993 roku ograniczająca aborcję do 3 wyjątków, zakładająca również ułatwianie dostępu do antykoncepcji i edukację seksualną. Niestety jest powszechnie łamana)
  2. legalizacja aborcji jest niezgodna z Konstytucją, która zakłada ochronę życia od poczęcia, co potwierdził Trybunał Konstytucyjny w 1997 roku, wyrzucając do kosza poprawkę o dopuszczalności aborcji z powodów społecznych.
Szansę na przyjęcie miałaby propozycja refundacji antykoncepcji, o czym nieraz wspominali posłowie Platformy, ale bez legalizacji aborcji. Środowiska kobiece dla dobra kobiet powinny złożyć projekt ustawy o refundacji antykoncepcji i edukacji seksualnej bez aborcyjnego wątku. Lepszy taki stan – edukacja seksualna w szkole, refundowana antykoncepcja niż to, co mamy obecnie.
Wróćmy do słów do słów cytowanego kardynała. Kontakty seksualne w związku, które kardynał nazywa „seksualnym zjednoczeniem kobiety i mężczyzny” służą nie tylko prokreacji, ale przede wszystkim okazywaniu miłości, zaspokajaniu potrzeby bliskości, cielesności i czerpaniu przyjemności, umacnianiu związku. Płodność nie jest podstawą seksualności, a zaledwie jednym z celów podejmowania życia seksualnego. Nad płodnością potrafimy panować, co oznacza, że to para decyduje, kiedy chce mieć dziecko. Nawet w aspekcie czysto biologicznym -seksualność służy przede wszystkim zaspokojeniu popędu płciowego, którego konsekwencją są narodziny dziecka. Jedności aktu małżeńskiego nie rozbija

antykoncepcja– ludzie stosując środki zapobiegania ciąży nie stronią od kontaktów seksualnych. Zdarza się, że tabletki dwuskładnikowe niekorzystnie działają na popęd seksualny, ale wtedy wystarczy zmienić rodzaj tabletek. Wybitnym kłamstwem jest ostatnie zdanie o wczesnoporonnym charakterze antykoncepcji hormonalnej, powtarzane przez przeciwników, ale także przez lekarzy będących członkami stowarzyszeń naturalnego planowania rodziny.
Antykoncepcja nie niszczy żadnego życia, ponieważ w wyniku jej stosowania nie dochodzi do owulacji. Zmiana endometrium – błony śluzowej macicy na cieńsze adwersarze uznają za aborcję. Jest to kuriozalne, gdyż nie można unicestwić czegoś, czego nie ma. Nawet, jeżeli jakimś cudem pojawi zapłodniona komórka jajowa, to nie jest ona zabijana w wyniku działania antykoncepcji, tylko nie dochodzi do jej zagnieżdżenia i komórka zostaje wydalona w trakcie krwawienia z odstawienia. Niezagnieżdżenie się zapłodnionej komórki jajowej jest rzeczą naturalną, zdarzającą się przy naturalnym cyklu bardzo często. Na argument naturalnego obumierania zapłodnionych komórek jajowych, przeciwnicy antykoncepcji , odpowiadają, że na naturę nic nie są w stanie poradzić, co nie oznacza, że człowiekowi wolno „zabijać dzieci w najwcześniejszej fazie rozwoju”. Od razu zaznaczam, że w przypadku zapłodnionej komórki jajowej nie mamy do czynienia z dzieckiem, ponieważ owa komórka do momentu zagnieżdżenia się jest poddana cyklowi menstruacyjnemu i nie jest osobnym organizmem. Dopiero od momentu zagnieżdżenia organizm odbiera sygnał o ciąży i zaczyna rozwijać się nowy człowiek. Przeciwnikom antykoncepcji chodzi o wywołanie w kobiecie poczucia winy, wmówienie jej, że zabija swoje dzieci, spowodowanie stanów depresyjnych i siłowe zmuszenie do porzucenia antykoncepcji. Istnieje różnica między antykoncepcją a aborcją. Antykoncepcja zapobiega ciąży, z kolei aborcja jest unicestwieniem rozwijającego się w macicy dziecka, jest odebraniem dziecku życia. Nie można odebrać życia zapłodnionej komórce jajowej, można unicestwić ,
płód tak, jak dzieje się to w przypadku aborcji. Istnieje różnica między blastocystą , a rozwijającym się płodem. Blastocysta nie ma narządów, nie ma ciała, nie porusza się – jest jedynie kodem genetycznym. Płód rozwija się, ma ukształtowane ciało i znaczną część narządów, od 9 tygodnia porusza się w macicy, od około 7-9 zaczyna się rozwój mózgu. Różnicę widać jak na dłoni.

W artykułach przeciwników antykoncepcji można przeczytać takie kwiatki
Stały poziom hormonów powoduje zmiany zanikowe w  endometrium, czyli wyściółce jamy macicy co uniemożliwia zagnieżdżenie się zarodka. Następuje  więc poronienie żywej istoty ludzkiej będącej we wczesnym okresie rozwoju. Każdy z nas zaczynał swoje życie jako zarodek...”2

Prawdziwa jest pierwsza część zdania – antykoncepcja zmniejsza grubość endometrium, tak, że ewentualny zarodek nie zagnieździ się. Trzeba dodać, że nie jest to poronienie, a tym bardziej aborcja, tylko „uroda” organizmu kobiety. Zmiany w endometrium są korzystne dla zdrowia kobiety: zmniejsza się ryzyko wystąpienia mięśniaków, endometriozy, raka endometrium. Dla wielu kobiet najważniejsze jest to, że zmiana endometrium na cieńsze powoduje, że nie cierpią w trakcie okresu i nie zalewają się krwią. Miesiączka nie jest fizjologiczna, jest krwawienie z odstawienie, które od miesiączki różni się tym, że nie jest obfite i nie wywołuje bólu. Zyskujemy nową jakość życia – funkcjonowanie bez uciążliwego bólu, nerwowości, napięcia przedmiesiączkowego i nie narażamy się na utratę żelaza. Możemy schować do szuflady tabletki przeciwbólowe Drugie zdanie to ordynarne kłamstwo, które wręcz nie przystoi lekarzowi. Po pierwsze nie można mówić o poronieniu nie zagnieżdżonej blastocysty. Obrońcy życia błędnie podają, że zapłodnienie oznacza powstanie człowieka.
Oznacza tylko połączenie się komórek rozrodczych. Nie jest to nawet przekazanie genów, ponieważ według genetyków „
Istnieje pewna granica i jest nią (...), moment uaktywnienia genów zarodkowych. Uważam, że wniknięcie plemnika do komórki jajowej jest raczej swego rodzaju podjęciem de novo procesów życiowych komórki jajowej, ale nie rzeczywistym początkiem istoty ludzkiej jako takiej. A to dlatego, że przez jeszcze przynajmniej dwa albo trzy podziały zygoty – co trwa od dwóch do trzech dni, geny matczyne i ojcowskie funkcjonują niezależnie. Dlatego też niektórzy naukowcy sugerowali określenie tego etapu rozwoju zapłodnionej komórki jajowej jako stadium przedzarodkowe, a zarodek w tym stadium – niezbyt semantycznie fortunnym – mianem „przedzarodka”. 3
Profesor Jacek Modliński wyraźnie określa moment, w którym zaczyna się ludzkie życie – wymieszanie genów, które następuje w dwa , trzy dni po przeniknięciu plemnika do komórki jajowej. Mając na uwadze ten fakt, w żadnym razie nie można powiedzieć, że zapłodniona komórka jajowa jest istotą żywą, a tym bardziej, że jest dzieckiem!!!!
Podobną opinię wypowiada również dr Dariusz Cholewa, specjalista od leczenia niepłodności i lekarz -ginekolog.

Zapłodniona komórka (zygota) to jeszcze nie początek nowego życia. Teraz przez parę dni wędruje przez jajowód, nieustannie dzieląc się, przy czym jednocześnie nie zwiększa swojego rozmiaru. To etap bruzdkowania, którego efektem jest wielokomórkowy zarodek. Przesuwany jest ruchami rzęsek pokrywających nabłonek jajowodów i skurczami mięśniówki jajowodów. Wydzielina produkowana przez nabłonek ułatwia poślizg komórki. W ostatnim stadium bruzdkowania powstaje blastocysta, czyli jajo płodowe - pęcherzyk składający się z dwóch warstw. Trofoblast pełni funkcje ochronne i odżywcze, z embrioblastu powstaje ciało zarodka. Przez kilka dni pobytu w macicy zarodek odżywia się tzw. mleczkiem macicznym - substancją wydzielaną przez śluzówkę. Jednocześnie enzymy wydzielane przez jajo powodują nadtrawienie błony śluzowej macicy. Zarodek zagnieżdża się w wytrawionym zagłębieniu, endometrium je obrasta. Proces ten zwany implantacją lub zagnieżdżeniem rozpoczyna się mniej więcej po 6 dniach od owulacji, ale w zależności od tego, jak długo zarodek znajdował się w jajowodach, rozpocząć się może od 4 do nawet 12 dni od jajeczkowania. 4

Z przytoczonych powyżej wypowiedzi specjalistów jednoznacznie wynika, że błędem jest nazywanie zapłodnionej komórki jajowej zarodkiem. Zygota i cały proces bruzdkowania dają w efekcie zarodek. Blastocysta, inaczej jajo płodowe również nie jest zarodkiem, bowiem dopiero ona jest zalążkiem zarodka, z jej części zwanej embrioblastem powstaje zarodek, który jest początkiem człowieka. Do momentu rozpoczęcia się procesu zagnieżdżenia, po mniej więcej 6 dniach owulacji (tylko wtedy może dojść do zapłodnienia) nie mamy do czynienia z żadnym człowiekiem. Jeżeli jajo płodowe nie zagnieździ się nie wytworzy się zarodek. Tak więc mówienie o tym, że wyniku stosowania antykoncepcji dochodzi do poronienia zarodka jest bzdurą, świadczy albo o totalnym braku wiedzy albo o chęci manipulowania wiedzą naukową w celu przestraszenia kobiety i narzucenia jej swojej wizji świata. Bez względu na motywację takie postępowanie lekarza jest nieetyczne i zasługuje na potępienie.
Udzielająca wywiadu portalowi Fronda pani doktor z Bielska-Białej chciała przestraszyć kobiety, zaapelować do nich sumień, doprowadzić do tego, aby porzuciły tabletki i zaczęły stosować naturalne planowanie rodziny i postępowały zgodnie z papieskim nauczaniem. Przy okazji spowodowała uczucie winy, pogorszenie samopoczucia u kobiet starających się o dziecko – jej słowa o poronieniu żywej istoty ludzkiej mogły bardzo zranić kobiety, które pragną począć dziecko, a ciągle nie uzyskują ciąży. Para starająca się o ciążę bierze pod uwagę możliwość zapłodnienia w każdym cyklu, opowiadanie takich kłamstw sprawia, że kobiety zastanawiają się, czy znów nie poroniły, co powoduje problemy psychiczne. Wypowiadając te krzywdzące słowa, pani doktor nie wzięła pod uwagę problemów z implantacją blastocysty, co jest powodem braku ciąży, pomimo zapłodnienia. Jednym z takich zaburzeń uniemożliwiających zapłodnienie jest niedomoga lutealna, brak przygotowania śluzówki, czy zbyt wczesna lub za późna owulacja. Nie będę wdawała się w szczegóły tych skomplikowanych problemów. Jedno jest ważne – ilekroć widzicie w mediach konserwatywnych bzdury o wczesnoporonnym działaniu antykoncepcji przypomnijcie sobie zacytowane powyżej zdanie specjalistów i pamiętajcie o mechanizmach manipulacji informacjami o antykoncepcji.


Granica śmieszności
Ilekroć zdarza się mi czytać portale konserwatywne i informacje o antykoncepcji w nich zawarte mam sprzeczne uczucia. Po pierwsze jestem zażenowana poziomem manipulacji i kłamstw w nich zawartych oraz tym, że ich autorami są również lekarze. Po drugie mam niezły ubaw, gdyż absurdalność wieści przekracza granicę śmieszności. Podzielę się z czytelnikami najzabawniejszymi kawałkami i oczywiście odpowiem na nie.
Bardzo częste jest twierdzenie , że „ stosowanie antykoncepcji jest też często objawem pewnych zaburzeń w relacji małżeńskiej, bo mąż mówi w ten sposób: „kocham cię, ale nie chcę twojej płodności…” I tak naprawdę to są najbardziej niebezpieczne  skutki antykoncepcji, która oddziela małżonków od siebie i od Boga,  ale o tym nikt nie mówi. To ubezpłodnienie, bo tym jest antykoncepcja, sugeruje, że  płodność  jest zła. Natomiast akt małżeński jest piękny, właśnie dlatego, że jest płodny, jest wzajemnym obdarowywaniem, najściślejszym zjednoczeniem, a jednocześnie wiąże się z rodzicielstwem.”5

Zacytowane słowa w pełni obrazują to, o czym pisałam w poprzednim zdaniu. Żenujące jest to, że lekarz i do tego ginekolog wmawia pacjentom, że źródłem wszystkich problemów małżeńskich jest 
antykoncepcja

i opowiada o Bogu. Złości to, iż osoba udzielająca wywiadu bardzo nachalnie promuje poglądy papieskie i narzuca swoje patrzenie na seksualność pacjentkom, zapominając o tym, że jej zadaniem nie jest ocenianie współżycia pacjentek. Ginekolożka zdaje się nie dostrzegać roli kobiety w związku intymnym, uważa, kobietę za całkowicie poddaną mężczyźnie, za istotę, która nie ma prawa decydować o swojej płodności, bo o jej płodności decyduje mąż i Bóg. Lekarz, który rozmawiając z kobietą używa argumentów teologicznych budzi przerażenie. Z drugiej strony cytat jest humorystyczny – w XXI wieku nie łączy się teologii z medycyną. U osób, które mają doświadczenie z antykoncepcję zacytowane słowa wzbudzają śmiech. Wróćmy do poważnych rozważań nad cytatem. Bzdurą jest, że antykoncepcja zaburza wieź w małżeństwie, czy w innym typie związku. Nie jest też walką z płodnością, bowiem nie powoduje niepłodności, ale jest czasowym wstrzymaniem płodności, wyborem kobiety lub kochającej się pary. Nie sugeruje, że płodność jest zła, ponieważ żadna funkcja organizmu nie jest zła – natura jest w sensie ontologicznym dobra. Akt małżeński (czytaj szerzej współżycie płciowe) jest piękne za każdym razem, o ile jest wyrazem miłości, wzajemnego oddania się, scalania związku i odbywa się za zgodą obu stron. Jedynie gwałt i wymuszanie seksu upijaniem, narkotykami, czy presją psychiczną są złe, bo niszczą godność człowieka.
Jest rzeczą oczywistą, że współżycie seksualne wiążę się z możliwością poczęcia potomstwa i nie należy jego podejmować, jeżeli nie jesteśmy pewni uczuć do ukochanej lub ukochanego. Współżycie powinno być dojrzałą decyzją dwojga kochających się ludzi, przygotowanych na to, że mogą ewentualnie zostać rodzicami. Antykoncepcja hormonalna i wkładka domaciczna mają bardzo wysoką skuteczność w zapobieganiu ciąży, to jednak skuteczność może być zmniejszona poprzez zapomnienie o kolejnej dawce antykoncepcji, stosowanie niektórych antybiotyków i ziół oraz wymioty przed upływem 4 godzin od zażycia tabletki. Odpowiedzialność polega na braniu pod uwagę możliwości poczęcia i zaakceptowaniu takiej opcji.
Akt seksualny zawsze jest zjednoczeniem pary, wzajemnym obdarowaniem się uczuciem i stosowanie antykoncepcji lub jej brak niczego tutaj nie zmieniają.

Przeciwnicy antykoncepcji charakteryzują się niespotykaną kreatywnością jeżeli chodzi o wynajdowanie problemów i „straszliwych” skutków stosowania antykoncepcji dla świata. Przytoczę kolejny bardzo ciekawy fragment, tym razem dotyczący zmiany rzekomej mentalności i obdarowywania się małżonków.
Zmianie tej, jak zostało już wspomniane, ulega pogląd na wiele znaczących dla istoty ludzkiego istnienia tematów. I tak, stosunek do poczęcia, staje się negatywny. Osoba dziecka zaczyna być traktowana jako intruz, przed którym należy się z wszelkich miar zabezpieczyć. Akt współżycia, będąc nierozerwalnie związany z prokreacją, ulega degradacji przez pozbawienie go jego istoty. W konsekwencji nie ma on już charakteru poświęcenia, wzajemnego oddania się dwu osób. Partner stosunku staje się jedynie obiektem zaspokojenia potrzeby seksualnej, nie zaś osobą obdarowywaną. Nikt bowiem daru z siebie już nie składa. Była nim płodność. Tymczasem, w wyniku ubezpłodnienia stosunku została ona zablokowana.”6

Zdaniem autora tych słów antykoncepcja sprawiła, że stosunek do poczęcia stał się negatywny. Nie nazwałabym stosunku do możliwości poczęcia negatywnym, raczej świadomym wyborem tego, kiedy chcemy mieć dziecko. Nie da się ukryć, że istnieje odsetek kobiet, które w razie wpadki, a ściślej rzecz swojego błędu w stosowaniu antykoncepcji, usuną ciążę i bez wątpienia mają negatywny stosunek do dziecka, jednakże zdecydowana większość akceptuje ciążę, rodzi dziecko i bardzo je kocha. Czasem w pierwszej chwili pojawiają się złe myśli, akceptacja odmiennego stanu przychodzi z czasem. Wtedy najważniejsza jest pomoc partnera i wsparcie rodziny. Nieprzychylnego stosunku do ciąży nie należy upatrywać w antykoncepcji, ale w mentalności kobiety. Aborcje i porzucenia noworodków istniały od starożytności. Kobiety uprawiały zioła ułatwiające poronienie i stosowały różne inne metody na pozbycie się ciąży. Robiły to w zaciszu swojego domu. Temat miał klauzulę tabu. Dzięki antykoncepcji zmniejsza się liczba aborcji, kobiety bardziej świadomie decydują się na macierzyństwo. Dziecko nie jest intruzem, tylko wspaniałym darem miłości dwojga ludzi, przychodzi na świat wtedy, kiedy jest upragnione. Antykoncepcja umożliwiła oddzielenie współżycia od prokreacji, co bez wątpienia dobrze wpłynęło na relację w parze. Seks nie jest poświęceniem, ale przyjemnością, oddaniem się dwóch osób w bliskości i miłości. Autor przytoczonych słów twierdzi, że darem męża dla żony jest sperma, która ma dać nowe życie. Jeżeli owa sperma nie powoduje życia to nie można mówić o wzajemnym obdarowaniu. Płodność nie jest darem, który mąż daje żonie, ale funkcją organizmu, którą można kontrolować, po to, aby skorzystać z niej wtedy, kiedy para będzie gotowa, aby mieć dziecko lub kolejnego potomka i zapewnić swoim pociechom kochający się, bezpieczny dom.

Czytając artykuły o antykoncepcji odnoszę wrażenie, że ich autorzy mają błędne pojęcie o roli antykoncepcji w związku. Założenia ideologiczne przekładają na życie i wychodzi z tego totalne nieporozumienie. Szukają abstrakcyjnych powodów dla którego małżeństwa decydują się na stosowanie antykoncepcji.

„„Twój mąż zbyt często ma na Ciebie ochotę i źle reaguje gdy mu odmawiasz, ze względu na dni płodne? Weź pigułkę. Chodzicie ze sobą już pół roku i czujesz, że przychodzi ten czas, że chcesz się mu ofiarować, ale matura przed Tobą? Weź pigułkę. Jesteś spragniony seksu bez zobowiązań, który nie rani jak związek emocjonalny z drugą osobą? A może chciałbyś być po prostu gotów, kiedy na imprezie poznasz fajną laskę, bo może będzie to ta jedyna? W tym wypadku lepsza będzie prezerwatywa. Nasz produkt jest elastyczny i dopasowany do potrzeb klienta. Występuje w różnych kolorach, kształtach i smakach. W łóżku się bezeń nie obejdziesz.” – tak mogłaby brzmieć jedna z pośledniejszych ofert zachęcających do skorzystania ze środków antykoncepcyjnych.”7

Moraliści z ruchów obrony życia uważają. że kobieta stosuje antykoncepcję, aby być zawsze gotową na zbliżenie, bo mąż ma często ochotę na kontakt seksualny. Trudno im sobie wyobrazić, że kobieta ma także potrzeby seksualne i chce kochać się z ukochanym (mężem lub partnerem), wtedy, kiedy oboje czują taką potrzebę i nie oglądać się na temperaturę w pochwie, wygląd śluzu, czy na położenie szyjki macicy. Jest rzeczą naturalną, że współżycie podejmujemy, wtedy, kiedy odczuwamy potrzebę bliskości, kiedy chcemy wyrazić w ten sposób swoją miłość do drugiej osoby. Współżycie dlatego, że akurat jest właściwy czas, czasem wbrew sobie jest delikatnie mówiąc nieporozumieniem. Ideologia konserwatywna stworzyła obraz współżycia w małżeństwie. Według niego życie seksualne opiera się na przeświadczeniu, że jest to ofiarowanie się małżonków, w określone dni. Małżeństwo musi być cały czas przygotowane na przyjęcie życia (zajście w ciążę). W myśl tej ideologii rodzicielstwo nie jest wyborem pary, ale darem Boga i tylko Absolut decyduje o tym, kiedy dziecko pocznie. Para obserwując cykl kobiety ma współpracować z Bogiem w dziele powstania życia. Może tylko z istotnych powodów odłożyć poczęcie w czasie. Czymś złym jest bezwzględne przestrzeganie reżimu dni płodnych i całkowite wyeliminowanie współżycia w te dni. Zdaniem ideologii wykluczanie współżycia dni płodne jest podstawą przeciwko Bogu i przyjęciem nastawienia przeciwko dziecku, ewentualnie objawem strachu przed dzieckiem.

Trzeba jednak powiedzieć, że nie tylko "sztuczne" metody antykoncepcji powodują niekorzystne skutki. Również naturalne metody planowania rodziny niekiedy mogą okazać się szkodliwe.
     Po pierwsze, w funkcjonowaniu małżeństwa. Niektórzy stosują metodę naturalną na sposób faryzejski, jestem w porządku, spełniam prawo, ale najważniejszy jest mój plan na moje życie. Zaplanowaliśmy dwoje dzieci i swoje dzieci już urodziłam. Kiedy przychodzimy do ołtarza, aby zawrzeć małżeństwo, kapłan, w imieniu Kościoła pyta, czy chcemy przyjąć potomstwo, którym Bóg nas obdarzy - to Pan Bóg ma najlepszy plan na nasze życie i wie, ile dzieci nam potrzeba - czy jedno, czy dziesięcioro. A może ten dar nie zrealizuje się w sposób naturalny, tylko w innej formie płodności, np. poprzez adopcję? Małżeństwo cały czas powinno być otwarte na dialog z Bogiem i rozpoznawać Jego wolę.8

Przedstawiona ideologia jest całkowicie niezrozumiała dla sporej części społeczeństwa. Zawiera w sobie wewnętrzną sprzeczność. Z jednej strony stwarza parze iluzję wolności wyboru – jeżeli planujecie dziecko, współżycie w dni płodne 
, jeżeli nie macie w planach powiększenia rodziny – sypiacie ze sobą w dni absolutnej niepłodności (II faza cyklu). Po dokładniejszym wczytaniu się w założenia naturalnego planowania rodziny okazuje się, że nie chodzi o danie parze wyboru, ale o narzucenie małżonkom wizji wielodzietnej rodziny bez względu na okoliczności. Okazuje się, że wyznaczanie dni płodnych ma być pomocne w poczęciu dziecka i czymś niedopuszczalnym jest planowanie liczby dzieci. Jeżeli para doczekała się planowanej liczby dzieci, załóżmy 3 i w celu uniknięcia ciąży współżyje tylko w dni niepłodne postępuje źle, bowiem nie do nich należy decyzja o liczbie posiadanych dzieci.

To co przedstawiłam dla wielu osób będzie absurdalne. I słusznie. Jest rzeczą oczywistą, że decyzja o dzieciach i ich liczbie, różnicy wiekowej należy wyłącznie do rodziców.
Propagatorzy naturalnego planowania rodziny jako metodę zwalczania antykoncepcji wybrali obrażanie użytkowników, którym zarzucają rozpustę, uprawianie seksu bez zobowiązań, nieodpowiedzialność, brak zaangażowania uczuciowego. Osoby stosujące antykoncepcję czytające tego rodzaju myśli, łapią się za głowę. Obraz, jaki przedstawiają przeciwnicy antykoncepcji daleki jest od prawdy, ma na celu przedstawienie użytkowników antykoncepcji w złym świetle. Ludzie ci uważają, że mają prawo do moralnego pouczania, bo występują w obronie życia, małżeństwa i zdrowia kobiety. Tak naprawdę usiłują podporządkować społeczeństwie jedynie słusznej ideologii – nauczaniu dominującej w Polsce instytucji religijnej, której każdy ma obowiązek podporządkować się dla swojego dobra. Nie dopuszczają myśli, że ludzie mogą mieć różny stosunek do owego światopoglądu i jako osoby wolne, mające swoje potrzeby i poglądy mają prawo ową ideologię zaakceptować lub odrzucić. Ciekawa jest koncepcja odpowiedzialności – według moralistów odpowiedzialność w życiu seksualnym polega na stałym śledzeniu cyklu i gotowości w każdej chwili na pojawienie się dziecka. Stosując metodę termiczno-objawową ( tak naprawdę do tego sprowadza się naturalne planowanie rodziny) para musi być przygotowana na poczęcie. Wynika z zawodności metody i istnieniu bardzo dużej liczby czynników ograniczających jej skuteczność.

Kością w oku moralistów jest to, że ludzie traktują współżycie jako czynność spontaniczną i zdarza się im przypadkowy kontakt seksualny. Dla nich wolność w rozporządzaniu swoim ciałem, seksualnością jest czymś niewyobrażalnym. W świecie wolnym od ideologii istnieje kilka możliwości kształtowania swojego życia seksualnego. Każda z nich ma swoje wady i zalety. Są osoby preferujące trwałe związki, zarówno te sformalizowane, jak i na tak zwaną kocią łapę, ale są także ludzie, którzy źle czują się w stałym związku i preferują przypadkowe kontakty. Nie mamy prawa nie znając danej osoby oceniać jej wyborów odnośnie życia prywatnego i intymnego. Prawdą jest, że oferta prezerwatyw jest olbrzymia i rzeczywiście można ją dopasować do swoich potrzeb.

Stosowanie środków antykoncepcyjnych jest wyrazem dobrowolności i odpowiedzialności za siebie i drugą osobę. Według badań opinii publicznej prowadzonych w różnym czasie i przez wiele ośrodków sondażowych, ponad 93% Polek uważa życie rodzinne za najważniejszą wartość. Nie jest to dowód na konserwatyzm. Polki uważają, że rodzina jest ostoją, gwarantem szczęścia i bezpieczeństwa. Rodzina zmienia się – część obowiązków przejmują panowie, następuje uzupełnianie się w rolach. Kobiety mają dość ograniczania ich praw w imię ochrony konserwatywnie rozumianej rodziny, popierają antykoncepcję i
in vitro 

Część pań uważa, że częścią poczucia wolności w życiu osobistym jest także prawo do aborcji.
Antykoncepcja zbrodnią przeciwko małżeństwu.
W mediach konserwatywnych pojawia się mnóstwo zarzutów wobec antykoncepcji. Najczęściej wynikają one z 5 czynników
  1. niewiedzy
  2. chęci zastraszenia społeczeństwa
  3. niewłaściwej interpretacji wyników badań
  4. ideologii
  5. mieszania dogmatów z medycyną.
Antykoncepcja w ujęciu ideologicznym zawsze jest najgorszym złem. Ideologia zakłada, że dawcą życie jest Bóg. Rodzice usytuowani są w pozycji bezwolnych marionetek mających spełniać wolę Stwórcy.
Dlatego, że antykoncepcja sprzeciwia się zamysłowi Boga. Jest antypoczęciem, antyżyciem. Bóg tak stworzył człowieka, kobietę i mężczyznę, że dał parze małżeńskiej dni płodne i niepłodne. Sięgnięcie po antykoncepcję to powiedzenie Bogu: Sam będę decydował o tym, kiedy mam być płodny, a kiedy nie.”9
Zatrzymajmy się na chwilę przy językowej konstrukcji cytatu. Słowo antykoncepcja oznacza przeciw poczęciu. W sensie logicznym nie można połączyć przedrostka „anty” z rzeczownikiem „życie”. Wyraz „życie” oznacza istnienie w sensie biologicznym. Jeżeli nie planujemy dziecka nie jesteśmy przeciwko „życiu”, ale jedynie zapobiegamy poczęciu. W pierwszej części artykułu wyjaśniałam na czym polega różnica między zapobieganiem ciąży a aborcją, pomiędzy zapłodnieniem, a powstaniem nowej ludzkiej istoty. Słowa „antypoczęcie” również nie znajdziemy w słownikach języka polskiego. Jest to swobodna twórczość słowotwórcza autora. Dla autora cytatu czymś niedopuszczalnym jest to, że para decyduje o swojej płodności. No, cóż , trudno dyskutować z czymś irracjonalnym. Człowiek jako istotna myśląca ma prawo decydować o swoim ciele, pracy, prywatności i powiększeniu rodziny. Prawo do decydowania o czasie prokreacji, ilości dzieci jest jest jednym z podstawowych praw człowieka. Wynika z tego jednoznacznie, że to rodzice decydują o liczebności rodziny. Pozbawianie ludzi tego prawa jest łamaniem praw człowieka!!!!! Warto zaznaczyć, że ksiądz nie ma pojęcia o biologii. Powiedział, że „ Bóg (...) dał małżeńskiej dni płodne i niepłodne” . Cykl menstruacyjny jest funkcją organizmu kobiety, a nie pary. Mężczyzna nie ma cyklu, miesiączek i dni płodnych. Okresy płodne i niepłodne są wpisane w cykl kobiety.

Konserwatywni eksperci od seksu uważają, że pary stosujące antykoncepcję sprowadzają seks do czynności fizycznej pozbawiając go bliskość, uczuć, wzajemnego przywiązania i szacunku. Jest to kompletna bzdura. Erotyzm w związku jest częścią bliskości, sposobem wyrażania miłości, formą jedności i intymności w związku. Pary stosujące antykoncepcję są w stanie obejść się bez seksu, bo nie muszą się ograniczać – mogą współżyć, kiedy mają na to ochotę. Jeżeli pojawiają się okoliczności uniemożliwiające współżycie , np: choroba, przemęczenie, czy brak ochoty, to nie mają problemu z potrzymaniem się od współżycia i okazują sobie uczucia w inny sposób. Antykoncepcja absolutnie nie wypływa na poza seksualne okazywanie uczuć w związku. Uczucie nie rodzi się w łóżku, ale w codziennym życiu, we wspólnym przeżywaniu problemów i radości. W kochającym się związku oboje mają takie same prawa, także te seksualne- kobieta nie jest jedynie obiektem realizacji potrzeb seksualnych mężczyzny, ale osobą świadomą swojego ciała i pragnień. Stosowanie antykoncepcji umożliwia kobiecie bycie faktyczną partnerką, równoprawną osobą w związku, świadomą swoich potrzeb.
Konserwatyści uważają, że miarą udanego małżeństwa jest gotowość na przyjęcie kolejnego dziecka. Jeżeli para z różnych względów nie może tego uczynić to ma jedynie dwa wyjścia współżyć w dni niepłodne lub zrezygnować z seksu.

Jeśli małżonkowie absolutnie nie są w stanie przyjąć kolejnego dziecka, to antykoncepcja będzie dla nich wątpliwą pomocą, bo nie ma takiej, która byłaby stuprocentowo pewna. Dzieci, które poczęły się mimo stosowania środków antykoncepcyjnych, nie jest wcale tak mało. Nie chcę wchodzić w rolę nauczyciela ars amandi i nie zamierzam mówić małżonkom, jak mają się kochać, ale jeśli tak bardzo obawiają się poczęcia kolejnego dziecka, to mają tylko dwa wyjścia: albo zachować całkowitą wstrzemięźliwość seksualną, albo współżyć wyłącznie w dniach pewnej niepłodności”.10

Autor zacytowanych słów ma radę dla małżonków, którzy z różnych powodów muszą ograniczyć prokreację – mają nie współżyć lub stosować naturalne planowanie rodziny. Media prawicowe ostrzegają kobiety, że antykoncepcja nie jest pewna, bowiem może zdarzyć się, że coś nie zadziała, a wtedy zdaniem autorów kobiety przerywają ciążę. Twierdzą, że dysponują na ten temat wiarygodnymi badaniami: tam gdzie stosuje się antykoncepcję rośnie ilość aborcji. Jako przykłady podają Rosję, USA i Wielką Brytanię.

Przedstawiony powyższej argument jest łatwy do zbicia. Według badań organizacji międzynarodowych, takich jak: WHO stosowanie antykoncepcji zmniejsza ilość aborcji, a najwięcej kobiet, które przerywa ciążę nie stosowało antykoncepcji w okresie poprzedzającym zajście w ciążę. Antykoncepcja to pojęcie bardzo szerokie – obejmuje kilka metod: mechaniczne, chemiczne (pianki i żele), hormonalne. Najskuteczniejsze są metody hormonalne. Naturalne planowanie rodziny nie jest metodą antykoncepcyjną, ponieważ wymaga rezygnacji ze współżycia w dni płodne. 

W informacji o stosowaniu antykoncepcji nie ma szczegółów, wiemy tylko, że panie stosowały antykoncepcję, nie wiemy jaką i czy stosowały ją przed samym zajściem w ciążę. Bywa, że kobiety rezygnują z antykoncepcji , np: z powodu migren, wzrostu wagi, czy rozstania z partnerem i w czasie nie stosowania antykoncepcji miały kontakt seksualny. Pytania ankieterów są niedoprecyzowane. Fakt, że w danym kraju promuje się antykoncepcję nie oznacza, że kobiety w wieku rozrodczym stosują ją. W swoim postępowaniu kierują się światopoglądem, bądź nie mają dostępu do antykoncepcji, czy nie wiedzą, gdzie mogą otrzymać antykoncepcję. Badania amerykańskie wykonane kilka lat temu i badania polskie wykonane pod koniec lat 80-tych , a więc w okresie, kiedy w Polsce była wykonywana aborcja na życzenia, potwierdzają, że najczęściej aborcji dokonują kobiety religijne, wyznające religię zakazującą antykoncepcji.
Potwierdzają to badania CBOS z maja tego roku. Według badań , ponad 5 milionów Polek miało choć jedną aborcję w ciągu swojego życia, a najczęściej na ten dramatyczny krok decydowały się kobiety wierzące, słabiej wykształcone, mieszkające na wsi. W konserwatywnych środowiskach seks jest tematem tabu, panuje przekonanie, że ciąża przed ślubem to wstyd dla całej rodziny, a więc kobiety w obawie przed potępieniem społeczności decydują się na pokątne usunięcie ciąży. Według badań tegorocznych mniej aborcji jest wśród grypy kobiet młodszych między 15-36 rokiem życia, które dojrzały po wejściu w życie ustawy antyaborcyjnej. Obrońcy życia widzą w tym zasługę działania ustawy i swoich wystaw ze zdjęciami poronionych płodów. Prawda jest inna – trochę mniej aborcji to zasługa rozwoju antykoncepcji i dostępności informacji, również prawdziwych w sieci i obecności ulotek o antykoncepcji w gabinetach ginekologicznych. Liczba aborcji i tak jest zatrważająca – sięga nawet 200 tys rocznie, czyli znacznie więcej niż w Hiszpanii i Francji, gdzie dostęp do antykoncepcji jest ułatwiony.
5http://www.fronda.pl/a/zawsze-wystepuje-jakies-ryzyko-smierci-przy-zazywaniu-antykoncepcji,28691.html?page=4&#comments-anchor
7tamże
10tamże