Blog o tematyce kobiecej i społecznej. Moda, antykoncepcja, dieta, prawa kobiet, dzieci i zwierząt, wychowanie. Blog dla wszystkich, którzy chcą rozmawiać bez obaw o obrazę uczuć. Blog dla reklamodawców - dziennie nawet 200 wyświetleń.
Ksiądz Oko to specyficzna postać polskiego Kościoła- człowiek z tytułem doktora habilitowanego, współczesny inkwizytor, osoba szkalująca wszystkich, którzy mają odmienne od niego poglądy. Ten człowiek ma za nic polskie prawo i zasady swojej religii. Sieje nienawiść do ateistów i ludzi o orientacji homoseksualnej. Posługuje się mową nienawiści, jest człowiekiem społecznie niebezpiecznym. Swoje opinie opiera na własnych urojeniach, które nazywa nauką, głoszeniem misji Kościoła i słowa bożego. Jest znanym, głównie z braku elementarnej wiedzy, krytykiem gender. Jego bredni po prostu nie da na spokojnie komentować. W środowiskach katolickich pełni rolę autorytetu, ze względu na swój tytuł naukowy. O zgrozo jest zapraszany z wykładami o gender do Urzędów Miast i Sejmu. Dziś przegiął. Wypowiedział się w Pszczynie na spotkaniu z mieszkańcami miasta zorganizowanym w Urzędzie Miasta. Słuchało go 200 osób.
Po raz kolejny dał pokaz nienawiści wobec ateistów i osób homoseksualnych.
"Ks. Oko w Pszczynie:- Gender to kolejna lewacka utopia - mówił w Pszczynie ks. Oko. - Ma służyć do osiągnięcia absolutnej władzy przez ateistów na drodze seksualizacji młodzieży. Ateiści, jak to pokazują badania, są mniej moralni, mniej duchowi, bardziej zdolni do rzeczy złych i najgorszych, bardziej prymitywni, brutalni. Oni najbardziej poniżają godność człowieka - przekonywał."
Cytat za Dziennikiem Zachodnim.
Tymi słowami obraził sporą grupę społeczną jaką są ateiści. Tym razem tego nie podarujemy. Ten człowiek nas znieważył. Są szykowane pozwy. Odpowie za swoje słowa. Ateści nie są prymitywni . Nie potrzebujemy religii, aby mieć zasady moralne. Nie jesteśmy brutalami, brzydzimy się przemocą. Jesteśmy ludźmi, żyjemy w tym kraju, płacimy podatki i mamy prawo do szacunku, pomimo tego, że nie jesteśmy związani z Kościołem. Nie seksualizujemy dzieci - "Standardy edukacji seksualnej WHO" są oparte na wiedzy medycznej, nie są promocją zboczenia. Absolutną władzę ma w Polsce Kościół, nam chodzi jedynie o przywrócenie religii do sfery prywatnej, wyprowadzenie Kościoła ze szkół i polityki, o konstytucyjny rozdział Kościoła od państwa. Nie jesteśmy prymitywni, ani ludźmi zdolnymi do najgorszych rzeczy. Słowa księdza naruszają nasze dobra osobiste, nawołują do przemocy względem ateistów, są przekroczeniem wolności słowa. Trzeba zaznaczyć, że wolność słowa zostaje przekroczona w momencie nawoływania do przemocy względem jakiejś grupy lub zniesławienia. W tym przypadku mamy do czynienia z podżeganiem do przemocy i zniesławieniem. Ateizm nie poniża godności człowieka. Godność człowieka nie jest zależna od religii, jest przypisana człowiekowi. Jest realna postawa prawna do złożenia pozwu zbiorowego.
Apeluję do wszystkich organizacji lewicowych i liberalnych członków Platformy Obywatelskiej o pisanie pozwów i wspólne wystąpienie przeciwko księdzu Oko. Mogą nas różnić spojrzenia na gospodarkę, przeszłość, rolę Polski na arenie międzynarodowej, osobiste nieporozumienia, ale musimy zjednoczyć się przeciwko ideologii nienawiści prezentowanej przez księdza Oko. Partie lewicowe powinny jak najszybciej doprowadzić do uchwalenia ustawy o mowie nienawiści. Musimy bronić godności ludzi niewierzących. W tym kraju karanie jest oblanie obrazu religijnego farbą, a bez karnie można obrażać innych ludzi. Dość.
Media katolickie każdą krytykę wypowiedzi księdza, który "odważył się mówić prawdę o gender" uznają za atak na kościół, obrazę księdza, bluzganie. Za coś normalnego uważają znieważanie ateistów.
Ksiądz Oko nie ma bladego pojęcia o gender. Pod to pojęcie wrzuca wszystkie swoje fobie. Może być pewny, że jego słowa będą spotykały się z odpowiednią reakcją. Ateiści mają ograniczoną wytrzymałość i dłużej obrażać się nie pozwolą.
Drodzy czytelnicy, popierajcie wszystkie pozwy przeciwko księdzu Oko. Chce wojny z ateistami, to będzie ją miał. Być może przegramy, bo w tym kraju obrazić można tylko uczucia religijne, ale musimy pokazać, że ateiści to nie worki treningowe, ani gorsza grupa ludzi.
Przepraszam za emocjonalny wpis, ale osobiście czuję się dotknięta słowami księdza Oko, nie uważam, abym była prymitywna, brutalna, czy mniej moralna.
Tytuł jest prowokacyjny. Media katolickie coraz podają, że ktoś obraził uczucia posłów PiS, ludzi Kościoła choćby niecodziennym przedstawianiem symboli religijnych, mówieniem prawdy, że to w co wierzą katolicy ma się nijak do Biblii, że to dogmaty, to znaczy papieskie wymysły. Katolika obraża mówienie o pedofilii w Kościele, sprzeciwianie się woli biskupów, a nawet muzyczne koncerty ludzi, którzy nie czują przywiązania do Kościoła. Wiemy, że katolik - zwolennik Rydzyka i PiS-u ma bardzo wrażliwe sumienie. Wzruszają go zapłodnione komórki jajowe wydalane z miesiączką, zarodki zamrażane przy in vitro, humorystyczne przedstawianie krzyża i Marii. Obraża go brak czci dla Jana Pawła II na niektórych profilach FB. Plamą na honorze są osoby homoseksualne, metoda badań jaką jest gender, edukacja seksualna.
Natomiast katolikowi spod znaku PiS-u nie przeszkadza przemoc wobec dzieci. Żadne główne media katolickie nie potępiły rodziców katujących niemowlęta. Wręcz przeciwnie: gromy rzucają na Rzecznika Praw Dziecka, który podejmuje działa mające zapobiec przemocy wobec dzieci. W ich ujęciu jedynymi formami przemocy wobec dzieci jest aborcja ciężko uszkodzonego płodu i edukacja seksualna. Dla jasności środowiska katolickie nie dostrzegają aborcji na żądanie, wykonywanej w prywatnych gabinetach. Nie razi ich uczuć, sytuacja kiedy ksiądz - pedofil jest bezkarny, bo prokuratura nie widzi podstaw do wszczęcia postępowania.
Zagrożeniem dla rodziny,zdaniem Kościoła jest gender. Co może być groźnego w postulowaniu równości płci, równego traktowania bez względu na różnice biologiczne, w edukacji seksualnej, tłumaczył w Sejmie ks. Oko - pierwszy homofob RP z tytułem dr habilitowanego. Pseduonaukowiec, człowiek znany z nienawiści do kobiet, ateistów i osób homoseksualnych wystąpił z wykładem w polskim parlamencie.
Ksiądz Oko ma oczywiście gdzieś polską Konstytucję, która wręcz nakazuje promowanie gender - to znaczy równości ludzi, niedyskryminowania ze względu na płeć. Artykuł 33 Konstytucji RP nakłada na władze publiczne obowiązek prowadzenia całościowej polityki gender. "Kobieta i mężczyzna w Rzeczypospolitej Polskiej mają równe prawa w życiu rodzinnym, politycznym, społecznym i gospodarczym. Kobieta i mężczyzna mają w szczególności równe prawo do kształcenia, zatrudnienia i awansów, do jednakowego wynagradzania za pracę jednakowej wartości, do zabezpieczenia społecznego oraz do zajmowania stanowisk, pełnienia funkcji oraz uzyskiwania godności publicznych i odznaczeń"
Ksiądz ma jakąś obsesję na punkcie seksu i kobiet. Być może dlatego, że sam jest przynajmniej teoretycznie zobowiązany do zachowania celibatu.
"Genderyzm jest promowaniem rozwiązłości, rozpusty. To krzywdzi głównie kobiety. Dlatego mają coraz większe problemy, żeby znaleźć partnera, męża, który byłby stabilny, rozumny. No bo mężczyźni, którzy żyją w rozpasaniu seksualnym, nie nadają się na męża. Chcą seksu, nic innego, potem idą do następnej. Niemożliwe są trwałe związki, małżeństwa. A to dla kobiety niemożność założenia małżeństwa i posiadania dzieci jest nieszczęściem. A to jest efekt rewolucji seksualnej, że coraz trudniej o odpowiedzialnego mężczyznę."
Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75478,15325402,_Oni_mowia______czyli_gonitwa_mysli_ksiedza_Oko__milosnika.html#TRrelSST#ixzz2rKAyMS2F
Powyższego cytatu po prostu nie da się spokojnie komentować. Równość dla kobiet oznacza bezpieczeństwo, ochronę godności, szansę na godzenie macierzyństwa z karierą zawodową lub na wybór jednej z opcji. Równość to ochrona przed przemocą, również seksualną. Fakt, że są osoby, które mają wielu partnerów seksualnych i w związku z tym są bardziej narażone na choroby weneryczne nie wynika z idei równości, ale z indywidualnych wyborów życiowych. W katolickim małżeństwie zdarzają się zdrady, przemoc, naruszenie godności. Ksiądz obraża nie tylko kobiety, ale także mężczyzn. Ludzie później decydują się na trwałe związki, co jest wynikiem trudnej sytuacji ekonomicznej, trudności ze zdobyciem mieszkania i znalezieniem dobrej pracy. Ilość partnerów seksualnych to prywatna sprawa, która nie powinna być przedmiotem społecznej oceny.Księżulo rozdziela szaty nad rozpasaniem seksualnym, a jednocześnie sprzeciwia się edukacji seksualnej, której jednym z celów jest informowanie o szkodliwości wczesnego rozpoczynania współżycia i przygodnego seksu. Warto przypomnieć, że Kościół sprzeciwia się edukacji seksualnej, bo ma świadomość tego, że spraw przeciwko pracownikom tej instytucji wykorzystującym dzieci byłoby znacznie więcej. Edukacja seksualna w wieku młodszym to nie nauka masturbacji, a uwrażliwienie dzieci na ich prawo do odmowy, jeżeli ktoś dotyka je w nieodpowiednim miejscu. Dzieci uczą się, że mają prawo powiedzieć -nie- , jeżeli ktoś chce im robić krzywdę, dotyka w okolicach narządów płciowych, uczą się, że nie muszą godzić się na takie postępowanie, że mają prawo do własnego ciała i kogo mają powiadomić. Gwałty, czy dziecięca prostytucja to efekt szerokiego dostępu do pornografii, braku rozmów o seksualności, wiedzy o szkodliwości takich zachowań, a nie edukacji seksualnej.
Więcej bełkotu na temat seksualności człowieka nie będę przedstawiała, bo godzi to w uczucia człowieka myślącego, wolnego od religijno-ideologicznego opętania. Zwrócę uwagę na to, że ksiądz Oko nie kryje się z nienawiścią wobec ateistów- ludzi, którzy religijne opowieści uznali za brednie i nie mają ochoty żyć zgodnie z przykazaniami biskupów. Przyzwyczaiłam się do tego, że ten człowiek oskarża ateistów o ludobójstwo, tworzenie szkodliwych ideologii, deprawację ludzkości, rozbijanie rodziny. Tym razem mówca uznał, że ateiści skoro odwrócili się od Boga, to szukają jakiegoś substytutu i są maniakami seksualnymi. Według tego pana, każdy kto nie wierzy w Boga jest człowiekiem bez wartości, bez sumienia. Przyrównuje nas do Stalina i Hitlera. Zapomniał tylko, że Hitler podpisał konkordat z Watykanem, a papież wiedział o eksterminacji Żydów i pomagał zbrodniarzom uciekać do Argentyny. Systemy totalitarne współpracowały z Watykanem, choćby dyktator chilijski był przyjacielem papieża Wojtyły.
Księdzu trzeba przypomnieć, że wolnym ludziom nie jest potrzebny żaden Bóg, który ma im coś nakazywać, którym posiłkują się duchowni, aby uzyskać władzę nad mentalnością społeczeństwa. Mamy gdzieś Boga i Kościół, nie potrzebujemy kajdan. Mamy rozum i rozsądek. Nie jesteśmy maniakami seksualnymi. Mamy normalne rodziny, żyjemy w stałych związkach, tyle, że do swoich łóżek nie wpuszczamy biskupów. Porównywanie ateistów do Hitlera, Stalina, robienie z nas zbrodniarzy i maniaków seksualnych godzi w nasze dobra osobiste, jest nawoływaniem do agresji wobec nas, robi z nas wroga publicznego. Chyba trzeba się zastanowić, czy nie złożyć pozwu do sądu. Jako ateiści mamy świadomość, że nasze odczucia nie są chronione, bo ochrona przysługuje jedynie bóstwom, obrazkom i krzyżom, a nie godności sponiewieranego przez duchowieństwo człowieka.
Kościół niech zajmie się swoimi pracownikami, którzy chętnie korzystają z usług prostytutek, molestują dzieci, biją dzieci niepełnosprawne, mają romanse z gospodyniami. Dajcie spokój normalnym ludziom, którzy prowadzą zwyczajne życie, mają swojego partnera/partnerkę (mąż/żona), tyle, że nie oddają Wam czci. To nie gender jest zagrożeniem, ale nienawiść i kłamstwa jakie sieją tacy przedstawiciele Kościoła, jak rzekomo wybitny intelektualista, ksiądz Oko. Okazuje się tytuł naukowy nie zawsze idzie w parze z wiedzą i kulturą osobistą. Ten człowiek wystawia bardzo złe świadectwo polskiej nauce.
Niezawodny w tropieniu wszelkich przejawów niezgodności z nauką Kościoła portal Fronda prześwietlił portal dla matek Mamazone.pl i natrafił na artykuły oraz filmik o antykoncepcji awaryjnej. Niby nie ma w tym nic nadzwyczajnego - jest to normalne, że portal dla kobiet publikuje teksty o antykoncepcji, a na temat zapobiegania ciąży wypowiadają się ginekolodzy. Zanim umieszczę komentarz zacytuje wypowiedź redaktora o ksywce PHILO.
"Na jednym z największych portali przeznaczonych dla matek, pani ginekolog Agnieszka Antczak Judycka, odpowiada na pytania dotyczące awaryjnych metod antykoncepcyjnychm czyli tabletki po stosunku.
Jak można określić lekarza, którego zadaniem wpisanym w jego profesję jest ochrona ludzkiego życia, zachęcającego kobiety do stosowania antykoncepcji awaryjnej w postaci tabletki poronnej RU 486? Szarlatanem, hipokrytą, prowokatorem, a może człowiekiem głupim i pozbawionym sumienia. Odpowiedź sama przychodzi podczas oglądania tego krótkiego wywiadu, który dostępny jest na największym portalu dla mam. Szokujące jest to, że obok informacji dot pielęgnacji niemowlaka czy informacji o tym, jak dobrze przygotować się do porodu, pojawia się Pani, która zachęca, bo tak można nazwać bezkrytyczną odpowiedź na pytanie o antykoncepcję awaryjną, kobiety w ciąży (bo ciąża zaczyna się w momencie zapłodnienia komórki jajowej) do stosowania pigułki "po".
Nie wiem czy administracja strony mamazone.pl jest pozbawiona kręgosłupa moralnego, czy może są to ideolodzy aborcyjni i eugeniczni, wiem tylko, że portal ma wielotysięczną oglądalność. Czyta, ogląda go wiele kobiet w ciąży czy matek. I tu proszę, mają od pani ginekolog zapewnienie, że istnieje coś takiego jak antykoncepcja awaryjna, czyli jest szansa jeszcze przez minimum 70 godzin od "wypadku" na pozbycie się niechcianego...dziecka! Cóż za hipokryzja!
Dobrze, że większość komentarzy pod wypowiedzią pani Judyckiej jest krytyczna i widać, że poruszony temat wywołuje w ludziach niesmak i protest"
W kwestii wyjaśnienia autor zapewne nie przeczytał tekstu , nie wysłuchał wypowiedzi pani doktor, tylko przeczytał komentarze, w których dyskutanci utożsamili antykoncepcję po stosunku ze środkiem wczesnoporonnym.
Szanowny Panie Redaktorze,
Pana wywód jest absurdalny. Pani doktor jedynie udziela informacji o antykoncepcji po - opowiada jak działa środek, czy ma konsekwencje uboczne i o tym ile razy w cyklu można środek zastosować. Redaktor nie odróżnia antykoncepcji od pigułki aborcyjnej. Ciąża nie zaczyna się w momencie wniknięcia plemnika do komórki jajowej. W tym momencie nie można mówić o początku nowego, ponieważ mieszanie genów następuje dopiero po 3 podziale zapłodnionej komórki, a więc dobę później. Końcem procesu zapłodnienia jest wszczepienie się blastocysty do ściany macicy. Ten moment jest początkiem ciąży. Jeżeli Pan redaktor coś opisuje, to niech chociaż przeczyta materiał źródłowy, a nie tylko komentarze i nie okłamuje czytelników. Antykoncepcja awaryjna jest legalna, a zmiana endometrium nie równa się aborcji, a nawet jest w wielu przypadkach korzystna dla zdrowia kobiet. Przypominam, że zdanie Kościoła w sprawie antykoncepcji awaryjnej oparte jest na fałszywym założeniu, że ciąża zaczyna się od poczęcia, a zapłodnienie jest aktem trwającym chwilę i kończy się na połączeniu komórek. W rzeczywistości zapłodnienie jest procesem, które kończy się na zagnieżdżeniu blastocysty. Pani ginekolog zgodnie z prawdą twierdzi, że istnieje antykoncepcja po. Nikt nie mówi o pozbyciu się niechcianego dziecka, ale o zapobieganiu ciąży. Zapłodniona komórka jajowa to nie dziecko. Matki również mają prawo do decydowania o ilości dzieci i odstępach między ciążami. Wiadomości o antykoncepcji są tak samo ważne jak informacje o pielęgnacji niemowlęcia. Pan redaktor dobitnie pokazał o co chodzi w katolickiej akcji wypisywania bzdur o antykoncepcji - chodzi o to, aby kobiety nie miały dostępu do prawdziwych informacji na ten temat. Chodzi o zmuszenie o rodzenia dużej ilości dzieci, nawet bez zachowania odstępu, który gwarantuje bezpieczną ciążę, a więc minimum 2 lata od porodu. Antykoncepcja awaryjna nie jest tym samym, co pigułka wczesnoporonna. Antykoncepcja po stosunku chroni zagnieżdżony zarodek ze względu na obecność progesteronu, który ze swojej natury utrzymuje ciążę. Tabletka wczesnoporonna - jak wskazuje nazwa niszczy zarodek i z antykoncepcją nie ma nic wspólnego. Kościół utożsamia obie tabletki, a tym samym celowo wprowadza wiernych w błąd i oszukuje. Efekt takiego działania widać pod materiałem o antykoncepcji - kobiety mylą lek ze specyfikiem niszczącym zarodek.
Ciekawe są komentarze pod artykułem z Frondy. Czytelnicy wyśmiewają niewiedzę redaktora. Zacytuję kilka komentarzy.
"Nie wiem czy administracja strony mamazone.pl jest pozbawiona kręgosłupa moralnego" - ja wiem natomiast, że administracja strony Fronda.pl jest pozbawiona wiedzy."
"A co ma wspólnego tabletka wczesnoporonna z zabiciem dziecka ? Dziecka jeszcze nie ma, po prostu. Znowu bzdury piszecie, mącicie ludziom w głowach. Jeśli kobieta nie chce mieć dziecka, nie wolno jej do tego zmuszać. Gdyby antykoncepcja była powszechnie dostępna, nie byłoby aborcji. To żaden paradoks, że właśnie "obrońcy życia" prowokują aborcje przez swoje absurdalne ataki na edukację seksualną i antykoncepcję. Jeśli chcą zrobić coś sensownego, niech się pofatygują do domów małego dziecka, i tam jakieś opuszczone biedactwo adoptują, albo się nim przynajmniej zajmą jako wolontariusze. A o zygoty nich ich tak bardzo głowy nie bolą, bo dostaną obrzęku mózgu."
" Frondo oraz pro-life, kiedy się w końcu douczycie i przestaniecie kłamać!!?? Od stosunku do zapłodnienia mija do 72h - to zależy od wielu czynników w tym czasie plemniki "czekają" na owulacje w macicy i są pulsacyjnie "wstrzykiwane" do jajowodów. W tym czasie można - na co zgodzili się nawet niemieccy biskupi oraz papieska akademia życia podać środek antyowulacyjny (w przypadku gwałtu). Najpopularniejszy jest analog progestagenów(levonorgestrel), zaburza/opóźnia owulację oraz blokuje skurcze macicy wstrzykujące plemniki do jajowodów i co udowodnione w wielu badaniach nie wpływa na receptywność endometrium oraz rozwój zygoty do stadium blastocysty."
Warto zapamiętać, że antykoncepcja awaryjna nie ma charakteru wczesnoporonnego. Zapłodniona komórka jajowa nie jest embrionem, a tym bardziej dzieckiem. Kobieta, która zastosowała antykoncepcję awaryjną nie zrobiła niczego złego, nikogo nie zabiła, jedynie zapobiegła niechcianej ciąży.
Fronda traktuje kobiety jak maszyny do rodzenia, osoby, które nie mają prawa do wiedzy o antykoncepcji i do jej stosowania. Muszą być gotowe na zapłodnienie, nawet przez pijanego męża i gwałciciela. Są nosicielkami życia, którego dawcą nie jest ich partner, tylko jakiś tam Bóg. Stosowanie antykoncepcji nie sprawia, że kobieta staje się złą matką, nie tworzy rodzinnego ciepła. W ujęciu Frondy kobiety mają jedynie obserwować swoje ciało, nie mogą decydować o swojej rodzinie. Nie mają nawet prawa do informacji o stanie zdrowia rozwijającego się płodu, ponieważ w razie złej diagnozy mogłyby dokonać aborcji. Po urodzeniu rodzice mogą zrobić z dzieckiem co chcą - nawet stosować przemoc. Na Frondzie nie znajdziemy tekstów o bitych niemowlakach, które w stanie krytycznym przebywają w szpitalu. Redaktorzy Frondy troszczą się wyłącznie o zapłodnione komórki jajowe i nadają im status dziecka.
Drogie Panie, jeżeli nie możecie uzyskać recepty na te środki od lekarza lub nie macie ochoty na użeranie się z polskim systemem służby zdrowia, z katolickim sumieniem lekarzy i aptekarzy, to możecie zamówić antykoncepcję po stosunku za pośrednictwem banerów na blogu.
O tym, że Kościół katolicki ma niewiele wspólnego z demokracją, że jest instytucją o zapędach dyktatorskich wiedzą osoby krytycznie patrzące na świat. Kilka dni temu Naczelny Sąd Administracyjny wydał decyzję, że GIODO oceniając to, czy osoba wystąpiła z Kościoła, czy nie, nie musi kierować się wewnętrznymi przepisami Kościoła lub związku wyznaniowego" - powiedział Wojciech Wiewiórowski z GIODO. Oznacza to, że według orzeczeń NSA, że aby wystąpić z Kościoła, wystarczy prawidłowo przekazać oświadczenie woli w tej sprawie. Nie jest koniecznie spełnianie wymogów narzuconych przez Kościół - żadnego tłumaczenia się przed proboszczem, załatwiania dwóch świadków.
Sędzia Małgorzata Jaśkowska mówiła wtedy w uzasadnieniu, że "stosunki między związkiem wyznaniowym a państwem regulowane są na zasadach poszanowania ich autonomii oraz wzajemnej niezależności", jednakże związki wyznaniowe podlegają jednak przepisom prawa powszechnego.
Wydaje się to oczywiste, że instytucja, która działa w danym państwie musi podlegać prawu państwowemu. Okazuje się, że zdaniem biskupów i kościelnych prawników, kościół katolicki w Polsce jest wyłączony spod działania prawa państwowego w sytuacji, kiedy to prawo jest nie po myśli biskupów. Jesteśmy przyzwyczajeni, że polscy biskupi mają prawo i obywateli za nic , co chwilę łamią Konstytucję i konkordat, że są osobami, których nie obowiązują sankcje prawe, ponieważ prokuratura uznaje zwierzchnictwo biskupów i odmawia wszczęcia postępowania przeciwko księżom-pedofilom. Reakcja kościoła na orzecznictwo Naczelnego Sądu Administracyjnego była do przewidzenia. Uważają, że Sąd nie ma prawa wtrącać do kościelnej administracji. Orzeczenie jest ich zdaniem złamaniem konkordatu i Konstytucji. Co więcej żądają od Sądu zmiany postanowienia.
Zdaniem biskupa Polaka " decyzja NSA w sprawie apostazji świadczy o tym, że sąd nie uznaje wewnętrznego prawa Kościoła. - Sądzę, że w ten sposób NSA ingeruje w wewnętrzne sprawy, które wiążą się z Kościołem - powiedział.
Pytany, czy orzecznictwo NSA w sprawie apostazji nie godzi w konkordat, bp Polak odpowiedział: - To jest kwestia orzecznictwa sądowego, które uważamy, że jest niewłaściwe. Konkordat reguluje stosunek państwa do Kościoła i Kościoła do państwa. Natomiast działania sądu są niezawisłe. I chodzi przede wszystkim o to, żeby NSA rozpatrzył jeszcze raz te sprawy i zmienił swoje orzecznictwo."
Buta pana biskupa osiągnęła szczyt - domaga się od niezawisłego Sądu, aby zmienił swoją decyzję w myśl żądań Episkopatu. Jakoś w swoim postępowaniu nie widzi naruszenia konkordatu. Oskarżenia wobec Sądu, że łamie konkordat z ust biskupów brzmią niczym żart. Panowie biskupi nagminnie łamią konkordat, np: pouczając polityków, żądając zakazu in vitro, matury z religii, zmuszając młodzież do uczestnictwa w trakcie zajęć szkolnych we mszach, spowiedziach, rekolekcjach, organizując drogi krzyżowe, święta maryjne i dni Wojtyły w szkołach. Łamaniem konkordatu -zasady autonomii, jest Wspólna Komisja Rządu i Episkopatu, czy wpływanie na posłów przed głosowaniami w sprawach światopoglądowych. Warto przypomnieć wypowiedź kardynała Dziwisza, który poucza polityków, że w stanowieniu prawa mają kierować się prawem bożym.
" Prawo Boże wypisane w sercu i sumieniu człowieka jest drogowskazem byśmy się nie zagubili, szli właściwą drogą i zmierzali do celu. Dlatego prawdziwą mądrością człowieka i każdej społeczności jest szanowanie Bożego prawa. To jest fundament wszelkich ludzkich praw regulujących współżycie człowieka, rodziny, społeczeństwa i narodu – przekonywał hierarcha"
Jakoś w swoich wypowiedziach biskupi nie widzą łamania konkordatu. Przyzwyczaili się, że łatwo zastrasza się posłów, straszy genderem, strasznym ateizmem, lewakami, którzy mają doprowadzić do upadku wielkiej katolickiej Polski.
Zastanawiam się, czy nie mamy do czynienia z sytuacją, kiedy to w demokratycznym państwie zakorzeniło się odmienne państwo reprezentowane przez funkcjonariuszy watykańskich, którzy pomimo tego, że teoretycznie mają polskie obywatelstwo, urodzili, wykształcili się i pracują w Polsce , są przedstawicielami Watykanu. Mają w czterech literach polskie prawo i prawo obywateli do wyboru wyznania, do wystąpienia z ich organizacji. Nie szanują prawa obywatela do ochrony własnych danych osobowych i wykreślenia z dokumentacji instytucji, do której nie chcą należeć. Polscy biskupi mają w głębokim poważaniu wolę obywateli, traktują Polskę i społeczeństwo jak swój prywatny folwark, całkowicie im poddany. Robią to przy poparciu prawicowych polityków używając klasycznego politycznego szantażu, że są wyrazicielami woli 90% katolickiego narodu.
Pora przebudzić się, bo za niedługo okaże się, że w imię chrześcijańskiego sumienia obywatele zostaną pozbawieni swoich praw i wolności obywatelskich. Polskich biskupów cechuje arogancja, poczucie wyższości nad drugim człowiekiem. Wydaje się im, że ich prawo kanoniczne jest ważniejsze od prawa polskiego, a wszyscy mają oddawać im cześć. Jednak społeczeństwo nie jest bezbronne. Może dokonywać apostazji na zasadach określonych przez Naczelny Sąd Administracyjny, domagać się swoich praw w sądzie - przykład dała dzielna pani Małgorzata, która pozwała arcybiskupa Michalika. Najważniejsze jest to, aby omijać Kościół, wypisywać dzieci z religii, odważnie krytykować biskupów i służalczych polityków. Nie dajmy się zwieść miłemu wizerunkowi papieża Franciszka. Od naszych biskupów różni się jedynie łagodniejszym językiem i odrobiną pokory.
Biskupi i komentatorzy katoliccy uważają, że orzeczenie Sądu to atak na swobodę Kościoła. Szkoda, że zapominają, że to Kościół co chwilę łamie polskie prawo i usiłuje ograniczyć swobody obywatelskie - narzuca ludziom, jak mają żyć , co robić, pod pretekstem życia zgodnego z wiarą, prawem naturalnym i bożą wolą. Tak naprawdę ma być to życie zgodne z nakazami biskupów. Coś takiego, jak wola boża nie istnieje. Biblia to po prostu zbiór opowieści narodu izraelskiego, jednym słowem mitologia.
O metodzie badań naukowych jaką jest gender, ani o idei równościowej nie będę rozpisywała się. Bardzo dokładnie i w przystępny sposób wyjaśniła to pani pełnomocnik rządu d/s równego traktowania. Tematem mojego wpisu będzie nie tyle atak wściekłych i nierozumiejących gender prawicowców i biskupów, ale służalczość ludzi polityki wobec jaśnie wielmożnego episkopatu. Panowie biskupi w ostatnią niedzielę grudnia wylali wiadro pomyj na ideę równości, która im kojarzy się jedynie z przebieraniem chłopców w sukienki, seksualizacją dzieci i zmienianiem płci kilka razy w życiu. Swoją drogą trzeba być naprawdę obłudnikiem, kiedy samemu chodzi się w sukience i przebiera ministrantów oraz pierwszokomunijnych chłopców w sukienki, aby zarzucać przedszkolom przebieranki. Nie trzeba było długo czekać na reakcję przykościelnych polityków, zarówno na szczeblu lokalnym, jak i centralnym na biskupie mądrości.
Wiceprezydent Radomia, pan Ryszard Fałek napisał do nauczycieli i wychowawców list, w którym przypomniał stanowisko biskupów w/s gender
"W związku z toczącą się obszerną debatą społeczną w mediach oraz stanowiskiem Episkopatu Polski w zakresie „ideologii gender” informuję, że jako pedagodzy, wychowawcy odpowiadamy za przestrzeganie prawa w zakresie swobody wyznania i wychowania, które winno być zgodne z oczekiwaniami rodziców co gwarantuje art.48 ust. 1 Konstytucji RP: „Rodzice mają prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami. (...)”.
Niepodważalnym faktem jest, że w Polsce ok. 90% społeczeństwa to katolicy dla których stanowisko Episkopatu Polski w zakresie „małżeństwa jako wspólnoty mężczyzny i kobiety oraz rodziny zbudowanej na małżeństwie” jest zobowiązujące. Episkopat wystosował apel „do rodzin chrześcijańskich, do przedstawicieli ruchów religijnych i stowarzyszeń kościelnych oraz wszystkich ludzi dobrej woli, aby odważnie podejmowali działania, które będą służyć upowszechnianiu prawdy o małżeństwie i rodzinie”.
Dlatego proszę wszystkich wychowawców i pedagogów o szczególną wrażliwości i odpowiedzialność w zakresie wprowadzania pilotażowych eksperymentów w zakresie „gender”.
Za niedopuszczalne uważam przekazywanie treści w trakcie pobytu wychowanków, uczniów, a także organizacji spotkań w placówkach oświatowych mogących stać w sprzeczności z Konstytucją RP, nie mając wcześniej indywidualnej zgody każdego z rodziców.
Zobowiązuję dyrektorów do poinformowania wszystkich pracowników pedagogicznych w placówkach o ich obowiązkach, a także rodziców/prawnych opiekunów o przysługujących im prawach.
Jest czymś oczywistym, że rodzice mają prawo do wychowania dzieci zgodnie ze swoim światopoglądem, co nie oznacza, że szkoła ma być rodzicom. Szkoła jest autonomiczna, a Rada Rodziców jedynie opiniuje program wychowawczy szkoły. Pan wiceprezydent Radomia zapomniał, że konstytucyjny rozdział kościoła od państwa, władza nie prawa narzucać obywatelom światopoglądu i musi akceptować pluralizm wartości. Prawo do wolności sumienia też jest zagwarantowane w Konstytucji, ale tego pan Fałek nie doczytał. Jest czymś oburzającym, że władza lokalna w dyskusji politycznej posługuje się kościelnymi przesądami, że 90% Polaków to katolicy. Dziwne, że nie potwierdzają tego wyniki badań katolickiego społeczeństwa, które dobitnie pokazują, że w zmartwychwstanie wierzy jedynie 47% rodaków, a w niepokalane poczęcie 35%. Poza tym gender nie występuje przeciwko małżeństwu kobiety i mężczyzny, ale jako idea równościowa pokazuje inne formy rodzinnego bytu nie mogą być dyskryminowane. Pan wiceprezydent napisał, że episkopat wystosował prośbę do organizacji religijnych i stowarzyszeń kościelnych. Publiczna szkoła nie jest organizacją kościelną, więc brednie opowiadane przez biskupów w niej nie obowiązują. Powstaje pytanie: jaką prawdę o małżeństwie i rodzinie? Czy tylko tą opartą na katolickim małżeństwie ma wspierać władza? A gdzie poszanowanie dla swobód obywatelskich i idea równości wobec prawa? Wychodzi na to, że zdaniem tego pana prawa obywatelskie mają przysługiwać tylko jednej grupie obywateli - ludzi mających ślub kościelny. Pan wiceprezydent wypisuje brednie stwierdzając, że treści gender są niezgodne z Konstytucją. Ustawa zasadnicza głosi, że wszyscy są równi wobec prawa, że nie można dyskryminować ze względu na płeć. Niezgodna z Konstytucją jest obecność kościoła w szkole i jednostkach administracji publicznej. Niezgodne z prawem jest narzucanie katolickiego światopoglądu jako jedynie obowiązującego w polskiej oświacie. Zgodę to muszą wypisać rodzice na uczestnictwo w lekcji religii, o czym zapomina się w szkołach, traktując katechezę jak przedmiot obowiązkowy.
Jestem oburzona zachowaniem pana wiceprezydenta Radomia, który narzuca swoją religię placówkom oświatowym i nie respektuje niezależności oświaty. Wygląda na to, że jest to człowiek bezkrytycznie przyjmujący zadnie biskupów i uznający prymat władzy kościelnej nad świecką. Ktoś taki nie powinien pełnić tak ważnej funkcji.
Pani Posłanka Solidarnej Polski (partii założonej przez buntowników pisowskich), Beata Kempa założyła zespół do s/p Przeciwdziałania Ideologii Gender. To, że owa pani nie rozumie, czym jest gender, a swoje zdanie opiera wyłączenie na stanowisku biskupów nikogo nie dziwi. W końcu, coś tak koszmarnego, mijającego się z rzeczywistością, stanowiącego zbiór urojeń biskupów i posłów skrajnej prawicy mogła założyć tylko osoba nie mająca nawet podstawowej wiedzy o przedmiocie działania swojego zespołu. W swoim liście do Premiera pani posłanka przypomina stanowisko biskupów. Świadczy to o tym, że jej zdaniem Premier ma być poddany woli panów w purpurze. Swoją wypowiedzą dyskryminuje rodziny nie oparte na małżeństwie, występuje przeciwko kobietom, które chcąc wyzwolić się, np: z kręgu przemocy zdecydowały się na rozwód.
Pani Kempa nie szanuje samotnych rodziców, którzy wychowują dzieci, a brak małżonka lub małżonki jest spowodowany życiową tragedią. Pani poseł obraża rodziny, w których to dziadkowie, z różnych przyczyn wychowują swoje wnuki. Warto zauważyć, że katolicka wizja rodziny, jako sakramentalnego związku kobiety i mężczyzny służy kościołowi do szerzenia dyskryminacji, szczucia społeczeństwa na inne sposoby organizacji rodzinnego życia, wartościuje jedynie jeden model rodziny, zgodny z doktryną kościoła. Nikt nikogo nie zmusza do związków partnerskich, nie zakazuje ślubów. Środowiska tolerancyjne chcą jedynie równych praw dla wszystkich, a nie warunkowania uprawnień od akceptacji jednego modelu. Tego biskupi i politycy prawicy zrozumieć nie potrafią. Rodzina to coś więcej niż ślub w kościele - to więzy krwi, wspólne przeżycia, emocje, doświadczenia i miłość. Pani posłanka ma obsesję na punkcie przedszkoli i rzekomej zmiany płci. Gender jedynie opisuje przypadki zmiany płci, bo te mają miejsce i uczy szacunku dla każdego człowieka bez względu na to, z kim sypia, gdzie mieszka, jakiej jest płci. Na uwagę zasługuję służalczość pani Kempy wobec kościoła, który według niej jest instytucją nie podlegającą krytyce. Jako Polka nie czuje się urażona atakami i krytyką kościoła. Wręcz przeciwnie- uważam, że to dobrze, że naród w końcu otwiera oczy i wychodzi spod pierzyny i otwarcie przyznaje, że kościołowi daleko do ewangelicznych ideałów, że jest to siedlisko hipokryzji i niskich standardów moralnych. Pani posłanka zapomina jest państwo w założeniu powinno być świeckie, a wyznaniowe. Obowiązkiem rządu jest zachowanie neutralności światopoglądowej. Innych telewizyjnych wypowiedzi pani posłanki nie będę komentować,ponieważ obawiam się, że mogłabym niechcący ją obrazić. Daleka jestem od obrażania ludzi, to domena osób związanych ze środowiskiem skrajnej prawicy.
W postawach obu polityków razi służalczość wobec kościoła, traktowanie państwa i społeczeństwa jak watykańskiego folwarku, narzucanie doktryny kościoła społeczeństwu, które wykazuje tendencje laicyzacji.
Niepokojące są działania prokuratury, która umarza sprawy przeciwko księżom oskarżanym o pedofilię, bo rzekomo nie znalazła dowodów. Daje to kościołowi pewność, że mogą robić wszystko, na co mają ochotę i nie obowiązuje ich polskie prawo.
Problem aborcji jest bardzo wrażliwy. W mówieniu na ten temat jest niesłychanie dużo agresji, wyzwisk po obu stronach. Problemami są: początek człowieczeństwa i prawo kobiety do rozporządzania własnym ciałem. Nie ma dobrego rozwiązania. W ostatnim czasie za sprawą pani Katarzyny B. sprawa nabrała tempa. Kobieta oświadczyła w programie TAK czy NIE, że zamierza przerwać ciążę w Wigilię, żeby było weselej. Już po Nowym Roku oznajmiła w mediach, że zrobiła to co zapowiadała i uważa, że w aborcji nie ma nic złego. Jest czymś oczywistym, że pani Katarzyna ma prawo uważać, że aborcja jest dobrem, nie jest niczym złym. Nie może wymagać od społeczeństwa, że będzie ją popierało i nie spotka ją za to żadna krytyka. Ludzie mają różną wrażliwość i niekoniecznie muszą zgadzać się z panią feministką. W trakcie tej kilkudniowej dyskusji zauważyłam, że zwolennicy kompromisu aborcyjnego, do których zaliczam się są bezpardonowo atakowani przez zwolenników aborcji (nazywających siebie zwolennikami prawa do aborcji).
W moim wpisie nie chodzi o ocenianie postawy zwolenników, ani czynu pani Katarzyny. Zrobiła to, co chciała, czasu cofnąć nie można, więc nie ma o czym dyskutować. Zakładając, że naprawdę dokonała aborcji, a nie urządza prowokację. Wcześniej tłumaczyła się "ciążą polityczną". Na uwagę zasługuje fakt, że w swoim występieniu pochwaliła się pomocą w dokonaniu aborcji, co w świetle obecnie obowiązującej ustawy jest przestępstwem. Rozumiem, że zrobiła to dla idei - jej zdaniem- pomocy nieszczęśliwym kobietom, które nie mogą przerwać ciąży. Nie zmienia to faktu, że jej czyn jest złamaniem obowiązującego prawa i powinna ponieść za to konsekwencje prawne. Prawo jest prawem, nie ma znaczenia, czy ustawa się nam podoba, czy nie. Nie wolno publicznie namawiać do popełnienia przestępstwa. Opinia społeczna z pewnością oburzyłaby się, gdyby pani Katarzyna namawiała do kradzieży. Feministka pokazała, że można ignorować prawo antyaborcyjne, tylko dlatego, że ma się taki kaprys i nie uznaje się tego prawa. Na miejscu rodziców uczniów zażądałabym od dyrektora szkoły, w której owa pani uczy języka polskiego zwolnienia nauczycielki. Nie za dokonaną aborcję,czy za proaborcyjne poglądy, ale za namawianie społeczeństwa do łamania prawa. Rozsądni ludzie nie mają wątpliwości, co do tego, że kobieta, która usunąć ciążę i tak to zrobi i żadna ustawa jej tego nie zakaże. Istnieją instytucje, które pomagają w tym procederze. Historia pani Katarzyny (bez znaczenia, czy jest prawdziwa, czy nie), to jeszcze jeden argument w dyskusji nad aborcją. Można z niej wyciągnąć wniosek, że ustawę należy zostawić w spokoju, choćby po to, aby nie ułatwiać przerywania ciąży, bo ma się na to ochotę i nie obciążać podatników kosztami procederu. Jeżeli kobieta chce przerwać ciążę i uważa, że jest to jej prywatna sprawa to niech za to płaci z własnej kasy i lekarza szuka na własną rękę, a nie domaga się od państwa pomocy w aborcji. Wtedy będzie to rzeczywiście prywatna sprawa kobiety. Pani Katarzyna oświadczyła, że jest zmęczona nagonką na nią. Dziwne to oświadczenie, przecież musiała spodziewać się, że nie wszyscy będą śpiewać hymny na jej cześć i pisać pochlebne komentarze.
Zamieszanie wokół pani Katarzyny zbiegło się w czasie z oświadczeniem organizacji Women on Web, że nie będą wysyłać paczek z tabletkami wczesnoporonnymi do Polski, ponieważ nasi celnicy wzięli się do roboty i przechwytują przesyłki. W tym miejscu należą się słowa uznania dla celników za bardzo dobrą pracę i troskę o przestrzeganie prawa. Nad losem kobiet pozbawionych "cudownych" środków do usuwania ciąży pochylił się "Codziennik Feministyczny", który radzi kobietom, co zrobić w razie problemów z policją. "Codziennik Feministyczny" , rzekomo w imię praw kobiet, nakłania do łamania prawa i poświadczenia nieprawdy, co jest już sprawą, którą powinien zająć się prokurator. Codziennik radzi, aby kobiety mówiły, że nie znały nadawcy i nie zapłaciły za paczkę - przesyłka była darmowa. Mają również zawiadamiać Women on Web i pisać skargi na urząd celny. Portal radzi, aby odmawiać zeznań lub okłamywać śledczych, że w paczce znajdują się leki na wrzody (faktycznie takie jest pierwotne przeznaczenie tabletek). Fragment wart jest zacytowania "Mówić, że w przesyłkach znajdują się nie tabletki poronne, a leki stosowane np. w chorobie wrzodowej, itp. oraz leki rozkurczowe (co będzie półprawdą, bo w paczce tez jest mifeproston który nie jest na wrzody czy stawy). Jeśli panowie wiecie, że w połączeniu ze sobą mogą wywołać skutki uboczne w postaci poronienia, to proszę być świadomym, że większość leków może spowodować w zależności od ilości również poronienie bądź trwałe uszkodzenie płodu. Nawet aspiryna w odpowiednio dużej ilości może doprowadzić do poronienia czy też do uszkodzenia płodu. Ale też jest zagrożeniem zdrowia i życia kobiety. " Przy okazji widać, że organizacje feministyczne doskonale wiedzą, że te środki mogą być niebezpieczne dla zdrowia, a mimo wszystko wysyłają je kobietom, po to,aby ułatwić pozbycie się ciąży, bez względu na konsekwencje. Czy organizacje wysyłające takie produkty można nazwać kobiecymi, skoro szkodzą kobietom? Śmiem wątpić.
Portal zachęca kobiety, aby były odważne i mówiły, że środki zamówiły na własny użytek, ponieważ mają święte prawo do aborcji. Nie mają przecież zamiaru rozprowadzać tego na czarnym rynku. Kobietę może ponieść w czasie zeznań wyobraźnia i może powiedzieć, że zniszczyła środki, bo wcześniej dostała okresu, więc nie była w ciąży. "Codziennik Feministyczny" w sposób trochę zawiły podaje nazwę tych środków pod jaką występują w Polsce i przy okazji informuje o postawie prawnej dotyczącej sprowadzania leków za granicy. "Masz prawo do posiadania do 5 najmniejszych opakowań tego medykamentu na własny użytek, bez zezwolenia, takie jest u nas prawo farmaceutyczne. Stosownie do postanowień art. 68 ust. 5 ustawy z dnia 6 września 2001 r. Prawo farmaceutyczne (Dz. U. Z 2008 r. nr 45, poz. 271 z późń. zm.) nie wymaga zgody Prezesa Urzędu Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych przywóz z zagranicy produktu leczniczego na własne potrzeby lecznicze w liczbie nie przekraczalnej pięciu najmniejszych opakowań. Termin „przywóz” rozumiany tu może być również jako: „dowóz”, „dostawę”, „transport” i jest jednakowoż traktowany. A zatem sprowadzenie, przekazanie przez kuriera bądź pocztę od organizacji medykamentów, również podlega pod termin „przywóz”. Jest wedle powyższego artykułu dozwolony. Dotyczy to równiez leków, które nie są w Polsce dopuszczone do sprzedaży (jak Mifeproston, Misoprostol występuje pod postacią Artrotheku oraz Cytoteku leków dopuszczonych do obrotu w myśl Ustawy Farmaceutycznej)."
A teraz najciekawsze - "Pamiętajcie, że środki te były na twój wyłącznie użytek. NIkt nie współuczestniczył, jeśli powiecie że ktoś wiedział, to się go wkopuje, bo jest winny w pomaganiu w aborcji i może zostać ukarany do 2 lat więzienia. Za leki nie płaciłaś. Jeśli zapytają o te 90 euro, to była to darowizna dla organizacji kobiecej Women’s Wallet. Popierasz jej działalność. Panowie wiedzą o co chodzi, po ostatnich głośnych sprawach w gazetach i innych mediach związanych z prawem do aborcji. Też jesteś za prawem do aborcji dla każdej kobiety na żądanie do 12 tyg. ciąży ze względów społecznych, jak jest w innych krajach EU czy w USA."
Czytając ostatni fragment trudno mieć wątpliwości, co do tego, że "Codziennikowi Feministycznemu" chodzi wyłączenie o ochronę organizacji Women on Web, o to, aby ta organizacja nie miała problemów z powodu pomocy w przeprowadzaniu aborcji. "Darowizna na rzecz organizacji kobiecej" - trudno o głupsze tłumaczenie. Skoro kobieta nie ponosi odpowiedzialności za aborcję, co akurat jest prawdą, to po co te rady? Zdaniem Codziennika dobra praca służb celnych to nagonka na kobiety. Przez lata państwo przemykało oko na łamanie prawa. Nareszcie ktoś wziął się za ten temat poważnie. Przychwytywanie paczek ze środkami wczesnoporonnymi nie jest nagonką na kobiety, ale wyrazem przestrzegania prawa. Skoro prawo jest złe, to trzeba je zmienić. Tyle, że w 1996 roku była próba zmiany prawa w tym zakresie i Trybunał Konstytucyjny wyrzucił ustawę do kosza. Od tego czasu minęło 17 lat, w czasie których mieliśmy rządy lewicowe, które nie zmieniły ustawy, pomimo tego, że od śmierci Wojtyły do wyborów było pół roku. Czas totalnego bezkrólewia w Kościele, osłabienia Kościoła i można było wtedy zliberalizować ustawę. Prawda jest taka, że nikt nawet wiodące środowiska kobiece nie są naprawdę zainteresowane liberalizacją aborcji. Na nielegalnej aborcji zarabiają lekarze. Opłaca się ona politykom ( w razie czego można wrzucić temat i odwrócić uwagę społeczeństwa od innych problemów). Nielegalna aborcja opłaca się także środowiskom kobiecym, co pokazał choćby wyrok sądu w sprawie obrończyni życia kontra pani Nowicka. Sąd wykazał powiązania finansowe (obecność pozwanej na liście płac firm produkujących sprzęt aborcyjny). Również sprawa pani Katarzyny pokazała, że legalna aborcja jest na rękę feministkom - dzięki niej istnieją w mediach. Państwo też zyskuje na tej ustawie - nie opłaca aborcji.
Mam nadzieję, że z prowokacji pani Katarzyny wyniknie coś dobrego - to znaczy, że policja zabierze się za ogłoszenia typu "farmakologiczne wywołanie miesiączki", a sądy ukażą lekarzy sporą krzywdą lub konfiskatą majątku zdobytego na aborcjach. Podstawą jest edukacja seksualna i dostęp do taniej lub darmowej antykoncepcji. Wielka szkoda, że wszystkie dobre projekty regulacji prawnych w zakresie praw reprodukcyjnych kobiet są psute zapisami o legalizacji aborcji i przez to lądują w sejmowym koszu już po pierwszym czytaniu. Obecna ustawa nie ogranicza aborcja - zabieg jest dostępny na szeroką skalę. Trudno mówić o łamaniu praw kobiet do decyzji w kwestii własnego ciała i rozrodczości. Ustawa nie jest przestrzegana przez obie strony : fanatycy religijni bojkotują wszelkie próby wprowadzenia edukacji seksualnej, zastraszają szpitale i lekarzy przeprowadzających legalne zabiegi a fanatycy aborcyjni pomagają w załatwianiu aborcji. Sądy boją się zarówno jednej, jak i drugiej strony.
Od kilku tygodni przeglądam grupę na FB "Dodajemy do znajomych", gdzie młodzi ludzie w wieku 12-22 lata dodają swoje zdjęcia i proszą, aby dodawać ich do znajomych. Wszystko wygląda niewinnie dopóki nie wczytamy się w posty pisane przez młodzież i nie przyjrzymy się zdjęciom. Zdjęcia dodawane przez dzieci wykonywane są w pozach erotycznych. Zdarzają się fotografie masturbujących się nastolatek. Dziewczęta i chłopcy pokazują nagie ciała, proszą o komentarze. Pojawiają się deklaracje, że dana osoba chce rozmawiać o seksie, bo lubi być upokarzana. Inna młoda dziewczyna deklaruje, że za najciekawsze komentarze i lajki prześle zdjęcie swojej "szparki". Brat obwieszcza na forum, że jego siostra jest dziewicą i chętnie "robi loda". Zaprasza chętnych. Chamskie wpisy dotyczące kobiet, nazywanie ich k..mi, pasztetami, dz...mi, seks-propozycje to codzienność.
Zachowanie młodzieży nie dziwi, chociaż bez wątpienia wzbudza oburzenie. Świadczy o bardzo niskim poczuciu własnej wartości, o niewierze w swoją osobowość. Młodzież chętnie sprzedaje swoją intymność, po to, aby mieć jak najwięcej znajomych w sieci, gdyż to świadczy o ich popularności, atrakcyjności. Seksualne pozy, wulgaryzmy świadczą o braku szacunku dla siebie i rozmówcy. To efekt braku edukacji seksualnej. Młodzież nie zdaje sobie sprawy, że umieszczanie takich postów w sieci może mieć długotrwałe konsekwencje, zniszczyć opinię w środowisku, przypiąć łatkę osoby o lekkich obyczajach, narazić na paskudne komentarze. To nie jest zabawne. Sprawdzają się wyniki badań seksuologów, którzy już kilka tygodni temu mówi, że 5% nastolatków rozbiera się w sieci i oferuje usługi seksualne. Na przykładzie grupy "Dodajemy do znajomych" widać, jak marne są efekty "Wychowania do życia w rodzinie", traktowania seksu i cielesności jako tematów tabu. Pora skończyć z hipokryzją i poważnie zabrać się za edukację młodzieży i kontrolę poczynań dzieci na portalach społecznościowych. Dzieciaki marnują swoje życie. Brakuje im przede wszystkim zainteresowania rodziców i środowiska, w którym funkcjonują, akceptacji oraz posiadania jakiegoś hobby, w którym mogliby realizować się. Przytoczone zachowania młodzieży to efekt mody na sweet-focie i przekonania, że tylko człowiek piękny i szczupły jest wartościowy. O wartości człowieka nie decyduje osobowość, jego stosunek do otoczenia, szacunek dla drugiego człowieka, ale pokazywanie się półnago na Facebooku i ilość lajków pod zdjęciem. Zastanawia mnie, czy rodzice wiedzą o takiej aktywności swoich pociech, czy to akceptują? Zachowanie młodzieży w omawianej grupie pokazuje, jak ogromny problem mamy z wychowaniem dzieci w szacunku dla siebie i innych osób. Zawiodła szkoła, rodzina często nie spełnia funkcji wychowawczych.