Blog o tematyce kobiecej i społecznej. Moda, antykoncepcja, dieta, prawa kobiet, dzieci i zwierząt, wychowanie. Blog dla wszystkich, którzy chcą rozmawiać bez obaw o obrazę uczuć. Blog dla reklamodawców - dziennie nawet 200 wyświetleń.
UWAGA, W PODSTAWIE PROGRAMOWEJ ETYKI ZNALAZŁ SIĘ PUNKT- ETYKA K. WOJTYŁY.
PROTESTUJĘ. Wysłałam opinię do Ministerstwa.
Szanowni Państwo,W MEN wierzą Państwo, że wszyscy Polacy są katolikami. Tak nie jest. Jako niewierzący rodzice posyłamy swoje dziecko na etykę.Ze dziwieniem i oburzeniem przeczytałam podstawę programową etyki, w której znalazłam punkt/; etyka K. Wojtyły
.Proszę o usunięcie tego punktu
.UZASADNIENIE Etykę wybierają niewierzący rodzice. Dla nas umieszczenie K. Wojtyły w podstawie programowej przedmiotu, który z założenia jest neutralny światopoglądowo, jest obrazą oraz znieważeniem osób innego wyznania. Jest to pogwałcenie konstytucyjnej zasady wolności wyznania, prawa rodziców do wychowania dziecka zgodnie ze swoim światopoglądem i prawa każdego człowieka do nieujawniania swoich religijnych przekonań. Niewierzący rodzice posyłają dzieci na etykę również w celu ochrony przed kultem świętych i nachalną obecnością kościoła w życiu dziecka. Obecność twórczości K. Wojtyły to brutalne wpychanie ideologii kościelnych w umysły dzieci, których rodzice nie życzą sobie indoktrynacji religijnej.
Wczoraj polskie rodziny świętowały podpisanie ustawy "o leczeniu niepłodności" przez Prezydenta Bronisława Komorowskiego. PiS już zapowiada, że zmieni ustawę tak, aby chroniła życie poczęte, czyli de facto zakaże mrożenia zarodków i tworzenia dodatkowych zarodków, które zazwyczaj są wykorzystywane przy niepowodzeniu pierwszego transferu. Oznacza to zmniejszenie skuteczności in vitro i pogrzebanie marzeń tysięcy par o dziecku.
Zostały nam ostatnie dni wolności -6 sierpnia Prezydentem zostaje Andrzej Duda, człowiek kościoła, który będzie rządził modlitwą i zgodnie z instrukcją episkopatu. Oczywiście nie chodzi o wolność państwa, zaborów nie będzie. Chodzi o ograniczenie wolności obywatelskich i dostosowanie prawa do żądań biskupów. Ustawa o leczeniu niepłodności będzie pierwszą ofiarą pisowskich rządów. Latem 2016 uaktywnią się fanatycy z Fundacji Pro Prawo do Życia i zbiorą podpisy pod całkowitym zakazem aborcji, co oczywiście pisowski rząd i Prezydent przyjmą z wielką radością, a wykonanie zadania ustawowej ochrony życia poczętego zameldują Dziwiszowi. Wejście klauzula sumienia dla aptekarzy, co utrudni dostęp do antykoncepcji. Antykoncepcja awaryjna będzie zakazana. Religia pojawi się na maturze.
Aby do tego nie dopuścić musimy przestać obrażać się na PO i głosować na nią lub na zjednoczoną lewicę. Może nie podobać się nam podwyższony wiek emerytalny, katastrofalna sytuacja w górnictwie, dziurawe drogi, ale jedno trzeba przyznać PO stała się ostatnią linią `obrony przed państwem wyznaniowym. Jeżeli nie chcemy mieć kalifatu w wersji katolickiej w środku Europy, to nie możemy dopuścić PiS-u do władzy.Program ekonomiczny PiS-u to mrzonki, w który tylko niemądra osoba może uwierzyć. Społeczeństwo zrobiło na złość Platformie i wybrało Dudę, ale teraz musi dorosnąć i wybrać rozsądnie albo zafundujemy sobie 5 lat katolickiego terroru. Duda bez pisowskiego rządu nie jest w stanie narobić dużych szkód. Będzie przeszkadzał i klękał przed biskupami, ośmieszał Polskę, ale przynajmniej nie doprowadzi jej do gospodarczej ruiny i nie zniewoli obywateli.
PODPISUJCIE, TRZEBA WYKORZYSTAĆ SZANSĘ JAKĄ DAŁA KOMISJA EUROPEJSKA I NACISKAĆ NA RZĄDZĄCYCH W OBRONIE NASZEGO PRAWA DO WOLNOŚCI OSOBISTEJ I GODNEGO MACIERZYŃSTWA, WTEDY, KIEDY UZNAMY, ŻE JESTEŚMY GOTOWE. PODPISUJCIE W OBRONIE RODZINY - W KOŃCU RODZINA TO KOCHAJĄCE SIĘ OSOBY. PODPISUJCIE W OBRONIE PRAWA KOBIET DO WYBORU OJCA DZIECKA - MĘŻCZYZNY, KTÓREGO KOCHA, A NIE DRANIA, KTÓRZY RZUCIŁ JEJ DO KAWY PIGUŁKĘ GWAŁTU I WYKORZYSTAŁ.
"Apelujemy do Ministerstwa Zdrowia Rzeczpospolitej Polskiej o niezwłoczne zastosowanie się do rekomendacji Komisji Europejskiej i udostępnienie środków antykoncepcji awaryjnej bez recepty. Przykłady państw Europy Zachodniej pokazują, że szeroka dostępność antykoncepcji w połączeniu z dobrą edukacją przyczyniają się do zmniejszenia liczby niechcianych ciąż. Antykoncepcja doraźna bez recepty to także mniej korupcji i czarnego rynku handlu lekami. Nie chcemy być kartą przetargową w politycznych i ideologicznych rozgrywkach. Dostęp do antykoncepcji jest naszym prawem!"
https://secure.avaaz.org/…/Minister_Zdrowia_Rzeczpospolit
Sprawa prof. Chazana pokazała, jak niebezpieczna dla człowieka może być "Deklaracja wiary". Wbrew temu, co piszą katolickie media wcale nie chodzi o odmowę aborcji. Uniemożliwienie aborcji to zaledwie wierzchołek góry lodowej - temat ,który można w prosty sposób rozwiązać -Ministerstwo Zdrowia lub Narodowy Fundusz Zdrowia powinni udostępnić listę szpitali, w których jest choć jeden lekarz wykonujący procedurę aborcji w przypadkach przewidzianych prawem, wraz z wykazem potrzebnych dokumentów i harmonogramem wykonywania zabiegów. Można założyć, że szpital prowadzący oddział patologii ciąży, powinien przeprowadzać aborcje w przypadku uszkodzenia płodu. Minister tłumaczy, że kontrakt ginekologii obejmuje również aborcję, jednakże są szpitale, które mimo obowiązku odmawiają i bezprawnie stosują klauzulę sumienia na cały szpital, pozostawiając pacjentkę samą - nawet nie informują o innym miejscu, gdzie mogłaby dochodzić swoich praw. Uznają, że poinformowanie pacjenta jest współudziałem w "zbrodni" i kłóci się z klauzulą sumienia. Jest czymś oczywistym, że lekarz ma prawo do swojego sumienia. Jest to zgodne z prawem międzynarodowym - art. 9 ust. 2 Konwencji Europejskiej o Podstawowych Wolnościach i Prawach Człowieka. Klauzuli sumienia nie wolno także – do czego nawołują niektórzy politycy o radykalnie przeciwnych poglądach – całkowicie wyeliminować, bo na to nie zezwala art. 10 karty Praw Podstawowych i inne akty międzynarodowe. Krótko mówiąc, klauzula zezwala lekarzowi na bezkarne nieposłuszeństwo wobec obowiązującego i demokratycznie ustanowionego prawa (legalna aborcja), pod warunkiem spełnienia obowiązku informacyjnego (wskazania miejsca, gdzie zabiegu można dokonać). Fundamentaliści katoliccy mówią o wolności religijnej jako podstawowym prawie człowieka zagwarantowanym w Konstytucji. Powstaje pytanie - co ma wspólnego wolność religijna z wykonywaniem zawodu? Czy ktoś odmawia katolikowi wstępu na studia medyczne, bycia lekarzem? Nie. Z kolei katolik w lekarskim kitlu nie raz powołując się na swoje przekonania religijne odmawia pacjentom realizacji ich podstawowych praw do świadczeń medycznych i nadużywa klauzuli sumienia. Przywilej pozwala na odmowę czynności, w której bierze się bezpośredni udział: aborcji, eutanazji, tworzenia zarodków. Z drugiej strony nie pozwala na odmowę wypisywania antykoncepcji, skierowań na badania prenatalne,wydawania wyników. Niestety lekarze katoliccy łamią przepisy i uważają, że mają prawo wywyższać swoje sumienie i religię nad pacjenta i jego moralne zasady.
Konstytucja dokładnie określa w artykule 53 zakres wolności religijnej.
" Wolność religii obejmuje wolność wyznawania lub przyjmowania religii według własnego wyboru oraz uzewnętrzniania indywidualnie lub z innymi, publicznie lub prywatnie, swojej religii przez uprawianie kultu, modlitwę, uczestniczenie w obrzędach, praktykowanie i nauczanie. Wolność religii obejmuje także posiadanie świątyń i innych miejsc kultu w zależności od potrzeb ludzi wierzących oraz prawo osób do korzystania z pomocy religijnej tam, gdzie się znajdują."
"Wolność uzewnętrzniania religii może być ograniczona jedynie w drodze ustawy i tylko wtedy, gdy jest to konieczne do ochrony bezpieczeństwa państwa, porządku publicznego, zdrowia, moralności lub wolności i praw innych osób." - JAK WIDAĆ NIE MA TUTAJ SŁOWA O TYM, ŻE RAMACH WOLNOŚCI RELIGIJNEJ MOŻNA ODMÓWIĆ UDZIELANIA ŚWIADCZEŃ MEDYCZNYCH. WRĘCZ PRZECIWNIE - KONIECZNOŚĆ OCHRONY ZDROWIA, WOLNOŚCI I MORALNOŚCI INNYCH OSÓB SPRAWIA, ŻE ODMAWIANIE USŁUG MEDYCZNYCH ZE WZGLĘDU NA RELIGIĘ NIE MA UMOCOWANIA PRAWNEGO.
Religia nie stanowi prawa. Gdyby tak było mielibyśmy państwo wyznaniowe na wzór państw islamskich, w którym nie obowiązują prawa człowieka, a osobę można zamordować za seks przedmałżeński. Normy prawne chronią przed religijnym chaosem. Trudno wyobrazić sobie funkcjonowanie państwa w oparciu o prawa wspólnot religijnych.
Specjaliści od moralności katolickiej ukształtowali bardzo interesujący obraz katolickiego sumienia, który ogranicza się do ingerowania jedynie w życie kobiet. Według katolickiego sumienia zbrodnią jest wypisywanie antykoncepcji i skierowań na badania prenatalne. Lekarz -katolik nie może wykonać aborcji, ani eutanazji, dokonać in vitro. Nie tylko uczestnictwo w zabiegach jest niedopuszczalne - również informowanie o nich, bowiem zdaniem katolików ogranicza to klauzulę sumienia i czyni ich współwinnymi zbrodni. Zauważmy, że katolickie sumienie nie potępia brania łapówek, nie wypowiada się o kolejkach, czy za drogich lekach. Katolickie sumienie nie ma nic przeciwko dostępowi pacjentów do leków stosowanych bez recepty, o wiele bardziej szkodliwych niż antykoncepcja i utrudniających diagnozę. Katolickie sumienie nie widzi nic złego w oszukiwaniu pacjentów, w posługiwaniu się sprzecznymi z wynikami badań naukowych informacjami o antykoncepcji, w zastraszaniu pacjentów. Katolickie sumienie to misja nawrócenia pacjenta na bożą drogę. Według deklaracji pani Wandy lekarz katolik może odmówić leczenia narządów rodnych i ludzi nieżyjących w związkach sakramentalnych. Krótko mówiąc lekarz -katolik może nam nie wyciąć narządu rodnego zaatakowanego przez guza lub raka, bo jest to miejsce "sacrum dane przez Boga do współpracy z nim w dziele powołania życia" . Lekarz-katolik może odmówić przyjęcia pacjenta, który żyje w małżeństwie cywilnym, w konkubinacie lub, o zgrozo, w związku homoseksualnym. Sumienie katolickie nie uznaje prawa państwowego tylko kieruje "nauką kościoła oświeconą duchem świętym" i swoją praktykę medyczną musi dostosować do owej nauki.
Biskupi i prawnicy o prawicowych poglądach zapominają o jednym - że lekarz nie leczy powietrza, ale ludzi i w swojej pracy ma obowiązek udzielania porad medycznych i liczenia się ze zdaniem pacjenta. Polska Konstytucja w art.68 mówi o prawie każdego obywatela do świadczeń medycznych,niezależnie od jego światopoglądu.
"Każdy ma prawo do ochrony zdrowia. Obywatelom, niezależnie od ich sytuacji materialnej, władze publiczne zapewniają równy dostęp do świadczeń opieki zdrowotnej finansowanej ze środków publicznych. Warunki i zakres udzielania świadczeń określa ustawa."
Poza tym Kodeks Etyki Lekarskiej w artykule 3 nakazuje
lekarzowi poszanowanie człowieka bez względu na wiek, płeć, rasę , wyznanie, poglądy polityczne, sytuację materialną.
Artykuł 13 Kodeksu Etyki Lekarskiej stwierdza, że obowiązkiem lekarza jest respektowanie praw pacjenta do świadomego udziału w podejmowaniu decyzji dotyczących jego zdrowia. Warto zaznaczyć, że preambule Konstytucji ujęte osoby, które nie popierają wiary w Boga i nie wolno ich dyskryminować. Słusznie zauważyła pani prof. Ewa Łętowska, że "W prawie obowiązującym, w granicach prawnie dopuszczalnej aborcji płód nie podlega ochronie prawa. To jest oddane sumieniu matki. Matki, nie lekarza. Ten ostatni ma się troszczyć o własne sumienie.
I klauzula sumienia lekarza, i prawo kobiety do legalnego zabiegu oparte są na poszanowaniu praw obu stron. Tak samo dobre jest sumienie lekarza, jak i kobiety, która dokonanie legalnej aborcji uważa za zgodne z własnym sumieniem."
Katolicy zapominają, że lekarz nie może myśleć tylko o swoim zbawieniu, ma szanować sumienie pacjenta, które może mieć inne zasady o jego katolickiego sumienia. Moralność wywodzi się z różnych źródeł i nie wolno katolikowi narzucać swoich poglądów innym ludziom, ani wychodzić z założenia, że tylko jego moralność jest uzasadniona i umocowana etycznie.
Wyraźnie widać, że prawo do wolności wolności sumienia, jak i do ochrony zdrowia wywodzą się z Konstytucji, więc są równoprawne, lekarz ma obowiązek powiadamiania, gdzie można uzyskać daną usługę, której on nie wykonuje, nie może stawiać swojego sumienia wyżej od sumienia pacjenta. Poza tym pacjent ma zagwarantowane prawo do informacji o stanie swojego zdrowia i do podejmowania decyzji. Sytuacja, w której lekarz mówi pacjentce, że nie przepisze antykoncepcji, nawet w przypadku gwałtu, bo jest w odpowiednim wieku do rodzenia jest niedopuszczalna. Sprzeczne z prawem jest podejmowanie decyzji za pacjenta.
Nie miejmy złudzeń, że w klauzuli sumienia chodzi o obronę życia poczętego- chodzi wyłącznie o władzę nad kobietami i ograniczenie praw reprodukcyjnych, o narzucenie jednego światopoglądu w ramach ewangelizacji (na siłę, przez zmianę prawa) i rzekomego prawa do wolności religijnej. Tyle, że wolność religijna nie obejmuje odmawiania świadczeń medycznych!!!!!!!
W Polsce 25 lat po przewrocie, po zmianie systemu wolność słowa ustępuje wobec nagonki fanatycznych katolików i terroru uczuć religijnych. Warto przypomnieć, ze wolność słowa to podstawa funkcjonowania państwa, demokratycznego społeczeństwa i jest wartością konstytucyjną. Niestety, w naszym kraju rośnie wpływ kościoła i niedouczonych, ale rządnych władzy biskupów, którzy zastraszają społeczeństwo i wyzywają do protestów i pogardy bez większego powodu. Fanatycy, nie mający pojęcia o czym jest "Golgota Picnic " wymuszają na władzach teatrów wstrzymywanie odczytywania. Są to bojówki biskupie - ludzie pozbawieni zdolności oceny dzieła sztuki i rzeczywistości, nasłani przez biskupów i media w rodzaju Frondy. Ludzie oszukani, na których instynktach i chcę wierzyć, że autentycznej wierze przeprowadza się politykę dalszej katolizacji kraju i pozbawiania obywateli praw obywatelskich. Spektakl nie mógł obrażać uczuć religijnych i postaci Chrystusa, ponieważ był przeznaczony dla widzów, którzy wykupili bilety, a więc osób dorosłych, którzy mają prawo do oglądania tego czego chcą. Katolicy odbierają innym wolność uczestnictwa w życiu kulturalnym. Biskupi domagają się cenzurowania sztuki, bełkoczą coś o chrześcijańskim i narodowym charakterze sztuki, o obowiązku przeciwstawiania się bluźniercom obrażającym Jezuska i jego mękę. Jakim prawem ogranicza się obywatelom wolność? Jako wolny człowiek mam prawo powiedzieć, że mam gdzieś uczucia religijne, postać faceta żyjącego 2000 lat temu, uważam, że obraźliwym dla ludzkiego intelektu jest pogląd jakoby Chrystus oddał życie za grzechy każdego człowieka i zastraszanie tym dzieci. Trzeba jasno powiedzieć, że biskupi wzywający do bojkotu przedstawiania, zastraszający władze świeckie są najgorszymi wrogami Polski. Dziś znów musimy walczyć o wolność słowa i artystycznego wyrazu, tylko, że tym razem naszym wrogiem nie jest mocarstwo, ale kościół katolicki, który ogranicza ludziom wolność z powodu obrażania uczuć religijnych, podburza i antagonizuje społeczeństwo, uważa się za moralny wzór, chociaż tak naprawdę jest siedliskiem zła i hipokryzji.
Źle dzieje się - kolejne teatry z powodu szantażu bojówkarzy, kiboli, nawiedzonych fanatyków odwołują "Golgota Picnic". Uległy śląskie teatry. Ogranicza się ludziom dostęp do kultury, zarzyna niczym bydło wolność słowa i sztuki. Dość terroru fanatyków i katolickiego sumienia, które zagrażają wolności słowa i sztuki oraz konstytucyjnemu prawo do odbioru wolnej sztuki i swobód obywatelskich. Pora naprawdę walczyć o wolność, tym razem, po 25 latach od przełomu, wrogiem społeczeństwa jest KOŚCIÓŁ KATOLICKI, który dąży do zniewolenia państwa i ograniczenia praw obywatelskich. Nie chcę pieprzonego, kościółkowego zbawienia, nie chcę, aby ktoś decydował, co mam oglądać, jak żyć, chcę wolności w życiu prywatnym, w odbiorze dóbr kultury, w oświacie. Jak katolikom sztuka nie podoba się, nie muszą oglądać - mają wybór, którego zakazują innym.
Katolicyzm i ten cały Chrystus to jakieś słabe opoki skoro może je obrazić jedno przedstawie. Wolność słowa jest konstytucyjną wartością, tak samo jak wolność wyznania. Społeczeństwo nie zabrania katolikom wolności wyznania, paradujecie sobie w idiotycznych procesjach, to dlaczego zabraniacie innym brać udział w wydarzeniach, w które chcą zobaczyć?
Obywatele, którzy nie chcą kościelnej wizji świata mają prawo do swojego osądu i w demokratycznym kraju mogą oglądać przedstawienia jakie chcą. Nie ma zgody na kościelną cenzurę, na powrót cenzury. Denerwuje to, że nawet policja boi się skrajnych katolików i biskupów, a dyrektorzy teatrów przerywają lub odwołują przedstawienie. Rząd nie reaguje - jest zajęty nieistotną aferą taśmową, nie dostrzega, że w kraju rozbuchani biskupi atakują prawa obywatelskie i wolność społeczeństwa. Skrajne organizacje katolickie, których członkowie nawet nie przeczytali tekstu sztuki donoszą do prokuratury o obrazę uczuć religijnych. Donoszą na "Gazetę Wyborczą" za to, że opublikowała tekst sztuki. Dla myślącego człowieka jest czymś oczywistym niewypowiadanie się na temat dzieła, którego nie zna. Niekatolicy są w Polsce prześladowani, odmawia się im prawa nawet prawa do wyboru przedstawienia teatralnego i to pod płaszczykiem ochrony religii katolickiej i postaci Jezuska. Oglądałam zdjęcia z protestów katolików - powiem szczerze, jestem zażenowana. Zastanawiam się, jak dorośli ludzie mogą tak ośmieszać się - klękać na chodniku, unosić ręce,śpiewać żałosne religijne pieśni i w tym samym momencie obrażać innych? Jaki przekaz o Polsce i Polakach idzie w świat?- Polacy to ludzie naiwni, bez umiejętności oceny rzeczywistości, podatni na wpływy biskupów, którzy dają się prowadzić niczym krowa na rzeź. Polacy to naród śmieszny, który ośmiesza się w obronie postaci żyjącej 2000 lat temu. Żaden z protestujących nie potrafił powiedzieć o czym jest sztuka, krzyczeli jedynie slogany o bluźnierstwie, o lewactwie, pedałach, o Polsce katolickiej.
Nie możemy zgodzić się na cenzurę, na łamanie prawa w imię religii, nie możemy pozwolić na to, aby kościół nadal rządził i poróżniał społeczeństwo, aby dyktował, co jest dobre, a co złe. Przeciwnik jest trudny, ale trzeba podjąć z nim walkę, dopóki mamy jeszcze jakieś prawa.
Dziś upominamy się nie tylko o jedno przedstawienie, ale przede wszystkim o wolność sumienia (każdego nie tylko skrajnie katolickiego), o wolność osobistą, w wolny kraj i wolną sztukę. Nie chcemy oglądać jedynie jasełek, chcemy mieć prawo do sztuki, która pokazuje różne aspekty rzeczywistości, nawet jeżeli bluźni przeciw kościołowi i dogmatom. Chcemy mieć prawo do oceny sztuki. Nie życzymy sobie, aby biskupi wtykali swoje łapska w sztukę, w prawo, w medycynę i w oświatę. Społeczeństwo musi podnieść się z kolan i już w wyborach samorządowych wybrać ludzi, którzy nie boją się proboszcza i zachowają niezależności w stosunku do kościoła.
Przydałoby się, aby środowiska postępowe zaczęły zakłócać procesję bożego ciała za zaśmiecanie ulic, tworzenie hałasu i tamowanie ruchu ulicznego oraz pilegrzymki - za stwarzanie zagrożenie drogowego i obrażanie inteligencji. Na szczęście dla fanatyków, środowiska postępowe szanują każdego człowieka i nie narzucają swojej wizji świata. Nie zniżamy się do poziomu biskupów, aby obrażać ludzi, mówić , co mają oglądać, nie nawołujemy do łamania prawa w imię jakiegoś bożego prawa (tak naprawdę prawa kościoła i jego dogmatów). Tym razem mamy dość ograniczania praw obywatelskich. Nie chcemy żyć w państwie wyznaniowym. Biskupi i organizacje im podległe chcą wprowadzić szariat po katolicku. Za niedługo i w Polsce będą kamieniować za zmianę religii, stosowanie antykoncepcji i niedochowanie cnoty do ślubu. Musimy powiedzieć STOP i bronić naszej demokracji, pomimo obecności w Sejmie tworu w postaci Zespołu d/s Przeciwdziałania Ateizacji. Dość pseduwolności religijnej, która ogranicza prawa obywatelom.
Przeczytałam dzisiaj wypowiedź kardynała Nycza i ciśnienie skoczyło mi do góry. Nie znalazłam całości wystąpienia, cytuję za dostępnymi źródłami internetowymi.
"Świat współczesny nie żąda od Kościoła zaparcia się Chrystusa i jego Ewangelii, ale żąda milczenia - zwłaszcza w sprawach moralnych, podstawowych dla obrony godności człowieka i społeczeństwa, bez których zagrożone są fundamenty współczesnej cywilizacji europejskiej".
Według kard. Nycza jest przyzwolenie, by Kościół realizował swoją misję charytatywną, a gdy Kościół chce głosić Chrystusa "nie tylko w życiu prywatnym ludzi, ale też w przestrzeni publicznej, wówczas niektórzy zaczynają mieć poważne wątpliwości i znajdują takich, którzy ich popierają".
- Zwłaszcza wtedy, gdy Kościół przypomina o niezmiennym prawie moralnym i stoi na straży wartości nienegocjowalnych. Kościół będzie to czynił i nikt nie ma prawa go uciszać ani zachęcać do przemilczania"
- Trzeba słuchać bardziej Boga niż ludzi. Kościół będzie to mówił także wtedy, gdy pojawiają się w pewnych kręgach próby mówienia o takiej świeckości państwa, w której nie ma miejsca na religię, nie ma miejsca dla Kościoła, a obecność władz państwowych na uroczystościach religijnych jest traktowana przez nie jako niedopuszczalna. Nie chcemy takiej świeckości państwa polskiego - powiedział kard. Nycz. Te słowa zgromadzeni przyjęli oklaskami"
Czytając przemówienie Kardynała na Skałce w Krakowie przeraziłam się. Przedstawiciel kościoła kwestionuje zapisany w Konstytucji rozdział kościoła od państwa, jest kolejnym przedstawicielem kleru, który dąży do stworzenia państwa wyznaniowego. Można zignorować wypowiedź kaznodziei i powiedzieć, że kościół boi się utraty wpływów i dostrzega coraz większe zagrożenie dla swojej pierwszoplanowej pozycji w kraju. Hierarchii religijnej zależy na obecności religii w strukturach państwa, sejmie, rządzie i urzędach, na co nie może i nie powinno być zgody. Kardynał nie chce świeckości państwa, bo to oznacza mniej kasy z budżetu i odpowiedzialność karną dla przestępców w koloratkach. Pan kardynał jest przepełniony butą - twierdzi, że w głosie kościoła odbija się żądanie boże. Słuchając kościelnych bredni, słuchamy Boga. Szczytem buty jest stwierdzenie, że Boga (czytaj biskupów i kościoła) trzeba słuchać bardziej niż ludzi. Kardynał uważa się za równego Bogu. Świadczy to jedynie o chęci przejęcia władzy nad państwem i życiem obywateli. Głoszenie Chrystusa to między innymi działalność charytatywna, pomaganie ludziom, wspieranie ich dobrym słowem i dobrami materialnymi , a nie łupienie państwa, wchodzenie ludziom do łóżek, ukrywanie przestępców seksualnych i afer finansowych. Pan Nycz twierdzi, że społeczeństwo nie ma prawa do krytyki wobec kościoła i wątpliwości związanych z jego działaniem. Otóż, dopóki kościół jest finansowany z budżetu państwa, dopóki mimo swojej moralnej zgnilizny próbuje moralizować i pokazywać życiowe standardy oraz nastawia ludzi przeciwko sobie (wyzywanie ateistów i osób homoseksualnych od zboczeńców, morderców, nazistów), dopóki przedstawiciele kościoła są obecni w szkołach i administracji państwowej (wojsko, szpitale, policja, straż pożarna), to społeczeństwo ma prawo do krytykowania, wyciągania brudów kościoła na światło dzienne. Mamy prawo bronić dzieci przed kościelną ideologią, nie życzyć sobie klauzuli sumienia w służbie zdrowia i obecności polityków ma uroczystościach religijnych.
Kościół ubzdurał sobie jakieś niezmienne prawo moralne, w którego centrum jest obrona zarodków, uszkodzonych płodów i sakramentalnego małżeństwa, co szumnie jest nazywane obroną rodziny. Tymczasem obrona rodziny to pozwolenie na wielość relacji rodzinnych (małżeństwa świeckie, konkubinaty, związki osób jednej płci). Ludzie sami doskonale wiedzą w jakim związku czują się najlepiej i bez względu na statut związku muszą mieć równe prawa. Rodzinie na pewno nie zagraża gender, czy sąsiedzi homoseksualiści za ścianą. Dla rodziny nie jest groźna antykoncepcja, badania prenatalne i in vitro. Rodzinie zagraża światopoglądowa nienawiść, w której sianiu kościół wiedzie prym, bieda, brak dostępu do mieszkań socjalnych, umowy śmieciowe, przemoc w rodzinie. Kościół opowiadając się przeciwko konwencji zapobiegającej przemocy w rodzinie działa przeciw hołubionej przez siebie rodzinie. Warto przypomnieć, że w niektórych mediach katolickich panuje pogląd, że małżeństwo jest nierozerwalne, nawet jeżeli mąż znęca się nad żona - w takiej sytuacji kobieta ma nosić krzyż chrystusowy, a elementem wychowania dzieci jest bicie dzieci. Kościół mówiąc o walce z przemocą łże. Usprawiedliwia przemoc wobec dzieci prawem rodziców do wychowania wedle swojej religii i światopoglądu.
Poza tym kościół mówiąc o wartościach nienegocjowalnych zachowuje się niczym tyran i próbuje narzucić swoje nauczanie całemu społeczeństwo, dąży do wprowadzenia swojej nauki do ogólnopolskiego prawa. Kościołowi trzeba przypominać, że świeckość polega na szacunku wobec poglądów wszystkich obywateli - praktykujących katolików, niepraktykujących, osób innego wyznania, jak i niewierzących. Kościół nie ma prawa narzucać społeczeństwo swojej nauki pod pretekstem obrony życia, rodziny , moralności i tradycji. Oczywiście kościół może wypowiadać się, ale nie żądać, aby jego brednie stawały się prawem.Biskupi nie mogą wpływać na polityków, szantażować ich, straszyć ekskomuniką, przypominać , że wiara ( w zasadzie ich wytyczne) mają być na pierwszym miejscu. Kościół w Polsce zachowuje się jak okupant i faktycznie im jest - pobiera od państwa olbrzymi haracz, jest zwolniony z podatków, obecny w świeckich instytucjach, ma wpływ na edukację, groźbą wymusza korzystne dla siebie zmiany prawne. Po 25 latach, jakie minęły od przełomu, nadal nie jesteśmy wolni - tym razem podlegamy okupacji wysłanników Watykanu, którzy stoją ponad polskim prawem, wprowadzają cenzurę i wymuszają kolejne przywileje.
Dobitne wyraził to arcybiskup Gądecki, który stwierdził, że nie może być mowy o żadnym rozdziale państwa od kościoła, ponieważ obie instytucje są zespolone, a kościół jest duszą państwa. Niestety, pod jednym względem trzeba przyznać arcybiskupowi rację - państwo jest uzależnione od kościoła, doprowadziły do takiego stanu wszystkie ekipy rządzące po 1989 roku. Co ciekawe pan Gądecki znalazł przyczyny emigracji Polaków, ubóstwa i tragicznej sytuacji na rynku pracy - jest nią odcinanie się od ewangelii (czytaj od kościoła). Myślący człowiek może tylko wyśmiać diagnozę pana przewodniczącego Episkopatu. Myślę, że moralną odnowę to kościół powinien zacząć od siebie - ujawnić księży-pedofilii, zająć się zakonnymi ośrodkami, w których podopiecznym dzieje się krzywda (przykład Zabrze i ośrodek Boromeuszek. Niech funkcjonariusze kościoła zajmą się głoszeniem ewangelii, a odczepią się od życia społecznego i polityki. Społeczeństwo ma dość milczenia w sprawie pedofilii i to kościół nie zmusi nas do zamiatania sprawy pod dywan. Mogę zapewnić biskupów, że o wszystkich niecnych występach będzie głośno i możecie sobie buczeć, że to atak na wiarę. Wierzeń nie atakujemy, ale pazerność i nietykalność kleru oraz zastraszanie społeczeństwa i próbę cenzury.
Przyszła pora, aby społeczeństwo powiedziało DOŚĆ i rozpoczęło bunt. Pokażmy, że w swoim kraju mamy coś dopowiedzenia. Nie będziemy puszczać dzieci na religię, chodzić na msze, dawać na tacę, czy intencje mszalne i wypisywać się z kościoła. Kościelne śluby nie są do niczego potrzebne, a pogrzeby mogą być również świeckie. Chrzest nie jest niezbędny do życia. Biskupi zawsze mogą liczyć na szczere opinie, najczęściej krytyczne na temat ich działania. Dopóki nie uzyskamy świeckiego państwa nie będziemy wolni, pomimo tego, że mamy wolność ekonomiczną i jesteśmy w strukturach unijnych. Nie ma prawdziwej wolności bez wolności sumienia i państwa, które nie klęczy przed funkcjonariuszami Watykanu. Politycy, którzy chcą wprowadzić społeczną naukę kościoła do prawa zaprzeczają idei wolności.
Nie ma chyba wątpliwości do czego dążą biskupi. Tylko naród może im przeszkodzić. Na służalczych polityków nie ma co liczyć.
Absolutnie nie zgadzam się ze stwierdzeniem Prezydenta, że Polska dopiero po 1989 roku odzyskała wolność. Mam wrażenie, że w latach PRL-u Polacy mieli więcej wolności - nie byli uzależnieni od wielkich koncernów, ideologii religijnej, niedouczonych biskupów, którzy nachalnie narzucają społeczeństwu swoje zdanie, polityków, którzy nie rozumieją fundamentalnego prawa do prywatności, wszechobecnego konsumpcjonizmu, który kształtuje nasz gust, światopogląd, modę i wybory życiowe. W PRL-u brakowało wolności słowa i zrzeszania się, ale za to nie było głodujących dzieci, oddawania nieruchomości Kościołowi za bezcen, wielkiej rzeszy bezdomnych. Po 24 latach od wielkiego przełomu państwowego wolność słowa nadal nie istnieje. Owszem można krytykować władzę i opozycję oraz urządzać demonstrację, ale absolutnie nie wolno krytykować religii katolickiej i nietykalnego kleru. Prawdziwy Polak -katolik, czytaj człowiek wierzący w nieomylność biskupów i symbole religijne jest wyczulony za wszelką negatywną opinię o swoich pasterzach i symbolach. Kościół histeryzuje z powodu filmu na którym jego nagi autor ociera się o figurę Chrystusa. Mamy wrzaski o obrazie uczuć religijnych, o przekroczeniu granic sztuki, o zniesławieniu Polaków i inne tego typu bzdurne argumenty. Dzielnie wtórują posłowie PiS-u, których jak powszechnie wiadomo obraża wszystko, poza chciwością Kościoła i skandalami pedofilskimi. Pisane są pozwy i donosy do prokuratury przeciwko Muzeum Sztuki Nowoczesnej, organizowane przez religijnych fanatyków jakieś głupkowate modły mające być zadośćuczynieniem niewidzialnej istocie za obrazę porcelanowej figurki, atakowany jest dyrektor muzeum. Autor wyraźnie tłumaczy, że znieważa symbol, a nie postać Chrystusa. Biskupi i politycy PiS-u nie odróżniają pojęć. Kler przecież doskonale wie, że w Biblii jest zakaz czczenia ludzi i tworzenia wizerunków Boga. Z biblijnego punktu widzenia racja jest po stronie artysty. Kult świętych, obrazów maryjnych, krucyfiksów nie ma nic wspólnego z wiarą chrześcijańską, to papieskie wymysły i dogmaty ustalone na kolejnych soborach. Przedmiotem czci powinien być Bóg, a nie dwie deski z przybitą do nich postacią, która wyglądem odbiega od oryginału. Moje słowa mogą razić uczucia Polaka- fanatycznego katolika, jednakże bardziej od urojeń, czy dogmatów cenię prawdę i teksty źródłowe.
Wolności zwłaszcza, osobistej zagraża hierarchia kościelna. Celowo nie piszę Kościół, bo trzeba oddzielić panów biskupów i skrajnie konserwatywne media od wiernych. Osoby wierzące o poglądach umiarkowanych lub niepraktykujące chodzenia do Kościoła nie nawołują do atakowania symboli innych grup społecznych, nie oczerniają, nie bronią pedofilii w koloratkach. Wolności Polaków zagraża bieda i umowy śmieciowe, które naruszają ludzką godność. Wolność Polaków atakują grupy nacjonalistyczne, które chcą wyrugować z przestrzeni publicznej ludzi o innym światopoglądzie i zasadach etycznych. W Święto Niepodległości dają o sobie znać - głoszą obraźliwe hasła i demolują miasto. Ostatnio część tych grup zaangażowała się w obronę życia poczętego, konkretnie płodów z zespołem Downa, polegającą na oczernianiu posłów PO, którzy mieli odwagę przeciwstawić się katolickim fundamentalistom i zagłosowali za obowiązującą ustawą antyaborcyjną.
Wolności Polaków zagraża przede wszystkim punkt o obrazie uczuć religijnych, ponieważ godzi on w fundamentalne prawo człowieka do wyrażania swoich myśli i oceniania otaczającej go rzeczywistości. Wolności rodaków nie sprzyja coraz niższy poziom edukacji, która jest nastawiona głównie na rozwiązywanie testów, a nie na samodzielne myślenie i samokształcenie. Niewyedukowanym społeczeństwem łatwiej manipulować, okłamywać, zastraszać.
Nie sposób nie zauważyć, że skrajnych katolików obraża wszystko, nawet ateistyczne bilbordy i postulaty wprowadzenia edukacji seksualnej. Ich uczucia religijne rani in vitro, sztuka, tęcza na Placu Zbawiciela - symbol pojednania, tolerancji, a według Biblii przymierza człowieka z Bogiem. Uczucia religijne fanatyków ranią osoby homoseksualne, ateiści, odwieczni wrogowie zwani masonerią i żydokomuną. Ich uczucia nie doznają uszczerbku na widok bluźnierczych w stosunku do Biblii wizerunków świętych, nagi Chrystus przepasany kawałkiem materiału na biodrach i przyczepiony do krzyża, modlitwy w miejscach publicznych, typu: galerie sztuki, rynki miast. Nie ranią uczuć religijnych limuzyny biskupów, pałace, czy święcenie supermarketów, kanalizacji i sprzętu wojskowego. Uczuć religijnych polskiego katolika nie obrażają afery pedofilskie w kościele,zrzucanie winy na rodziców, metodę badań naukowych i feministki. To przecież atak lewackich sił na biskupów i wspólnotę Kościoła, sposób na skłócenie ludu z bożymi pasterzami. Jakże perfidne jest oburzenie fanatyków, którzy rozdzierają szaty nad pomysłem odbudowania zniszczonej przez nacjonalistyczną hołotę tęczy, lamenty, ile za te pieniądze byłoby obiadów dla dzieci. Ci sami fanatycy nie dostrzegają, że budowa Świątyni Opatrzności Bożej pochłania 20 milionów złotych rocznie, a roczny koszt nauki religii w szkołach to ponad miliard złotych. Ile za te pieniądze można by ufundować obiadów, a nawet zwiększyć zasiłki dla rodzin wielodzietnych? Bycie ateistą w tym kraju oznacza prześladowanie i poniżanie. Bracia skrajni katolicy podpuszczani przez fanatyczne ruchy religijne i część hierarchii ograniczają przykazanie miłości do swojej grupy wyznaniowej, do innych żywią niechęć, a nawet nienawiść. W końcu ateiści nie dają na tacę, a nie biorą udziału w korupcji zwanej duszpasterskimi odwiedzinami rodzin w okresie bożonarodzeniowym, nie zamawiają mszy, a swoje dzieci trzymają z daleka od spowiedzi, rekolekcji, mszy szkolnych, a nawet katechezy. Ateiści nie płacą egzorcystom za wypędzenie jakiegoś diabła. Należy nimi straszyć społeczeństwo. Warto wspomnieć, że papieże, którzy sprawowali watykański tron w okresie, kiedy Polska była pod zaborami, popierali zaborców i sprzeciwiali się dążeniom niepodległościowym Polaków. To mit, że Kościół walczył o niepodległość.
Do prawdziwej wolności wiele nam brakuje. Aby ją uzyskać społeczeństwo musi zrozumieć, na czym polega tolerancja i szacunek dla drugiego człowieka oraz domagać się ograniczenia wpływu biskupów na polityków i życie społeczne.
Pomysł z zakazem handlu w niedzielę nie jest nowy, wraca co jakiś czas. Jest szczególnie modny w okresie, kiedy jakiejś partii pali się grunt pod nogami, gdyż do opinii publicznej przedostało się zbyt wiele kontrowersyjnych wypowiedzi prominentnych członków. Skompromitowane partie próbują odwrócić uwagę społeczeństwa od kryzysu gospodarczego i wybryków swoich posłów. Jak zwykle w takich sytuacjach orężem walki staje się obrona uciskanej przez liberalizm gospodarczy i moralny rodziny. Na szczęście tym razem zwolennikom odbierania praw obywatelski, to znaczy prawicy i kościołowi nie udało się zebrać 100 tysięcy podpisów pod obywatelskim projektem ustawy. Kościół i jego polityczni sojusznicy po raz pierwszy przegrali sprawę, mimo napomnień z ambon. Jest to dowód na to, że bardzo powoli w społeczeństwie rodzi się bunt przeciwko narzucaniu nauczania Kościoła i ograniczaniu praw obywatelskich.
Argumenty zwolenników
Wśród zwolenników pomysłu są: Prawo i Sprawiedliwość, Solidarna Polska, Polskie Stronnictwo Ludowe, niewielka grupa konserwatywnych posłów Platformy Obywatelskiej, duchowieństwo katolickie, Solidarność, media konserwatywne, stowarzyszenia typu „Wolna niedziela”. Zwolennicy tłumaczą, że zakaz pracy w niedzielę jest postulatem historycznym, który był głoszony już za czasów strajków sierpniowych w 1980 roku. Według pomysłodawców „Niedziela w polskiej tradycji jest dniem świętym i rodzinnym. Trudno uznać, że funkcjonowanie wszystkich placówek handlowych w niedzielę jest uzasadnione koniecznością zaspokajania codziennych potrzeb ludności.” Uważają oni, że zakaz handlu w niedzielę spowoduje wzmocnienie więzi rodzinnych, zintegruje rodzinę, pozwoli rodzinie pobyć ze sobą, uczestniczyć w życiu kulturalnym i religijnym. Zakaz handlu w niedziele nie spowoduje pogłębiania się ubóstwa, bowiem zyskają na nim właściciele małych sklepików, straganów z pamiątkami, muzea, kina i restauracje. Ich zdaniem zakaz handlu w niedzielę spowoduje lepszą jakość życia wszystkich rodzin, zapędzonych „w szaleńczą sieć robienia zakupów w niedzielę niekoniecznie z potrzeby, bez szacunku dla pracowników hipermarketów”. Przedstawiciele Solidarności tłumaczą, że wolna niedziela jest potrzebna kasjerkom z supermarketu, bo wykorzystywane i nie mają czasu na odpoczynek i spędzanie czasu z rodziną. Słychać głosy, że w Niemczech, Austrii i Hiszpanii niedziela jest dniem wolnym od handlu w hipermarketach i świat nie zawalił się od tego nie zawalił. Uważają, że zakupy można zrobić w każdym innym dniu. Wnioskodawcy uważają, że zakaz handlu w niedzielę to przejaw patriotyzmu gospodarczego, ponieważ ludzie z wielkich hipermarketów przejdą na deptaki, które pełne są małych sklepów i kawiarni.
Czy na pewno skorzysta rodzina?
Od kilku miesięcy prawa strona sceny politycznej przy wsparciu duchowieństwa ogłasza swoje wizje dotyczące rodziny. Mamy więc pomysły zakazu in vitro, narzucania jednego, słusznego, bo zgodnego z tak zwanym „prawem naturalnym” modelu rodziny, nauki dotyczące roli kobiety i wieku, w którym należy rodzić dzieci i zalecenia dotyczące liczby potomstwa, czy wykaz zabawek, których nie mamy prawa dzieciom kupować, bo są grożą opętaniem przez mitycznego Szatana. Rodzina stała się hasłem politycznym, na którym buduje się poparcie społeczne, wykorzystując przywiązanie Polaków do wartości rodzinnych. Wszystkie pomysły ograniczania wolności człowieka, praw obywatelskich mają rzekomo poprawić dzietność, ułatwić wychowanie dzieci i scalić tradycyjną rodzinę. Problem w tym, że uzyskujemy dokładnie odwrotny efekt. Zakaz handlu w niedzielę nie pomoże rodzinie. Cóż z tego, że rodzina zje razem niedzielny obiad, uda do kościoła i na spacer, jeżeli straci źródło utrzymania. Czy uboga rodzina, stojąca po pomoc w MOPS-ie, nie mająca za co kupić dzieciom podręczników i ubrań jest ostoją wartości rodzinnych? Szczerzę wątpię. Nie od dziś wiadomo, że więzi rodzinne , bardziej niż praca w niedzielę osłabia brak zatrudnienia. Bezrobocie jest jedną z przyczyn konfliktów w związku, wzajemnych pretensji, społecznego wstydu odczuwanego zwłaszcza przez dzieci. Bezrobocie pogarsza samoocenę, doprowadza do agresji i przemocy w rodzinie. To rzeczywiście scali rodzinę. Ciekawe tylko za co rodzina kupi składniki potrzebne na niedzielny obiad, skoro dotknie ją problem bezrobocia. Zasiłki w Polsce są na bardzo niskim poziomie.
Według ekonomistów, rządu i przeciwników pomysłu, po wprowadzeniu zakazu pracy w handlu w niedziele, zatrudnienie może stracić 50-70 tys. osób, a wydatki na zasiłki dla bezrobotnych wzrosłyby o 420-590 mln zł. Wpływy budżetu z tytułu podatków i składek na ubezpieczenia ulegną zmniejszeniu o 545-764 mln zł. Ekonomiści i rozsądna część klasy politycznej pytają: czy Polska w swoim stanie finansowym, ze spowolnieniem gospodarczym jest gotowa na uszczuplenie budżetu o ponad miliard złotych? . Do tego dochodzi 70 tysięcy osób bez pracy, czyli całkiem spore miasteczko w którym z dnia na dzień bezrobocie sięga 100 procent. Pracę w wyniku tego zakazu straciłyby, głównie kobiety po 40 -tce, które w wielu przypadkach nie znają języków obcych, nie posiadają wysokich kwalifikacji.
W tym miejscu pojawia się kolejny problemem, który umknął uwadze mediów – zakaz pracy w niedzielę jest kolejnym krokiem do dyskryminacji kobiet na rynku pracy. To kobiety stanowią większość personelu hipermarketów. Spowoduje to zubożenie rodzin. Organizacje prawicowe ubolewają nad spadkiem przyrostu naturalnego, uważają, że jedną z jego przyczyn jest zmiana mentalna w życiu rodziny i zawodowe realizowanie się kobiet. W zakazie pracy w niedzielę może chodzić o to, aby kobiety traciły pracę i będąc w domu, zajmując się rodziną, rodziły kolejne dzieci. Nie zauważają, że najwięcej dzieci nie rodzi się w krajach o kulturze patriarchalnej, jak Polska, ale w krajach, które ułatwiają kobietom i mężczyznom opiekę nad dziećmi, jak: Francja, W. Brytania, czy kraje skandynawskie.
Prawica domaga się zakazu handlu w niedzielę, ale jednocześnie argumentuje, że zakaz handlu pomoże małym sklepom, restauracjom, instytucjom kultury, bo ludzie zamiast do dużego sklepu udadzą się do muzeum i na elegancki obiad do restauracji..
Prawicy nie chodzi o całkowity zakaz handlu, a jedynie o zaszkodzenie hipermarketom i galeriom handlowym. Już tłumaczenie, że wolna od hipermarketów niedziela spowoduje wzrost zysków małych sklepów i restauracji pokazuje, że prawicy nie chodzi o integrację domowego ogniska niedzielnych pracowników. Czyż kustosz w muzeum, kelner w restauracji, barman w barze, biletowy w kinie, czy właściciele sklepów nie mają rodzin, nie chcieliby spędzać z najbliższymi więcej czasu? Chodzi o wywołanie sporu ideologicznego i siłowego narzucenia poprzez zakaz nauki kościoła, o ingerowanie w prywatne życie obywateli. Jak widać nie wystarczy im znieważanie rodziców mających dzieci z in vitro, osób o innej orientacji seksualnej, czy ostatnio ofiar gwałtu. Teraz samozwańczo prawica udzieliła sobie prawa do ustalania za rodzinę sposobu spędzania wolnego czasu i gospodarowania swoją pracą. Ciekawe jest to, że właściciele małych sklepów nie popierają zakazu handlu w niedzielę- uważają, że w tym dniu nie będą mieli zbyt dużego utargu, bo ludzie i tak najczęściej robią zakupy w sobotę.
Prawo obywatela do prywatności.
Argumentem przeciwko zakazowi handlu w niedzielę jest przede wszystkim wolność obywatelska i podstawowe prawo człowieka do prywatności oraz życia zgodnie ze swoimi zasadami. Nikt, żaden duchowny, czy polityk nie ma prawa mówić obywatelom, co mają robić w niedzielę. Rację ma Tomasz Lis, który w swoim blogu na portalu naTemat.pl napisał „Podzielam, ale przy okazji przychodzi mi do głowy myśl szersza. Otóż projekt ten, jak wiele innych, służy zapisaniu w prawie przestrzegania różnych przykazań i kościelnych zakazów oraz nakazów, których przestrzegania Kościół po dobroci w żaden sposób wyegzekwować nie jest w stanie”1
Coraz częściej mam wrażenie, że żyję w państwie wyznaniowym, w którym hierarchia kościelna przy pomocy partii mających w zapisane w statusie wierność nauce Kościoła i parlamentarnych grup popularyzujących ową naukę, narzuca całemu społeczeństwu jedynie słuszny punkt widzenia, uzasadniając to dobrem moralnym, korzeniami chrześcijańskim, tradycją narodową i oczywiście dobrem rodziny. Polemizować można ze wszystkimi tezami wymienionymi w pierwszym podrozdziale.
Pomysłodawcy niedzieli bez sklepów chcą nas na siłę uszczęśliwić niedzielnym letargiem. Jeżeli zakaz handlu w niedzielę miałby wejść w życie to zamknięte powinny być także małe sklepy, stacje benzynowe ( w końcu paliwo też można wlać w sobotę), restaurację, stragany na imprezach plenerowych, apteki. Nie pracować w niedzielę powinni także policjanci, lekarze, strażacy i księża- w końcu też mają prawo do odpoczynku. Brzmi jak kiepski dowcip. Oznaczałoby to paraliż całego społecznego życia. Warto przypomnieć politykom, że w znienawidzonych przez nich galeriach handlowych są także restauracje, sale zabaw dla dzieci, promocje regionalnych produktów, festyny rodzinne, kina, siłownie, księgarnie i wiele innych atrakcji. Zamknięcie galerii handlowych oznaczałoby brak alternatywy spędzania wolnego czasu, co przyczyniłoby się do wzrostu poczucia beznadziei i nudy. Co to oznacza dla społeczeństwa? Znudzoną, pijąca, a często agresywną młodzież na osiedlu. Czy naprawdę tego pomysłodawcy zakazu? Na to pytanie powinni odpowiedzieć adresaci. Skoro politykom nie odpowiada pracowanie w niedzielę to dlaczego pojawiają się tego dnia w programach telewizyjnych, organizują spotkania z wyborcami, kongresy swoich partii? Przecież wyborcy i członkowie partii w niedzielę chcą być wyłącznie z rodziną.
Rozumiem chęć odpoczynku kasjerek, ale nie można z tego robić sprawy politycznej i wojenki światopoglądowej. Panie kasjerki nie bardzo są uszczęśliwione postulatem zakazu pracy w niedzielę, obawiają się o swoje zatrudnienie. W Polsce mamy dziwny kult zakazów, pouczania społeczeństwa, co jest dla nich dobre, a nawet próby decydowania za obywateli. Zamiast zakazu handlu lepiej byłoby posłowie zajęli się ochroną miejsc pracy, utrudnili zwalnianie pracownika, uelastycznili czas pracy i wprowadzili górny limit godzin, jakie pracownik może spędzić w pracy oraz poważnie rozważyli likwidację umów o dzieło. Nie wszystkie związki zawodowe popierają absurdalny pomysł. OPZZ uważa, że zakaz handlu w hipermarketach w niedzielę doprowadzi do zwolnień pracowników lub ich zastraszania.
Żyjemy w świecie szybkim, kupujemy i sprzedajemy więcej niż kilka lat temu, nie możemy na cały dzień przestać żyć, zamknąć się w czterech ścianach domu. Klasa polityczna powinna zrozumieć, że tylko wolne społeczeństwo jest szczęśliwe i ma szansę rozwijać się, a ograniczanie praw obywatelskich pod dyktando ideologii wywołuje powszechny gniew i sprzeciw. Polacy nie lubią ograniczania swobód obywatelskich, nie zgodzą się na zamknięcie sklepów. Poza tym zamknięcie sklepów wielkopowierzchniowych narusza zasadę wolności gospodarczej. Pamiętajmy, że galerie handlowe to tak naprawdę mini centra miast, skupione w jednym budynku.
Wolny wybór
Zakupy w niedzielę to wolny wybór, nie obowiązek. Denerwujące jest wchodzenie w sumienia Polaków przez grupę posłów ideologów, którzy dla uzyskania poparcia Kościoła w przyszłorocznych wyborach samorządowych, chcą zmusić naród do akceptacji absurdalnych, godzących w swobodę rozwiązań. Czasy, kiedy władza decydowała za obywatela, co ma robić, a nawet, kiedy ma odpoczywać minęły w 1989 roku. W każdym razie, tak wtedy myśleliśmy. Po 24 latach okazuje się nowa elita polityczna chce wchodzić z butami w życie społeczne, uzasadniając to troską o rodziny. Szczyt hipokryzji.
Opinie Polaków
Przez kilka dni uważnie słuchałam wypowiedzi polityków, obywateli w sondach ulicznych i w programach informacyjnych nastawionych na kontakt telefoniczny i internetowy z widzami. Oczywiście opinie były podzielone, jednakże przeważało oburzenie propozycją. Polacy nie rozumieją dlaczego politycy należący do katolickich klubów parlamentarnych chcą decydować za nich, gdzie, kiedy i na co mają wydawać zarobione pieniądze. Sprzeciwiają się temu, aby to politycy i duchowieństwo dyktowali im co mają kupować i jakie mają odczuwać potrzeby. Osoby dzwoniące do telewizji podkreślają, że to jest ich sprawa, czy w niedzielę pójdą do galerii handlowej po zakupy odzieżowe, sportowe, żywieniowe, czy po materiały budowlane. Polacy uważają, że skoro hierarchowie kościelni grzmią z ambon o zakazie handlu w niedzielę, to w tym dniu nie powinny być otwarte przykościelne kioski z prasą katolicką, czy sklepik z dewocjonaliami i pamiątkami z miejsc pielgrzymkowych, typu: Częstochowa i Licheń. Inaczej zakaz handlu w ustach osób, które zarabiają na handlu w niedzielę brzmi jak hipokryzja.
Nie można namawiać do zaprzestania handlu w hipermarketach i samemu prowadzić działalności handlowej, wykorzystując pracę ludzi, którzy niedzielę, zgodnie z nauczaniem hierarchów powinni spędzać z rodziną.
Co zagraża rodzinie?
Rodzina nie jest w Polsce zagrożona i nie potrzebuje moralnego stróża, który będzie jej mówił kiedy może robić zakupy, gdzie ma pracować, jak leczyć niepłodność, jakie związki tworzyć. Rodzinie nie zagrażają zakupy w niedzielę, ale brak pracy, tanich mieszkań, żłobków, przedszkoli, trudny dostęp do opieki zdrowotnej, niepewność pracy, przemoc. I tutaj jest pole do popisu dla prawicy, jeżeli naprawdę chce pomóc rodzinie. Ograniczenie wolności obywatelskich nie pomaga rodzinie. Kraje, które mają największy przyrost naturalny dają społeczeństwu pełnię praw obywatelskich.
Zbliża się nowy rok szkolny, pierwsze zebrania rodziców i odwieczne pytania o oświadczenie w sprawie religii. Na temat katechezy w szkole napiszę kolejny post. Teraz chciałabym skupić się na lekcjach etyki, a w zasadzie ich braku. Od dwóch lat nie mogę doprosić się lekcji etyki w szkole mojej córki. Odpowiedź dyrekcji jest jednoznaczna - nie zgadza się na nią organ prowadzący szkołę, nie ma funduszy. Pieniądze na religię są, ale to już inna sprawa. Nie tylko ja mam taki problem. Mają go wszyscy niewierzący, którzy muszą w polskiej szkole znosić upokorzenia. Szkoła zamiast promować różnorodność,pokazywać świat, uczyć logicznego myślenia, promować tolerancję, wolnomyślicielstwo ogranicza poznanie do jedynie słusznej koncepcji religijnej. Nie łudźmy się, że treści religijne kończą się na katechezie. Są obecne w podręcznikach do języka polskiego, biologii, wychowania do życia w rodzinie. Msze są obowiązkowym elementem szkolnych uroczystości. W niektórych szkołach obowiązkowym elementem dużej przerwy jest odbycie modlitwy. Sprzeciw nie wchodzi w grę, bo dyrekcja popiera pomysły katechetów. Nikt nie liczy się z uczuciami osób niewierzących, czy nawet uczniów, którzy mogą mieć inne poglądy niż ich katoliccy rodzice.
Przy okazji chciałabym polecić wszystkim ateistom i ludziom wierzącym, którym nie podoba się postępowanie kleru stronę , na której znajdą kulturalną i merytoryczną krytykę Kościoła. Polecam czytanie profilu na FB "Ateiści, Agnostycy, Sceptycy-Strefa wolna od zabobonów", na której bez obawy o obrazę uczuć religijnych możecie podyskutować i wyrazić swoją złość na postępowanie funkcjonariuszy kościelnych
Niewierzący rodzic nie musi godzić się na lekcje katechezy, może wybrać etykę. Szkoła ma obowiązek organizowania etyki, jeżeli chętnych jest siedem osób. Często jest tak, że nikt rodziców nie pyta, czy życzą sobie etyki, a lekcja nie jest uwzględniana w planie nauczania. Niewiele osób wie, że dla mniejszej liczby uczniów w klasie lub oddziale lekcje etyki powinny być zorganizowane w grupie międzyoddziałowej lub międzyklasowej. Oznacza to, że w takiej sytuacji, lekcje etyki ma organizować organ prowadzący szkołę, jest to najczęściej gmina. Do grupy międzyszkolnej mogą uczęszczać uczniowie szkół prowadzonych przez różne organy prowadzące, które ustalają, w drodze porozumienia, zasady jej prowadzenia. Oznacza to, że mogą być tworzone np. grupy międzyszkolne dla uczniów szkół z sąsiadujących gmin, co pozwala na organizowanie zajęć w sytuacji, gdy w szkołach prowadzonych przez ten sam organ zgłosi się mniej niż 3 uczniów. Uczeń pełnoletni może sam zdecydować, na jaki przedmiot chce chodzić. Moim zdaniem taka decyzja powinna stać po stronie ucznia już od 1 klasy gimnazjum. Dziecko w tym wieku potrafi określić, czy wierzy w treści przekazywane na religii, czy ma odmienny światopogląd.
W podjęciu właściwej decyzji mogą pomóc treści nauczania etyki. Dla przykładu przytaczam cele nauczania etyki w szkole podstawowej
Cele kształcenia – wymagania ogólne
I.
Kształtowanie refleksyjnej postawy wobec człowieka,jego natury, powinności moralnych oraz wobec różnych sytuacji życiowych.
II.
Rozpoznawanie swoich obowiązków wobec najbliższego otoczenia, rodziny i szkoły.
III.
Przygotowanie do rozpoznawania podstawowych wartości i dokonywania właściwej ich hierarchizacji.
IV.
Dostrzeganie różnorodności postaw i zachowań ludzi.
V.
Wyrażanie opinii i wartościowanie zjawisk społecznych na poziomie społeczności szkolnej i społeczności lokalnej.
Treści nauczania – wymagania szczegółowe
1.
Poznawanie siebie, dostrzeganie cech indywidualnych własnych i najbliższych osób.
2.
Wyjaśnianie prawdziwego znaczenia własnych zachowań oraz ich przyczyni konsekwencji.
3.
Człowiek jako osoba; godność człowieka.
4.
Przyjmowanie odpowiedzialności za siebie.
5.
Prawa i obowiązki, zasady i reguły postępowania,w tym takŜe w ruchu drogowym.
6.
Uczestnictwo w grupie, porozumiewanie się z innymi.
7.
Wolność i jej różne rozumienie, autorytety i wzory osobowe.
Jak widać etyka to zupełnie różny przedmiot od religii - przygotowuje do życia społecznego, do podejmowania relacji międzyludzkich, uczy wyrażania opinii, pomaga w kształtowaniu własnych zasad moralnych. Stawia się na takie wartości jak: godność i wolność człowieka, angażowanie się w działalność lokalną, buduje poczucie obowiązkowości wobec szkoły i rodziny. Nawet osoby wierzące mogą bez obawy o zachwianie wiary posłać swoje dzieci na etykę. Kwestie religijne nie są przedmiotem zainteresowania tego przedmiotu. Błędem jest przeciwstawianie sobie religii i etyki, co buduje atmosferę niechęci do etyki. Etyka to dział filozofii, w ujęciu szkolnym dodane zostały zagadnienia z socjologii i psychologii. To w pełni wartościowy przedmiot, który rozszerza horyzonty poznawcze uczniów i powinien być obecny w szkole, nie jako przeciwwaga religii, ale jako przedmiot obowiązkowy, tak samo jak matematyka, historia i polski.
Informacje o grupie międzyszkolnej i zarys nauczania zaczerpnęłam ze strony Ministerstwa Edukacji Narodowej.
Warto walczyć o etykę, chociaż jest to walka z wiatrakami, bowiem szkoły zakładają, że wszyscy są wierzący. Warto pamiętać, że od 1 września 2012 roku we wszystkich szkołach obowiązują nowe zasady organizacji nauki. Jedną ze zmian jest umieszczenie religii na liście przedmiotów fakultatywnych - obok etyki, wychowania do życia w rodzinie, języków mniejszości i regionalnych czy zajęć w klasach sportowych. Przedmioty te stają się obowiązkowe, gdy rodzice (a w przypadku uczniów pełnoletnich - oni sami) zadeklarują uczestnictwo. Najważniejsza zmiana dotyczy sposobu finansowania. Środki na prowadzenie zajęć fakultatywnych pochodzą z budżetu samorządów. Oznacza, że opłacenie religii będzie należało do samorządów. To cios dla samorządów, którym będzie brakowało przez to pieniędzy na pomoc społeczną, czy miejskie inwestycje. Drodzy rodzice, skoro już samorządy opłacają naukę przedmiotów fakultatywnych , zadbajmy o to, aby za te pieniądze dzieci otrzymywały potrzebną im wiedzę, a nie uczyły się na pamięć modlitw i niestworzonych historii o duchu świętym, cudownej mocy relikwii, niepokalanym poczęciu i innych absurdach. Szkoły postępują niezgodnie z prawem zakładając uczestnictwo uczniów w lekcji religii, nie pytając rodziców o zgodę. Najczęściej rodzice deklarują zgodę w pierwszej klasie. W następnych latach zakłada się, że zgoda jest aktualna. Wymaga się jedynie pisemnego oświadczenia o wypisaniu z religii. Tymczasem deklarację powinni składać co roku rodzice zapisujący dziecko na katechezę. Ciekawostką jest to, że w Polsce jest prawie 900 szkół, w których nie ma religii. Oby było ich coraz więcej.
Od kilku tygodni obserwujemy nieustanny atak kościoła katolickiego na swobody konstytucyjne. Jako osoba niewierząca, która chce żyć w wolnym kraju i mieć prawo do wyrażania swoich poglądów, nawet jeżeli są inne niż wizja biskupów. Niepokoję się wzrastającym terroryzowaniem społeczeństwa paragrafem o obrazie uczuć religijnych. Trzeba tutaj nadmienić, że nie chodzi o obrazę wiary, czy przedmiotów kultu, ale o wykorzystywanie absurdalnego zapisu do umacniania władzy biskupów i dławienia wszelkiej krytyki kościoła, tworzenie w świadomości społecznej obrazu, w którym to postępowanie zgodne z prawem, szacujące świeckość państwowych instytucji jest prześladowaniem wierzących i Kościoła. Obrazą uczuć religijnych jest popieranie związków partnerskich, różnych modeli rodziny, mówienie prawdy o pedofilii wśród duchowieństwa, o pijackich ekscesach kleru, o chciwości i przekrętach finansowych "bożych wysłanników".
Ostatnie ataki na ateistów przeprowadził nawet Facebook zamykając kilka profili ludzi niewierzących, na których ośmielali się krytykować jego wysokość Kościół katolicki. Wyrok na pana Jerzego Urbana , który zdaniem sądu obraził uczucia religijne, bo umieścił coś co uznano za wizerunek Chrystusa w znaku zakazu, to kolejny przejaw prześladowania ateistów i nadinterpretacji obrazy uczuć religijnych. Postać w gazecie NIE była uśmiechnięta, więc co tak uraziło uczucia posłów? Nie wiemy jak wyglądał Chrystus. Z jakiej racji krytyka jego wyobrażenia jest obrazą uczuć religijnych?. Czy jeżeli zwinę w kulkę obrazek wyobrażający Jezusa z podpisem "Jezu, ufam Tobie" i wyrzucę go do kontenera z papierem też obrażę uczucia religijne? Absurdalne i chore?. Kolejna absurdalna nagonka, tym razem na komendanta z Radomia, który realizując Konstytucję i zapis konkordatowy o rozdziale kościoła od państwa kazał zdjąć krzyże. Policjanci napisali skargę na przełożonego do biskupa i komendanta wojewódzkiego- zarzucili mu obrazę uczuć religijnych. Trzeba przyznać, że policja w niektórych gminach realizuje zadania powierzone przez biskupa, boi się duchowieństwa, nie podejmuje działań choćby w sprawach o pedofilię, czy jazdę pod wpływem alkoholu, jeżeli podejrzanymi mają duchowni. Pan Komendant ma gigantyczne kłopoty, bo zdjął krzyż - być może symbol wiary, ale przede wszystkim znak poddaństwa władzy i instytucji państwowych wobec kościelnej hierarchii, znak, który w instytucjach państwowych bywa ważniejszy od godła. Krzyż w miejscach publicznych to jedynie symbol religii. Państwo nie jest lennikiem kościoła, Polski nie tworzy jak chcą biskupi, chrześcijański system wartości i postać Jezusa, ale Konstytucja i różnorodny światopoglądowo naród. Instytucje państwowe nie są sługami kościoła, ale niezależnymi bytami, gdzie każdy obywatel ma prawo załatwić sprawę i nie mogą godzić w system wartości obywateli. Krzyż jest pokazaniem, kto ma większość i rację. Czy komisariat jest godnym miejscem dla krzyża, jeżeli przyjąć, że jest on symbolem miłości Boga do człowieka? Raczej nie. Obrazki z wizerunkami świętych na komisariacie policji urągają powadze tego miejsca. W jaki sposób modlitwa ma pomóc łapać przestępców doprawdy nie wiem. Policjanci powinni zająć się wykrywaniem przestępstw, a nie tracić czas na modlitwę do świętych, czy na pielgrzymki i msze w trakcie pracy. Praktyki religijne powinny być odprawiane po pracy, w ramach prywatnego czasu.
Od kilku miesięcy mam wrażenie, że skrajnych katolików obraża wszystko - ich gorące religijne uczucia rani nawet akcja "Ludzie z werwą", gdzie jeden koncern paliwowy prezentuje osoby zasłużone dla nauki, medycyny i społeczeństwa. Otóż w kapitule konkursu zasiada prof. dr hab. Mirosław Wielgoś, znany lekarz. Jego obecność wzbudziła kontrowersje u "obrońców życia" z Fundacji Pro - Prawo do Życia. W klinice Dzieciątka Jezus, której profesor Wielgoś jest kierownikiem, przeprowadza się bowiem zgodne z prawem aborcje w sytuacjach, gdy płód stanowi zagrożenie życia dla matki lub jest obciążony wadami genetycznymi. W związku z czym, Fundacja przedstawia go jako mordercę i zarzuca mu mordowanie niepełnosprawnych dzieci. Fundacja Pro- Prawo do życia od lat paraliżuje polskie szpitale, prowadzi nagonkę na osoby będące zwolennikami kompromisu aborcyjnego. Na swoich głupkowatych plakatach przedstawia ich na tle porozrywanych płodów. Wykorzystuje bezprawnie wizerunek tych osób , w większości lekarzy i polityków, aby wzbudzić nienawiść społeczną i jakoś nikt nie reaguje , nie pociąga tej kościelnej organizacji do odpowiedzialności karnej.
Jak długo jeszcze będziemy pozwalać na narzucanie przez Kościół katolicki ideologii, na oczernianie ludzi, na jedyną możliwą interpretację wiedzy, to znaczy zgodnie z przemyśleniami papieży?
Kościół uważa się na gwaranta nieomylności w kwestiach moralnych. Teologia (religia) jest potrzebna służbie władzy hierarchicznej, która samą siebie ustanowiła nieomylną prawdą. Papież uchodzi przecież za nieomylnego w sprawach wiary. Kościół trzyma lud za przysłowiową twarz, straszy piekłem, grzechem, karą za nieposłuszeństwo , wyrzutami sumienia, spowiedzią itp. Kościół hierarchiczny chce jedynie panować i odnosić korzyści, a religia jest dla niego jedynie fasadą, za którą ukrywa swoje właściwe zamiary. Kościół potrzebuje Boga jako najwyższej i ostatniej instancji, aby móc żądać od wiernych absolutnego, bezwarunkowego posłuszeństwa wobec swoich twierdzeń i zakazów, które są sprzeczne z nauką i zdrowym rozsądkiem
"Nie ma drugiej takiej religii, która zniszczyłaby tyle istnień ludzkich, co religia katolicka. Inkwizycja, palenie kobiet – domniemanych czarownic – likwidacja całych narodów, prześladowania niewierzących, heretyków, żydów, tak zwanych sekt; związki Kościoła z dyktatorami (Mussolini, Franco, Hitler, Pinochet), z mafią (Calvi, Sidona etc.); wykorzystywanie niewinnych dzieci i młodych ludzi do celów seksualnych przez papieży, biskupów i księży; oszustwo celibatu, który trwa, chociaż mnóstwo księży żyje z partnerkami lub partnerami (co opisałem w moich książkach: „Eros und Klerus” i „Casanovas in Schwarz”). Współczesne państwa i rządy w wyniku własnej słabości lub głupoty popierają mity o moralnym autorytecie Kościoła i jego niezbędności dla prawidłowego funkcjonowania społeczności ludzkiej. Dzięki temu Kościół zyskuje na znaczeniu i rośnie w siłę, także finansową. Tymczasem każdy człowiek ma własne sumienie i musi zbudować swój własny system etyczny, jeżeli nie chce się stać wasalem propagandy, konwencji i ślepej dogmatyki Kościoła. "
W pełni zgadzam się ze słowami wypowiedzianymi przez byłego duchownego, pana Hubertusa Mynarka, profesora,obecnie dziekana Uniwersytetu Wiedeńskiego.
Nie podoba się mi to, że nieudolne rządy pozwalają Kościołowi na bycie autorytetem moralnym, na zastraszanie polityków i społeczeństwa, że nie robią nic, aby bronić naród przed coraz większymi zakusami kościoła. Warto pamiętać, że Kościół katolicki nie jest on prawdziwą religią, lecz konglomeratem rozmaitych religii i światopoglądów. Można w nim znaleźć elementy chrześcijaństwa, religii pogańskich, filozofii antycznych i współczesnych. Katolicyzm jest pozbawiony oryginalności. Wierzący nie odnajdzie tutaj żadnej prawdy wiary, która nie zostałaby ukradziona jakiejś innej religii, np: zmartwychwstanie. A jest zdradą religii, ponieważ nadużywa jej do manipulowania ludźmi, ogłupiania ich i wykorzystywania, a nie do przedstawiania Boga.
Szczerze mówiąc to ludzie niewierzący, wyznawcy innych religii, agnostycy mają serdecznie dość obecności Kościoła w życiu politycznym i społecznym, ciągłego zastraszania, wyłudzania z budżetu pieniędzy podatników, uzurpowania sobie wielkiej roli w państwie. Chcemy mieć w końcu prawo do wypowiadania swoich poglądów bez zagrożenia, że poseł PiS, Solidarnej Polski i szkodliwe fundacje pro-life poczują się urażone i będą gnębiły ludzi myślących inaczej niż oni i biskupi. Mamy dość duchownych wzywających do ubóstwa, poświęcania siebie jeżdżących najlepszymi samochodami i mieszkających w pałacach. Mamy po dziurki w nosie opowiadania o ewangelicznej miłości przez osoby, które podżegają do nienawiści wobec dzieci z in vitro, ginekologów przepisujących antykoncepcję, wykonujących in vitro, czy usuwających ciążę, w przypadku kiedy płód ma kilka uszkodzeń genetycznych. Domagamy się karania duchowieństwa w sytuacji, kiedy nawołują do nienawiści wobec związków partnerskich, osób homoseksualnych , lewicowców, twórców krytykujących kościół. Nie chcemy , aby Polska była ośmieszana przez przedstawicieli kleru uważających, że ich pomysły są ważniejsze od prawa stanowionego, czy też przed duchowieństwo wyrażające pogląd, że zapłodniona komórka jajowa jest człowiekiem, opowiadających bajki o wskrzeszeniach, czy uleczeniu raka dzięki modlitwie. Ubolewamy nad tym, że nasz piękny nadwiślański kraj jest kompromitowany przez pewnego księdza, który opublikował listę zagrożeń duchowych, na których znaleźli się najwięksi twórcy muzyki rozrywkowej, symbole kulturowe i dzieła literackie. Mamy oto początek nowej listy "ksiąg zakazanych". Chcemy żyć w normalnym kraju bez strachu, w państwie szanującym prawa człowieka. Zależy nam na tym, aby nasze dzieci i ich nauczyciele nie były zmuszani do udziału we mszach szkolnych i rekolekcjach, aby wyprowadzić religię ze szkół i móc wychowywać dzieci zgodnie ze swoim światopoglądem bez obawy o to, najmłodsi że będą wyśmiewani w szkole z powodu niewiary w Boga. Wierzący mogą posyłać dzieci na religię do salek katechetycznych.
Racjonaliści apelują do partii lewicowych i liberalnego skrzydło Platformy Obywatelskiej o porozumienie między podziałami i usunięcie z kodeksu karnego punktu o obrazie uczuć religijnych, który zagraża wolności wypowiedzi w Polsce i jest powrotem do cenzury. Sprzeciw wobec hierarchów katolickich to trudne zadanie - oni zawsze wiedzą jak wystraszyć i zmusić polityków do posłuszeństwa. Mają w ręku swój jeden argument - 90% społeczeństwa to katolicy. I tutaj wypada napisać sprostowanie - to osoby ochrzczone, a niekoniecznie praktykujący katolicy, którzy poważnie traktują naukę Kościoła. Spora część nie chodzi do kościoła,nie daje na tacę, a naukę Kościoła ma w nosie.
Od polityków spora grupa społeczna oczekuje likwidacji paragrafu o obrazie uczuć , wyprowadzenia religii ze szkół i zerwania konkordatu. Zamiast religii można by wprowadzić etykę, ekonomię i obowiązkowo wychowanie seksualne. Przedmioty unowocześnią edukację, pomogą dzieciom w dorosłym życiu. Religia jest przedmiotem zbędnym we współczesnej szkole, skostniałym, nieefektywnym.
Kościół uważa się za instytucję prześladowaną. Wiele osób zdziwi to stwierdzenie. Otóż prześladowanie kościoła to np: zdjęcie krzyża z komisariatu, likwidacja Funduszu Kościelnego, brak religii na maturze, związki partnerskie, mówienie prawdy o pedofilii i przekrętach finansowych. Większość z nas chciałaby być tak prześladowana jak Kościół - mieć największe wpływy, poczucie bezkarności i nieliczone dotacje oraz ulgi podatkowe.